Nie, 18 mar 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Tonęłam, znalazłam się w jaskini, widziałam film z mojego życia – relacja naszej czytelniczki zawiera elementy znane nam dobrze z innych relacji.
„Życie po Życiu”– ta monumentalna książka Raymonda Moody po raz pierwszy na świecie uświadomiła ludziom powszechność występowania zjawiska, które nazywane jest śmiercią kliniczną. Tak się dziwnie składa, że niezależnie od miejsca na świecie, gdzie ludzie w wyniku wypadków przeżywają zatrzymanie akcji serca, opowiadają o tych samym rzeczach. Jest tunel ze światłem na końcu, jest film z życia, jest wreszcie spotkanie z niepojętą w swojej dobroci energią, która życzliwie patrzy na ludzkie zmagania, porażki i katastrofy...
W naszej Fundacji jest od samego początku Piotr Jaskulski, który pełni w naszym zespole funkcję bardzo ważną. To do niego trafiają opowieści o duchach, nawiedzonych domach, czy wreszcie przypadki śmierci klinicznej. Dzięki swojej wiedzy i własnym doświadczeniom Piotr pomógł już wielu ludziom. Kiedyś publicznie na antenie Radia TOK FM przyznał się do tego, że jako dziecko topił się i przeżył klasyczne „spotkanie ze światłem”, lot tunelem, a także obejrzał słynny „film z życia”. Od czasu do czasu dostajemy od Was relacje związane właśnie z tego typu przeżyciami. W tym mailu dostrzec można wiele elementów wspólnych, co zresztą zauważyła nawet Ola, autorka tej historii.
----Original Message-----
From: xxxx
Sent: Thursday, March 01, 2007 9:42 PM
To: nautilus
Subject: w strone swiatla
Po przeczytaniu artykułu p.Piotra skusiłam się na opowiedzenie mojej historii, jest ona bardzo podobna.
Miałam wtedy około dziesięciu lat tak samo jak p.Piotr. Z przyjaciółmi wybraliśmy się nad rzekę, ja byłam pod opieka mojego starszego brata, pływaliśmy i bawiliśmy się świetnie ja ze chciałam trochę od nich odpocząć odpłynęłam dalej i wtedy to się stało -zaczęłam się topić. Byłam w takim miejscu ze nikt mnie nie widział, próbowałam się wynurzyć ale nie udało się. Pamiętam mułowate dno i zdałam sobie sprawę ze to juz dla mnie koniec i umrę, nawet zaczęłam się modlić. Nie wiem ile to wszystko mogło trwać w każdym bądź razie nagle znalazłam się w dużej szarej jaskini (przynajmniej tak to pamiętam), unosiłam się i czułam się bardzo szczęśliwa, tego uczucia nie da się opisać - byłam lekka i taka wolna. Przestałam się bać!
A teraz najciekawsze -zobaczyłam tak jakby film z mojego życia dobre i złe rzeczy które zrobiłam (może miał to być rachunek sumienia?) Pamiętam dokładnie ostatnia z tych złych rzeczy -teraz to mnie bardzo śmieszy a mianowicie był to spalony przeze mnie garnek mojej mamy, który zakopałam w ogródku, żeby się o tym nie dowiedziała. Po tym wszystkim zobaczyłam światło i przemieszczałam się w jego kierunku - niestety do światła nie mogłam się dalej dostać, pisze niestety bo czułam się niesamowicie dobrze. Jakiś glos kobiety powtarzał "Jeszcze nie twój czas" i zaczęło mnie ściągać w dol. Ocknęłam się w wodzie złapałam jakiś korzeni i wyszłam, możecie sobie wyobrazić, w jakim byłam szoku wszystko dokładnie pamiętałam co widziałam i co czułam. Schowałam się żeby nikt mnie nie widział, trzęsłam się bardzo i musiałam jakoś dojść do siebie, żeby móc pokazać się bratu. Oczywiście nikomu o tym nie powiedziałam, bałam się że mnie wyśmieją i bałam się tez konsekwencji ze pływałam sama. Dopiero po jakiś trzech latach przeczytałam o podobnych historiach - wtedy kamień spadł mi z serca - były jeszcze osoby które przeżyły to co ja. Po tym wydarzeniu byłam (przez jakiś czas :-)wzorowym dzieckiem. Zdawałam sobie sprawę, ze od tego jaka jestem na ziemi zależy gdzie trafie po
śmierci i oczywiście przyznałam się mamie co stało się z garnkiem.
Ten glos kobiety był niesamowity nawet po 18 latach pamiętam go bardzo dokładnie a chciałam jeszcze powiedzieć ze po paru miesiącach słyszałam go jeszcze raz. Wracałam ze szkoły przechodziłam przez ulice na poboczu zaparkowany był autobus tuz za zakrętem, wiec drogi nie było widać dobrze. Gdy byłam juz na jezdni ktoś zawołał mnie po imieniu, odwróciłam się i nikogo nie było, w tym momencie metr ode mnie przejechała bardzo szybko ciężarówka. Jestem przekonana ze to był ten sam glos kobiety,
dzięki niej zatrzymałam się i uniknęłam ponownie śmierci.
Pozdrawiam Was bardzo gorąco i dziękuję ze prowadzicie Nautilusa.
Ola
Dziękujemy za relacje. Tego typu słowa umacniają pewność we wszystkich, którzy obawiają się śmierci jako końca, a to jest przecież tylko... mały przystanek w cudownej podróży!
Komentarz Piotra Jaskulskiego wkrótce.
Nie, 18 mar 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.