Dziś jest:
Czwartek, 28 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 5870x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
PROJEKT FOTO-LAB FN – KRÓTKI WYWIAD O ANALIZIE ZDJĘĆ UFO
PROJEKT FOTO-LAB FN – KRÓTKI WYWIAD O ANALIZIE ZDJĘĆ UFO
Fotografie i filmy z obiektami UFO – bardzo ważna część naszej działalności i jeden z kluczowych elementów tego zadziwiającego fenomenu. Zjawisko UFO jest w 100 (!) procentach prawdziwe, podobnie jak twierdzenie, że Ziemia jest odwiedzana przez obce cywilizacje. Pojazdy „obcych” specjalnie ukrywają się przed naszym wzrokiem, gdyż mamy jako ludzkość na tak prymitywnym etapie rozwoju myśleć, że jesteśmy sami we wszechświecie. Mimo wszystko czasami udaje się zrobić zdjęcie ich pojazdu lub nawet go sfilmować. Jak ocenić, czy film lub zdjęcie jest prawdziwe? Zapraszamy do przeczytania wywiadu o „zdjęciach i filmach z UFO”, który został przeprowadzony w Bazie FN.
Dlaczego chciałeś porozmawiać o zdjęciach UFO?
Bo to jest bardzo ważny i ciekawy temat.
No tak, ale jednocześnie mówiłeś, że temat zdjęć UFO jest zbyt trudny i złożony, aby go wytłumaczyć w rozmowie.
Bo to prawda. No ale nic - zacznijmy może od tego, że to całe UFO to jest tak nieprawdopodobnie prawdziwa i jednocześnie fascynująca sprawa, super ważna dla całej Ziemi i naszej cywilizacji, że ja czasami mam wrażenie, że poza wiedzą duchową nie ma nic ważniejszego na Ziemi, żadnej ważniejszej informacji. Ten temat zasługuje nie na jakieś teksty czy nawet wywiady czy książki, ale wydziały na uniwersytetach. Jestem pewien, że tak kiedyś będzie – wiedza zgromadzona przez obce cywilizacje przez nawet miliony lat rozwoju technologicznego i duchowego dosłownie rozjedzie naszą wizję świata, człowieka, boga, religii i w zasadzie wszystkiego. A tak przy okazji: czy wiesz, że w tamtych światach podobno nie ma szkół, książek czy wykładów na wyższych uczelniach?!
Tam, czyli na obcych planetach?
Tak. Mówię oczywiście o tych stojących na wysokim poziomie rozwoju duchowego. Tam wiedza przekazywana jest inaczej…
Jak?
Po prostu dana istota czerpie ją z czegoś w rodzaju banku danych wszechświata. Myślę, że tak popularna w świecie wschodu tzw. Kronika Akaszy to jest dokładnie to samo, o czym mówią obce istoty z wyższych światów… ale wróćmy może do tematu zdjęć i filmów z obiektami UFO.
Dobrze, to może… kiedy dostałeś pierwszą fotografię z UFO?
Nie pamiętam, ale to pewnie było w 1995, kiedy ruszyła audycja Nautilus Radia Zet. Ktoś ze słuchaczy chyba przysłał zdjęcie z takim czarnym obiektem na niebie w kształcie dysku. Ot, taka wakacyjna fotka z kimś tam z rodziny, a potem po odebraniu zdjęcia z punktu FOTO (tak kiedyś robiło się zdjęcia w erze aparatów na kliszę – przyp. FN) na pustym niebie takie coś dziwnego. Ja wtedy do zdjęć czy filmów nie przykładałem najmniejsze wagi, bo jak dla radiowca liczył się dla mnie tylko i wyłącznie dźwięk. Relacja, rozmowa ze świadkiem, który widział UFO? Świętnie – mogę to wykorzystać w audycji. Ale zdjęcie czy film z UFO? Na co to komu?! Zbierałem te zdjęcia jako dodatek do dokumentacji, a potem też pojawiły się filmy z UFO, ale to później, kiedy na dobre ruszył internet. Kiedy zakończył się Nautilus Radia Zet i ruszyła wielka historia z Fundacją Nautilus, wtedy pojąłem, że filmy czy zdjęcia tych fantastycznych obiektów to bardzo ważna sprawa, wręcz kluczowa, jeśli chce się prowadzić serwis w sieci, a także w ogóle publicznie mówić o UFO. Zdjęcie czy film to jednak coś więcej niż nawet najciekawsza relacja świadka. Wtedy myślałem dość naiwnie, że uda mi się dzięki temu przekonać ludzi do tego, że Ziemia jest odwiedzana przez obce cywilizacje. Oczywiście myliłem się – prawie nikogo nie udało mi się przekonać, co zresztą budziło moje zdziwienie, a dziwi mnie do tej pory. Zjawisko UFO było, jest i będzie traktowane jako niegroźne dziwactwo, takie oryginalne hobby ludzi trochę nawiedzonych i oczywiście naiwnych, bo przecież żadnego UFO nie ma! Bo jakby było, to mówiłby o tym ksiądz, ulubiony nauczyciel, profesor z wyższej uczelni, brat i tak dalej – oni milczą, więc żadnego UFO nie ma.
Zdjęcia i filmy nie są dla takich ludzi dowodem?
Oczywiście, że nie. To zabawna sprawa z tymi wyśnionymi dowodami na istnienie UFO, których rzekomo nie ma i które mają się pojawić w 2022 roku, bo Pentagon coś tam opublikuje i to wszystko zmieni… pusty śmiech mnie ogarnia, jak to słyszę.
Nie wierzysz w „ostateczny dowód”?
Oczywiście, że nie wierzę. Bo każdy tak zwany dowód zostanie na sto milionów sposobów podważony, wyśmiany, zakwestionowany. Jestem poruszony relacją Michela Desmarquet`a o podróży na planetę TJehoobę, którą to relację z wielu, wielu powodów uważam za prawdziwą. Podczas rozmowy z obcymi Michel nagle zadał im pytanie, dlaczego oni nie dadzą mu dowodu na to, że naprawdę był na ich planecie. Odpowiedź, którą uzyskał na swoją prośbę jest zadziwiająca i przejmująca mądrością, a także wręcz fenomenalną znajomością ludzkiej natury. Wyjaśnili mu to, że każdy dowód zostanie wyśmiany, zakwestionowany, a ludzie będą żądali jeszcze bardziej lepszego dowodu, a następnie jeszcze lepszego niż ten ostatni i tak w nieskończoność… to droga donikąd. Mają absolutną rację, zresztą nie tylko w tej sprawie… ale zaczekaj… o co mnie pytałaś?
Mówiliśmy o tym, czy zdjęcia czy filmy mogą być dowodem na istnienie UFO.
A tak, więc wracając do tematu zdjęć - ani najlepsze i najbardziej wiarygodne zdjęcia, ani także filmy nie będą dowodami na przykład dla… powiedzmy… czytelników jakiegoś serwisu, gazety czy nawet książki. Zawsze wtedy możemy usłyszeć „uwierzę, jeśli sam zobaczę czy sama zobaczę”. I rzeczywiście tak jest, że tylko osobiste doświadczenie z UFO sprawia, że człowiek raz na zawsze leczy się ze sceptycyzmu. Przykładem może być mój dobry znajomy Artur, który z okna swojego bloku na warszawskim Mokotowie na dziesiątym piętrze zobaczył potężny latający talerz, który w całkowitej ciszy majestatycznie przeleciał prawie tuż przed jego balkonem… Może trochę przesadzam, ale ten obiekt był potężny i miał lot blisko jego bloku lekko powyżej budynku, czyli w sumie bardzo nisko. Nie świecił się, był przyciemniony, ale było jasne, że Artur widzi po raz pierwszy w życiu UFO i nie jest to żaden eksperymentalny samolot czy też dron. Zresztą – o czym my mówimy… to było kilkanaście lat temu, kiedy żadnych dronów wielkości średniego jednorodzinnego domku nie było, a zresztą – do tej pory także takich nie ma! Ten pojazd w kształcie dysku miał kilkanaście metrów średnicy, jego przelot nad warszawskim Mokotowem spowodował potężną anomalię magnetyczną odnotowaną przez specjalistyczne służby, które w Warszawie mają urządzenia do badania pola magnetycznego docierającego do Ziemi z kosmosu. Do tych dokumentów dotarło to małżeństwo, bo kilka minut po tym wydarzeniu Beata zadzwoniła do służb na lotnisku, do wojska, do ośrodków naukowych. I udało im się taki dokument uzyskać. Cudowna, super wiarygodna relacja o obserwacji UFO, zapisy magnetyczne potwierdzone przez naukowców, wreszcie fantastyczni świadkowie, Artur i jego żona Beata.
Od tej pory już wierzą w UFO?
Nie wierzą, tylko wiedzą. Do tej pory się z nimi przyjaźnię, wiarygodność tych ludzi stuprocentowa, choć rzeczywiście nie zrobił wtedy Artur zdjęcia, bo ten widok lecącego UFO dosłownie odebrał mu mowę... Obiekt zresztą leciał dość powoli jak na klasyczne przeloty takich obiektów, ale zanim pobiegł po aparat, to już było po wszystkim. Ale to jest i tak zawracanie głowy, bo gdyby zrobił zdjęcia, to i tak dla ludzi to „nie byłby żaden dowód” – usłyszałby to na bank. Dlatego trzeba zdefiniować, co oznacza dla mnie osobiście zdjęcie czy film z UFO jako dowód na istnienie tego zjawiska. Ta definicja niech będzie punktem wyjścia do tej rozmowy.
Jasne. Kiedy twoim zdaniem zdjęcie czy film z obiektem UFO jest prawdziwy i jest dowodem na istnienie UFO?
Dla ludzi postronnych? To abstrakcja, nie ma i nie będzie zdjęcia, które uznają za dowód. Ale na pytanie „ czy są zdjęcia, które są dowodami na istnienie UFO” odpowiedź jest twierdząca. To bardzo proste - tylko wtedy jest to prawdziwy materiał z UFO, kiedy dany film czy zdjęcie mnie samego przekonał, że jest to w 100 procentach pojazd obcej cywilizacji, a zdjęcie nie jest efektem żartu, pracy na programie graficznym, błędnie sfotografowanego ptaka czy drona. Nie wiem, czy mnie rozumiesz? Nie chodzi o przekonywanie pasjonatów UFO, czytelników serwisu FN, uczestników moich wykładów o UFO czy jakichś mitycznych „naukowców”… to strata czasu i wielki błąd, naiwność. Od dawna prowadzę tą całą historię z okrętem Nautilus przede wszystkim dla siebie. Mnie to musi bawić, fascynować, interesować, bo inaczej bym tego nie robił. Przekonałem jedną osobę w Polsce, że zjawisko UFO czy wędrówki dusz to absolutna prawda? Super, jestem spełniony i szczęśliwy. Dwie osoby?! To już jest w ogóle poza moją wyobraźnią – praktycznie jestem największym szczęściarzem na Ziemi. Opinia innych ludzi mnie nie interesuje, gdyż oni nigdy nie będą tak blisko danej sprawy jak ja, więc ich na przykład negowanie rzeczy dla mnie oczywistej i sprawdzonej budzić może jedynie mój uśmiech… osoby czytające serwis FN i śledzący historią kryjącą się za Fundacją Nautilus na pewno mi to wybaczą i zrozumieją. Ta historia musi być moją przygodą i przede wszystkim mnie dawać radość i satysfakcję, bo gdyby tak nie było, to skończyło by się to tak, jak w przypadku innych tego typu przedsięwzięć przeróżnych pasjonatów UFO, które zawsze wyglądały tak samo: dużo szumu, dużo szumnych zapowiedzi, góra 2-3 lata aktywności, a potem „się znudziło” i wszystko zdycha w zapomnieniu… Ile razy to widzieliśmy, prawda?
To prawda. Ale odeszliśmy trochę od sprawy zdjęć i filmów z UFO…
… racja! Ja niestety lubię robić dygresje na sto tematów i muszę się pilnować i dlatego wróćmy do sprawy zdjęć i filmów z UFO. Jak już wspomniałem na początku mojej wielkiej przygody w latach 90-tych miały one dla mnie drugorzędne znaczenia. Ja w moich programach na antenie radia zdjęcia czy filmu nie pokażę, więc traktowałem je po macoszemu… Owszem, gdzieś tam na półce kładłem przysłany do redakcji Radia Zet materiał, przeważnie z kopertą i listem od słuchacza, ale jeśli autor nie zgodził się na opowiedzenie o tym, jak wykonał daną fotografię, to mnie to zdjęcie przestawało interesować. Dopiero później, kiedy ruszyła w 2001 roku Fundacja Nautilus sprawy się zmieniły, a zdjęcia czy filmy nabrały dla mnie zupełnie innego znaczenia. Tamte fotografie UFO z czasów Nautilusa Radia Zet przysyłane przez pięć lat audycji cały czas czekają na swój czas… ich jest sporo i one gdzieś są w tym gigantycznym archiwum FN w naszej bazie. Ale co tam zdjęcia… tam jest prawdziwa wyspa skarbów dla takiego człowieka jak ja, który na poważnie pasjonuje się zjawiskami niewyjaśnionymi. Marzę o tym, żebym już nie musiał pracować i niepokoić się o mój los, spokojnie przyjechał do naszej bazy, zrobił sobie mojej ukochanej herbaty z cytryną i zaczął przeglądać te wszystkie fantastyczne materiały, także czytać książki, które tam są i których nawet nie dotknąłem, bo nie miałem czasu… nie chcę niczego więcej. To mój własny patent na raj w czasie, kiedy już nic innego nie będę musiał robić.
Czy są takie zdjęcia z UFO z czasów Nautilusa Radia Zet, które jakoś szczególnie utkwiły ci w pamięci?
No kilka na pewno, było tego trochę… Pamiętam takiego gościa, który przyjechał do mojej redakcji po jednym z programów na antenie. Zdaje się, że od razu po audycji do nas zadzwonił… Mówił, że miał prawdopodobnie bliskie spotkanie z UFO, które wcześniej sfotografował. Obiekt unosił się prawie nad jego domem, on zrobił zdjęcia, a potem… nic nie pamięta – obudził się kilkaset metrów od domu i pojęcia nie ma, jak się tam znalazł. Aparat znalazł w kieszeni spodni, choć był pewien, że nigdy by go tam nie włożył. Ten pan pamiętał, że zrobił co najmniej kilkanaście zdjęć, ale tylko trzy były nieprześwietlone i widać na nich ten obiekt. Nie zgodził się na występ na antenie i opowiedzenie o tym wydarzeniu w obawie przed ośmieszeniem, co od razu sprawiło, że przestała mnie ta jego historia interesować. Tak to wtedy wyglądało, takie to były zwariowane czasy… a zdjęcia tego gościa gdzieś są, bo je zostawił. Pamiętam, że były czarno-białe, a obiekt miał kształt dysku. Pewnie też jest do niego kontakt, bo były w takiej szarej kopercie. Szkoda, że wtedy wszystkiego nie katalogowałem jak teraz, ale nie ma co narzekać. I tak uważam, że pobiłem rekord świata, jeśli chodzi o tworzenie archiwum zdjęć i filmów z UFO bez środków, ludzi, pomocy. Nigdy nie przypuszczałem, że to kiedyś będzie miało jakiekolwiek znaczenie.
Czy wtedy już umiałeś odróżniać zdjęcia prawdziwe od fałszywych?
A skąd! Zresztą, wtedy w ogóle się nad tym nawet nie zastanawiałem. Ten temat dla mnie nie istniał!
Dlaczego?
Dlaczego? A bo nie dostawaliśmy fałszywych zdjęć! Czasy Nautilusa Radia Zet były czasami cudownymi, wręcz bajkowymi. Wtedy przez 6 lat nie miałem żadnych wrogów, zajadłych i mściwych, których legion zyskałem wtedy, kiedy założyłem Fundację Nautilus i ruszył serwis FN w sieci, o czym kiedyś naprawdę opowiem ze szczegółami w książce, którą mam zamiar napisać o moim życiu, ale to na marginesie… W każdym razie ja wtedy żyłem w naiwnym przekonaniu, że nikt o zdrowych zmysłach nie będzie wykonywał oszukańczych zdjęć, przysyłał je do redakcji programu radiowego, po czym odmawiał rozmowy na ich temat, a cała jego radość z oszustwa będzie polegała jedynie na tym, że koperta z jego oszukańczymi zdjęciami będzie leżała gdzieś na półce w moim redakcyjnym pokoju. Nie bardzo mogłem sobie wyobrazić ludzi, którzy wykonywali oszukańcze zdjęcie UFO. Po co mieliby to robić? W jakim celu poświęcać swój czas, jakieś pieniądze na wykonanie modelu? To się zmieniło kilka lat później, kiedy poznałem takich bęcwałów, zabawnie tytułujących się ‘prawdziwymi badaczami UFO’.
Prawdziwymi?
Tak się sami nazywali w nienawistnych e-mailach, które nagle zacząłem dostawać… Bóg mi świadkiem taką nazwą się posługiwali! /śmiech/ Ktoś może zapytać – o co chodzi z tym sformułowaniem „prawdziwy badacz UFO” i już wyjaśniam - to było tylko po to, aby odróżnić się ode mnie, że niby ja fałszywy, a oni prawdziwi. I te zakłamane, zawistne gnojki rzeczywiście zaczęły mi podsyłać zdjęcia fałszywe, aby opublikował je serwis FN, a potem oni mogli triumfować, jaki to Nautilus głupi, bo taki kretyn puścił w górę balon, napisał list udając, że napisała go 70-letnia kobieta, a w serwisie wśród setek podobnych relacji została opublikowana ta relacja i te zdjęcia i że to coś tam pokazuje o FN… Do tego czasu ja naprawdę nie wierzyłem, że w Polsce pojawią się fałszywe zdjęcia UFO robione z premedytacją, że ktokolwiek będzie chciał poświęcać swój czas, pieniądze, energię… Ja mówię o nich gnojki, choć to byli rzeczywiście bardzo młodzi ludzie, ale też zdarzali się zawodnicy w wieku zaawansowanym… tak ich nazywając mam na myśli nie wiek, ale stan umysłu. Nie rozumiem tego, jak można się zniżyć do tak parszywych chwytów wobec popularnej i lubianej przez ludzi konkurencji.
Co się z nimi teraz dzieje?
Praktycznie wszyscy po roku, góra dwóch latach pajacowania jako „prawdziwi badacze” szybko wyleczyli się z tzw. „badania UFO” cokolwiek to wtedy dla nich znaczyło, ich nudne jak flaki z olejem portale pozdychały, a oni sami prawie co do jednego zajęli się czymś innym i tak to było z ich wielką pasją… Naprawdę nawet szkoda o nich gadać. Jednego z nich spotkałem kilka lat temu na imprezie biznesowej, którą akurat prowadziłem jako moderator w jednym z najdroższych hoteli w Warszawie. Podszedłem do niego i mówię: - No i co… nadal się interesujesz UFO? Wysyłałeś takie szkalujące moją osobę e-maile, że ja nieprawdziwy, a ty prawdziwy badacz… i co teraz?
A on na to, że „Dzień dobry Panie Robercie… wie pan, jak to jest… bardzo pana przepraszam za tamto… czasu od wielu lat nie mam… pracuję, muszę utrzymać dom… teraz już się tym w ogóle nie zajmuje, tyle co czasami spojrzę na stronę FN… wie pan, jak to jest”. Ja oczywiście wiem, jak to jest, ale nie bójmy się powiedzieć prawdę, że czas boleśnie zweryfikował te wszystkie buńczuczne kłamstwa i zapowiedzi o tym, co to się w sieci z tym badaniem UFO nie zrobi i jak to wszystkich się „zakasuje”, czyli oczywiście głównie mnie i FN bo kogo innego? No i że ja nieprawdziwy, a oni prawdziwi... Śmiesznie to dzisiaj brzmi, prawda? Ale widzisz… prowadzenie dużego tematycznego serwisu to nie jest zabawa na 5 minut w sobotnie popołudnie. Niestety to wymaga codziennej systematycznej pracy przez nawet kilkadziesiąt lat, a nie słomianego ognia, który wystarczy na góra kilka miesięcy, a potem wszystko zdycha…
Rozumiem, że taka sytuacja budziła ich frustrację, a czasami wręcz zwierzęcą zawiść że konkurencja ma to, czego im się nie udało zrobić, ale żeby fałszować zdjęcia i nam przysyłać w nadziei, że wydrukujemy, a potem w sieci publikować jakieś gówniarskie teksty, jak to się oszukało FN?! W głowie to mi się nie mieści do dzisiaj, tylko tyle mogę powiedzieć… Spójrz na serwis fundacji, spójrz na moją osobę. Mnie temat UFO z roku na rok fascynuje coraz bardziej, a zajmuję się tym od lat 90-tych w skali poza zasięgiem większości ludzi w Europie. Czyli trwa to ponad 30 lat, nie zarabiam na tym, nie zależy mi na czymkolwiek innym niż na badaniu tego fenomenu i najważniejsze – nigdy przez myśl by mi nawet nie przyszło, aby robić sfingowane zdjęcia i przysyłać do kogokolwiek, a zwłaszcza do konkurencji bardziej lubianej i popularnej, niż mój serwis, jeśli taka by się kiedykolwiek pojawiła… w głowie mi to się nie mieści – jeszcze raz to powtórzę. To smutna historia, w sumie taka trochę przygnębiająca. To wtedy dotarła do mnie bolesna prawda, że fałszywe zdjęcia UFO nie wykonują jacyś sceptycy, tylko ludzie interesujący się UFO i wiedzący, że jest to prawdziwe zjawisko. Ten polski zawistny kołtun ujawnił się także w sferze badania UFO i to on był paliwem do tego, aby na nitkach czy żyłkach wędkarskich zawieszać modele i nam przysyłać te zdjęcia.
Często to się zdarzało?
Na szczęście bardzo, bardzo rzadko, bo… po pierwsze to jednak wymaga sporo pracy, a poza tym efekt był… jak by to powiedzieć… mocno rozczarowujący. Jeśli byłby portal, który publikuje zdjęcie z dziwnym zjawiskiem w tym np. z UFO raz na pół roku, to fałszywka zrobi może jakieś wrażenie, choć też nie bardzo... Ale jeśli jest taka sytuacja jak w przypadku FN, gdzie zdjęcia publikowane są non-stop nieprzerwanym strumieniem od tylu lat, a ja gdzie tylko mogę mówię, że dla mnie jedynie 2-3 procent zdjęć pokazuje prawdziwe pojazdy obcych, to przyznasz, że wściekłość fałszerzy zdjęć UFO z grupy, którą umownie nazwałem „prawdziwi badacze” była zrozumiała… /śmiech/. W każdym razie na koniec tego wątku powiem stanowczo, że powinni się wstydzić tego co robili, bo fałszowanie zdjęć jest haniebne i tak parszywe, że naprawdę nie dziwię się, że po tylu latach na mój widok ten i ów daje drapaka, czego też miałem okazję z rozbawieniem doświadczyć i zaobserwować. Tak, powinni się wstydzić! Nie wolno niczego fałszować, podrabiać, koloryzować, kłamać. Zawsze powtarzam: masz parter i jedno piętro? To mów, że masz parter i jedno piętro, a nie, że masz dwa piętra… Nie wolno kłamać nawet w najdrobniejszych rzeczach, gdyż taka osoba nie jest wiarygodna w żadnej sprawie. Po prostu w moich oczach taki człowiek na zawsze będzie małym gnojkiem, niezależnie od wieku. Inna sprawa, że dzięki tym historiom z przysyłaniem do nas oszukańczych zdjęć naprawdę sporo się nauczyłem, a przede wszystkim jak weryfikować zdjęcia i jak oceniać, czy są prawdziwe.
Czy miałeś do siebie żal, że opublikowałeś oszukańcze zdjęcia?
Ani trochę, gdyż to były zdjęcia albo metalizowanych balonów wyglądających naprawdę imponująco, a potem modeli UFO zawieszonych na żyłkach, które także wyglądały bardzo dobrze. I nigdy nie było w tekście, że jest to prawdziwe zdjęcie UFO, ale że zdjęcie jest imponujące i na pewno nie jest efektem wklejki na programie graficznym, co zresztą było prawdą.
Co twoim zdaniem jest najważniejsze, kiedy ktoś przysyła do FN zdjęcie czy film?
Najważniejsze, ale w czym? Ocenie tego, czy dany materiał jest prawdziwy czy też nie?
Tak.
No to tutaj ciebie zaskoczę! Moje wieloletnie doświadczenie i przygody z fałszywkami przysyłanymi do nas przez tych nieszczęsnych „prawdziwych badaczy” nauczyło mnie niezbicie, że o prawdziwości zdjęcia nie świadczą żadne wielkie analizy na jakiś programach graficznych, skrupulatne rozkładanie na czynniki pierwsze EXIF danej fotografii, albo nawet wykonywania modelu i fotografowanie jego w podobnych okolicznościach, aby tylko zrobić zdjęcie podobne, no bo jak się dało podobne zdjęcie zrobić, to fałsz ewidentny… To wszystko dla mnie są rzeczy drugorzędne. Czynnikiem decydującym o prawdziwości danej fotografii są ludzie i wiele innych okoliczności, ale nie tylko fotografia, a ludzie. Zawsze to powtarzam – spotkanie z autorem zdjęcia w zasadzie daje od razu wiedzę, czy mamy do czynienia z oszustwem czy też z prawdziwą fotografią UFO. Po 5 minutach już jest wszystko jasne. Ludzie są słabymi aktorami, to widać od razu… zresztą dobrze o tym wiesz.
Dobrze, to może po kolei. Przychodzi zdjęcie do FN, zdjęcie z obiektem UFO i co się dzieje?
Zacznijmy od tego, że w przypadku 99 procent zdjęć nie dzieje się nic poza pokazaniem takiego materiału w serwisie. Fotografie typu jakieś małe, niewyraźne drobiazgi na niebie będące głównie obiektami typu ‘fastwalkers’ nie zasługują na to, aby się nimi jakoś poważnie zajmować. Jedynie najciekawsze zdjęcia są umieszczane w katalogu, z opisem autora zdjęcia, kontaktem do niego i to wszystko. Przyznaję, że niektóre zdjęcia „fastwalkers” są ciekawe, ale oczywiście niewarta skórka wyprawki, aby dzwonić do autorów, jechać na miejsce wykonania fotografii i tak dalej.
Kiedy pojawia się film z UFO lub zdjęcie, które robi wrażenie, to…
… najpierw powiedzmy sobie szczerze – takie fotografie zdarzają się rzadko, bo obcy w pojazdach UFO kryją się przed naszym wzrokiem, więc jeśli ktoś wykonuje im super-zdjęcie, to z mojego doświadczenia wynika, że „oni” na to wydali zgodę, czyli w pewien sposób te najlepsze zdjęcia z UFO zostały wykonane za ich pełną zgodą. Dziwnie to brzmi, ale nie jest to tylko moja ocena – na świecie wiele osób zajmujących się tą tematyką uważa tak samo jak ja.
Ale powróćmy do zdjęć UFO – na co na początku zwracasz uwagę?
Oczywiście patrzę na zdjęcia to jasne, o czym może za chwilę, ale także patrzę na to, czy jest autor zdjęcia, czyli czy poda imię, nazwisko, czy mogę zadzwonić do takiej osoby czyli czy jest telefon. Pamiętam fantastyczne zdjęcia UFO wykonane na warszawskiej Chomiczówce w 2005 roku. Ojciec z synem obserwowali lot takiego obiektu w kształcie dysku. Od razu w e-mailu był adres, numer telefonu, zadzwoniłem do autora e-maila prawie natychmiast. To są bardzo ważne rzeczy przy ocenie tego, czy zdjęcia są prawdziwe.
Po rozmowie nabrałeś przekonania, że zdjęcia są prawdziwe?
Tak, ale może powiedzmy coś, co opieram na moich wieloletnim i unikalnym jednak doświadczeniu z ludźmi, którzy fałszują zdjęcia UFO. Po pierwsze jak już powiedziałem zdarza się to ekstremalnie rzadko. Takie nikczemne zdjęcia robią tylko ludzie, którzy zajmują się badaniem UFO, czasami prowadzą jakieś programy czy serwisy o UFO i spode łba patrzą od lat na serwisy FN, którzy wierzą w UFO, ale robią fałszywe zdjęcia z zawiści, zazdrości, jakiś kompleksów czy np. zwierzęcej nienawiści do FN czy do mojej osoby. Można między bajki włożyć opowieści, że są ludzie niezajmujący się UFO, którzy dla jakieś urojonej satysfakcji będą najpierw mozolnie klecić model co naprawdę zajmuje trochę czasu, potem pojadą na przykład na jakąś polanę, będą ten model zawieszać, robić mu zdjęcia, potem przyślą je do nas i my opublikujemy te zdjęcia razem na przykład z dwudziestoma zdjęciami UFO przysłanych przez innych autorów zdjęć. Nie ma takich ludzi, po prostu tacy ludzie nie istnieją! Nakład pracy wymagający wykonania fałszywek jest spory, a efekt czyli publikacja zdjęć w serwisie FN no powiedzmy… umiarkowany. Co innego przepełnieni nienawiścią „prawdziwi badacze” – tam zawsze taka publikacja ma swój ciąg dalszy. Zawsze pojawia się miejsce w sieci, gdzie FN i moja osoba są opluwane, pojawiają się parszywe teksty jak to się nie znamy, jak to on skompromitował, jak to taki zawistny głąb ośmieszył FN itp. Problem w tym, że on albo nie ma żadnego serwisu, a jeśli ma, to nie publikuje niczego z bardzo prostego powodu – pies z kulawą nogą nawet nie wie, że taki serwis istnieje, więc nie dostaje żadnych zdjęć. Fundacja Nautilus i nasz serwis są dość znane, w ubiegłym roku mieliśmy prawie 5 milionów odsłon… Jeśli tylko w Polsce ktoś zrobi zdjęcie UFO, to jest ogromna szansa, że o tym się dowiemy.
Sprawa podania telefonu… stawiasz tezę, że oszuści nie podają telefonu?
Absolutnie nie.
Dlaczego?
My i tak z czasem dowiedzieliśmy się, kto się krył za przysyłaniem do nas fałszywek, to była jedna osoba na 10 lat… ale podanie już na samym początku numeru telefonu przez oszusta praktycznie oznacza, że możemy pójść na policję, podać sprawę do sądu, zgłosić sprawę mediom, aby zobaczyli, kto się kryje za fałszowaniem zdjęć UFO itp. To dosyć bolesne sprawy dla oszusta, mało komfortowa świadomość, że to się może stać… E-mail daje pewne poczucie anonimowości, choć praktyka pokazała jest to i tak zwodnicze, bo raz ustaliliśmy personalia oszusta po ID, w każdym razie... Kiedy pada prośba o podanie numeru telefonu, to zawsze w przypadku fałszu pojawia się jakieś kręcenie, wzajemnie wykluczające się kłamstwa. Naprawdę na kilometr czuć, że coś z takim zdjęciem czy zdjęciami jest nie tak, bo autor z jakiegoś powodu postanowił się nie ujawniać mimo zapewnień, że my przecież gwarantujemy, że pozostanie anonimowy. Kiedy jedziemy do autora zdjęcia, spotykamy się z nim, jego rodziną, wspólnie często w domu takiego człowieka jemy posiłek, to z mojego doświadczenia wynika jednoznacznie - tacy ludzie nie są fałszerzami… Tu naprawdę nie trzeba doktoratu z psychologii, ale dosłownie odrobiny doświadczenia w kontaktach z ludźmi.
Dobrze, to może podsumujmy. Czyli możemy powiedzieć, że…
Fałszowanie zdjęć UFO jako zabawa to wielki mit! Celowe fałszowanie zdjęć to zjawisko ekstremalnie rzadkie, wielkim kłamstwem jest, że ktoś chce w ten sposób zdobyć „sławę”… to bzdury! Jaką sławę? Publikację w serwisie Nautilusa?! Litości… Owszem, przez ostatnie 30 lat zdarzały się fałszywki, ale były to dosłownie pojedyncze przypadki, wystarczy palców jednej dłoni, aby je wszystkie wyliczyć. Wiemy, kto robił te fałszywe zdjęcia i proszę mi wierzyć – robili to ludzie zajmujący się UFO na podobnej zasadzie jak my.
Jakie to smutne…
No niestety. Ale warto o tym powiedzieć w tym wywiadzie, bo ważny jest kontekst tej sprawy. 99,99 procent zdjęć przysyłanych do nas zdjęć są to fotografie, których autorzy wierzą, że wykonali prawdziwe zdjęcie UFO. Fałszerze to margines marginesu… praktycznie się nie zdarzają. Wiem, że to trochę sprzeczne z intuicją, która podstępnie podpowiada, że gdzieś tam w małej mieścinie jest rodzina, która jako weekendowe hobby postanowiła zrobić model, zawiesić na nitkach, zrobić zdjęcie i wysłać do fundacji Nautilus… ale tacy ludzie nie istnieją, bo każdy ma swoje życie, ma określoną ilość czasu i nie jest człowiekiem szalonym, który będzie tracił swój czas na takie gnojskie zabawy. Nie wiem, czy to dość jasno wytłumaczyłem… W każdym razie podsumowując – wielkie fałszowanie zdjęć to mit. Przekonałem się o tym tyle razy, że wiem, co mówię.
No dobrze, ale przecież ludzie przysyłają zdjęcia, na których jest jakaś malutka plameczka nad domem i oni piszą, że odwiedza ich UFO, a to może być ptak, owad i tak dalej.
Oczywiście! Ale pamiętaj, że oni wierzą, że zdjęcie jest prawdziwe, a ta mała „kropeczka” to statek obcych. Nie są to jednak fałszerze! Oczywiście ich egoizm często każe im wierzyć, że są wybrańcami obcych i zdjęcia typu „fast-walkers” o czymś tam świadczą, a przecież dobrze wiemy, że wszyscy ich sąsiedzi, listonosz, facet rozwożący pizzę zrobi takich samych zdjęć czy nawet lepszych sto każdego dnia. Ale to nie są oszuści! Podobnie ludzie przysyłający bliki czyli refleksy powstające w aparacie, a wreszcie ptaki, które w powietrzu ułożyły się w kształt idealnych dysków. Wiem, że ptaki to potrafią i założę się, że znaczna część naszych zdjęć UFO z archiwum FN uważanych przez nas za ciekawe to właśnie ptaki. Ale na miłość boską… jakie to ma znaczenie? Żadnego. I tak wiemy, że zjawisko UFO jest prawdziwe, że obcy przylatują na Ziemię i na 100 procent ich obiekty czasami wychodzą na zdjęciach czy filmach. Tu jednak warto rozprawić się z jednym, wyjątkowo szkodliwym błędem w myśleniu o zdjęciach UFO.
Jakim błędem?
Bardzo prostym – skoro uda się zrobić zdjęcie podobne do danego zdjęcia, to znaczy, że mamy do czynienia z fałszywym zdjęciem. No bo co to oznacza? Większość zdjęć UFO na świecie to zdjęcia latających spodków, bo te obiekty mają najczęściej taki właśnie kształt. I co – weźmiemy talerze z kuchni, pójdziemy na pole, będziemy rzucać w górę i robić zdjęcia, a potem jak uda się zrobić choć trochę podobne do analizowanego, to od razu zawyjemy, że wyjaśniliśmy i że fałsz?! To jakaś paranoja… zrobienie podobnego zdjęcia do tego czy tamtego zdjęcia UFO nie jest problemem i naprawdę nic nie znaczy. Liczą się jeszcze inne czynniki jak świadkowie, okoliczności, spójność relacji i tak dalej. Jeśli wykonywanie zdjęć „podobnych” ma służyć rzekomemu zdemaskowaniu wszystkich zdjęć latających spodków w historii badania tego zjawiska, to… nawet słów brakuje, żeby nazwać głupotę takiego założenia i takiego myślenia. Inna sprawa, że jeszcze do 2006 roku byłem pewien, że każde zdjęcie UFO można powiedzmy podrobić wykonując podobne na przykład rzucając w powietrze podobny kształt czy model, ale historia ze Zdanów była dla mnie prawdziwym wstrząsem – tam okazało się, że takich zdjęć zrobić się nie da. Przyznam szczerze, że było to dla mnie spore zaskoczenie.
Jak było z tymi zdjęciami?
My wiedzieliśmy o tym, że ta historia jest prawdziwa praktycznie od pierwszego spotkania z tymi policjantami, którzy w tamtą niedzielę jechali – dziś możemy o tym powiedzieć – do agencji towarzyskiej. To było jasne, że nikt z nich niczym nie rzucał, nie klecił z misek UFO i tak dalej i że naprawdę ich samochód został przez obiekt UFO unieruchomiony na trasie Siedlce-Terespol. Ta prawda wręcz biła od każdego ich słowa i zwierzęcego wręcz lęku, aby nikt broń boże się nie zorientował, gdzie jechali… Czytałem w sieci te demaskatorskie teksty o obiekcie z misek i tylko kręciłem głową, jak ci ludzie nie mają pojęcia, że za tą historią kryje się jedna z najciekawszych manifestacji UFO w historii Europy, czy wręcz świata. Ale Zdany były dla nas wielką szkołą… nawet właśnie nie lekcją, ale szkołą nauczenia się analizy zdjęć UFO. I tam naprawdę był dowód na UFO, ale żeby go dostrzec, trzeba było kilku lat. Kiedy wreszcie złożyły się wszystkie elementy układanki w całość stało się jasne: oto mamy zdjęcie, które jest dowodem na istnienie UFO. I nie ma znaczenia, że ktoś tam zacznie krzyczeć, że dla niego żaden dowód, bo powtarzam – ja tę moją wędrówkę niezwykłą robię dla mnie i… dla mnie to dowód absolutny.
Przypomnij może w kilku słowach, o co chodziło z tym dowodem.
Oczywiście. 8 stycznia 2006 roku w Zdanach policjant, a z samej wierchuszki siedleckiej policji wykonał 8 zdjęć UFO swoim aparatem, ale jedno, tylko jedno zdjęcie było szczególne. W pewnym momencie zwróciłem uwagę na ważny szczegół, że od powierzchni obiektu odbijają się druty wysokiego napięcia. Niby drobiazg, ale ta rzecz, ta pozornie drobna rzecz spowodowała całą lawinę wydarzeń i wreszcie na końcu doprowadziła do jednoznacznego stwierdzenia: to nie mógł być żaden model, gdyż to coś jest na wysokości kilkunastu metrów i ma minimum 1,2 metra średnicy.
A skoro tak, to nikt nigdy nie rzuci modelem sklejonym z dwóch miednic na taką wysokość… nie ma takiej możliwości! Zdany były dla mnie Świętym Graalem, dowodem absolutnym i ostatecznym na istnienie UFO. I jeszcze raz powtórzę: o tym, że ta historia jest prawdziwa wiedziałem po kilkunastu sekundach pierwszej rozmowy ze świadkami czyli tymi policjantami, ale interesowało mnie coś innego. Czy można na podstawie tylko zdjęć z obiektem UFO wykazać, że to był obiekt o technologii nieznanej ziemskiej nauce? Okazało się, że można i Zdany były bodaj jedną z największych przygód ufologicznych mojego życia, prawdziwą epopeją w drodze do poznania prawdy o tym wydarzeniu.
Zajęło to nam 10 lat…
… dokładnie! Trudno w to uwierzyć. Zobaczyłem też bezradność ludzi badających zdjęcia UFO, ich… jak by to powiedzieć… właśnie bezradność i to powtarzanie argumentu na poziomie korytarza w przedszkolu „a bo on widzi, że to miski”… to było naprawdę niezwykle pouczające doświadczenie, choć trochę smutne, bo odzierające ze złudzeń. Od czasów Zdanów w ogóle przestałem poważnie brać pod uwagę opinii tzw. ekspertów od UFO, bo pojąłem bolesną prawdę – ich opinia to jedynie ocena zdjęcia, a zupełnie pomijają całą resztę, czyli wiarygodność świadków, okoliczności i tak dalej. Zdany to także przełom dla mnie w postrzeganiu zdjęć UFO. Od tamtego czasu wiem, że udowodnić coś mogę tylko i wyłącznie dla siebie samego. Kiedy to zrozumiałem to poczułem się tak, jakby ktoś mi z pleców zdjął furę kamieni! Nie muszę niczego udowadniać, nikogo przekonywać. To jest moja historia, moja droga do poznania prawdy. Jest w tym jakiś egoizm może, ale mimo wszystko bardzo pozytywny egoizm. I jest to jedyna droga do badania tak fenomenalnego zjawiska jakim jest UFO. Trzeba porzucić te majaki, że trzeba tam kogoś do czegoś przekonać… wielki błąd! Zresztą nie jedyny, który popełniłem, zanim zrozumiałem, jak powinna wyglądać… a może inaczej – jak trzeba postrzegać i badanie zdjęć UFO i także tego, jak ocenić prawdę czy fałsz. Kiedyś obiecuję opiszę to szczegółowo w książce o mojej podróży okrętem Nautilus. Wierzę, że wiele osób ją przeczyta z wielkim zainteresowaniem i pozna nieznane szczegóły takich wydarzeń jak incydent z UFO w Zdanach. Zdany są wzorcem dla wielu spraw, także – choć zabrzmi to paradoksalnie – dla procesu hejterskiego demaskowania prawdziwej historii.
To znaczy?
Już wyjaśniam. Demaskowanie prawdziwej historii z UFO ze zdjęciami czy filmami ma pewne etapy, co bardzo dobrze pokazuje historia ze Zdanów. Najpierw pojawia się teza: zdjęcia czy film to efekt fałszerstwa fundacji Nautilus i mojej osoby, że niby ja zrobiłem fałszywki, przekupiłem jakiś bogu ducha winnych ludzi na opowiadanie jakieś bajeczki, żeby…
Żeby co?
… no nie wiem… opublikować fajny artykuł i mieć radość.
Przecież to absurd.
Oczywiście, ale to bez znaczenia. Potem przychodzi konstatacja – dobrze, może to FN nie zrobiła tego oszustwa, ale zrobili to inni i im to wcisnęli, aby zyskać sławę.
No ale to też jest absurd…
… jak najbardziej! Ale to tak wygląda, po prostu tak to wygląda. Potem przychodzi etap kolejny i pojawia się „super-geniusz”, człowiek o zdolnościach znanych jedynie z kreskówek Marvela, prawie nadczłowiek. W historii z Emilcina nagle pojawił się idiotyczny i parszywie zakłamany wątek hipnotyzera wszechczasów, którym miał być ten poczciwina Witold Wawrzonek… nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać z tych bredni? W sprawie Zdanów było tak samo. Najpierw krzyk, że to FN lub wręcz ja skleiłem miski i rzucałem. Potem jednak nie, rzucali policjanci. Na końcu pojawia się geniusz, który rzucił modelem o ponad metrowej średnicy na odległość kilkudziesięciu metrów, a nawet – naprawdę takie idiotyzmy ci ludzie wygadywali – wystrzelił model z jakieś kosmicznej katapulty! Pamiętam, że czytałem te majaki o katapultach i myślałem: no nie… ludzie nie są tacy głupi i dobrze wiedzą, że jak dwóch panów jechało do agencji towarzyskiej do czego się przyznał jeden z nich, to nikt nie weźmie na poważnie takie brednie, że w głowie im było ustawianie katapult do wyrzucania miednic, których nikt na oczy nawet nie widział. Ale okazało się, że wystarczy odrobina złej woli i można wygadywać najbardziej parszywe bzdury. Inna sprawa, że ja od początku wiedziałem, że ludzie zajmujący się UFO i zaciekle negujący historię ze Zdanów dobrze wiedzą, że jest ona prawdziwa.
Dlaczego?
A dlatego, że jak się ma minimalne doświadczenie ze świadkami, to człowiek naprawdę wie, czy ktoś mówi prawdę, czy też kłamie – naprawdę to widać bardzo szybko. W Zdanach było od początku jasne, że tam prawda dosłownie paraliżowała nas na każdym kroku. Niebywała historia, w której te zdjęcia z UFO były jedynie tłem, jednym z wielu elementów. Tyle lat minęło, a ja cały czas wracam do niej myślami. A przecież to było 16 lat temu! Czy wiesz, że widzę ogromne podobieństwo historii ze Zdanów do tej, która w naszym serwisie jest znana jako „Projekt KONTAKT”?
Wreszcie o tym… dobrze, że o tym wspomniałeś, no bo przecież tam też są zdjęcia i są filmy, które…
…zostały dosłownie zdemaskowane i rozbite w pył? /śmiech/ Tak, o projekcie Kontakt musi być, ale najpierw o tym podobieństwie. Zobacz, że to było tak samo jak ze Zdanami: zdjęcia wzbudziły wściekłość. W Zdanach było nieśmiertelne „bo on widzi, że to miski”, w historii operacji Kontakt „bo on widzi, że to nalepione na szybę”. Najpierw o fałszerstwo i inscenizację była oskarżana FN i moja skromna osoba. Potem, jak się kapnęli, że to nie jest żadna robota Nautilusa pojawia się i tu i tam geniusz-oszust, prawdziwy mistrz w swojej dziedzinie, godny nagrody Oskara za efekty specjalne! W sprawie Zdanów owym mistrzem został szybko okrzyknięty ten biedny Maciej Talacha, zmagający się z alkoholem były esbek. W sprawie projektu Kontakt także szybko znaleziony został mistrz oszustwa. Tu trochę mnie zatkało, jak dowiedziałem się, kogo wybrali na tego mistrza…
Stawiałeś, że mistrzem oszustwa zostanie wybrany pan Mariusz? /głowa rodziny – przyp. FN/
Zdecydowanie tak! Tymczasem hejterzy-demaskatorzy wzięli na celownik jego syna Mateusza, który tamtego pamiętnego dnia miał dziesięć lat… nieprawdopodobne, że ktoś naprawdę dostrzegł w tym dzieciaku… nawet nie wiem, jak to nazwać… jakiegoś mocarza, mistrza inscenizacji, króla sprytu i podstępu…
Śmiejesz się, jak to mówisz…
Tak, śmieje się, bo ja jego poznałem i że tak powiem – jak to mówię, to mam go przed oczami i trudno mi powstrzymać śmiech. Ale ja wszystkim śledzącym tę historię jeszcze raz powtórzę – drodzy Państwo, nie koncentrujcie się tylko na zdjęciach i filmach zrobionych w domu tej rodziny. Zawsze pamiętajcie o wszystkim, co działo się także na pokładzie okrętu Nautilus, pamiętajcie o tym niebywałym znaku nad Warszawą, o dziwnych wydarzeniach z fotopułapką, o wizjach teleobserwatora pani Beaty, o wizji jasnowidza p. Agnieszki, o tylu rzeczach, które z tamtą rodziną nie mają niczego wspólnego, a które zaczęły się dziać u nas, kiedy na poważnie zajęliśmy się tą historią. Ona w tej chwili jest w stanie – powiedzmy – uśpienia i wyczekiwania. Ja to powtarzam cały czas – wszystko zacznie się dziać dopiero wtedy, kiedy ten nieprawdopodobny obiekt pojawi się ponownie! Ale to nie może wydarzyć się w Polsce, nie daj Boże, żeby zdarzyło się w Polsce… To musi być świat. I dopiero wtedy my wyjmiemy nasze karty i położymy na stół. I będzie coś, co można porównać jedynie do wybuchu bomby atomowej… oczywiście mówię w przenośni, ale pasjonaci interesujący się UFO po prostu zaniemówią z wrażenia.
Robert, w tym wywiadzie mieliśmy mówić tylko o zdjęciach UFO. Jak wspominasz pojawienie się tych zdjęć?
Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Czytam e-maile ze skrzynki FN i wśród kilkunastu ciekawych jest jeden od pana Pawła z podwarszawskiej miejscowości, że jego bliski kuzyn mieszkający koło Poznania wykonał kilka fotografii podwórka. W czasie robienia zdjęć nie widział nic, ale potem jak obejrzał je dokładnie i to miesiąc później, to zauważył, że na zdjęciach jest coś dziwnego. I było tam załączonych bodajże 5 zdjęć. Na czterech obiekt rozmazany, niewyraźny, ale na jednym widoczny rewelacyjnie. Spojrzałem na to zdjęcie, powiększyłem w pewien szczególny sposób i zaskoczenie – to nie jest żadna wklejka czy praca na programie graficznym! Czyli w grę wchodzi prosta alternatywa – albo jest to prawdziwy obiekt, albo model. Innej możliwości nie ma. Pamiętam, że powiększam ten obiekt ze zdjęcia i… dosłownie odebrało mi mowę. Czegoś takiego jak żyję nie widziałem, zresztą czegoś takiego nikt nie widział… Widać szczegóły, jakieś małe wypustki na kryształach po obu stronach obiektu, precyzyjny czerwony znak pod obiektem, dziesiątki szczegółów – wręcz nieprawdopodobny był ten obiekt. Wtedy jeszcze jednej rzeczy nie wiedziałem – tego małego czegoś nie da się zrobić! Do tamtego dnia byłem pewien, że każde UFO tego świata można przy odrobinie czasu i środków zrobić jako model. Latający spodek? Idziemy do kuchni, zlepiamy dwa talerze klejem i już jest UFO jak się patrzy. Kula? Wystarczy kupić balon i odpowiednio go sfotografować. Podobnie wszelkie sześciany, prostopadłościany, tuby i tak dalej – wszystko można zrobić błyskawicznie lub poświęcając trochę pracy. Choć jeszcze raz powtórzę – założenie, że jeśli uda się wykonać podobnie prezentujący się model obiektu na zdjęciach i że to coś tam pokazuje lub demaskuje jest po prostu idiotyczna… Bo zdjęcie to także świadkowie, to także dziesiątki innych elementów.
Możesz sprecyzować, co masz na myśli – ten obiekt jest nie do podrobienia?
Oczywiście. Spójrz na zdjęcie tego obiektu. Każdy pomyśli tak: o rany, jakie to proste… Na allegro zamawiam modelinkę i koraliki. Po dwóch dniach w skrzynce dostajemy materiały, zapalamy lampkę nad biurkiem, z modelinki robimy korpus, dolepiamy z obu stron koraliki i już mamy model jak się patrzy. A tu BUM! Niespodzianka… nasze paluchy nie zrobią tego czegoś za Chiny Ludowe! Po 5 minutach każdy się przekona, co to znaczy „zderzenie ze ścianą”. A ja przecież mam naprawdę kilku takich zawistników/hejterów, że oni natychmiast rzucili się do robienia modeli UFO z tej historii. Wśród nich jest taki […] były posterunkowy z Inowrocławia, jest autor książki o UFO od lat na moje nazwisko chyba reagujący nerwową wysypką, jest prowadzący portal, w którym też czasami mówi o niezidentyfikowanych obiektach latających… te wszystkie gnojki – bo tak ich muszę nazwać – pod ukrytymi nickami czy wymyślonymi nazwiskami przysyłali nam nawet przepisy, jak ten 10-ciolatek to zrobił. Oczywiście wiem dokładnie, kto się za którym nickiem kryje, ale ja też muszę mieć w tym wszystkim trochę zabawy, więc udajemy, że niby nie wiemy… /śmiech/ Ale to na marginesie – w każdym razie ci biedni, ogarnięci nienawiścią do mnie ludzie naprawdę wykonali fantastyczną robotę – zamawiali koraliki z allegro, kupowali wszelkie dostępne modeliny i plasteliny, a potem ugniatali i przylepiali koraliki nie bardzo rozumiejąc, dlaczego ich dzieło wygląda tak dramatycznie paskudnie…
Ale efekt ich pracy był fatalny.
Fatalny? To za słabe słowo… był dramatyczny! W sumie w całej Polsce podjęto ponad 30 prób wykonania tego, co rzekomo "od niechcenia w przerwie między obiadem a kolacją" zrobił dziesięciolatek z tej wsi. I tam naprawdę byli mocni zawodnicy. Jeden przyznał, że tygodniami czekał na odpowiednie światło, żeby koraliki zajaśniały tak jak na tamtym zdjęciu… uwierzysz w to? Inny kupił narzędzia precyzyjne, aby modelinę odpowiednio ukształtować, aby model wyglądał tak, jak na tym zdjęciu. Efekt? Nawet wstydził się go przysłać! /śmiech/
Dobrze wiesz, że nigdy nie przekonasz ludzi do tego, że nikt z tej rodziny nie robił żadnej insenizacji, nie wykonywał żadnych modeli.
Oczywiście, że wiem. Ale czy uważasz, że to jest w ogóle ważne? Ja wiem, że ta historia jest prawdziwa i nie tylko dlatego, że oni tymi swoimi paluchami nie potrafią zrobić takiego ulepa, żeby choć zbliżył się do oryginału z tego zdjęcia… przecież ja dobrze wiem o tym! Ale mam prośbę: czy możemy na chwilę skoncentrować się na innej rzeczy, czyli świadkach lub uczestnikach tego wydarzenia, czyli na tej rodzinie?
Oczywiście. No to pierwsze pytanie: czy zabiegali o kontakt z tobą czy FN?
Zero!
Czy interesowali się tym, co się dzieje z tymi zdjęciami?
Zero.
Czy… czy podczas pobytu w ich domu zauważyłeś jakiekolwiek oznaki tego, że z zainteresowaniem obserwują, jak ich oszustwo się rozwija?
Zero! Ale to i tak nic. Widzisz, oszust, który zrobił oszustwo chce, żeby mieć jakaś satysfakcję z tego, że kogoś tam nabrał. W przypadku tej rodziny… nie, naprawdę słów brakuje, aby dokładnie opisać to, jak bardzo ich zachowanie dosłownie krzyczy, że ta historia jest prawdziwa. Zwróć uwagę na jeden, drobny szczegół: w pewnym momencie w serwisie pokazane zostało zdjęcie tej rodziny, oczywiście z zasłoniętymi twarzami. Ale można zobaczyć zarówno pana Mariusza, jak i jego syna Mateusza, jak i panią Agnieszkę, czyli całą rodzinę w komplecie. Zapewniam wszystkich czytających ten wywiad: drodzy państwo, nie ma takiej możliwości, aby oszuści dali się fotografować i pozwolić na wykonanie takiego zdjęcia… to jest po prostu niemożliwe! Oszust bowiem liczy się z tym, że wreszcie jego oszustwo zostanie zdemaskowane, a takie zdjęcie jest dramatycznie niewygodne, bo osoba oszukana z pewnością pokaże to zdjęcie, może nawet komuś prześlę i tak dalej – oszust nigdy się z wami nie spotka… nigdy! O zdjęciu można w ogóle zapomnieć.
Wiem, że dzwoniłeś do pana Mariusza przed świętami, aby złożyć mu życzenia. Co u niego słychać?
Wszystko w porządku, wychowuje swojego najmłodszego syna, Mateusz jest w średniej szkole… Wiesz, to jest normalna rodzina i to są bardzo uczciwi ludzie. Pamiętam taką scenę – przyjechaliśmy do nich do domu, a oni podjęli nas obiadem. Przy stole siedzimy my, a także cała trójka, czyli pani Agnieszka, pan Mariusz i ich syn Mateusz. Jemy, a jednocześnie rozmawiamy. W pewnym momencie jest niepewność w sprawie jakiegoś szczegółu… już nie pamiętam czego, ale jakiś drobiazg. I nagle oni tak po ludzku zaczynają się nawzajem spierać, czy tego dnia było tak czy tak… Widać, że rozmawiali o tym, bo przecież jak to się wszystko działo w tym domu, to tam w tym… powiedzmy… dość małym mieszkaniu było w sumie tego dnia i o tej porze 5 (!) osób.
Pięć?
Pięć! Oprócz pana Mariusza, pani Agnieszki i ich syna Mateusza byli jeszcze dziadkowie, którzy tam mieszkają i zajmują jeden pokój. I byli wtedy w tym mieszkaniu – tam naprawdę było sporo osób, a mieszkanie bardzo małe… W takiej sytuacji nic się nie da ukryć, niczego nie da się zrobić bez tego, żeby pozostali o tym nie wiedzieli. Ale wracając do tej rozmowy tych ludzi przy stole, kiedy jedliśmy wspólnie obiad – tego się nie da zagrać, nie da „przy-aktorzyć”, jak to mówią piłkarze… Oglądałem ten spór przy stole zachwycony. Oni się spierali o jakiś szczegół związany z tym wydarzeniem z UFO, a ja sobie wtedy myślałem: Boże, wiarygodność tych ludzi osiągnęła poziom mi nieznany… Wiadomo, że ja nie jestem w stanie zjeść obiadu z każdą rodziną, aby zobaczyć ich zachowanie w takiej sytuacji. Ale warto jest pamiętać, że taki „test rozmowy przy obiedzie” jest na wagę złota i nie da się przez dwie godziny wspólnych rozmów ukryć czegokolwiek, a zwłaszcza oszustwa jednego z członków rodziny… po prostu się nie da.
Ludzie pytają o projekt KONTAKT. Co im powiesz na koniec?
No cóż… drodzy Państwo – ja teraz mam trudny okres z powodów osobistych i niestety muszę stać z boku przynajmniej przez jakiś czas, co odbija się na wszystkim, co się dzieje na pokładzie okrętu Nautilus. Nie mam siły i energii robić LIVESTREAM czy prowadzić projekty… to trudny dla mnie moment i oby jak najszybciej przeminął. W sprawie projektu KONTAKT powiem wszystkim tak: jego czas nadejdzie dopiero wtedy, jak identyczny obiekt pojawi się gdzieś na świecie, zostanie sfilmowany lub sfotografowany. Zapewniam wszystkich, że żaden z członków tej rodziny nie brał udziału w żadnym oszustwie i to ze stu tysięcy powodów, o których mógłbym napisać tysiąc-stronicową pracę doktorską. Mimo buńczucznych zapowiedzi hejterów nikomu z nich nie udało stworzyć modelu tego obiektu, który choćby się zbliżył do oryginału. Dlaczego? Ponieważ tego się zrobić nie da. Ani z modeliny, ani z plasteliny, ani z drewna, ani z plastiku… po prostu się nie da. I mam inną propozycję, która jest o wiele ciekawsza niż kupowanie koralików na allegro i kolejnych opakowań modeliny. Pamiętacie państwo ten jeden z dwóch filmów z tym dziwnym obiektem, kiedy dziesięciolatek tak dziwnie oddychając mówi „o, i pokazujemy…”? Kiedy uważnie będziecie obserwować ten obiekt zauważycie, że on się zmienia… zmienia się jego kształt. On się wydłuża, skraca, pewne elementy nagle zaczynają wyglądać inaczej niż przed sekundą, a za sekundę wyglądają jeszcze inaczej. Wiem, że zauważył ten fakt jeden z czytelników i przysłał nam raport w tej sprawie, ale zmiany tego obiektu są o wiele bardziej wyraźne, niż nawet to by wynikało z jego opisu. Ale to i tak wszystko nie ma najmniejszego znaczenia. Czas tej historii dopiero nadejdzie: może jutro, może za miesiąc, może za rok, a może za dziesięć lat… ale nadejdzie na pewno. Kiedy tylko pojawią się zdjęcia lub filmy z tym nieprawdopodobnym obiektem gdzieś na innym – oby! - kontynencie, wtedy ruszymy z tą sprawą i świat zaniemówi z wrażenia. Bo ta historia się nie zakończyła. Wśród moich ulubionych historii FN jest ona na drugim miejscu…
A która jest na pierwszym?
Zdecydowanie historia „Listu z Transcendencji”. Tego nic nie przebije! /śmiech/
Dziękuję za rozmowę.
Baza FN, 6 stycznia 2022
O tym, że obiekt z projektu KONTAKT zmienia kształt pisaliśmy m.in. tutaj:
Poniżej prezentujemy zapis wykładu FN, który miał miejsce 1 grudnia 2019 roku, w którym m.in. została opowiedziana historia „Listu z Transcendencji”.
From: [...]
Sent: Wednesday, January 19, 2022 9:16 PM
To: FN
Subject: Kolaż
Witam
jestem zagorzałym czytelnikiem waszego portalu. Doceniam wasz wkład w uświadamianie społeczeństwa na temat rzeczy, o których w mediach głównego nurtu się nie mówi. Otworzyłem oczy na prawdę w czasach wzmożonej aktywności UFO w okolicach Wylatowa (mieszkam niedaleko).
Od jakiegoś czasu mój syn - Karolek - również interesuje się zjawiskami NOL w Polsce. Tak bardzo go to zaciekawiło, że stworzył kolaż. Tak bardzo mi się on spodobał, że postanowiłem się nim z Wami podzielić, żebyście wiedzieli, że najmłodsze pokolenie też się tym interesuje. Czerpie on wiele informacji z Waszego portalu.
Dziękujemy, że tworzycie Fundację Nautilus i przyczyniacie się do poszerzania ludzkiej świadomości.
W załączeniu przesyłam dzieło syna.
Pozdrawiamy
[...]
UWAGA CZYTELNICY ŚLEDZĄCY SPRAWĘ ANALIZY ZDJĘĆ I FILMÓW Z PROJEKTU KONTAKT! W tej sprawie opublikowaliśmy list, który przyszedł na naszą skrzynkę e-mailową. Nasz czytelnik zwrócił uwagę na fenomenalnie ciekawą sprawę związaną ze zdjęciem z operacji KONTAKT... koniecznie kliknijcie na link poniżej!
Zwracam Wam także uwagę za inne zarys u podstawy "koralika/diamencika".
UWAGA CZYTELNICY!
Kolejne dwie, ważne sprawy, które pojawiły się już po naszej publikacji. Najpierw bardzo ciekawy komentarz naszego czytelnika, który zwrócił uwagę na niezwykłą rzecz, na którą nikt wcześniej nie zwrócił uwagi.
CHRONOS:
Jest jeszcze jedna kwestia - jeśli ten obiekt jest rzeczywiście plastelinowym modelem, to musiał zostać przyklejony na zewnątrz okna, nie wewnątrz. Element w środkowej części wyraźnie wystaje do tyłu, nie dałoby się tego przykleić od wewnątrz, będąc w mieszkaniu, żeby uzyskać taki efekt.
Czyli co, dzieciak ulepił taki obiekt, otworzył okno, przykleił go z zewnętrznej strony okna, zamknął okno, nagrał filmik i zrobił zdjęcie, po czym znowu otworzył okno, zdjął model i je zamknął? Przecież to jakiś absurd, żadne dziecko nie wpadłoby na coś takiego. Jeśli chciałby się bawić, to po prostu przykleiłby swój pojazd do szyby i tyle.
Po drugie - ten obiekt jest półprzezroczysty. Świetnie widać to na rozjaśnionym zdjęciu, zwłaszcza w środkowej części. Czy plastelina albo jakaś inna substancja stała mogłaby dać taki efekt? Nie wydaje mi się, to raczej nie jest też kwestia padania światła. Moim zdaniem czarna część obiektu to może być jakiś rodzaj energii/pola maskującego, okrywającego "właściwą" część obiektu (być przypominającą to co widać na szkicach jednego z załogantów). Stąd też może się brać zmienny kształt obiektu na filmach.
I jeszcze e-mail od naszego załoganta MOBI.
Szanowna FN,
Nie przypuszczałem, że napiszę do Was wiadomość w sprawie projektu kontakt, ale przyznaję, że sprawa mnie zafrapowala na tyle, że muszę na jedną rzecz zwrócić wam uwagę. Chodzi o to, że zamieściliście zdjęcie obiektu fantastycznie wręcz wyostrzone, na którym widać szczegóły, których wcześniej nie było aż tak widać. Na samym początku od razu zaznaczę, że od początku uważałem, że nie jest to żaden model, ale coś z energii, płynnej energii, co tłumaczy zmianę kształtów na filmach. Ale chciałem zwrócić uwagę na jeden szczegół związany z kryształem po prawej stronie, a dokładniej chodzi o smugi z korpusu obiektu, które wchodzą pod czaszę kryształu. To całkowicie wyklucza wszelkie teorie o użyciu plasteliny, modeliny i koralików czy kryształów, gdyż nie uzyska się takiego efektu nigdy. Aby wyjaśnić, o co mi chodzi, przesyłam grafiki z zaznaczeniem tych smug. Aby trochę spojrzeć w sposób świeży na ten obiekt odwróciłem go na potrzeby analizy o 180 stopni.
Tak wyglądają diamenty na końcach obiektu, kiedy je się t
Komentarze: 0
Wyświetleń: 5870x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie