Dziś jest:
Czwartek, 28 listopada 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7211x | Ocen: 0

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5


Czw, 7 lis 2019 11:02   
Autor: FN, źródło: FN   

KATASTROFA W ROSWELL – CZY RZECZYWIŚCIE ZNALEZIONO POJAZD UFO?

21 grudnia odbyło się spotkanie zespołu projektu „Otwarte Niebo”. Rozmawialiśmy o najnowszych produkcjach dokumentalnych z USA dotyczących UFO. Filmów powstaje bardzo dużo i musimy śledzić na bieżąco co ważniejsze pozycje. Znowu pojawił się temat Roswell, który jest w jednym z najnowszych dokumentów, które powstały w ramach wydawnictwa MUFON.
Powraca w nim temat legendarnej postaci dla Roswell, czyli pułkownika Philipa J. Corso. W naszej bibliotece jest książka „The Day After Roswell”.




To w niej pada legendarne zdanie Philipa J. Corso „widziałem ciała obcych istot”.





Warto napisać, co wiemy o tej postaci. Podczas swojej 21-letniej kariery wojskowej Philip J. Corso pracował jako oficer wywiadu w Korei, doradca IB-1 bezpieczeństwa narodowego prezydenta Dwighta Eisenhowera i otrzymał 19 odznaczeń za wzorową służbę. Mimo przejścia na emeryturę został doradcą do spraw bezpieczeństwa, pracując dla senatorów Jamesa Eastlanda i Stroma Thurmonda, a w 1997 r. zeznawał przed Komisją Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych w sprawie jeńców wojennych, przetrzymy- wanych w Korei Północnej.




Jednak to okres, kiedy kierował działem techniki przy Instytucie Badawczo-Rozwojowym Armii Amerykańskiej, sprawił, że w świecie ufologicznym zawrzało. Właśnie wtedy – jak opisuje w książce The Day After Roswell („Nazajutrz po Roswell”) – miał za zadanie rozłożenie na części i zanalizowanie budowy pozaziemskiego pojazdu, który rozbił się w 1947 roku w czasie lądowania w Roswell.


Podczas obchodów 50. rocznicy tych wydarzeń pułkownik udzielił wywiadu, który jest w naszym archiwum FN.

– Ostatnio często zadaje mi się to pytanie. Dlaczego to zrobiłem? Pewnego dnia wnuczek zapytał mnie: „Dziadku, czy widziałeś kiedyś kosmitę?” Odrzekłem mu: „Całkiem niewykluczone, że tak”. Zawsze chciałem opisać moje wojskowe doświadczenia i nawet zacząłem robić notatki, dotyczące mojej pracy w wywiadzie – spisywałem wyłącznie fakty. Lecz kiedy poznałem Billa (Williama Birnesa – współautora książki), zaczęliśmy koncentrować się głównie na Roswell. Bili zebrał moje notatki, dopracował je i stworzył z nich historię zrozumiałą dla ogółu.
Kiedy zaczęliśmy pisać, musieliśmy zmierzyć się ze znaczeniem i z konsekwencjami tej historii, częściowo związanymi z obcą technologią i UFO, a także z walką wywiadów i bezpośrednim zagrożeniem wojną w tamtych czasach. Wydawca powiedział nam: „Zbliża się 50. rocznica wydarzeń w Roswell, zabierzcie się za to zagadnienie”.
– Czy mógłby Pan pokrótce streścić książkę?
– Chodzi przede wszystkim o to, że zabraliśmy z miejsca wypadku różne przedmioty oraz sprzęt i przekazaliśmy je Amerykanom. To, czego działanie udało nam się zrozumieć, wprowadzaliśmy do produkcji – dlatego w latach 60. technika zrobiła duże postępy. Weźmy choćby światłowody. Gdy zobaczyłem je po raz pierwszy, nie wiedziałem, do czego służą; teraz opiera się na nich cała komunikacja.
Książka dotyczy analizy i rozwoju techniki przyniesionej z pustyni w 1947 r. Pomyślmy o laserach, układach scalonych i noktowizorach. Niektórzy powiadają: „Niemcy i Brytyjczycy dysponowali techniką noktowizyjną już pod koniec II wojny światowej – nie wmawiajcie, że pochodzi ona spoza Ziemi”. Lecz armia była bardzo ostrożna przy wprowadzaniu takich urządzeń do przemysłu.
– Jak udało się Panu wprowadzać obce technologie, unikając niewygodnych pytań?
– Badaliśmy je w laboratoriach należących do prywatnych firm i zajmujących się podobnymi zagadnieniami. Naszym jedynym warunkiem było to, że dokumentacja nie może zawierać śladu
 informacji, skąd ta technologia pochodzi. Na początku nie mieliśmy o tych rzeczach najmniejszego pojęcia, ale wydawały nam się ważne. Przedsiębiorstwa otrzymywały fundusze na badania i przedmioty pozaziemskiego pochodzenia – lecz nie wiedzieli, skąd je mamy. Otrzymywali obiekty, musieli się dzielić z nami odkryciami, ale pieniądze pozostawały u nich. Takie postępowanie wydało nam się słuszne.
– Czy byliście w stanie wyciągnąć jeszcze jakieś wnioski na podstawie znalezisk w Roswell?
– Bardzo wiele odkryć zawdzięczamy brakowi pewnych elementów – to, czego nie było, okazywało się równie ważne jak to, co odnaleziono. Na pokładzie statku nie odkryto żadnego jedzenia, wody, ani urządzeń do ich przechowywania. Nie było tam też toalety ani udogodnień medyczno-wypoczynkowych. Od tego wyszliśmy, starając się wymyślić produkty umożliwiające dalekie podróże człowieka w kosmos, np. odnawialne źródła tlenu i pożywienia. Odkryłem, że ciało odżywiane elektromagnetycznie jest w stanie przeżyć. Nasz pomysł, żeby napromieniowywać jedzenie, wykorzystano później do przechowywania żywności na pokładzie statków kosmicznych.
– Co się stało z Obcymi? Czy któryś z nich przeżył katastrofę?
– Nie, wszystkich pięciu zginęło. Ponieważ byli klonami, ich zwłoki ulegały bardzo szybkiemu rozkładowi. Udało mi się zobaczyć jedno z ciał z Roswell. Miałem przyjaciela, sierżanta, który 6 lipca 1947 r. wpuścił mnie do budynku weterynarii i pokazał istotę, zanurzoną w płynie wypełniającym drewnianą skrzynię. Ciało przypominało bardzo niskiego człowieka, ale miało czteropalczaste dłonie, bladoszarą skórę i nieproporcjonalnie dużą głowę w kształcie żarówki. Istota nie miała uszu, brwi ani zarostu, usta były wąziutkie jak szczelinka, a ogromne oczy przypominały kształtem migdały. Miałem nadzieję, że będzie można wytłumaczyć to wszystko jakoś inaczej, ale z drugiej strony wiedziałem, że to kosmita.
– Czy widział Pan film wideo, nakręcony w Roswell podczas sekcji zwłok?
– Widziałem cały ten materiał i zauważyłem w nim parę istotnych rzeczy, o których z całą pewnością nikt inny nie mógł wiedzieć co tylko dodaje mu wiarygodności. Skłaniam się raczej ku potwierdzeniu jego autentyczności, ale nie jestem tego pewien w stu procentach.
– Jak jest Pana stosunek do opinii, że Obcy znalezieni w Roswell byli tylko manekinami używanymi do testów?
– Nie chcę nikogo krytykować, ale wojsko powinno było wymyślić coś lepszego. Wydaje mi się, że takie wytłumaczenie jest bardzo głupie. Rozumiem, że chcieli zapobiec panice, ale takie łatwe do przejrzenia kłamstwo jest wręcz obraźliwe.
– Czy dowiedział się Pan skąd pochodzili przybysze?
– Niestety nie. Nigdy nie udało się nam dojść, kim byli ani skąd przybyli. Mieliśmy teorię, że byli klonami i nazwaliśmy ich „pozaziemskimi istotami biologicznymi”. Wydaje mi się, że popełniliśmy wielki błąd, nie badając tych ciał dokładniej. Trzeba było przeanalizować wszystko od początku do końca. Te humanoidy miały skórę odmienną od naszej, ich mózg również pracował inaczej. Bardzo interesujące były ich kości i mięśnie, bo w przeciwieństwie do ludzkich, wyjątkowo dobrze znosiły podróże kosmiczne.
– Czy domyśla się Pan, jaki mógł być cel wizyty kosmitów na Ziemi?
– Istnieje domniemanie, że byli klonami, wyhodowanymi specjalnie do podróży kosmicznych przez jakąś wyższą rasę, i że wiele latających spodków uległo katastrofom z powodu błędu systemu nawigacyjnego, którego częścią byli sami Obcy. Jestem przekonany, że nauka jest w stanie odkryć, jak wyglądała rasa wytwarzająca takie klony.
Moim zdaniem – napisałem to zresztą w mojej książce – Obcy mieli, i ciągle mają, wrogie zamiary. Na szczęście dysponujemy już środkami, które mogą zmniejszyć to zagrożenie. Przy użyciu technologii poznanej podczas analizy pojazdu z Roswell, możemy ich zestrzelić za pomocą silnych laserów lub nawet strumieniowej broni cząsteczkowej.
– Czy po publikacji Pańskiej książki rząd próbował Pana w jakiś sposób uciszyć?
– Nie, nikt nie kazał mi zamilknąć. Przyrzekłem jedynie, że nie będę podróżował do krajów komunistycznych. Tak zwani „ludzie w czerni”, o których mówi się, że są rządowymi agentami,
wysyłanymi z zadaniem uciszania świadków wizyt kosmitów, nie istnieją. Zresztą byłem przecież dowódcą wojskowym i nigdy bym sobie na coś takiego nie pozwolił.
– Do jak wielu informacji mają dostęp prezydenci? Czy znają na przykład prawdę o katastrofie w Roswell?
– Mówić tylko mogę o tych prezydentach, których znam. Eisenhower doskonale o tym wiedział. Wiedział też Reagan i prawdopodobnie również Truman. Jednak na pewno byli też inni, o których nie wiem. Wydaje mi się niemożliwe, żeby prezydent nie wiedział o tak istotnych rzeczach. Nosi przecież tytuł głównodowodzącego i jeśli zażąda jakiejś informacji, powinien ją otrzymać.

Obca technologia
W 1961 roku Corso, wówczas w randze podpułkownika, rozpoczął pracę w Pentagonie w dziale Obcej Technologii. Jednym z jego pierwszych zadań było zbadanie dokumentacji Roswell. Wśród papierów znalazło się pudełko z następującymi pozostałościami statku:
– Przejrzyste, pojedyncze, podobne do szkła druty, cieńsze niż miedziane (włókna optyczne);
– Cienkie, 5-centymetrowe, matowo-szare płytki, wyglądające jak plastik, na których
znajdowała się nieco wypukła druciana siateczka (obwody scalone);
– Dwuczęściowy zestaw eliptycznych okularów, cienkich jak skóra. Patolodzy twierdzili, że pasowały do soczewek kosmitów (noktowizory);
– Mała latarka z własnym źródłem zasilania, nie wytwarzająca promienia świetlnego, dopóki nie została skierowana na jakiś przedmiot. Wtedy czerwone światło stawało się tak intensywne, że przedmiot zaczynał się dymić. Zdaniem Corso był to instrument chirurgiczny, który mógł być użyty do okaleczania bydła. (laser);
– Ciemna, metaliczna i podobna do folii tkanina, na której nie widać było śladów złożeń lub zgnieceń (włókna o wielkiej wytrzymałości);
– Opaska na głowę z elektrodami z każdej strony. Nie odkryto sposobu jej stosowania; być może stanowiła zwykłą opaskę podtrzymującą włosy – jednakże, jak twierdzą świadkowie, Obcy byli ich pozbawieni.

System obrony przed Obcymi?
Corso twierdzi, że technologia użyta w pozaorbitalnym systemie obronnym (SDI), ochrzczonym mianem „Gwiezdnych Wojen”, została przeniesiona z pojazdu, który uległ wypadkowi w Roswell (np. akcelerator cząsteczek „Saturn”, używany do wytwarzania pulsujących promieni Roentgena wielkiej mocy).
Prezydent Reagan – inicjator projektu, który miał bronić USA przed sowieckim atakiem nuklearnym – opisał go jako „tarczę obronną, która nie skrzywdzi ludzi, lecz unieszkodliwi pociski nuklearne, zanim dosięgną ludzi”. Corso jest odmiennego zdania co do przeznaczenia tego systemu:
„Oba państwa (USA i ZSRR) zdawały sobie sprawę, jakie naprawdę są cele SDI i nie chodziło tu o rakiety z głowicami nuklearnymi, lecz o obce pojazdy kosmiczne, które uważały się za niewidoczne i nietykalne, gdy przemykały się na skraju atmosfery naszej planety”.
Corso posuwa się dalej, uważając, że zimna wojna dobiegła końca dzięki współpracy Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego:
„To, o co walczyliśmy, stało się mało istotne w obliczu zagrożenia ze strony istot tak zaawansowanych technologicznie. Zdawaliśmy się być niczym więcej, jak tylko ich zwierzętami hodowlanymi, które mogliby wykorzystać w dowolny sposób”.
Pułkownik Corso był zdania, że ludzkości udało się to zagrożenie oddalić.

Philip James Corso
Birth    22 May 1915
Sandusky, Erie County, Ohio, USA
Death    16 Jul 1998 (aged 83)
Jupiter, Palm Beach County, Florida, USA





Na pokładzie okrętu Nautilus przygotowania do kolejnej operacji z serii „Otwarte Niebo”. Będzie wyjazd, już rezerwujemy miejsca w hotelu i kompletujemy sprzęt. Wyruszamy na początku nowego roku, czyli… już niedługo! Na razie przed nami święta. Już teraz wszystkim życzymy Wesołych Świąt!


Komentarze: 0
Wyświetleń: 7211x | Ocen: 0

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5


Czw, 7 lis 2019 11:02   
Autor: FN, źródło: FN   



* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Artykułem interesują się

Poniżej lista Załogantów, których zainteresował ten artykuł. Możesz kliknąć na nazwę Załoganta, aby się z nim skontaktować.

Brak zainteresowanych Załogantów.

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.