Wt, 27 luty 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Znaki od zmarłych, ostrzeżenia z zaświatów, sny zwiastujące śmierć – na stronach NAUTILUS-a czas na porcję Waszych historii.
Każdy człowiek zna przynajmniej jedną osobę, która w swoim życiu spotkała się z czymś, co może być zaklasyfikowane jako „kontakt z innym światem”. Wiele opowieści czytelników stron NAUTILUS-a dotyczy właśnie tego, co popularnie nazywane jest „spotkaniem z duchem”. Warto jest przedstawić kilka takich historii. Ich ilość wskazuje na to, że mamy do czynienia ze zjawiskiem powtarzalnym, które nie jest wymysłem czy złudzeniem. Zresztą – zamiast oceniać, lepiej samemu zapoznać się z opowieściami czytelników NAUTILUS-a. Listy lub maile przedstawiamy w wersjach oryginalnych. Zastrzegamy sobie jedynie zachowanie anonimowości ich autorów. Proszę wybaczyć, że nie poprawiamy wszystkich literówek, błędów itp.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Duchy w Dumbleton Hall
Serdecznie pozdrawiam. Dotarłam niedawno do strony Nautilusa i bardzo mnie wciągnęły Wasze artykuły...
Ale do rzeczy. Chcę się z Wami podzielić tym, czego sama doświadczyłam. Od ponad roku mieszkam w starym (ponad 200 lat) angielskim „country housie” – w wielkim sypiącym się budynku z dala od cywilizacji. Mieści się tu hotel, w którym pracuję z mężem i siostrą – ja siedzę na recepcji.
Wszystko zaczęło się gdy naszemu sąsiadowi z dołu w środku nocy spadło wprost na łóżko jakieś 100 kg mokrego tynku. Nic mu się jednak nie stało, bo akurat wstał, żeby przypomnieć mi o czymś i powiedzieć dobranoc – nie było go w pokoju 3 minuty. Oczywiście wszyscy byliśmy w szoku i nie spaliśmy potem przez pół nocy. „Pobojowisko” zostało obfotografowane i sprzątnięte. Następnego dnia koleżanka z przejęciem pokazała mi zdjęcia z pokoju André. Pod sufitem, wokół łóżka i głowy André było mnóstwo jasnych kręgów, które wzięły się nie wiadomo skąd. Gedi (ona ma pociąg to tajemnic i spraw mistycznych) zadecydowała, że musimy zrobić seans spirytystyczny, bo w tym pokoju są najwyraźniej duchy. Nie będę tego nawet opisywać, bo chociaż wydarzyło się dużo dziwnych rzeczy w jego trakcie, nie jestem pewna, czy czasem nie kryje się za tym wszystkim Gedi. Nie dogadałyśmy się w każdym razie z nikim, choć wydaje mi się, że jednak czułam czyjąś obecność w pokoju. Nasze ręce na szklance, którą się posługiwałyśmy momentalnie stały się lodowate (Nota bene teraz my mieszkamy w tym pokoju, i bardzo nie lubię, gdy mąż wychodzi...) – nie wiem, czy to coś znaczy? Czy raczej poniosły nas nerwy? Szklanka się poruszała... Dałyśmy sobie spokój aż do momentu gdy robotnicy remontujący pokoje zaczęli o jednym z nich opowiadać dziwne historie – na przykład, że nie podłączona do prądu lampa zaczęła się nagle huśtać, a potem wybuchła żarówka. Ponieważ akurat w tym pokoju zawsze wyczuwało się cos niepokojącego i nikt z pracowników nie lubi tam chodzić, postanowiłyśmy właśnie tam powtórzyć seans. Rozmawiałyśmy z Kimś, była wspaniała atmosfera, jak podczas spotkania najlepszych przyjaciół. Postanowiłyśmy zrobić krótką przerwę. Gdy wróciłyśmy – wszystko się zmieniło. Ktoś inny, niczym w tanim horrorze, kazał nam odejść i przekazał coś w stylu „all die”, więc natychmiast się wycofałyśmy spanikowane jak nigdy przedtem. Gedi uspokoiła mnie jednak jakoś, że byłyśmy zabezpieczone itd., i nic nie może się stać. Ale w życiu czegoś podobnego nie powtórzę.
Nasi menadżerowie byli nieco wystraszeni, gdy im wspomniałyśmy o tym, okazało się bowiem, że oni także mieli jakieś już przygody z Duchami naszego zamczyska.
Jakiś tydzień później w hotelu odbywał się ślub i wesele. Była chyba 12, zaczynała się ceremonia cywilna w zamkniętej sali. Ja stałam w barze polerując szklanki i kieliszki po powitalnych drinkach. Było zupełnie pusto bo wszyscy goście zajęli już swoje miejsca. Nagle usłyszałam dźwięk jakby kołatek, takie klekotanie, i kątem oka zobaczyłam, ze ktoś wchodzi do baru. Podniosłam głowę, żeby zobaczyć, skąd się bierze ten dźwięk i zobaczyłam krępego jegomościa w brązowym, bardzo staroświeckim stroju. Nie miał przy sobie niczego, co mogłoby taki odgłos wydawać. Przeszedł przez bar kierując się w stronę sali, gdzie siedzieli goście. I teraz najdziwniejsze: Przechodząc za filarkiem baru (bardzo wąziutkim) po prostu zniknął. Tak jakby wszedł w jakieś niewidzialne drzwi, albo zniknął za ścianą. Szczęka mi opadła. To był biały dzień! Ja byłam kompletnie trzeźwa. Na weselu nie było nikogo choć trochę podobnego do tego jegomościa. Jak się później okazało, nie byłam jedyną osoba, która go spotkała. Dexter, jeden z menadżerów opowiedział mi, że kiedy któregoś dnia wcześnie rano(około 6) zaczynał swoja zmianę, natknął się w barze na podobnego mężczyznę siedzącego w fotelu. Postanowił zaproponować mu kawę, ale gdy się do niego odwrócił, nikogo już tam nie było. To chyba nie przypadek, że te osoby wyglądały tak podobnie.... Kilka dni temu znowu katem oka widziałam osobę, której w hotelu na 100% nie było - kobietę o długich blond włosach – nie zwróciłam na nią większej uwagi, biorąc ja za jedną z pokojówek, jedyną z podobnymi włosami. Okazało się jednak, że ta właśnie dziewczyna jest od kilku dni na urlopie( nie wiedziałam o tym!).
Nie ma wyjścia, muszę wierzyć, że ktoś jeszcze, oprócz ludzi z krwi i kości mieszka w tym starym budynku. Czuje ciągle czyjąś obecność, dziwne uderzenia zimna, stukanie w ściany, dziwne szmery, hałasy, kroki na korytarzu, nawet, gdy nikogo nie ma w hotelu. Boję się czasem strasznie być sama w jakimś pomieszczeniu. Pociesza mnie jednak, że zdaniem osób, które potrafią rozpoznawać tego typu energie ( mieliśmy kilku gości ze zdolnościami medialnymi), nie są one wrogie. Po prostu tu są i trzeba z tym żyć.
Co o tym myślicie? Czy atmosfera miejsca powoduje, ze próbujemy się dopatrywać czegoś, co nie istnieje?
Serdecznie pozdrawiam raz jeszcze!
Monika>
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Znaki od bliskich - prawdziwa historia
Witam serdecznie!
Pragnę podzielić się historią, która przydarzyła się niecały rok temu mojej
10 letniej wówczas córce.
W czerwcu 2005 roku zmarł mój teść, a jej dziadek. Agata bardzo przeżyła tą
śmierć. Z pomocą przyszła nam metoda samokontroli umysłu metodą Silvy. Stan
Alfa Agata osiąga z wielką łatwością. Posiada tam swoje laboratorium, swoich
doradców, więc poradziłam jej aby weszła w stan alfa i skontaktowała się z
dziadkiem aby dowiedzieć się co u niego słychać. Udało jej się taki kontakt
nawiązać. Procedura była bardzo skomplikowana, ale za pomocą doradców
dziadek przyszedł i przekonał ją, że jest szczęśliwy, chociaż jak stwierdził
jeszcze nie wie co z nim będzie dalej. Drugiego dnia kiedy znów samopoczucie
jej opadło ponowiła kontakt i dowiedziała się, że już jest w porządku,
spotkał swoja rodzinę. Od tej chwili właściwie dziadek był w jej
laboratorium zawsze kiedy wchodziła w stan alfa. Został jej doradcą. Agata
była szczęśliwa ponieważ miała świadomośc, że dzięki tej metodzie nigdy
dziadka nie zapomni. Kilka miesięcy później córka zaczęła się dziwnie
zachowywać, była smutna, przygaszona. Stan taki trwał około tygodnia, a na
pytanie co się dzieje padało zdawkowe "nic". W końcu wybuchnęła płaczem. Jak
się okazało od kilka tych dni moja córka ciągle widywała gdzieś dziadka.
Pojawiał się na jej drodze do szkoły, w tramwaju, w pokoju. Widziała go ja
stwierdziła "tak ja Ciebie teraz". Próbowała go nawet kiedyś "złapać" aby
zapytać się co od niej chce jednak okazało się to niemożliwe ponieważ postać
dziadka odpływała. Dziadek nie stąpał po ziemi, ale jakby płynął. Jeden raz
dał jej jeden znak - pokazał jej na małe dziecku w wózku i pokiwał głową na
znak "NIE". Cała rozmowa z Agatą zakończyła się pytaniem "Mama co dziadek od
nas chce?" Poradziłam jej wejście w stan alfa aby nawiązać kontakt - okazało
się, że córka tak jest zestresowana, że po zejściu w stan alfa pojawiają jej
się drzwi do laboratorium zamknięte na kłódkę. Poradziła więc aby spróbowała
nawiązać mentalny kontakt kiedy zobaczy dziadka zadając pytanie na ktore
dziadek mógłby pokiwać głową w odpowiedzi. I pocieszyłam, że w razie czego
jeżeli niczego się nie dowie poszukamy osoby, która taki kontakt potrafi
nawiązać. Agata bardzo się ucieszyła ze zrozumienia i poszła zająć się
swoimi sprawami. Za około godzinę przyszła i stwierdziła, że wie co dziadek
od niej chce. Kiedy się odstresowała udało jej sie wejść w stan alfa i tam
po prostu zapytała dziadka. Dziadek miał do nas prośbę: "Dajcie na mszę
ponieważ ja mam znów zejść na ziemię aby urodzić się jako dziecko, a nie
chcę tego bo wtedy musiałbym was zapomnieć". Nie trzeba dodawać, że od razu
daliśmy na maszę i pomodlilismy się za dziadka. Od tej chwili Agata już
nigdy dziadka w rzeczywistości nie widziała.
Ta historia bardzo wstrzasnęła dorosłą częścią naszej rodziny, a co ciekawe
dla pozostałych dzieci było to "normalne", chyba bardziej normalne niż fakt,
że 2+2=4.
Z innej dziedziny nurtuje mnie od lat problem śmierci klinicznej osób
niewidomych. Czy posiadają Państwo jakies informacje jak takie osoby
odbierają fakt oderwania się od ciała? Czy mogą siebie zobaczyć tak jak
większość osób normalnie widzących, czy też otoczenie?
Byłabym wdzięczna za taką informację.
Pozdrawiam serdecznie!
Danuta
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Dziwne zjawiska po śmierci członka rodziny
Witam.
Długo zastanawiałem się, czy napisać o tym co się stało po śmierci mojego Dziadka - wstydziłem się.
Kiedy pojechałem z rodziną na pogrzeb, w domu została żona mojego brata ich małym dzieckiem. Żona mojego brata cały czas czuła czyjąś obecność w domu, ponadto zamknęła drzwi od mojego pokoju, aby dziecko tam nie wchodziło, a gdy przechodziła przez korytarz zobaczyła, że drzwi są otwarte, mały Kacper nie mógłby ich otworzyć, gdyż zamek jest wysoko, a nikogo innego w domu nie było. Około północy w kuchni miało miejsce bardzo dziwne i niewytłumaczalne zdarzenie, mianowicie:
W maśle wbity był nóż, który z dużą siłą został wyrzucony mniej więcej na środek kuchni, nie mógłby sam wypaść na tak dużą odległość.
Zrozumiem, jeśli historię opisaną przeze mnie uznacie Państwo za mało wiarygodną.
Pozdrawiam serdecznie
Michał
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Czym to może być spowodowane?
Witam,
Nazywam Się Małgorzata, mam 21 lat, mieszkam w Warszawie. Zdecydowałam się napisać do Nautilusa z prostej przyczyny, nawet ksiądz nie jest w stanie wytłumaczyć co się ze mną dzieje...
Otóż:
Od wielu miesięcy dzieją się w wokół mnie dziwne rzeczy. Zaczęło się wszystko od pewnej dziwnej "przygody".
(fistoria nr. 1)Opowiedział mi to mój brat, zaraz po tym jak wydarzyła się następna historia. W któryś weekend mój brat razem z kolegą pojechali na działke. W nocy, ok 3.00 pozamykali szczelnie wszystkie okna i drzwi, po czym oboje położyli się spać. W nozy obudziło ich skrzypienie podłogi i wyraźnie słyszalne kroki. Dokładnie słychac było jak ktoś otwiera drzwi do pokoju obok, po czy z pełnym impetem trzaska nimi. Chłopaki przerazili się. Zapalili świato w pokojku, weszli do kuchni z której jest przejście do następnego pokoju, po drodze wzięli siekiere i łom (naprawde byli przerażeni, myśleli że ktoś się włamał). o mału zaczeli iść w kierunku drugiego pokoju po kolei włączając wszystkie światła jakie były po drodze, oraz sprawdzali wszystkie drzwi, które mijali. Jak się okazało, w domu nikogo nie było, drzwi i okna były pozamykane. Wrócili do łóżek, jednak żaden z nich nie rozstał się z "bronią". (historia nr. 2)Byłam wtedy razem z bratem i rodzicami na działce (dodam że działka mieści się w okolicach Maciejowic, woj. mazowieckie, po drugiej stronie Wisły co Kozienice). Kiedy rodzice już spali, razem z bratem siedzieliśmy na tarasie, rozmawiając o pierdołach. W pewnym momencie oboje zamilkliśmy, ponieważ słyszeliśmy wyrazie jak łańcuch, którym obwiązana była furtka do bramy, rozplątuje się. Byliśmy pewni że to sąsiad. Często zdarza się, że gdy sąsiad widzi że ktoś siedzi na tarasie przychodzi np. po papierosa. Czekalismy i czekaliśmy a nikt sie nie zjawił. Podeszliśmy więc oboje do furtki. Ta jednak była zawiązana tak samo jak tata ją zawiązał przed pójściem spać. Do okoła było ciemno, cicho, nawet wiatru nie było. To była ciepła letnia noc. Nie wiedzielismy co o tym sądzić, więc wróciliśmy do domu i dobrze zamkneliśmy drzwi.
(historia nr.3) To właśnie z tą historią udałam się do księdza, sądząc że on będzie jedyną osobą potrafiącą wytłumaczyć mi co się stało.
Jak zwykle akcja toczy się na działce. Byliśmy ze znajomymi na kilkudniowym wypadzie. W jednym pokoju spało 5 osób. Ja spałam na jednym łóżku z moim chłopakiem. Otóz zaraz przed zaśnięciem, kiedy czuje się tak lekko, zaczęłam mieć pierwsze "wizje senne". Była w nich wielka kamienna trumna z wyrzeźbionymi na bokach wizerunkami małych dzieci. We wnętrzu było całe mnustwo malutkich ciał zmutowanych dzieci. Mówiąc "zmutowanych" mam namyśli np. bliźnięta syjamskie, dzieci z wodogłowiem itp.Wtedy otworzyłam oczy, przebudziłam się a przed sobą ujrzałam wielkie oko, tyle że białko miało czerwone, a tęczówka była cała czarna.(do tej pory jak to sobie przypominam mam dreszcze) Odrazu, z przerażeniem schowałam głowe pod kołdrą, zlałam się zimnym potem i tak przeraźliwie się bałam, że ze strachu zaczęłam płakać. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałam, nawet po tem.Poczułam jak coś bardzo ciężkiego leży pomiędzy mną a moim chłopakiem, BYłam przekonan że ktoś leży między nami. Ze strachu byłam sp[araliżowana, niemogłam nawet wydusić z siebie głosu. Udało mi się w końcu wysunąć rękę i trząchając ręką mojego chłopaka obudziłam, go. On jak tylko zobaczył w jakim jestem stanie wstał i zapalił swiatło. Mówił mi po tem że wyslądałam jakbym zobaczyła ducha.Nie wiedział co ma zrobić, a ponieważ on jest osobą bardzo wierzącą (ja nie jestem), położył rękę na mojej głowie. Nie wiedziałam co on robi, ale zaczęłam czuć jak cały strach od głowy w dół, zaczął ze mnie "schodzić" Potem usłyszałam małe, śpiewające dzieci. Następnie zapytałam się co on zrobił, powiedział że się modlił. Dlatego też gdy rano wrócilismy do Warszawy, cały dzień myślałam żeby iść do księdza, porozmawiać o tym. Nie mogłam spać, bo bałam się że to cos wróci. O 6.00 poszłam do kościoła, poprostiłam księdza o rozmowę po mszy. Opisałam mu całą sytuacje, powiedział że albo to bym sam Jezus który po przez strach chce mnie nawrócić, albo sam Diabeł czyhający na mnie, ( ja osobiście nie wierze w taką wersję, ale co mogę sądził po tym w jaki sposób to przeszło).
Jestem osobą niewierzącą, wszystko co słysze musze w jakis sposób wytłumaczyc, a przecież wiary nie da się wytłumaczyć bo jest za mało faktów stwierdzających prawdziwość Biblii, na której przecież opiera się cała wiara katolicka.
Bardzo jestem ciekawa, co Nautilus sądzi o tym przeżyciach. Dodam że to nie wsyzstkike historie, jakie sama, osobiście przezyłam, ale te są najbardziej intrygujące, przynajmniej moim zdaniem. Często do tej pory, gdy leże na łóżku, tuż przed zaśnięciem czuje że ktos obok mnie leży na kołdrze. Ale oczywiście, nikogo nie ma. Czasami słysze głosy. Ciche głosy, jakby kłótni kilku osób. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Mój znajomy który interesuje się świadomym snem, oobe, i innym tego typu sprawami, uważa, że te głosy to istoty ze świata równoległego, a ja sama mam bardzo duży potęcjał komunikowania się, a przynajmniej odbierania tych że istot.
Pozdrawiam, Małgorzata K.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: zmora senna.
W pazdzierniku lub listopadzie 1996 r. mieszkalem w Krakowie. Bylem
studentem prawa UJ i mieszkalem na stancji przy ul. Wl. Zelenskiego. Byl
to nowy pietrowy dom z mieszkalnym poddaszem. Wlasnie na tym poddaszu
byly dwa pokoje - wiekszy, w ktorym mieszkalo 2 innych mezczyzn, i
drugi, mniejszy, ktory zajmowalem od 3 lat ja. Na parterze mieszkali
wlasciciele domu, na pietrze ich dzieci. Lokatorzy wiekszego pokoju na
poddaszu zmieniali sie praktycznie co roku. W pazdzierniku jeszcze
dobrze sie nie znalismy i zachowywalismy pewien dystans. Pewnej nocy -
daty kompletnie nie pamietam, obudzilem sie, czujac obecnosc kogos w
moim pokoju. Bylem przekonany, ze to moi sasiedzi przyszli, aby zrobic
mi jakis dowcip - przyszyc mnie do lozka czy cos takiego. Lezalem na
boku, czujac, ze cos siada mi na nogach tzn. jakby cos chcialo usiasc
przy mnie na lozku, ale usiadlo mi na nogach. Pomyslalem, ze powiem cos
w rodzaju- Chlopaki juz nie spie, dajcie spokoj, ale, ku memu
zdziwieniu, poczulem, ze nie moge wyksztusic slowa, ani sie ruszyc w
jakikolwiek sposob. Moglem tylko lezec z otwartymi oczami. Czulem, ze to
cos siedzace mi na nogach przesuwa sie wyzej. Czulem jakby zimna dlon
przesuwajaca sie po moich plecach. Bylem juz porzadnie przestraszony.
Dodatkowo czulem cos takiego, jakby posciel owijala sie wokol mnie. Po
dluzszej chwili udalo mi sie wykonac ruch noga - cos w rodzaju kopniecia
tego czegos, co na mnie siedzialo. Wtedy to zniknelo. Odzyskalem swobode
ruchu, ale bylem tak roztrzesiony, ze ... zaczalem sie modlic. Az do
switu nie zmruzylem oka. Potem uznalem, ze to byl tylko taki sen.
Nastepne kilka tygodni uplynelo spokojne. Niestety, ktorejs nocy znowu
sie obudzilem, znowu czujac tajemniczego goscia w pokoju. Tym razem
czulem tylko paraliz. Bylem tym razem juz bardzo przerazony. Niemal
automatycznie zaczalem sie modlic - wtedy to cos jakby sie zawahalo -
nie czulem tym razem zeby na mnie usiadlo. Im bylem bardziej skupiony na
modlitwie, tym to cos oddalalo sie. W koncu poczulem ,ze moge sie
ruszac. Tego ranka przesunalem swoje lozko w inne miejsce pokoju. O
dziwo, po tym zjawisko sie nie powtorzylo. Zdazylem o tym powiedziec
corce wlascicieli - Emilce, ktora opwiedziala to rodzicom. Jej matka
poprosila mnie abym o tym nie opowiadal, bo ich syn nie bedzie mogl w
nocy spac - a jego pokoj byl tuz pod moim.
Bylem przekonany, ze to cos juz do mnie nie wroci, ale po kilku latach,
kiedy mieszkalem w Lodzi, byl to rok 2001, znowu w nocy obudzila mnie
czyjas obecnosc. Tym razem mieszkalem z rodzicami, w bloku, w M3.
Rodzice + sunia jamniczka spali w duzym pokoju, ja w malym. Nikt obcy
nie mial prawa sie pojawic - pies by go wykryl natychmiast. Znowu
poczulem paraliz, ale tym razem sie nie modlilem.Bylem autentycznie
wsciekly, ze to cos nachodzi mnie w moim wlasnym mieszkaniu. Zaczalem to
cos wyzywac, przeklinac, uzywajac najgorszych slow. To odnioslo skutek,
bo to cos sie wycofalo i to znacznie szybciej, niz wtedy, kiedy sie
modlilem. Pamietam, ze taka rzecz jeszcze raz sie powtorzyla - jakis rok
pozniej. I wtedy rowniez staralem sie byc bardzo agresywny, a nawet
starlem sie to cos scigac i wygnac z mieszkania. Po tym wydarzeniu znow
mialem spokoj.
W 2005 roku w listopadzie, rzucony tam przez los, kilka nocy spedzalem w
schronisku Kelly's Hostel w Cork w Irlandii. Spalem na pietrowym lozku,
na gorze, na dole spala moja dziewczyna. I znowu poczulem znajomy
paraliz. I tym razem, nauczony doswiadczeniem, zaatakowalem to cos.
Bardzo szybko ucieklo, a ja bylem bardzo zadowolony.
Ostatni raz przygoda z przybyszem spotkala mnie w listopadzie 2005 r.
Tym razem mieszkalismy w Bielsku-Bialej. My tzn. moja dziewczyna i ja. W
tym przypadku nie poczulem paralizu, wyczuwalem tylko obecnosc tego
czegos. Wtedy nastapilo cos dziwnego, poniewaz poczulem, jakbym
opuszczal wlasne cialo i rzucam sie w pogon za tym czyms. Dokladnie
widzialem siebie na lozku. Obok lezala moja dziewczyna. Zaczalem do niej
krzyczec, zeby sie obudzila i pomogla mi wygnac to cos. Mimo, ze darlem
sie na caly glos, jak mi sie wydawalo, nie obudzila sie od razu. Potem
opowiadala, ze wydawalem z siebie tylko ciche mrukniecia, co ja w koncu
obudzilo.Zaniepokojona potrzasnela mna, co dokladnie z zewnatrz
widzialem. I wtedy blyskawicznie wrocilem do swego ciala i sie obudzilem. Szczerze mowiac, teraz z niecierpliwoscia oczkuje kolejnej wizyty - nie
ukrywam, ze zamierzam bardzo ostro to cos potraktowac.
Z powazaniem
Rafal K.
Od redakcji NAUTILUS-a:
Mamy w kolejce do publikacji kilkadziesiąt historii o Waszych spotkaniach z duchami – obiecujemy następną część polskich „Ghost stories”. W ostatnich dniach otrzymaliśmy kolejny sygnał o kłopotach, które mają osoby, które wcześniej bawiły się tak zwanym „wirującym stolikiem”. Warto powtórzyć to raz jeszcze: zabawy w przywoływanie duchów są potwornie niebezpieczne i mogą zakończyć się tragicznie. Pod żadnym pozorem nie zgadzajcie się na takie praktyki.
Znamy ledwie kilka osób w całej Polsce, które potrafią poradzić sobie z tym problemem, ale... należy traktować to jako ostateczność. Kiedyś Leszek Szuman, autor książki „Życie po śmierci” powiedział, że wywoływanie duchów jest niczym otworzenie na oścież drzwi do własnego pokoju i zaproszenie gości „z ulicy”. Nigdy nie wiadomo, kto lub co przyjdzie... Przeważnie przychodzi zło. Potem są kłopoty i naprawdę mamy duży problem z pomocą takim osobom. Pamiętajcie o tym!
Adres mailowy Fundacji NAUTILUS:
Mail: nautilus@nautilus.org.pl
Pod spodem zdjęcie - światowa klasyka "ghost hunters". Na fotografii są lotnicy z czasów I wojny światowej. Za jednym z nich widać postać, w której rozpoznano lotnika, który zginął dzień wcześniej. Foto arch. FN
Wt, 27 luty 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.