Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 40955x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Niezwykle zagadkowa historia z miejscowości Sztum. Czy to na pewno była choroba psychiczna?
Historia jest rzeczywiście niebywała i wręcz nadaje się raczej na historię godną scenariusza filmu typu horror. Dyrektor więzienia Andrzej G. był wzorem człowieka, który powinien piastować takie stanowisko. Spokojny, kulturalny, zawsze dobrze wyglądający, o nienagannych manierach. Tak o dyrektorze więzienia w Sztumie (woj. pomorskie) Andrzeju G. mówią jego współpracownicy i znajomi. Nagle jednak stała się rzecz niewyobrażalna. Dyrektor od pewnego czasu zaczął zachowywać się dziwnie. Był bardzo zamknięty w sobie, skryty.
W niedzielę 10 października dyrektor wszedł do celi, w której przebywało dwóch więźniów. Jeden z osadzonych wyszedł na zewnątrz, drzwi do celi nie zostały do końca zamknięte. Dyrektor zaatakował więźnia w celi nożem kuchennym o 15-centymetrowym ostrzu. Rany zostały zadane w okolice szyi, prawej pachy i w klatkę piersiową. Zwłoki ofiary odkrył po powrocie do celi drugi więzień.
Przeprowadzona w poniedziałek sekcja zwłok wykazała na ciele zabitego kilkanaście ran. Prokurator dodał, że kilka z ran było powierzchownych, a pozostałe były ciosami zadanymi "ze znaczną siłą". "Jedna z tych ran była śmiertelna. Był to cios, który uszkodził tętnicę szyjną, co spowodowało wykrwawienie.
Dyrektor po zabójstwie wrócił do swojego gabinetu i poprosił podwładnych, aby wezwali policję, przyznając, że zabił skazanego. Dyrektor został zatrzymany i zawieszony w obowiązkach służbowych. Śledczy chcieli przesłuchać go zaraz po zdarzeniu, nie było to jednak możliwe ze względu na jego stan. Jak to określił szef Prokuratury Rejonowej w Kwidzynie Piotr Jankowski, Andrzej G. "sprawiał wrażenie nieobecnego, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, co się stało". Zanim w niedzielę udał się Zakładu Karnego, Andrzej G. zostawił w swoim domu list.
Adresatem była żona i dzieci funkcjonariusza. Oprócz ważnych dokumentów, numerów PIN do kart bankowych i innych praktycznych informacji (przygotowanych tak, jakby Andrzej G. wiedział, że rodzina przez długi czas będzie musiała radzić sobie bez niego) miało tam być kilka bardzo dziwnych zdań. Mężczyzna miał napisać, że słyszy głosy, że po prostu „musi to zrobić”, że rozważa samobójstwo. Nieoficjalnie wiadomo, że w liście, który zostawił w domu idąc zamordować więźnia napisał, że słyszy tajemnicze głosy, które każą mu zabić.
Dlaczego warto napisać o tej sprawie w takim miejscu, jak portal FN? Gdyż to nie pierwszy raz jest sytuacja, kiedy morderca przyznaje się do tego, że „słyszy głosy”, które każą mu zabić. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, że sprawa ta jest zawsze wyśmiewana i bagatelizowana. Po pierwsze ironizuje się, że jest to „objaw zwykłej choroby psychicznej”, choć – warto to powtarzać w nieskończoność – natura chorób psychicznych jest niepoznana do dziś.
Po drugie wskazuje się na wersję „po prostu sobie to wymyślił, aby uniknąć odpowiedzialności”. W historii z więzienie w Sztumie akurat ta wersja raczej nie wchodzi w grę, ale to i tak nie jest najważniejsze w tej sprawie. Nasz kolega z pokładu Nautilusa miał okazję trzykrotnie (dzięki pracy dziennikarza, którą wykonuje) rozmawiać z mordercami osadzonymi w więzieniach. Jego uwagę zwróciło to, że dwóch z nich wspomniało o bardzo krępującej sprawie, którą nawet nie podawali w czasie śledztwa. „Było to tak, jakby wstąpił we mnie demon… coś mi mówiło, żebym zabił!” – mówili mordercy, którzy nigdy się ze sobą nie spotkali, aby „wspólnie uzgodnić wersję wydarzeń”.
Kiedyś znana egzorcystka zaproszona „na pokład Nautilusa” przekonywała, że znaczna część najgorszych zbrodni jest inspirowana przez siły demoniczne. Miała na to dowody, nawet dokumenty. Tłumaczyła, że po prostu niektórzy ludzie mają zdolności medialne, z czego nawet nie zdają sobie sprawy. Niewidzialne istoty potrafią przejąć kontrolę nad takim człowiekiem. Potem wszystko tłumaczono jest "tajemniczą i nagłą chorobą psychiczną". Jej słów oczywiście nikt nigdy nie chciał słuchać, bo "zabobon i ciemnota".
Mówią o tym wszystkie światowe religie, mówią o tym wszyscy szamani na całym świecie, mówią wreszcie ludzie zajmujący się ezoteryką. Kto o tym nie mówi? Naukowcy opierający się na „szkiełku i oku” wyposażeni w Encyklopedie BRITANICA. Skoro tam niczego o tym nie ma, to znaczy, że nie istnieje.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 40955x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie