Pt, 24 paź 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Zwierzęta wróciły, aby pożegnać człowieka, którego znały - zdumiewająca historia z Opalenicy.
Wydawało nam się, że większość najsłynniejszych niezwykłych historii z Polski przynajmniej raz trafiły na pokład Nautilusa, ale... oczywiście to złudzenie. Ta historia w pewien sposób nas zachwyciła i postawiła kilka ważnych pytań. Warto, aby zapoznali się z nią także czytelnicy stron FN.
E-mail do redakcji:
Niedawno tj. 14 października 2008 przeglądając lokalną prasę natrafiłem na ciekawy reportaż na temat intrygującego wydarzenia, które jak dotąd było mi nieznane. Od razu pomyślałem ze warto o nim wspomnieć Fundacji. W tygodniku „Dzień po dniu” ukazał się taki oto artykuł:
W 55. rocznicę niezwykłego wydarzenia
Tym Żyła Opalenica
Ta niezwykłą historia nadal tkwi w pamięci najstarszych mieszkańców Opalenicy. Wtedy w powszechnym odbiorze traktowana była jako sensacja – swoisty dreszczowiec. Przypomniał nam o niej znany regionalista – Zygmunt Duda.
Wydarzenie miało miejsce w Opalenicy w sobotę 10 października 1953 roku, a dotyczyło tragicznej śmierci leśniczego Antoniego Pawłowskiego z Jastrzębnik. Na polowaniu, w lesie, w odległości prawie 200 metrów od drogi z Sielinka do Kopanek, kula z broni myśliwskiej rykoszetem odbiła się od pnia drzewa i śmiertelnie trafiła myśliwego. Na miejsce zdarzenia przybył wikariusz ks. Andrzej Echaust udzielając namaszczenia olejami. Zmarłego ze względu na konieczność przeprowadzenia sekcji zwłok, przewieziono do kostnicy szpitalnej w Opalenicy, przy ul. 27 Grudnia. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że następnego dnia, w niedzielę, po godzinie 14:00, niespodziewanie przed bramą szpitalną pojawiły się dwa jelenie i trzy dorodne łanie.
Jeleń porożem staranował bramę i zwierzęta stanęły tuż przy drzwiach, za którym znajdowały się zwłoki leśniczego. Trafiły do swego pana, bo łączyła ich silna więź. Dla mieszkańców Opalenicy było to niesamowite przeżycie. O całym tym zdarzeniu długo się dyskutowało w okolicy – nikt nie mógł zrozumieć fenomenu, jakim jest instynkt zwierzęcy oraz przywiązanie zwierząt do człowieka.
Wybiegły z lasu i przemierzyły niemal całe miasto, docierając do ul. 27 Grudnia, po czym zawróciły i zniknęły w wojnowickim lesie. Antoni Pawłowski został pochowany na opalenickim cmentarzu. Historia ta do dziś jest pielęgnowana wśród myśliwych z tego terenu. W miejscu śmierci, w 1991 r. odsłonięto kamień z pamiątkową tablicą. Napis głosi:
„W tym miejscu dnia 10.X,1953 r. zginął tragicznie śp. Antoni Pawłowski. Knieja go zawsze będzie pamiętać. Darz Bór. Leśnicy i Myśliwi.”
Tablicę odsłonili nieżyjący już Marian Kurpisz i Franciszek Przybylski. Obok ustawiono dużych rozmiarów paśnik z młodych drzew brzozy. Hubertowską mszę św. Przy ołtarzu w paśniku odprawili wtedy trzej kapłani. Nowy proboszcz parafii św. Józefa, ks. Bernard Cegła, w kazaniu nawiązał do świętego Franciszka, przyjaciela zwierząt. W tej pięknej scenerii trzykrotnie odprawiano Eucharystię, na których gromadzili się licznie leśnicy i myśliwi. W miejscu tragedii przez dziesiątki już lat nie wyrosło żadne drzewo, żaden krzew. Obok zaś rosną dorodne okazy. Dziwne to. Antoni Pawłowski, podobnie jak św. Franciszek szedł przez życie czyniąc dobro zwierzynie, radośnie obcując z przyrodą.”
Pt, 24 paź 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.