Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7083x | Ocen: 2

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5


Pon, 20 kwi 2009 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   

„Widziałem chaty, krzątających się ludzi... potem starałem się odszukać to miejsce i nie mogłem!” – oto typowa relacja o „miejscach widmach”.

Ten temat pojawia się na łamach FN chyba po raz pierwszy. Piszemy „chyba”, bo w potoku tekstów i informacji sami czasami nie jesteśmy w stanie ustalić, czy coś „już było czy nie”. Nazwaliśmy roboczo ten temat „miejscami widmami”. Na czym polega to zjawisko? Chodzi o to, że bardzo rzadko zdarza się, że ktoś widzi „obraz czegoś z przeszłości”, czego już nie ma. Zamiast długiego tłumaczenia tego zjawiska fragment historii, która jest w Archiwum FN. Została zapisana w naszym archiwum jeszcze w latach 90-tych. (...) Miałem wtedy trzydzieści lat i razem z dziewczyną wybraliśmy się na wycieczkę, która wtedy była bardzo popularna i nazywała się „wyjazd z plecakiem”. Znałem dość dobrze Bieszczady, więc właśnie tam wyznaczyliśmy sobie trasę naszej wycieczki. Zaznaczam od razu, że nie piliśmy ani alkoholu, ani nie braliśmy narkotyków. Było to niedaleko miejscowości Pszczeliny. Idąc drogą rozmawialiśmy bodajże o tym, jak będzie wyglądał świat i ziemia za tysiące lat. Był lipiec 1983, około siódmej rano. Atmosfera była naprawdę wyjątkowa, bo wszędzie unosiła się mgła. Nie pamiętam, kto pierwszy zauważył tych ludzi, ale chyba moja dziewczyna. To było wiele lat temu, ale pamiętam, że zobaczyliśmy jakąś prymitywną osadę, a wokół krzątających się ludzi. To nawet nie była osada, ale jakaś lepianka czy coś takiego. Na sobie mieli jakieś narzucone łachmany i w ogóle wyglądali dziwnie. Pamiętam też sieci do łowienia ryb, które były zawieszone na takich tyczkach czy czymś takim. Byliśmy od nich jakieś sto metrów, ale oni w ogóle na nas nie zwracali uwagi. Ruszyliśmy dalej, ale ten widok nie dawał nam spokoju. Po ok. 20 minutach zdecydowałem, że musimy wrócić na to miejsce i zobaczyć, czy przypadkiem tam nie kręcą jakiegoś filmu. I teraz najlepsze: szliśmy tą samą drogą. Nie mogło być mowy o żadnej pomyłce. Ale tych ludzi i tej osady już nie było! Spędziliśmy kilka godzin chodząc tą samą drogą w jedną i drugą stronę. Cały obraz po prostu się rozmył, to było tak, jakbyśmy zobaczyli jakiś hologram z przeszłości! (...) Czasami zdarza się, że pojawiają się nie obrazy, a dźwięki z przeszłości. Wyjaśniając to zjawisko posłużymy się opisem zdarzenia, które przysłał jeden z naszych czytelników. -----Original Message----- From: KR Sent: Tuesday, April 07, 2009 9:14 PM To: nautilus@nautilus.org.pl Subject: Relacja. Witam, Inspirowany ostatnimi artykułami na waszych stronach, pragnę (...) Druga sprawa - dotyczy zasłyszanej przeze mnie historii, gdzieś między 1999 - 2001. Niestety, kompletnie nie mogę sobie przypomnieć dokładnej daty. Było to natomiast, niewątpliwie, w wakacje - nocowałem wraz z rodziną w szkolnym schronisku młodzieżowym w miejscowości Grab na Podkarpaciu (koło Krempnej). Spotkaliśmy tam wtedy małżeństwo turystów - na oko ponad 50 lat, typ takich wiecznych łazików. Rozmowa oczywiście zeszła w pewnym momencie w stronę różnych dziwnych zdarzeń, jakich byli świadkami ci ludzie podczas swoich wędrówek. Oczywiście, wśród tych opowieści mieli ci państwo prawdziwego asa: Podobno, któregoś lata (daty nie znam) wędrowali przez Dolinę Jasielską (też Beskid Niski). W dolinie tej znajduje się pole namiotowe, na którym postanowili się zatrzymać. Otaczający teren - odludzie o promieniu (mówię z głowy) pewnie gdzieś 5-7km. O ile dobrze pamiętam ich relację, rozbijali się (samotnie, nikogo oprócz nich tam nie było) w godzinach mocno popołudniowych. Właśnie w tym momencie - mężczyźnie, jak twierdził - ukazał się na tym polu ukrzyżowany Chrystus. Niestety, nie jestem już w stanie przytoczyć dokładnej relacji, ale chyba samo zdarzenie nie było zbyt spektakularne, skoro przeszli nad tym do porządku dziennego (a może rzucili na karb swojego zmęczenia?). Najciekawsze, zaczęło się, oczywiście w nocy. W pewnym momencie dotarł do nich wyraźny dźwięk turkotu drewnianych kół wozu na kamienistej, polnej drodze. Zaraz potem - odgłos dzieci śmiejących się podczas zabawy koło strumienia. Wszystkiemu towarzyszyły rozbłyski światła, według relacji, przesuwające się po ziemi, obok namiotu. Małżeństwo - nie odzywając się do siebie ani słowem, bez mrugnięcia powiekami, przerażone przeleżało tak w namiocie do wczesnego rana. Kiedy zaczęło świtać czym prędzej się zebrali się i ruszyli w stronę słowackiej granicy, aby kontynuować wyprawę. Właśnie w pobliżu granicy, jeszcze wczesnym rankiem spotkali dwóch żołnierzy WOP. Ci, kiedy dowiedzieli się skąd tak wcześnie wzięli się tam turyści i gdzie nocowali, podobno już nic więcej nie mówili, tylko znacząco wymienili spojrzenia. Historia brzmi niewątpliwie nieprawdobodnie, ja chciałbym się odciąć od wszelkich opinii na ten temat, ponieważ nie jest to moja relacja. Pamiętam tylko, że rozmowa z tym państwem toczyła się w dość kameralnej atmosferze, więc raczej nie była to okazja do ubarwiania i konfabulacji. Pamiętam również, że opisywali swoje przeżycie z wyraźnym przejęciem - to przynajmniej mogę osobiście potwierdzić. Wracając do samej doliny - teren ten, właściwie, jak cały obszar dawnej Łemkowszczyzny był miejscem dość tragicznych wydarzeń, zwłaszcza pod koniec II wojny św. i zaraz po niej. Nie będę tu pisał o Bitwie o Przełęcz Dukielską, Akcji Wisła czy innych podobnych historiach. Sam mam w pamięci ostrzeżenia tubylców, kiedy tam biwakowaliśmy, aby nie kopać nigdzie poza bezpiecznymi miejscami, bo można po prostu trafić na niewypał. W samej dolinie - przed Akcją Wisła znajdowała się wieś, którą oczywiście wysiedlono. Po wojnie był tam eksperymentalny PGR, który zresztą upadł jeszcze za czasów PRL. Zdarzenie, które może jakoś rzucić światło na przytoczoną relację wiąże się ze strażnicą WOP, która tam się znajdowała. 19 marca 1946, jak wiadomo załoga strażnicy (ok. 500 osób) została uprowadzona przez UPA i wymordowana... Robi się ciepło, zaczyna się sezon turystyczny, więc parę dni temu na chybił trafił wpisywałem w google nazwy miejsc, gdzie można by wyskoczyć z weekendowym biwakiem. Zupełnie przez przypadek trafiłem na relację na forum www.beskid-niski.pl Cały ten wpis na forum przypomniał mi o tym, co parę lat temu usłyszałem od wspomnianego małżeństwa. Nie ukrywam, że na powrót, bardzo mnie to zainteresowało. Może w sumie uda mi się w końcu zmobilizować znajomych i pojechać tam na 2-3 dni? Jeżeli tak, to oczywiście nie omieszkam zdać relacji. W każdym razie, pozdrawiam i życzę fundacji udanego nowego sezonu 2009, Konrad xxxxxxx P. S. jeżeli ktoś bardzo by chciał się ze mną skontaktować, to oczywiście nie mam nic przeciw abyście udostępnili mu moje dane, natomiast proszę o niepublikowanie ich w szerszym zakresie - tak w razie czego. Image Hosted by ImageShack.us
By fundacjanautilus, shot with HP pstc6200 at 2009-04-20 A oto ten opis pochodzący ze stron beskid-niski.pl NIEZYKŁA NOC NA POLU NAMIOTOWYM W JASIELU Postanowiłem wrzucić tu informacje o niezwykłych (przynajmniej dla mnie) wydarzeniach, które rozegrały się w nocy z 9 na 10 lipca b.r. podczas mojej wędrówki po Beskidzie Niskim. Być może po lekturze tej opowieści na ustach niektórych z Was pojawią się wyrozumiałe uśmieszki, ale ja do dziś nie jestem w stanie sobie wyjaśnić tego, co się mi wtedy przydarzyło. A było to tak... W lipcu b.r. pojechałem wraz z dwójką moich znajomych (płci pięknej) na turystyczną wyprawę w Beskid Niski. Trasa miała być 6-dniowa, start w Gorlicach, meta w Komańczy. Jeden z noclegów zaplanowałem pod namiotem. Po 2 dniach wędrówki nasza grupa stopniała o jedną osobę - koleżance nawaliło ścięgno i postanowiła zostać w gospodarstwie agroturystycznym w Krempnej, gdzie nocowaliśmy i po paru dniach wracać stamtąd do Wrocławia. Odtąd wędrowałem już tylko w towarzystwie drugiej znajomej. 9 lipca we dwójkę dotarliśmy do chatki studenckiej w Zyndranowej, niepodal Przełęczy Dukielskiej. Po noclegu, rankiem 10 lipca, ruszyliśmy w drogę. Tego właśnie dnia nocleg miał wypadać pod namiotem - na polu namiotowym w Jasielu. Od rana padało. Deszcz przemienił się w ulewę. Byliśmy oboje kompletnie przemoczeni. Po południu deszcz ustał. Przed godz. 17 dotarliśmy do Jasiela. Jasiel jest doliną, w której kiedyś była wieś o tej samej nazwie. Z wsi pozostały ruiny dwóch domów, kilka przydrożnych kapliczek, cmentarz z kwaterą żołnierzy radzieckich poległych w 1944 r. i 2 pomniki: kurierów karpackich i WOP-istów. Przez Jasiel przechodzi niebieski szlak turystyczny, biegnący granicą państwa, tj. grzbietem Beskidu Niskiego. Schodzi on w rejonie Jasiela w ową dolinę, by zaraz za nią ponownie wspiąć się na górski grzbiet. Planując wyprawę w BN, zauważyłem w Jasielu znaczek oznaczający pole namiotowe. Idealne miejsce na nocleg! Napotkany dzień wcześniej turysta - Andrzej - powiedział nam, że jest to pole bezpłatne. Najbliższa zamieszkana wieś znajdowała się ok. 8-10 km na północ od Jasiela. Ok. godz. 17 rozbiliśmy namiot. Po przebraniu się w suche rzeczy i paru innych czynnościach położyliśmy sie w śpiworach (było dość wilgotno i chłód dawał się we znaki). Ja czytałem sobie jeszcze informacje z przewodnika po BN nt. Jasiela. Wiedziałem, że walczono tam w 1944 r. podczas operacji dukielsko-preszowskiej, o czym świadczyła kwatera żołnierzy radzieckich, którą minęliśmy w drodze na pole namiotowe. Znacznie później dowiedziałem się też, że podczas I wojny światowej walczono zawzięcie o jeden ze szczytów górujących nad doliną. Jednakże w tamtej chwili przeczytałem w przewodniku informację o tym, że 20 III 1946 r. banderowcy wzięli w Jasielu do niewoli 94 żołnierzy WOP, których następnie rozstrzelali (z wyjątkiem dwóch, którym udało się zbiec). Pomnik im poświęcony znajdował się ok. 100 metrów od miejsca, gdzie rozbiliśmy namiot, po drugiej stronie potoku Jasiołka. Leżeliśmy sobie w śpiworach, więcej milcząc niż rozmawiając, aż zaczął zapadać zmierzch i w namiocie zaczęło się robić ciemno. Prawdopodobnie gdzieś między godz. 19 a 20 zasnąłem. Obudził mnie niesamowity hałas. O płótno namiotu tłukł niemiłosiernie deszcz, a hałas ten uniemożliwiał zaśnięcie. Obudziła się też moja współtowarzyszka. W kompletnych ciemnościach po omacku odnalazłem komórkę. Po naciśnięciu jakiegoś przycisku wyświetliła się godzina - 23.42. Po jakimś czasie deszcz przestał tłuc o "dach" i z powrotem zasnąłem. Obudził mnie ponownie hałas. Tym razem nie był to odgłos deszczu tłukącego o tropik namiotu, a wiatr. Ale jaki! Zdarzało mi się wielokrotnie nocować pod namiotem, ale nigdy wiatr nie targał tropikiem z taką siłą jak wtedy. Myślałem, że może zaraz wyskoczą "szpilki" i trzeba będzie je z powrotem umocować, bo jak znowu zacznie padać, to obudzimy się w "basenie". Postanowiłem, że odszukam czołówkę i pójdę sprawdzić stan "szpilek", gdy wiatr stracił na sile. I wtedy ja i współtowarzyszka usłyszeliśmy nowy odgłos dochodzący z zewnątrz. Brzmi on mi w uszach do dziś. Był to odgłos kogoś stąpającego powoli po trawie i chodzącego dookoła namiotu... Te ciche odgłosy kroków trwały przez jakiś czas. Doszedłem w końcu do wniosku, że może to po prostu jakieś zwierzę - np. lis. Wyszedłem z namiotu i obszedłem go z zapaloną czołówką. Nie znalazłem nic. Wróciłem do namiotu i spałem do rana. Odgłos kroków nie powtórzył się więcej... Łatwo jest mówić, że nie wierzy się w duchy, gdy siedzi się w ciepłym pokoju przed komputerkiem, ale wtedy - z dala od osad ludzkich, w opuszczonej wsi, w miejscu w którym podczas I i II wojny światowej oraz potem ginęli ludzie, znacznie łatwiej było uwierzyć w nadprzyrodzone zjawiska. Może istotnie dookoła namiotu krążył lis, który czmychnął na pierwszy odgłos mojego wychodzenia z namiotu. A może jednak to nie był lis... PS 1 Peter Haining, Leksykon duchów, Warszawa 1990 r., hasło: "ŻOŁNIERZE WIDMA" (s.361-362): "Relacje o żołnierzach widmach powtarzają się od najdawniejszych czasów, co jest zrozumiałe wobec straszliwych rzezi, do jakich dochodzi podczas wojen. Najstarsze legendy tego rodzaju wywodzą się ze starożytnej Asyrii, gdzie widmowi wojownicy atakowali ponoć pustynne miasta; najnowsze zaś z Wietnamu, gdzie w 1971 roku grupa żołnierzy amerykańskich usłyszała obok siebie kroki plutonu żołnierzy widm. Podobno w Glastonbury w hrabstwie Somerset w Anglii - tu według legendy odkryto ongiś grób króla Artura i królowej Guinevere - można niekiedy usłyszeć nocą chrzęst zbroi widmowych rycerzy; w rejonie Marston Moor zaś, gdzie w 1644 roku armia purytańska pokonała stronników Karola I, od wielu lat widuje się żołnierzy w ubiorach z czasów wojny domowej. Najwięcej opowieści o żołnierzach widmach powstało w czasie pierwszej i drugiej wojny światowej. Interesujący wybór tych opowieści zawierają tomy War and the Weird (1919) Forbesa Phillipsa i R. Thurstona Hopkinsa oraz Strange Mysteries of Time and Space (1958) Harolda T. Wilkinsa." PS 2 Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że na cmentarzu w Jasielu polegli czerwonoarmiści spoczywają w 70 zbiorowych mogiłach - to chyba świadczy o tym, że spoczywa ich tam co najmniej parę setek, jeśli nie tysięcy... W ostatnich dniach dostaliśmy bardzo ciekawe materiały o Winiecie, mieście-widmie, które pojawia się u północnych wybrzeży wyspy Uznam. W czasie morskiej ciszy widzi się często w morzu ruiny... dawnego, wielkiego miasta.. Jeśli ktokolwiek miał okazję obserwować takie zjawisko, prosimy o e-mail: Nautilus@nautilus.org.pl To wzbogaci nasz tekst na strony FN.

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7083x | Ocen: 2

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5


Pon, 20 kwi 2009 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   



* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Artykułem interesują się

Poniżej lista Załogantów, których zainteresował ten artykuł. Możesz kliknąć na nazwę Załoganta, aby się z nim skontaktować.

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.