Śr, 1 mar 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Po śmierci umiera ciało materialne, ale "nasze ja" istnieje dalej. Przedstawiamy dwie historie o duchach wybrane
z przysłanych do nas w ciągu ostatnich dni.
Obiecaliśmy więcej historii o duchach i... dotrzymamy słowa. Postanowiłam zaprezentować dwie wybrane z tych, które przyszły do nas ostatnio. Sprawa tego, że ludzka świadomość funkcjonuje w jakieś postaci po śmierci ciała fizycznego jest poza dyskusją. Czy rzeczywiście to właśnie duchy zmarłych osób powracają do świata żywych, aby przekazać nam ważną wiadomość? Sprawa jest trudna także z tego powodu, że choćby patrząc na zebrany przez Fundację materiał można postawić tezę, że wokół nas jest pełno "niewidzialnych gołym okiem bytów". Praktycznie wokół nas są całe autostrady istot z innych wymiarów. Jest ryzyko, że te istoty czy cokolwiek się za tym kryje potrafi przybierać postać kogoś bliskiego dla osoby żyjącej... ale to tylko dywagacje.
Zaczniemy od historii, która wydarzyła się kilka lat temu.
Witam. Nazwam się A.W., od niedawna należę do załogi Nautilusa. Chciałabym opowiedzieć swoją historię sprzed lat. W wieku 8 lat złamałam nogę i dlatego nie poszłam do szkoły. Leżałam na łóżku czytając książkę (pt: Mały książe). W pewnym momencie przy szafie widzę mężczyznę, którego wcześniej nie widziałam na żywe oczy. Był ubrany w czarny garnitur, miał czarne włosy, był bardzo wysoki i szczupły. Uśmiechał się, co chwilę obracał głowę w lewo w stronę okna. Po chwili obrócił się na pięcie i przeszedł przez to okno. Na początku myślałam że mi się to śniło czy zdawało, ale gdy opowiedziałam o tym mojej mamie, ta nie mogła wyjść ze zdziwienia, bo cal do cala opisałam wygląd jej zmarłego ojca, czyli mojego dziadka, którego nie zdołałam poznać. Zmarł trzy lata przed moimi narodzinami. Dwa lata później postanowiłam zgłębić wiedzę o duchach.
Druga historia spośród tych, które wybraliśmy dzisiaj dla Was dotyczy głosu, który usłyszała w swojej głowie. Szukaliśmy w archiwum i nie mamy odpowiednika takiej historii, więc choćby także dlatego jest warto ją zaprezentować.
Mam na imię Aneta. Mieszkam w pewnej małej wsi. Od lat interesuję się zjawiskami paranormalnymi, UFO, kosmosem itp... Kiedy miałam ok. pięć lat poszłam z moim bratem i kuzynem, który wtedy u nas był, do sklepu... Nie poszliśmy drogą główną lecz polną. Kiedy przechodziliśmy obok sadu pewnego państwa zamieszkałych w mojej miejscowości, zobaczyłam rosnące tam kwiaty. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że jest to sad; myślałam, że jest to zwykły mały lasek. Krzyknęłam do brata, że zerwę te kwiaty i dam mamie i wtedy usłyszałam pewien bardzo wyraźny głos... Nie pochodził z jakiegoś konkretnego miejsca; był wszędzie! Słyszałam go bardzo wyraźnie. Głos ten należał do jakiejś dziewczyny. Powiedziała mi,że nie mogę zerwać tych kwiatów ponieważ zasadzila je ona dla swojego ojca. Na początku nie przestraszyłam się jej, ale po pewnym czasie zaczęłam o tym myśleć. Nie powiedziałam o tym nikomu. Kiedy, po długim czasie zapytałam się mojego brata czy to pamięta odparł, że nie i ze napewno sobie coś wymysliłam...Niedawno zwierzyłam się z tego mojej babci, a ona powiedziala mi, że kiedyś mieszkał tam pewien pan który miał córke...W związku z tym zwracam się do Państwa z pytaniem: Czy mogło to być naprawdę jakieś spotkanie z duchem, czy też może mógł być to tylko głupi kawał? Jednak przypominam, że ten głos nie wydobywał się z żadnego konkretnego miejsca, tylko był wszędzie wokół mnie!
Sprawa nie jest prosta, ale... są miejsca nawiedzane przez istoty, które prawdopodobnie nie odeszły w momencie śmierci w stronę światła. Dlaczego tak się stało - to materiał na inny tekst. W każdym razie nie mamy podobnej historii, aby zmarły porozumiewał się z żywym człowiekiem telepatycznie, a z takim rodzajem przekazu mieliśmy do czynienia w tym przypadku. Bardzo ciekawa sprawa...
Śr, 1 mar 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.