Nie, 2 sie 2009 00:00
Autor: FN, źródło: FN
140 rocznica śmierci polskiego "Leonarda da Vinci znad Dunajca"
Nasz stały współpracownik (od wielu, wielu lat) Robert Buchta przysłał tekst, który być może nie jest wprost związany z tematyką, którą interesuje się FN, ale... dotyczy postaci, która jest prawie zupełnie nieznana. I jest naszym rodakiem!
-----Original Message-----
From: Robertino Buchtini
Sent: Thursday, July 30, 2009 4:38 PM
To: nautilus
Subject: 140 rocznica śmierci polskiego "Leonarda da Vinci znad Dunajca"
Szanowna Fundacjo,
10 sierpnia przypadnie 140. rocznica śmierci Jana Wnęka, trochę zapomnianego pioniera polskiej awiacji. Człowieka, któremu ćwierć wieku wcześniej niż Otto Lilienthalowi udało się urzeczywistnić odwieczne marzenie ludzkości i wznieść się w powietrze.
Postać Jana Wnęka nierozerwalnie związana jest z Odporyszowem, małą, trochę senną wioską położoną przy trasie wiodącej z Żabna do Dąbrowy Tarnowskiej, stąd warto też na początku poświęcić jej kilka słów. Pierwsza wzmianka o Odporyszowie pojawia się w dokumencie wydanym w XIV wieku. Parafia i drewniany wówczas kościół p.w. św. Małgorzaty Panny i Męczenniczki wymieniane są także w "Liber beneficiorum" ks. Jana Długosza. W 1570 roku Dębińscy, ówcześni dzierżawcy Odporyszowa, ofiarowali do kościoła cudami słynący obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Po objawieniach, do których doszło tutaj w XVI i XVII wieku, sanktuarium odporyszowskie stało się celem tak licznych pielgrzymek, że drewniany obiekt po prostu nie był w stanie pomieścić wszystkich ludzi. Dlatego w 1672 roku postanowiono wznieść większy, murowany kościół. Za otrzymane łaski i opiekę czciciele Matki Boskiej Odporyszowskiej nieustannie składali cenne wota. Sporządzony w 1748 roku ich spis zawierał ponad 3000 pozycji. Niestety podczas rozbiorów rząd austriacki zarekwirował wszelkie kosztowności. Poza tym reformy cesarza austriackiego Józefa II krępujące duchowieństwo licznymi przepisami i ustawami doprowadziły do wyziębienia religijności i zmniejszenia napływu pielgrzymów w okresie odpustów, zwłaszcza z uwagi na trudności czynione przez Austriaków przy przekraczaniu granicy ustanowionej wtedy na rzece Wiśle.
Mocno zaniedbaną parafię w połowie XIX wieku objął ksiądz Stanisław Morgenstern - człowiek wybitny, światły i uczony. Dla podniesienia prestiżu sanktuarium w Rzymie u papieża wystarał się o przywrócenie odpustów, które w wieku poprzednim zanikły. Jako pielgrzym udał się również do Ziemi Świętej, gdzie zauroczony kapliczkami Golgoty, postanowił na ich wzór upiększyć Odporyszów.
Na wykonanie rzeźb do planowanego zespołu 52 obiektów sakralnych ksiądz proboszcz ogłosił konkurs, na który zgłosiło się wielu zawodowych oraz ludowych rzeźbiarzy. Wygrał go okoliczny cieśla, a zarazem rzeźbiarz-samouk Jan Wnęk. Zwycięzca konkursu wywodził się z rodziny biednych chłopów pańszczyźnianych, którzy nie mieli środków, aby wysłać syna do szkoły, a jedynie przysposobili go do ciesielki. Latem pracował na roli i zajmował się ciesielstwem. Zimą zaś oddawał się swojej pasji - rzeźbieniu. Niemniej każda z postaci, która wyszła spod dłuta Wnęka ma własny, niepowtarzalny charakter. Na twarzach malują się rozmaite emocje; bardzo łatwo dostrzec skupienie, zamyślenie u osób słuchających Jezusa, czy cierpienie, ból, udrękę w scenach Ukrzyżowania. Podobno pozowali mu znajomi. Swoją twarz nadał mędrcowi Symeonowi, a rysy swej małżonki Ludwiki, Matce Boskiej. Malowaniem rzeźb zajmował się m. in. Michał Sowiński, starając się zachować ich gotycką powagę. W sumie Jan Wnęk wraz ze współpracownikami wykonał ponad 300 rzeźb, choć niektórzy mówią o 500.
W chwilach wolnych Jan Wnęk konstruował różnego rodzaju sprzęty. Nie byle jakie. Wykonał zegar na dzwonnicę, zaprojektował rodzaj "automobilu" poruszanego za pomocą pedałów lub żagla. Jednak od dzieciństwa marzył, żeby wznieść się w powietrze i poszybować wolny niczym ptak. Godzinami siedział i patrzył na władców przestworzy, jak wznoszą się, wykorzystując prądy powietrzne. Na wzór ptasich skrzydeł z wiązowych (lub jesionowych) listewek i cienkiego płótna, skonstruował prototyp lotni. Swoje "loty" (tak nazywał to urządzenie sam twórca) najpierw testował na pobliskim wzniesieniu. Ciągnięty przez konia sprawdzał, jak zachowają się w powietrzu, czy da radę nimi sterować za pomocą rzemyków. Dopiero po tych próbach poprosił księdza Morgensterna o zgodę na skok z ostatniej kondygnacji kościelnej dzwonnicy. Proboszcz nie odmówił. W dniu Zesłania Ducha Świętego w 1866 roku Wnęk uniósł się w powietrze. Prądy powietrzne zaniosły go aż na równinę pól zwaną Czarne Niwy, odległą od Odporyszowa o 2 kilometry. Potem były kolejne i kolejne próby. Ostatnia z nich przeprowadzona w czerwcu 1869 roku zakończyła się tragicznie. Po kilkuset metrach lotu Jan Wnęk runął w dół. Obrażenia, których doznał podczas upadku, były na tyle dotkliwe, że po dwóch miesiącach zmarł. Zrazu zaczęły krążyć plotki o sabotażu; powiadano, że ktoś bardzo złośliwy lub przepełniony zazdrością podciął mu rzemyki u skrzydeł. Szeptem już dodawano, iż pewnie Michał Sowiński.
Znakomity konstruktor nie pozostawił po sobie żadnych notatek, żadnych szkiców. To, co wiemy o jego wyczynach pochodzi głównie z relacji naocznych świadków, z którymi miał okazję rozmawiać w latach 30. XX wieku prof. Tadeusz Seweryn, kustosz i dyrektor krakowskiego Muzeum Etnograficznego. Niemniej relacje te były na tyle dokładne, iż pozwoliły zrekonstruować "loty" Wnęka. Można je oglądać w krakowskim muzeum.
Tajemnic związanych z postacią Jana Wnęka jest znacznie więcej. Nic nie wiemy, na przykład, o miejscu jego pochówku. Można tylko snuć domysły, czy to czas tak skutecznie zatarł wszelkie ślady po mogile, czy z uwagi na swe znakomite projekty na tyle wyprzedzające epokę, że u jemu współczesnych obserwatorów budzących podejrzenia o kontakty z siłami nieczystymi, po prostu spoczął w miejscu należnym takim ludziom. Badacze zagadek wieków minionych ubolewają nad tym faktem, gdyż wydobycie szczątków i ich zbadanie pod kątem jakichś urazów, złamań pozwoliłoby zdobyć pośredni dowód potwierdzający ustne relacje o tragicznie zakończonym locie Jana Wnęka. Gdyby wieża w kształcie nadanym jej przez Wnęka przetrwała do naszych czasów, szukalibyśmy z pewnością jakichś zaczepów na podeście, z którego startował odporyszowski Ikar. Niestety, trafiona pociskiem zapalającym, spłonęła w 1915 roku. Ogień był tak wielki, iż stopiły się dzwony.
W latach 90. ubiegłego stulecia powstało Muzeum Parafialne im. Jana Wnęka, w którym zaczęto gromadzić ocalałe z licznych burz dziejowych dzieła i pamiątki po genialnym rzeźbiarzu i konstruktorze, często nazywanym "Ikarem znad Dunajca".
Pod koniec ubiegłego wieku wiedzę o osiągnięciach Jana Wnęka próbowało bezskutecznie upowszechnić Tarnowskie Stowarzyszenie Lotnicze. Na przeszkodzie stał głównie brak świadectw pisanych. Jan Wnęk mający za publiczność ludzi niepiśmiennych nie mógł konkurować z Lilienthalem otoczonym tłumem reporterów. Co prawda o jego lotach pisały gazety w 1867 roku, ale bez większego echa. Mimo wszystko nie tracimy nadziei na odnalezienie źródeł pisanych potwierdzających ustny przekaz. Trudno bowiem uwierzyć, iż informacja o kimś, kto skonstruował latającą machinę, nie znalazła się w policyjnej notatce służbowej, która potem przesłana została do siedziby cyrkułu do Tarnowa, a stąd do Wiednia, czy na przykład w księgach parafialnych spoczywających w archiwach Kurii. Wciąż liczymy, że komuś uda się w końcu odnaleźć interesujące nas dokumenty, a Jan Wnęk zajmie należne mu miejsce w historii światowego lotnictwa.
Pozdrawiam!
Robert Buchta
Nie, 2 sie 2009 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.