Pt, 29 gru 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Planeta X - współczesna nauka dogania wiedzę
sprzed tysięcy lat.
Po kilkumiesięcznej przerwie powracamy do rozważań dotyczących istnienia w naszym Systemie Słonecznym ciała niebieskiego, popularnie zwanego Planetą X.
Współczesna nauka, głównie astronomia, coraz częściej przynosi odkrycia, które zupełnie niezamierzenie, w pośredni sposób, potwierdzają jej bytność na obrzeżach Układu Słonecznego. O bezpośrednich naukowych dowodach na razie nie ma mowy, ale potwierdzenie teorii autorstwa Zecharii Sitchina (mieszkającego w Nowym Jorku orientalisty pochodzącego z Izraela), opisanej w dziesięciu napisanych przez niego książkach z cyklu „Kroniki Ziemi”, zdaje się być coraz bliższe.
Jednym z pośrednich dowodów istnienia 12 planety Sitchina (Nibiru według starożytnych Sumerów, Marduk w terminologii Babilończyków) są komety. Sitchin twierdzi, że powstały one niespełna 4 miliardy lat temu, podczas kataklizmu, który wydarzył się u zarania istnienia Układu Słonecznego. Wówczas, w wielką wodną planetę, krążącą wokół Słońca, w miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się skalne rumowisko pasa planetoid, między orbitami Marsa i Jowisza, uderzył przybysz z odległego kosmosu – Nibiru. Kosmiczny „agresor” rozbił Tiamat (starożytna nazwa wodnej planety), a sam został schwytany przez grawitację naszej gwiazdy i stał się jeszcze jednym ciałem periodycznie ją okrążającym. Komety według Sitchina, to, więc nic innego, jak cząstki połówki rozbitej Tiamat (druga połowa przemieściła się na inną orbitę i stała się Ziemią), które wraz z Nibiru powędrowały w odległe rejony Układu Słonecznego. Tam też teraz jest ich „dom”, z którego od czasu do czasu powracają do wewnętrznej strefy Układu, stwarzając nam piękne, aczkolwiek groźnie wyglądające widowisko.
Odkrycia sond kosmicznych badających komety (o sondzie Stardust, która zbadała kometę Wild, pisałem w tekście „Jak powstają komety?” – patrz Planeta X, dział Poszukiwania), stawiają astronomom coraz większe wyzwania i konieczność zmian paru, wydawało się pewnych, teorii. O nowych, wręcz sensacyjnych doniesieniach na ten temat przeczytać można w „Gazecie Wyborczej” z 15.12.2006 r.
„Komety są dziećmi naszego Układu Słonecznego – donosi „Science”. Wbrew hipotezom, które mówiły, że są ulepione z obcych minerałów, a nawet że są przybyszami z innych gwiazd” – tak rozpoczyna się artykuł Piotra Cieślińskiego „Zagadkowe komety”. Dalej czytamy: „Według dotychczas obowiązującego poglądu, komety mialy narodzić się w tych obszarach Układu, gdzie panuje wieczny mróz. Słońce jest tak odległe, że prawie nie grzeje. Komety miały być po prostu kulami brudnego lodu. Tym większą niespodziankę przyniosły badania skalnych drobin, jakie zebrała wprost z warkocza komety Wild 2 sonda Stardust i dostarczyła je na Ziemię. Już w marcu pojawiły się pierwsze sensacyjne doniesienia mówiące, że większość drobin składa się z mieszaniny minerałów, które krystalizują w wysokich temperaturach ponad tysiąca stopni C. Minerały te musiałyby powstać dość blisko gorącego Słońca. W jaki więc sposób trafiły do lodowego jądra komety Wilde 2, która porusza się między Marsem a Jowiszem, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu krążyła daleko za Neptunem? Pierwsze podejrzenie padło na obce gwiazdy. Być może w okolice Słońca zabłądziła materia przetworzona w okolicy innej gwiazdy? Jednak publikacja „Scence” rozwiewa tę wątpliwość. Badając proporcje niektórych izotopów (m.in. tlenu) w odpryskach z komety Wilde 2, jednoznacznie ustalono, że pochodzą one ze Słońca. To oznacza, że zanim kometa się narodziła z kryształków lodu gdzieś w okolicach dzisiejszego Neptuna, musiały w te rejony wcześniej dotrzeć materiały przetopione w słonecznym tyglu”.
Cieplej, coraz cieplej. Okazuje się, że składniki komet pochodzą nie z odległych rejonów pozaukładowych, a ze Słońca. Ale przecież równie dobrze mogły one trafić ze Słońca nie bezpośrednio do materii komety, a do oceanu pokrywającego Tiamat. Skąd jednak wzięła się tak wysoka temperatura, niemal tysiąca stopni C, która spowodowała krystalizację mieszaniny materiałów? Ano z kosmicznej katastrofy! Zderzenie Tiamat i Nibiru (dokładniej Tiamat i księżyców Nibiru) musiało wyzwolić nie tylko gigantyczną energię, ale i olbrzymią temperaturę. Kawałki Tiamat, czyli woda zmieszana z błotem i cząstkami płaszcza planety, natychmiast zamarzły w próżni i zostały porwane przez Nibiru w obszary, gdzie do dzisiaj pozostają w formię zamarzniętych brył.
Ciepło, coraz cieplej. Już naprawdę niewiele brakuje, aby oficjalna nauka potwierdziła, że nie tylko elementy komet, ale i one całe narodziły się w wewnętrznej części Układu Słonecznego. To jednak pociągnęłoby za sobą konieczność zrewidowania wielu innych uznanych i „nienaruszalnych” teorii dotyczących Układu Słonecznego, a takich rewolucji naukowcy bardzo nie lubią.
Na fotografii nr 2 widać ślad, jaki cząstka pyłu z komety wyżłobiła w aerożelu
Pt, 29 gru 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.