Nie, 25 wrz 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
W momencie śmierci mężczyzny stanął jego zegar. Niezwykły fenomen zwiastunów śmierci potwierdziła historia z Kielc.
Śmierć każdego człowieka jest jednym z dwóch najważniejszych momentów jego życia. Od lat Fundacja NAUTILUS gromadzi materiał pozwalający postawić hipotezę, że w tej właśnie chwili dochodzi czasami do zjawiska polegającego na zatrzymaniu się zegara w domu, z którego pochodzi zmarły. Dotyczy to zarówno starych, mechanicznych zegarów, jak i nowoczesnych, które są oparte na elektronice.
Oto relacja, którą zamieścił dziennik FAKT, a która dokładnie pokazuje ten niezwykły fenomen. Do tragicznych wydarzeń doszło 17 września 2005 roku, kiedy mieszkaniec Kielc Tomasz Wojtiuk (33 l.) pojechał na koncert z kolegami z pracy. Miała to być impreza upamiętniająca koniec lata, na koncert przyjechało wielu tzw. „szalikowców”.
Nie wiadomo, jaki był przebieg wypadków. Według zeznań policji po 21.00 policjanci spostrzegli, że mężczyzna słania się na nogach i jest cały we krwi. Z zupełnie niezrozumiałych przyczyn nie wzywał pomocy. Dopiero na stanowcze żądanie policji pokazał, że jest ciężko ranny. Miał kłutą ranę w okolicy serca, wykrwawiał się błyskawicznie. Na kilkanaście minut przed śmiercią zadzwonił do swojej żony. Powiedział krótko: „nie martw się, wszystko będzie dobrze”. W tym czasie był już w bardzo ciężkim stanie, co chwilę tracił i odzyskiwał przytomność. O godzinie 22.00 wydarzyła się dziwna rzecz. Żona Tomasza Wojtiuka spojrzała na jego ulubiony, ścienny zegar, który nagle przestał chodzić pokazując punktualnie godzinę 22.00. W tym samym momencie w szpitalu swoje życie zakończył jej mąż. Miała przeczucie, że stało się najgorsze.
- Nigdy się nie psuł, ale zobaczyłam, że o 22.00 wskazówki zatrzymały się. Wtedy wiedziałam, że jest to koniec.
Takich historii mamy bardzo wiele, wszystkie one pokazują podobny przebieg zdarzeń. Dokładnie w momencie śmierci zatrzymuje się zegar w domu umierającego człowieka. Jest kilka teorii wyjaśniających ten fenomen. Jedna z nich mówi o tym, że w momencie śmierci z człowieka uwalniana jest energia, która przybywa w pobliże ukochanej osoby, a efektem pobocznym jest właśnie zatrzymanie się zegara. Zresztą dotyczy to także innych znaków, jak pękające talerze, spadające samoczynnie szklanki czy także czarne ptaki, które nagle z niewiadomych powodów siadają na parapecie i uporczywie stukają dziobem w okno (mamy też takie relacje). Inna teoria mówi o tym, że są istoty duchowe zwane zwiastunami śmierci, które w ten sposób przekazują znak najbliższej rodzinie. Od lat gromadzimy materiał o największym fenomenie naszych czasów, czyli jasnowidzu Stefanie Ossowieckim. Wśród swoich rozlicznych talentów miał on także dar widzenia zbliżającej się śmierci człowieka. Opowiadał, że nad człowiekiem którego życie zbliża się do końca, pojawia się nad głową obłok białej energii. W 1933 roku podczas gry w brydża taki obłok Ossowiecki dostrzegł nad głową jednego z uczestników gry, który był mężczyzną w znakomitym zdrowiu i kondycji. Powiedział o tym gospodarzowi domu, który lekceważącą machnął ręką tłumacząc, że wskazany mężczyzna ma kondycję „olimpijczyka”. Podczas powrotu do domu wskazany przez Ossowieckiego człowiek uczestniczył w wypadku drogowym, który zakończył się jego śmiercią. Wniosek jest jeden – moment śmierci każdego człowieka jest określony i są osoby, które mogą go przewidzieć. Można go także odczytać z niesłychanego fenomenu, który nazywamy zwiastunami śmierci.
Nie, 25 wrz 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.