Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 11406x | Ocen: 16
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
„LUDZKIE” ZACHOWANIA ZWIERZĄT
Nasi „młodsi bracia”… są z nami na dobre i na złe. Potrafią martwić się, kiedy przeżywamy ciężką chorobę i cieszyć się, kiedy mamy jakieś małe zwycięstwo. Kiedy wracamy do domu, w ich oczach widzimy radość tak wielką i prawdziwą, jak może być tylko prawdziwa i wielka.
Potrafią okazywać wszelkie uczucia uważane absurdalnie za wyłącznie ludzkie, czyli przypisane do tego krwiożerczego gatunku poruszającego się na dwóch nogach, który w swojej drapieżności i głupocie właśnie doprowadza naszą planetę na krawędź upadku… One nigdy nie zabijają dla przyjemności, nigdy nie robią tego po to, aby tylko i wyłącznie poczuć zimną radość z odstrzelenia podczas polowania sarnie nogi, która potem rozpaczliwie ratując życie zaczyna uciekać do lasu na trzech nogach… (polecamy świetną książkę-dokument „Polowaneczko” Tomasza Matkowskiego, skąd pochodzi ten opis).
Na pokładzie Nautilusa od lat zbieramy historie pokazujące zwierzęta w sytuacjach, w których można poczuć na plecach „chłodny powiew kosmosu”. Są to bowiem takie momenty, kiedy trzeba być "ślepym i głuchym" aby nie dostrzec, że w naszych „młodszych braciach” jest takie samo światło jak w nas. Tak, oczywiście to prawda – o wiele mniej rozwinięte, być może na innym niż my etapie podróży (znacznie wcześniejszym), ale światło jest to samo. Bo tylko ono może sprawić, że z bólu utraty kogoś bliskiego pojawia się w oku łza…
Oto kilka historii z naszego Archiwum FN.
Często się zdarza, że psy po śmierci właściciela przychodzą na jego grób. W Wielkiej Brytanii jest bardzo znany przypadek psa o imieniu Tommy, który pozostał wierny właścicielce, nawet po jej śmierci. Owczarek niemiecki regularnie pojawia w kościele, w którym odbył się pogrzeb jego pani, codziennie uczestniczy w mszach, a leżąc przy ołtarzu i czeka na jej powrót.
Podobne zachowania dotyczą także czasami kotów.
Od ponad trzech lat kot o imieniu Toldo przychodzi codziennie na grób swego pana koło miasta Pistoia we Włoszech. Na płycie nagrobnej zawsze zostawia drobny podarunek: listek, gałązkę, plastikowy kubeczek. Historię tę opisał lokalny dziennik z Toskanii.
Kot Toldo, fot. corrierefiorentino.corriere.it
Na łamach "Corriere Fiorentino" podkreślono, że gdyby nie to, iż są liczni świadkowie, opowieść o niezwykłym kocie można by uznać za wymyśloną historię z filmu. Jego właściciel Renzo Iozzelli zmarł we wrześniu 2011 roku w wieku 71 lat. Od tego czasu Toldo każdego dnia odwiedza jego grób w miejscowości Montagnana. W pyszczku przynosi małe podarki: patyczki, chusteczki higieniczne - wszystko, co znajdzie po drodze na cmentarz - i zostawia je na nagrobku.
Kot Toldo był bardzo z nim związany. Mężczyzna zaopiekował się nim, gdy kociak miał trzy miesiące. Przez lata byli nierozłączni.
W dniu pogrzebu właściciela kot szedł za jego trumną - wspomniała wdowa cytowana w gazecie.
Dodała: - Następnego dnia poszłyśmy z córką na cmentarz i znalazłyśmy na grobie mojego męża gałązkę akacji. Ja pomyślałam od razu, że to kot, ale córka uważała, że moje przekonanie wynikało z mojego stanu emocjonalnego w tamtym czasie.
- W naszej miejscowości kota widziało wiele osób. Chodzi na cmentarz nie tylko ze mną, ale bardzo często sam. Mój mąż był wobec niego bardzo serdeczny. Renzo kochał zwierzęta. To tak, jakby Toldo chciał wyrazić mu wdzięczność - podkreśliła wdowa. - To wyjątkowy kot, nie można go nie kochać - powiedziała.
Zdarza się, że nasi „młodsi bracia” potrafią uratować nam życie, często oferując swoje lub je narażając bez chwili zastanowienia. Przykładem jest historia, która wydarzyła się w Łodzi. Oto tekst z 2-go stycznia 2013 roku.
Tragiczny pożar kamienicy w Łodzi
Ta suczka uratowała życie swojej pani, jej siostry, syna i siostrzeńca. Obudziła swoją panią, gdy wybuchł pożar w lokalu pod jej mieszkaniem! Gdyby nie Delta, cała rodzina niechybnie zginęłaby w płomieniach
Do tragicznego pożaru doszło w sobotę przed północą w kamienicy przy ul. Wojska Polskiego w Łodzi. Ogień pojawił się w mieszkaniu socjalnym na drugim piętrze. Drewniana klatka schodowa i długie wąskie korytarze oddzielone drzwiami od klatki.
To dlatego pożar rozwijał się powoli i nikt nie czuł dymu, który stopniowo wypełniał pokój zajęty przez samotnego mężczyznę. Tego wieczora w mieszkaniu byli jeszcze jego dwaj koledzy. Wszyscy zginęli.
– Spałam już, kiedy nagle obudziła mnie Delta, moja suczka – mówi Alina Kloczyńska. Mieszka na trzecim piętrze, w zaadaptowanym na mieszkanie strychu. Dokładnie nad mieszkaniem, w którym wybuchł ogień.
Delta nigdy tak późno nie wychodziła na spacer. – Trochę mnie to zdziwiło – mówi pani Alina. – W mieszkaniu nie czułam dymu. Jednak w korytarzu i na klatce schodowej czuć było spaleniznę. Kiedy otworzyła drzwi korytarza na drugim piętrze, wszystko było już jasne. Z głębi buchnęły kłęby dymu.
– Z wrażenia zapomniałam telefonu, więc pobiegłam na parter do mojego siostrzeńca – Dawida. On chce zostać strażakiem. Wiedział, co ma zrobić – relacjonuje dramatyczne wydarzenia pani Alina. Dawid Bąk (16 l.) zadzwonił po straż pożarną, a po chwili dokładnie opisał strażakom sytuację.
Delta ma 8 miesięcy. Ktoś ją oddał do schroniska jako szczeniaka. Pani Alina przygarnęła Deltę i teraz nie żałuje. – Proszę, jak się odwdzięczyła – mówi Alina Kloczyńska z wdzięczności tuląc Deltę. – Nigdy bym jej nie oddała – dodaje.
Czas na kilka historii nadesłanych przez czytelników serwisu FN.
[…] Mam psa. Przepiękny owczarek niemiecki, wyjątkowo źle potraktowany przez zycie. Gdy zmarł jego pan, pies dosłownie płakał. Zaopiekowali się nim sąsiedzi. Ledwo zdążył się przyzwyczaić do nowego domu, zmarł jego drugi pan. Pies miał być oddany do schroniska, lecz nie mielismy sumienia go oddac Zabraliśmy go do domu, zapewniliśmy mu bardzo dobre warunki, pies jest często jakby nieobecny. Niby się cieszy, niby nas lubi, ale chyba tęskni. I jak tu nie kochać zwierząt? […]
[…] Zmarł kilka miesięcy temu mój tato od dnia pogrzebu pies nie wejdzie do domu za żadne skarby, pies uwielbiał ojca a ojciec psa, chodził za nim krok w krok i był wpatrzony w ojca jak w obrazek ,był psem przygarniętym. Serce mi pęka . Musieliśmy zrobić mu budkę i w niej mieszka, bo wciąganie go do domu było koszmarem, nie pomogły łakocie , umizgi do niego skakał po drzwiach jak oszalały, trwało to dwa miesiące i poddaliśmy się.Na noc wchodzi do garażu i śpi w samochodzie taty, starej syrence. […]
[…] A slyszeliscie o kundelku o imieniu Wtorek? Byl codziennie widywany przy drodze w miejscu (niestety, nie pamietam gdzie), w ktorym najprawdopodobniej zginal jego wlasciciel. Madry, wierny i kochajacy piesek. Ciagle czekal na swego pana...
Przypomina historię Dżoka z Krakowa. Pies przez 2 lata żył na ruchliwym rondzie w mieście , w miejscu gdzie zmarł jego pan. Deszcz ,śnieg , mróz, skwar a Dżok byl na Rondzie Grunwaldzkim i czekał. Nie pozwolił się złapać. Dokarmiali go okoliczni mieszkańcy, mieszkał w zadaszeniu zrobionym z płyt chodnikowych.W końcu zaakceptował jedną z mieszkanek miasta i znalazł dom. Niestety gdy jego nowa pani po kilku latach zmarła, uciekł i błąkając się wpadł pod pociąg. Mieszkańcy pamiętają Dżoka dużego czarnego mieszańca i postawili mu mały pomnik niedaleko Wawelu jako symbolowi psiej wierności. […]
Na koniec wzruszająca historia delfina, który znajdując się w dramatycznej sytuacji poprosił… ludzi o pomoc. Jego ciało było skrępowane metalową linką, na końcu której był haczyk, który boleśnie przebił jego płetwę. Ruch wyraźnie sprawiał delfinowi ogromny ból. W końcu wymyślił, że pomóc mogą mu ludzie, jeśli tylko pokaże im, na czym polega jego problem…
Tę wzruszającą scenę możemy obserwować na filmie nakręconym przez nurka Martina Wing`a, który 11 stycznia 2014 razem z kolegami uczestniczył w tzw. nocnym nurkowaniu w obszarze zwanym Kailua-Kona (Hawaje, USA). Nagle do jego kolegi Kellera Laros`a podpłynął delfin, którego zachowanie wprawiło nurków w zdumienie. Po chwili zorientowali się, że delfin prosi o pomoc.
W Polsce trwa właśnie dyskusja o sytuacji na rynku „trzody chlewnej”. Słuchając tzw. rolników czy – jak sami mówią z dumą o sobie – hodowców nie sposób nie oprzeć się wrażeniu, że oni nie traktują tego „co hodują” jako zwierząt, a jedynie jako „żywe przedmioty”. One mają jedynie jakąś wartość, która zabita i pokrojona doprowadzi albo „do zysku”, albo do „niepowetowanych strat”. W ich wypowiedziach trudno szukać nawet odrobiny współczucia dla zwierząt, które są skazane na okrutny los, na prawdziwe przejście przez piekło… Są tylko pieniądze, jest tylko „trzoda chlewna”, jest tylko „zagrożony zysk”.
Drodzy czytelnicy FN…
Ludzie czytający ten portal za tysiąc lat (na pewno będą takie możliwości, chociażby w cyfrowych archiwach) nie będą mogli uwierzyć w to, jak bardzo barbarzyński był ten nasz świat. Ci „ludzie za tysiąc lat” nie będą zabijali nikogo dla przyjemności, nie będą traktowali naszych „młodszych braci” jak żywe przedmioty, które można zabić, bezkarnie zatłuc, pokroić, zjeść, resztkę wyrzucić. To będzie zupełnie inny świat, gdzie nie będzie żadnej „wiary w istnienie duchowych istot w zwierzętach”, lecz wiedza. Musi jednak minąć tysiąc lat. Czy my ludzie w 2014 roku możemy coś zrobić? Ktoś może nawet zapytać:
- Czy my możemy choć trochę zmienić nasz świat?
Absolutnie tak i pokażemy wam, jak to zrobić. Już niedługo rozpoczniemy projekt, który wstrząśnie Polską „od prawa do lewa”, wyjdzie także poza granice Polski i okrąży Ziemię kilka razy wokół niczym najlepszy satelita, a który będzie dotyczył „naszych młodszych braci” i ich piekła spowodowanego przez ludzi. Wykorzystamy całą moc naszych silników, całą siłę, którą zebraliśmy przez ostatnie dwadzieścia lat, aby ten projekt mógł zrobić to, co… zrobi. Tego nikt nie zatrzyma i nie ma takiej siły na Ziemi, która tę „iskrę” ugasi, gdyż jej paliwem jest przeznaczenie naszej planety. Dlaczego jest to nie do powstrzymania? Hmmm… powodem jest to, że… zresztą – wkrótce przekonacie się sami. Prace nad projektem trwają, w tym roku będziemy gotowi go zacząć. Załoga naszego okrętu dobrze wie, co to za projekt i wiele osób już nie może się go doczekać. Ale wszystko musi mieć swój czas. Ten czas nadchodzi.
FN (17 marca 2014, BAZA FN)
Komentarze: 0
Wyświetleń: 11406x | Ocen: 16
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie