Śr, 7 cze 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
We śnie można dokładnie zobaczyć wydarzenia, w których będziemy uczestniczyć za jakiś czas, nawet za kilka lat. Czy takie sny są dowodem na to, że dla naszego umysłu nie ma problemu z... podróżami w czasie?
Nie ma przyszłości, terażniejszości i przeszłości - jest jedna quasimateria zwana czasoprzestrzenią. Dla naszych ciał ograniczonych materią jest dostępny jedynie jeden wymiar czasoprzestrzeni. Stąd wydaje nam się, że przyszłość jest wielką "zagadką". Ale dla duszy (ciała duchowego człowieka) takiego problemu nie ma. We śnie dzieje się z nami coś wyjątkowego, skoro często zdarza się, że potrafimy oglądać przyszłe wydarzenia. Więcej - wizje ze snów potrafią być nieprawdopodobnie precyzyjne.
Proroczych snów mamy tyle, że podjąłem się w ramach Fundacji zadania napisania książki tylko o tym, co ludzie przysłali do Nautilusa opisując swoje sny. Zapewniam, że będzie to naprawdę fascynująca księga... Pokażę Wam dziś przykład takiego snu, do którego przyznał się trener biathlonistów.
Trener Roman Bondaruk ma prorocze sny od dawna, o czym zresztą wielokrotnie wspominał. Dwukrotnie wysnił medale olimpijskie swoich podopiecznych. Ostatni raz przydarzyło mu sie to w przeddzien startu Tomasza Sikory na igrzyskach w Turynie, w biegu ze startu wspólnego.
Bondaruk, który przedłużył kontrakt i jeszcze przez co najmniej dwa lata bedzie szkoleniowcem polskiej kadry -
nigdy nie opowiadał tej historii. Daję słowo honoru, że to prawda - zapewniał dziennikarzy.
- Przed igrzyskami w Nagano pojechałem swoim autem po Olenę Pietrową, wówczas członkinię reprezentacji olimpijskiej Ukrainy, która miała kłopoty z wizą i z opóźnieniem jechała na ostatnie przedolimpijskie zgrupowanie - opowiadał trener. - Zatrzymałem samochód przed granicą austriacką i tam postanowiliśmy się chwilę zdrzemnąć. Wtedy tam, w samochodzie, przyśniło mi się, że Pietrowa stoi na olimpijskim "pudle". Nie stała na najwyższym stopniu, ale miała medal.
Niedługo potem sen się ziscił. Olena w Japonii zdobyła srebrny medal w biegu na 15 km.
- Tylko dwa razy w życiu coś takiego mi się przytrafiło - kontynuował opowiadanie Bondaruk. - Drugi raz w Turynie. W noc poprzedzającą bieg masowy snił mi się Sikora, że został wicemistrzem olimpijskim. Tym razem sen był jeszcze bardziej precyzyjny, bo widziałem w nim na pierwszym miejscu Niemca, żadnego konkretnego zawodnika, ale na pewno Niemca, drugi był Tomek, a trzeci ... Ole Einar Bjoerndalen.
Proroctwo się spełniło ponownie. W Turynie zwycieżył Niemiec Michael Greis przed Sikorą i Norwegiem Bjoerndalenem. Trener Bondaruk - to obywatel Ukrainy, w którego żyłach płynie także polska krew (rodzina ze strony ojca pochodziła z Polski). Niedługo powinno zostać sfinalizowane przedłużenie kontraktu z jego żoną Nadią Biełową - szkoleniowcem polskich biathlonistek.
Państwo Bondarukowie pracują w Polsce od trzech lat. W trakcie zawodów, gdy startują mężczyzni, to na strzelnicy stoi pani Nadia, a jej mąż wspomaga swoich podopiecznych na trasie. W przypadku występu kobiet zamieniają się rolami. W przeszłości zawsze na strzelnicy miejsce zajmował Bondaruk. Kiedyś, gdy zastąpiła go żona nagle wszyscy polscy kadrowicze strzelali bezbłędnie, "na zero".
Od tej pory zawodnicy prosili ich o taką właśnie zmianę. Opowieści o proroczych snach trenera Bondaruka zainteresowały nas na tyle, że spróbuję skontaktować się z naszym trenerem.
Śr, 7 cze 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.