Wt, 9 sty 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Nagle w głowie słychać głos, który jakby „był wszędzie i nie miał jednego źrodła”. Wiele wskazuje na to, że może to być telepatyczny przekaz. Pytanie: od kogo?
Wiele miejsca w naszym serwisie poświęcamy historiom związanym z manifestacjami duchów czy – jeśli ktoś sobie to życzy – niezwykłych energii, które czasami pojawiają się w naszym życiu. Tych historii jest zbyt wiele, aby je bagatelizować. Zaczniemy od tekstu maila, który dostaliśmy od Anety.
Dzien dobry.
Mam na imie Aneta. Mieszkam w pewnej małej wsi. Od lat interesuje się zjawiskami paranormalnymi, UFO, kosmosem itp... Kiedy miałam ok. pięć lat poszłam z moim bratem i kuzynem, który wtedy u nas był, do sklepu... Nie poszliśmy drogą główną, lecz polną. Kiedy przechodziliśmy obok sadu pewnego państwa zamieszkałych w mojej miejscowości zobaczyłam rosnące tam kwiaty. Nie wiedziałam wtedy jeszcze ze jest to sad; myślałam że jest to zwykły mały lasek. Krzyknęłam do brata, że zerwę te kwiaty i dam mamie i wtedy usłyszałam pewiem bardzo wyraźny glos... Nie pochodził z jakiegoś konkretnego miejsca; był wszędzie! Słyszałam go bardzo wyraźnie. Głos ten należał do jakiejś dziewczyny. Powiedziała mi, że nie mogę zerwać tych kwiatów ponieważ zasadziła je ona dla swojego ojca. Na początku nie przestraszyłam się jej, ale po pewnym czasie zaczęłam o tym myśleć. Nie powiedziałam o tym nikomu!
Kiedy, po długim czasie zapytałam się mojego brata czy to pamięta odparł, że nie i że na pewno sobie coś wymyśliłam... Niedawno zwierzyłam się z tego mojej babci, a ona powiedziała mi ze kiedyś mieszkał tam pewien pan który miał córkę...W związku z tym zwracam się do Państwa z pytaniem: Czy mogło to być naprawdę jakieś spotkanie z duchem, czy też może mógł być to tylko głupi kawał? Jednak przypominam, że ten glos nie wydobywał się z żadnego konkretnego miejsca, tylko był wszędzie wokół mnie! Jeżeli to możliwe prosze o jak najszybsze odpisanie!
Aneta
Sprawa „głosu” pojawi się w ostatniej historii, ale teraz mail Agnieszki.
Witam. Nazywam się Agnieszka /nazwisko do wiadomości redakcji/, od niedawna należę do załogi Nautilusa. Chciałabym opowiedzieć swoją historię sprzed lat.
W wieku 8 lat złamałam nogę i dla tego nie poszłam do szkoły. Leżałam na łóżku czytając książkę (pt: Mały książe). W pewnym momencie przy szafie widzę mężczyznę, którego wcześniej nie widziałam na żywe oczy. Był ubrany w czarny garnitur, miał czarne włosy, był bardzo wysoki i szczupły. Uśmiechał się, co chwilę obracał głowę w lewo w stronę okna. Po chwili obrucił się na pięcie i przeszedł przez to okno. Na początku myślałam że mi się to śniło czy zdawało, ale gdy opowiedziałam o tym mojej mamie, ta nie mogła wyjść ze zdziwienia, bo cal do cala opisałam wygląd jej zmarłego ojca, czyli mojego dziadka, którego nie zdołałam poznać. Zmarł trzy lata przed moimi narodzinami. Dwa lata później postanowiłam zgłębić wiedzę o duchach
Serdecznie pozdrawiam.
Agnieszka
I wreszcie ostatnia historia z naszego Archiwum. Pochodzi z 1996 roku. Wybraliśmy ją dlatego, że pojawia się ów „dziwny głos” znikąd.
„… i nie opisywałbym tego, gdybym nie był pewien, że nie uległem jakiemuś złudzeniu. Było to pod koniec lata 1995 roku, kiedy byłem studentem i razem z kolegami pojechaliśmy na Mazury. Studiowaliśmy nauki ścisłe i żaden z nas nie wierzył w zjawiska paranormalne i nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Ja do tamtego dnia także nigdy nie spotkałem się z czymś, co mogłoby świadczyć o istnieniu duchów. Ale jak już opowiedziałem Panu przez telefon, to się zmieniło. Chcieliśmy podjechać do Mikołajek, gdzie spaliśmy u znajomego na jachcie. Była noc i autobusy nie jeździły, więc chcieliśmy zatrzymać tzw. Okazję. Do Mikołajek było ok. 10 kilometrów i wydawało mi się, że o pierwszej w nocy na pewno ktoś się zatrzyma, żeby nas zabrać. Postanowiliśmy wyznaczyć jedną osobę, która stała przy jezdni, a dwóch pozostałych siedziało na poboczu. I nagle pojawił się stary samochód ciężarowy, który powoli wytoczył się zza zakrętu. Jechał bardzo szybko, ale kierowca zauważył mnie i zatrzymał się, kilkadziesiąt metrów dalej. Podbiegłem do tego auta, wspiąłem się na stopień i zajrzałem do środka, bo okno było otwarte. Kierowca powiedział, że jeden do szoferki, a reszta może wejść „na pakę”. Ale wtedy zobaczyłem, że na siedzeniu pasażera jest jakiś mężczyzna, który wyraźnie do mnie powiedział „nie wsiadaj, odejdź od tego samochodu!”. Byłem tak zaskoczony slowami tego człowieka, że wręcz odskoczyłem od ciężarówki! Kierowca jak zobaczył, że zrezygnowałem, był zdziwiony, ale od razu ruszył i odjechał. Moi koledzy byli na mnie źli, że wypuściłem takiego fajnego stopa, ale kiedy powiedziałem im o tym ostrzeżeniu od mężczyzny w szoferce, to zdębieli. Potem śmiali się ze mnie, że tak mnie potraktował.
Minęło pół godziny, kiedy zatrzymał się kolejny samochód, tym razem osobowy. Weszliśmy do środka i pojechaliśmy. Po kilku kilometrach zobaczyliśmy błyskające światło milicyjnego koguta. I wtedy po prostu ścierpła mi skóra, bo zobaczyliśmy potworny wypadek. Na drzewie zmiażdżona była… ta ciężarówka, po prostu miazga. Milicjanci specjalnymi nożycami rozcinali szoferkę. Zatrzymaliśmy się by pomóc, ale było już sporo policjantów i była także sanitarka pogotowia. Kierowca nie żył, ale ja szukałem tego człowieka, który tak dziwnie mnie ostrzegł. Zapytałem policjantów, co się stało z pasażerem, ale jeden z nich powiedział mi, że nie było żadnego innego pasażera! Potwierdzał to świadek, kierowca auta, którego wyprzedzała ciężarówka. Wtedy naprawdę się wystraszyłem nie na żarty!
Do dziś pamiętam głos tego człowieka. Taki bardzo dziwny, bo jakby rozchodził się z każdego miejsca. W każdym razie inaczej tego opisać nie potrafię. „
Wt, 9 sty 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.