Sob, 7 paź 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Ogromny odzew wywołał nasz tekst o tym, że w pokoju może być "ktoś jeszcze". Kilka najciekawszych relacji postanowiliśmy opublikować!
Wiele osób wystraszyło się nie na żarty... jak to, w pustym pokoju może być ktoś jeszcze? Jest to o tyle dziwne, że osoby takie zakładają, że jest "tylko to, co widać". Od dawna Fundacja NAUTILUS przekonuje ludzi, że świat widzialny jest tylko jednym z wielu światów, bynajmniej nie najważniejszym. I nie ma się czego obawiać, że oto w naszej reczywistości istnieją także byty niewidzialne. Po prostu trzeba to przyjąć jako coś oczywistego.
I na pewno nie należy się tego bać, gdyż strach jedynie ściąga energie negatywne. Postarajcie się drodzy zaloganci Nautilusa przeczytać te informacje spokojnie i bez emocji. Niech to będzie dziś Wasz test!
/dla utrudnienia daliśmy wyjątkowo sprzyjające spokojowi zdjęcie/
Witajcie!
Skoro "na tapecie" jest temat duchów i dziwnych zjawisk, to mam ciekawą historię.
Usłyszałam ją około dziesięciu lat temu i szczegóły po takim czasie troszkę się przytarły, ale mimo wszystko warta jest choćby streszczenia. Mam koleżankę, koleżanka owa ma kuzynkę - Agnieszkę. Historię opowiedział mąż owej mojej koleżanki, w sumie postępując odrobinę niegrzecznie, gdyż cała sprawa była swego rodzaju tajemnicą rodzinną, do której nikt z uczestników nie miał najmniejszego zamiaru się przyznawać. Po prostu obawiali się wyśmiania.
Babcia Agnieszki była bardzo chora i leżała w szpitalu. Nikt nie oczekiwał poprawy, raczej żegnano się z babcią przy każdej wizycie. Był początek zimy, chłodno i mokro. Agnieszka lekko zaziębiona została w domu a jej mama poszła odwiedzić babcię w szpitalu.
Czas jakiś po wyjściu mamy ktoś zadzwonił do drzwi, Agnieszka poszła otworzyć. Za drzwiami stała babcia. Zdziwiona, że babcię wypuszczono ze szpitala bez żadnego uprzedzenia Agnieszka próbowała wypytać, ale rozmowa jakoś się nie kleiła. Babcia poprosiła o herbatę, dziewczyna nastawiła wodę zostawiając babcię w palcie w kuchni i poszła przygotować babcine łóżko. Wrócając do kuchni przeklinała kiepskie ogrzewanie w domu, nieszczelne okna i wyjątkowo zimny dzień. Popijała z babcią herbatę, próbując wypytać o szczegóły jej niespodziewanego powrotu, ale babcia zapewniła ją tylko, że już wszystko w porządku i czuje się bardzo dobrze.
Agnieszka usłyszała gmeranie w zamku drzwi wejściowych i czyjś płacz w korytarzu. Pobiegła sprawdzić, co się dzieje. W korytarzu zastała zapłakaną matkę, która właśnie wróciła ze szpiala z informacją, że babcia zmarła na chwilę przed jej przybyciem... Agnieszka zemdlała.
Mama Agnieszki znalazła w kuchni dwie szklanki nieomal lodowatej herbaty.
Pamiętam tylko dreszcz przebigający po plecach, kiedy słyszałam tę historię po raz pierwszy. Gęsią skórkę mam nawet teraz wspominając tę opowieść. Nie chcę nikogo przekonywać, co do jej prawdziwości. Jedynie towarzyskiemu faux pax owego męża-opowiadacza zawdzięczam fakt, że ją poznałam, a okoliczności owego opowiadania nie sprzyjały bajaniu. Próbował przekonać swoją żonę do istnienia zjawisk nadprzyrodzonych wytykając jej fakty z życia rodziny.
Z pozdrowieniami
Kaśka
(Jeśli się przyda skorzystajcie z powyższego tekstu)
Oczywiście dziękujemy. Kolejne historie są związane bezpośrednio z sytuacją, kiedy ktoś niewidoczny jest w pustym pokoju.
Witam serdecznie całą załogę Nautilusa. Przed chwilą przeczytałem Wasz artykuł: "Kto jest w pokoju?", odrazu przyszła mi na myśl historia którą opowiedziała mi moja siostra cioteczna na urodzinach babci, na wstępie muszę zaznaczyć że siostra jest dość młodą osobą (27 l.) i interesuję się zjawiskami nadprzyrodzonymi (nie mniej niż ja sam), zawsze jak jest okazja to opowiadamy sobie najróżniejsze rzeczy z tej tematyki. Moja siostra zanim jeszcze wyszła za mąż miała w domu dwa psy rasy mieszanej,
zaraz po ślubie urodził się chłopiec, obecnie ma 4 lata, po urodzeniu okazało się że ma uczulenie na sierść psów obecnych w domu. Siostra wraz z mężem postanowiła psy uśpić i wtedy to zaczęła się cała historia, zaraz po uśpieniu psów, ich syn zaczął się dziwnie zachowywać, był niespokojny, miał rozbiegane oczy, kiedy dotarli do domu, wszyscy jeszcze świeżo po przeżyciach z całego wydarzenia zauważyli że dzieciak zaczyna się trząść, zupełnie jakby miał padaczke, wyglądał na niezwykle
przestraszonego, płakał, nie chciał zasnąć, ani nic jeść. Długo jeszcze obserwowali zachowanie dziecka, całymi nocami płakał, nie mógł zasnąć, siostra zawsze zabierała go z łóżeczka do swojego łóżka, dopiero wtedy mały zasypiał, kiedy już podrósł, nocne płakanie powoli zaczęło ustępować, zrobił się spokojniejszy i teraz już prawie wogóle nie płacze. Analizowaliśmy z siostrą całą sytuację i doszliśmy do wniosku, że może duchy uśpionych psów nachodziły małego i nie dawały mu spokoju, może mściły
się na nim że przez niego zostały uśpione. Chłopiec naprawdę dziwnie się zachowywał i nie bylo to zachowanie podobne do tego jakie najczęściej widzimy u małych dzieci, może małe dzieci widzą więcej niż my, dorośli? A może każde dziecko kiedy płacze, albo zachowuje się w sposób nie naturalny, doświadcza czegoś czego my nie możemy racjonalnie wyjaśnić? A potem z biegiem czasu o wszystkim zapomina, wizje ustępują, wszystko wraca do normy, w przyszłości już jako dorośli ludzie nie jesteśmy
świadomi tego że sami mogliśmy tych niezwykłości doswiadczyć, podchodzimy z dystansem do wszystkiego czego nie potrafimy w logiczny sposób rozwiązać... może kiedyś będziemy mogli uzyskać odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania...
Pozdrawiam Paweł
Witam Wszystkich,
Chciałabym opisać Wam cos co mnie spotkało w tym roku.
Mam 24 lata i kończę psychologię a czytelniczką Nautilusa jestem od dawna.
Oto historia, którą chciałabym się z Wami podzielić.
Odetchnęłam z wielką ulgą jak dowiedziałam się, że wreszcie wyprowadzę się z domu, którego nienawidziłam i w którym aż gęto było od czegoś złego.
Trzy lata temu zamieszkaliśmy razem z moim narzeczonym w nowym mieszkaniu.Wszystko pięknie, ładnie. Na początku tego roku wyprowadził się ode mnie by wykończyć swoje nowe mieszkanie, na które czekaliśmy przez ostatnie 2 lata. Odkąd zostałam w mieszkaniu sama zawsze mam takie dziwne uczucie, że jedna sama nie jestem... Chociaż traktowałam to jako czyste żałosne "cykorowanie" (zawsze byłam cykorem wieczorowym) to jednak, nawet jeśli byłam sama w innym miejscu to zawsze miałam wrażenie, że coś mi toważyszy.
(Nie wspominając o domu, w którym mieszkałam poprzednio: psy obszczekiwujące ściany albo puste pomieszczenia, rzeczy znikające same itp.)
Niedawno tak jak zwykle położyłam się wieczorem spać (sama). Obudziłam się po pewnym czasie ale poczułam, że coś jest nie tak - jakoś dziwnie. Sięgnęłam po włącznik lampki nocnej ale nie chciał się zapalić. Pomyslałam, że może żarówka się przepaliła i wstałam z łóżka by zapalić duże światło. To także się nie włączyło. No nic, awaria prądu pewnie. W mieszkaniu było dziwnie ciemno. Poszłam po omacku do kuchni po zapałki by zapalić świeczki. Zapalam jedną, nic. Zapalam drugą - też nic. Tak jakby zapałki w ogóle nie reagowały. A nie były mokre czy stare. Wcześniej ich używałam. To już mnie na serio przestraszyło zważając na to, że cały czas czułam się wyjątkowo dziwnie i obco we własnym mieszkaniu. Wróciłam do łóżka. Poczułam nagle starszne rozdrażnienie i takie dziwne uczucie jakby w okół mnie "gęstniało" powietrze. Przewróciłam się na plecy i spojrzałam w górę. Do sufitu "przylepiona" była wielka czarna plama, która jakby skuliła się jak na nia spojrzałam. Przeraziłam się i zaczęłam krzyczeć, ale nie wydawałam z siebie żadnego dzwięku. Tak jakby mi głos odebrano. Krzyczałam ile sił ale nic - zero dzwięku...Byłam już tak przerażona, że myślałam tylko o tym by to znikło i dało mi spokój. Zamknęłam oczy i obudziłam się krzycząc przeraźliwie. Spojrzałam w górę, nie było śladu po czarnej plamie, światła działały. Wszystko w porządku pomyślałam - to tylko wyjątkowo paskudny koszmar,ale jak spojrzalam na kredens zaobaczyłam leżące tam pudełko zapałek z zapałkami obok...
Nadal chciałabym wierzyć, że to był rzeczywiście tylko paskudny koszmar senny, ale już kiedyś mialam podobną sytuacje podczas snu: Obudziłam się (na 100% się obudziłam) i nie moglam się poruszyć ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku - tylko plamy nie było ;)
Witam
Przedstawię Wam krótko swoje doświadczenia w tym temacie, a właściwie to doświadczenia mojej córeczki Oliwii. Kiedy się urodziała (7 lat temu) byłam ogromnie szczęśliwa, lecz z biegiem dni zaczynałam się coraz bardziej niepokoić. Czytałam wiele książek, poradników gazet dla rodziców. Wszystkie te źródła podawały, że dziecko powinno reagować na twarze, obserwować je z zainteresowaniem. Moja córka nie reagowała, bałam się że z jej wzrokiem jest coś nie tak. Ale bardzo długo ją obserwowałam i pewnego dnia przedstawiłam swoje wnioski mężowi, pokazując mu to co widzę, a on zgodził się ze mną. Otóż moje dziecko wyrażnie obserwowało COŚ i to z ogromnym podnieceniem, wymachując nóżkami i rączkami, wodząc wzrokiem, reagując uśmiechem. Było to dla mnie bardzo przykre, ponieważ nawet wówczas, gdy karmiłam ją piersią ona nie reagowała na mnie, może przez krótką chwile patrzyła, a potem znów zaczynała wodzić wrokiem pod sufitem.
Zresztą nie reagowała na nikogo oprócz TEGO, co widziała tylko ona. Dodam, że zaczęła na nas zwracać uwagę, jak miała trzy miesiące. Wierzcie mi wylałam dużo łez.
Następne takie doświadczenie pojawiło się, gdy Oliwka miała dwa i pół roku, mogła już powiedzieć co widzi. Przeprowadziliśm się wóczas do starego domu, do babci. Ponownie zauważyłam, że coś obserwuje (Oleńka była raczej małomówna), więc zaczęłam ją wypytywać - CZEMU się przygląda? Ona opowiedziała mi, że jest to duży pan z wąsami i w długim płaczczu do ziemi. Spytałam więc, czy się go boi, odpowiedziała, że nie. Ale miałam wrażenie że jest inczej. Spytałam ją jeszcze czy on coś od niej chce? Odpowiedziała że nie, ale spytała mnie dlaczego ON tutaj jest. Wytłumaczyłam, że musi go poprosić, aby odszedł z naszego domku. Ona to zrobiła (ja też) i po pewnym czasie przestałam zauważać że kogoś obserwuje. Muszę dodać, że wówczas mój synek miał 1,5 roczku i jeszcze nie mówił na tyle aby można z nim było porozmawiać, ale widziałam że oni oboje obserwują coś z poważnymi minami.
(Chciałam jak najkrócej, ale mi nie wyszło...)
Pozdrawiam
Dorota z Augustowa.
/nadesłanych opowieści do Fundacji jest sporo, do tematu "pusty pokój" wrócimy wkrótce/
Sob, 7 paź 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.