Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 30507x | Ocen: 6
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wszystko wskazuje na to, że wcielając się w ciała materialne jesteśmy niczym ‘aktorzy w teatrze’ odgrywający kolejne role.
Kiedy ludzie nauczyli się wprowadzać innych w stan hipnozy, zupełnie przypadkiem natrafili na zaskakujące zjawisko. Polegało ono na tym, że na wyraźne polecenie hipnotyzera uczestnicy seansu potrafili cofać się do… wcześniejszego życia!
Początkowo hipnotyzerzy nie dowierzali temu, co widzieli na własne oczy. Jest oczywiste, że w hipnozie człowiek może bez najmniejszego problemu odczytać artykuł z gazety, który czytał 20 lat temu, ale „wspomnienia z przeszłego życia”, które było jeszcze przed narodzeniem jako niemowlę, to było już za wiele.
Na całym świecie jednak wykonywano seanse hipnotyczne, na których tysiące ludzi w trakcie sesji hipnotycznej widziało siebie i osoby nas otaczające w tym życiu w zupełnie innych rolach i w zupełnie innym życiu. Nagle wiele rzeczy stawało się jasne: skąd taka to a taka osoba w młodym wieku umarła na ciężką osobę, dlaczego ktoś cierpi, a ktoś inny ma udane życie i tak dalej. Wiele osób, które poddały się regresji hipnotycznej, miało jedno ciekawe skojarzenie – z teatrem!
Jako istoty duchowe wcielamy się po prostu w kolejne ciała materialne, wkraczamy na scenę życia i odgrywamy kolejne sceny. Wszystko ma jakiś cel, ma jakiś sens, ma nas czegoś nauczyć, mamy coś ważnego zrozumieć. Poniżej prezentujemy list, który przysłała nam nasza czytelniczka, w którym opisuje przebieg swojej sesji hipnozy regresyjnej. I niezwykłe jest to, że ona także ma skojarzenia z teatrem. Oto ten list:
MOJA WĘDRÓWKA W CZASIE
Pisząc ten tekst, chciałabym się podzielić moimi przeżyciami ze snu hipnotycznego, jaki miał miejsce we Wrocławiu oraz innymi okolicznościami z tym związanymi. W czasie jednej z sesji terapeutycznych odbyłam swego rodzaju niezamierzoną podróż w czasie. W trakcie snu hipnotycznego miałam wrażenie oglądania różnych scen, a w pewnym momencie pojawiło się kilka klatek „nie z tej bajki”, lecz z filmu, którego byłam bohaterką.
Zobaczyłam scenę, w której młoda kobieta idąc ulicą „ciągnie” za rękę małego chłopca. Ubrana w brązową elegancką sukienkę, niesymetrycznie zapiętą u góry, dopasowaną do jej kobiecej figury. Z gracją porusza się po chodniku w lekkich butach na obcasie, trzymając brązową torebkę w lewej ręce. Twarz ma okrągłą, ciemne oczy, jej czarne lśniące włosy upięte są w fantazyjny kok. Uwagę przechodniów przyciąga kapelusik w kształcie odwróconej łódki, przyozdobiony drobnymi kwiatkami, doskonale podkreślający jej urodę. Chłopiec, którego trzyma za rękę, ma około 4-5 lat. Ubrany jest w białą koszulę z kołnierzykiem i krótkimi rękawkami oraz czarne, krótkie spodenki na szelkach z tzw. „poprzeczką”. Na nogach ma białe (jasne) podkolanówki i ciemne buty. On także ma ciemne włosy i oczy, okrągłą głowę i pieprzyk na prawym policzku. Chodnik, którym idą, wyłożony jest dużymi, granitowymi płytami w kształcie prostokątów. Wokół panuje ruch i gwar. Jeżdżą samochody, wozy konne, ktoś ciągnie wózek załadowany workami. Sądzę, że jest to przełom lat 30-40-tych XX wieku. W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że to ja jestem tym chłopcem, a kobieta trzymająca mnie za rękę jest moją ówczesną matką. Czuję złość i niezadowolenie, nie chcę nigdzie iść i dlatego opieram się, co nie robi większego wrażenia na mojej ówczesnej matce.
W pewnym momencie obraz znika i pojawia się inny. Zobaczyłam tego samego chłopca stojącego w błocie, ubranego w pasiak (było to coś rodzaju płaszczyka) z gwiazdą Dawida na piersi. Miał gołe, posiniaczone nogi i buty obwiązane szmatami. Trzymał za rękę trochę starszego od siebie chłopca, jakby szukał pomocy czy bliskości. Teren, na którym stali, otoczony był drutami. Widząc tę scenę poczułam przenikliwe zimno, strach, dezorientację i ciągle powtarzające się myśli: boję się, gdzie ja jestem? Gdzie są moi rodzice? Zdałam sobie sprawę, że trafiłam do obozu koncentracyjnego.
Po chwili pojawia się następny obraz. Widzę siebie (nadal w ciele tego małego chłopca) na pryczy, samotnie siedzę skulona. Chyba powoli zamarzam. Umieram, jest mi dobrze, nie czuję strachu ani bólu. Idę w kierunku opalizującej smugi światła, zostawiając swoje małe, wychudzone ciało na obozowej pryczy.
Wracając do domu po sesji moje myśli krążyły wokół scen, które zobaczyłam. W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że w czasach szkolnych (a były to lata 70-te XX wieku) zwiedzałam tylko jeden obóz koncentracyjny – Majdanek. Po latach jedyne co pamiętam, to tylko miejsce baraków dziecięcych i ich wnętrze. Wiem, w której części obozu się znajdowały, jak wyglądały i jak były wyposażone. Natomiast zupełnie nie pamiętam komór gazowych, budynku krematorium, czy też innych budynków, które terytorialnie stanowią większą część tego obozu.
Następnego dnia, po powrocie z Wrocławia, odwiedziła mnie moja mama. Rozmawiałyśmy sobie miło przy kawie na różne tematy. Nic jej nie wspominałam o sesji u p. A. (hipnotyzera) i o tym, co widziałam. W pewnym momencie moja mama opowiedziała mi pewną historię, którą pomimo moich 47 lat życia, usłyszałam po raz pierwszy. Moja mama urodziła się w czasie II wojny światowej w Lublinie. Na przełomie 1942/1943 roku narożną kamienicę przy ul. Lubartowskiej, w której na pierwszym piętrze mieszkały moja babcia i mama, zajął volksdeutsch z rodziną (wcześniej już zajmował dwa pokoje w mieszkaniu babci). Widząc młodą, samotną kobietę z małym dzieckiem bez dachu nad głową (mężczyźni w tym czasie byli w partyzantce i AK w lubelskich lasach), okazując odrobinę ludzkich uczuć, postanowił znaleźć jakiś kąt dla nich. Tym schronieniem okazał się stary, opuszczony walący się dom w nieistniejącej już dziś dzielnicy żydowskiej Lublina. Wiele domów w tej dzielnicy było opuszczonych i zrujnowanych. Ponieważ było to niezbyt bezpieczne pustkowie (działali tam złodzieje i szabrownicy), rodzina dziadka postanowiła podarować im dużego psa, który ostrzegał przed obcymi, a w czasie nieobecności babci pilnował moją mamę. W całej dzielnicy w tym czasie pozostało już tylko kilka rodzin żydowskich, które za pieniądze i kosztowności przekazywane Niemcom „wykupywały” się od wywiezienia do obozu zagłady. Jednakże wszyscy oni mieli świadomość, że przyjdzie taki dzień, kiedy nie będą w stanie uniknąć aresztowania. Pozostałych Niemcy wywieźli już wcześniej do obozów. Kilka domów dalej mieszkała rodzina sędziego lub adwokata, Polaka narodowości żydowskiej. Byli to ludzie w wieku około 30-tu lat z małym chłopcem, chyba 6-7 letnim. Pewnego dnia ta właśnie pani, widząc moją babcię zaproponowała, że w dzień może zaopiekować się moją mamą. Stwierdziła, że sama ma małego chłopca i cały dzień spędza w domu, więc dzieci mogłyby się bawić razem. Ponieważ moja babcia chcąc utrzymać przy życiu swoje dziecko, często wychodziła z domu, aby handlem na targu zdobyć coś do jedzenia, z zadowoleniem przystała na tę propozycję. Dzieci bardzo się ze sobą zaprzyjaźniły. Były jak brat i siostra, co sprawiało dużą radość obydwu matkom. Któregoś dnia moja babcia i mama pojechały na wieś do rodziny w okolice Lublina. Po ich powrocie okazało się, że w całej dzielnicy nie ma już nikogo. Wszyscy zostali wywiezieni na Majdanek. Na tym moja mama zakończyła opowieść. Ja natomiast analizowałam tę historię w myślach i zaczęłam dopytywać się o szczegóły. Słuchając tej opowieści wydawało mi się, że ja już to widziałam. Jedno z moich pytań dotyczyło wyglądu kobiety, która opiekowała się moją mamą i swoim synkiem oraz co się z nimi stało? Moja mama nie umiała, niestety, odpowiedzieć na wszystkie moje pytania – w czasie, kiedy rozgrywał się ten epizod była małą dziewczynką i nie zdołała zapamiętać zbyt wielu szczegółów, a historię tę zna z opowiadań. Pełną odpowiedź uzyskałam wkrótce od mojej 92-letniej dziś babci. Jakież było moje zdziwienie, gdy opis osób i zdarzeń pasował do tego, co widziałam w czasie sesji u p. A..
Według babci „kobieta miała ciemne włosy i ciemne oczy, nie była ani chuda, ani gruba. Nosiła eleganckie sukienki i małe kapelusiki w kształcie łódki. Miała okrągłą twarz. Jej dziecko było drobnej budowy ciała, włosy i oczy miało takie jak matka, okrągłą twarz i pieprzyk na policzku.” Babcia opowiedziała mi również zakończenie tej historii. W lipcu 1944 roku, kiedy Rosjanie byli już blisko Lublina i słychać było ich katiusze, Niemcy wpadli w popłoch. Chcieli zlikwidować obóz zagłady. W obrębie Lublina znajdował się podobóz Majdanka. Byli tam tylko mężczyźni zdolni do pracy, których Niemcy postanowili unicestwić przed wkroczeniem Rosjan do miasta. Był słoneczny dzień. Moja babcia szła ulicą, gdy w pewnym momencie zrobił się szum i zamieszanie. Środkiem drogi prowadzono więźniów z podobozu w kierunku Zamku Lubelskiego, miejsca kaźni wielu osób różnych narodowości. Widząc co się dzieje, ludzie zaczęli uciekać, chowali się w sklepach, bramach bądź stali „przyklejeni” do ścian budynków, tak aby nie zostać wciągniętym przez Niemców do grupy idącej środkiem. Babcia, wówczas młoda kobieta, przylgnęła nieruchomo do zamkniętych drzwi znajdujących się we wnęce jednego z domów.
W pewnej chwili zobaczyła w grupie prowadzonych więźniów wychudzonego wysokiego mężczyznę w pasiaku z gwiazdą Dawida na sercu. Ich oczy się spotkały. Okazało się, że był to mąż kobiety opiekującej się moją mamą w dzielnicy żydowskiej. Zdążyła tylko krzyknąć – co z rodziną?!, a on ze łzami w oczach, na migi pokazał, że wszyscy nie żyją.
Dziś trudno mi ustalić więcej szczegółów dotyczących wojennych losów mojej mamy i babci. Moja mama była wtedy małą dziewczynką, a babcia, która właśnie kończy 92 lata, po śmierci dziadka (który umierając w 2010 roku miał 91 lat) nie chce pamiętać lub rzeczywiście nie pamięta nazwisk, imion i innych zdarzeń oraz faktów z lat wojennych. Na tym ta historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie nastąpiło kolejne zdarzenie.
Pół roku później do biura, w którym pracuję, przyszedł klient (w wieku około 60-ciu lat) z zamiarem przebudowy domu. Czekając na umówione spotkanie z projektantem, rozmawialiśmy o pogodzie, która ostatnio wszystkim płatała figle. W pewnym momencie zwrócił się do mnie słowami „a pani wie, że ja też byłem w obozie na Majdanku”.
Byłam w szoku. Tak mnie zaskoczył, że nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. W międzyczasie przyszedł projektant i zabrał go do swojego gabinetu. Dwa razy pytałam koleżankę, czy ona też słyszała to wyrwane z kontekstu rozmowy zdanie. Odpowiedziała TAK!, ale właściwie nie wie, o co klientowi chodziło. Po spotkaniu z projektantem mężczyzna ten wychodząc z biura, jak gdyby nigdy nic pożegnał się, zostawiając mnie z dręczącą myślą: dlaczego to ja byłam adresatką tych słów? Być może był to przypadek, nic nie znaczące słowa. A może już kiedyś się spotkaliśmy?
Po pewnym czasie w biurze pojawił się syn tego mężczyzny, aby dokończyć rozpoczęte przez ojca sprawy. Dowiedziałam się wtedy, że jego ojciec ma guza mózgu i leży w szpitalu w bardzo ciężkim stanie. Parę miesięcy później znalazłam jego nekrolog w gazecie. Po tych wszystkich „przypadkach” moje życie nie jest już takie samo. Inaczej patrzę na otaczający mnie świat i ludzi. Stwierdzam, że nie sposób być pewnym tego, co nas spotka lub się wydarzy. Na wszystko spoglądam inaczej - przez pryzmat poprzednich wcieleń i przeżyć, których doświadczyłam już kiedyś, w poprzednim życiu. Podczas sesji hipnotycznych z elementami regresingu, w których uczestniczyłam, dowiedziałam się, że mojego obecnego męża znam od ponad 400 lat. Muszę przyznać, że była to dla mnie szokująca ale i bardzo miła informacja oraz wspaniałe przeżycie.
Kiedy 27 lat temu spotkaliśmy się pierwszy raz, oboje mieliśmy wrażenie, że znamy się od dawna. Po dwóch miesiącach znajomości byliśmy zaręczeni, a zgodnym i szczęśliwym małżeństwem jesteśmy do dziś. Mam nadzieję, że kiedyś w „innym życiu” będziemy jeszcze razem. Po tych wszystkich zdarzeniach jestem otwarta na to, co przyniesie los, a w zbiegi okoliczności po prostu nie wierzę! Śmierć natomiast jak pisał Platon „… jest tylko oddzieleniem duszy od ciała”. Ta złota myśl pozwala nam wierzyć, że życie jest wieczne. Myślę, że w poszczególnych wcieleniach aktorzy są ci sami, tylko role się zmieniają.
R.
[dane do wiadomości FN]
Osoby regularnie śledzące nasz serwis (często od kilkunastu lat!) wiedzą, że w odróżnieniu od innych tego typu stron w kilku sprawach zabieramy jasne stanowisko mówiąc „tak, tak – nie, nie”. Jest to w pełni przemyślana taktyka.
Nie silimy się na „modny i postępowy obiektywizm”, nie mówimy o czymś jedynie „jako mglistej teorii”, a tak naprawdę to przecież „nikt nie wie, jak to jest naprawdę” i tak dalej – wszyscy znamy słowa tej wszędzie śpiewanej piosenki przy okazji rozmawiania o zjawiskach niewyjaśnionych. Ludzie od 15 lat śledzący „Nautilusa w sieci” wiedzą znakomicie, że zjawisko UFO uważamy jednoznacznie za prawdziwe, że zjawisko „orbs” uważamy za wyjątkowo ciekawe i także absolutnie prawdziwe (a usilne demaskujące brednie o „pyłkach wyjaśniających wszystko” odsyłamy w daleki kosmos ludzkiej głupoty, a raczej ignorancji, gdyż doświadczenia z orbs robiliśmy w ilości przekraczającej wyobraźnię wielu demaskatorów), to samo dotyczy zjawiska istnienia duchów czy zjawiska jasnowidzenia - to także jest dla nas poza dyskusją.
Że co?! Że ktoś tam wydziera się, że jest inaczej? Ma do tego prawo, ale nasi stali czytelnicy znakomicie wiedzą, jakie jest stanowisko FN w tej czy innej sprawie. Tego typu taktyka naprawdę jest uczciwa, gdyż dzięki temu wskazujemy Państwu, które zjawiska są dla nas „poza dyskusją prawdziwe”, które uważamy za bzdury, a które „są okryte mgłą tajemnicy” i nie sposób powiedzieć, jaka jest prawda. Czytelnicy oczywiście mogą przyjąć wyjaśnienie FN lub kogoś mającego diametralnie inne zdanie, ale… jest dla każdego jasne, że stanowisko w tej czy innej sprawie opieramy o materiały zebrane przez nas w ciągu 15 lat. Ktoś ma więcej materiałów od nas i twierdzi, że jest inaczej? Ktoś zebrał więcej zdjęć, zrobił więcej doświadczeń, ma lepszy sprzęt, więcej od nas jeździ po świecie i dociera do świadków na całej kuli ziemskiej, dzięki czemu może powiedzieć „ja wiem lepiej od Was, jaka jest prawda”? Proszę bardzo – mamy pełną wolność.
My jednak nadal będziemy mówili w konkretnych sprawach „tak, tak – nie, nie”. Wszyscy znają już od wielu lat tę konwencję. Zjawisko reinkarnacji jest właśnie takim zjawiskiem, w którym jasno, zdecydowanie, na głos i bez żadnych wątpliwości można powiedzieć – tak, to zjawisko jest prawdziwe. Skąd taka pewność? Przez 15 lat zebraliśmy tak ogromną ilość relacji, ludzkich historii, opowieści rodzinnych i innych naszym zdaniem absolutnych dowodów na istnienie fenomenu „wędrówki dusz”, że w nie ma sensu nawet przez chwilę negować zjawiska reinkarnacji. Zawsze powtarzamy, że z nim jest jak z prawem ciążenia – po prostu jest. Komuś się to nie podoba? Ktoś chce to zanegować? Ma prawo, ale zanegowanie prawa ciążenia ma sens tylko do czasu, kiedy ktoś skoczy z drabiny na ziemię. Wtedy boleśnie przekona się, że prawo ciążenia „jednak jest”. Z reinkarnacją jest dokładnie tak samo.
Pisaliśmy już o spotkaniu z naszymi sympatykami w Tokio w kwietniu, a także o planowanych doświadczeniach z nagrywaniem niezwykłego zjawiska w jednej z tokijskich świątyń (będziemy jedynie świadkami tego eksperymentu, a robić to będą nasi japońscy koledzy). O terminie planowanej prezentacji i miejscu napiszemy wkrótce (będzie mapka dojazdu i stacja metra, do której trzeba dojechać). Wstęp będzie wolny.
Przy okazji naszego pobytu w Japonii będziemy mieli możliwość obejrzenia kilku rycin świadczących o tym, że teoria Ericha von Danikena o kontaktach w minionych stuleciach z UFO jest absolutnie prawdziwa… W przyszłym tygodniu poddamy próbie słynnego Dynamo (znanego z programu "Więcej niż Magia". Szczegóły wkrótce!
Komentarze: 0
Wyświetleń: 30507x | Ocen: 6
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie