Dziś jest:
Czwartek, 28 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 6830x | Ocen: 3
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
CZY POJAWIENIE SIĘ ZWIERZĄT MOŻE BYĆ… ZNAKIEM OD OPATRZNOŚCI?
Zanim napiszemy kilka słów o naszej ocenie zjawiska „kontaktu przez pojawiające się zwierzęta”, najpierw opis przysłany na pokład Nautilusa przez naszą czytelniczkę.
…z poczty do FN …
Grudzień 1998 roku.
Dzień przed wigilia. Ja z mężem i moim synkiem byliśmy na zakupach. Synek miał 5 lat i masę zabawy. Nagle w biały dzień od tak zaatakowały mnie 3 kruki. Nie mogłam ich dogonić. Wtedy pomogli mi ludzie bo mąż trzymał synka. Kruki zniknęły tak nagle jak się pojawiły. Tej nocy miałam koszmar otóż : lubiłam swój ogródek i kopałam w ogródku i nagle ręką poczułam jakby włosy. Zaczęłam kopać dalej i ujrzałam głowę swego ojca.
Gdy się obudziłam cała zlana potem zadzwoniłam do ojca i powiedziałam mu o tym. Uspokoił mnie i powiedział że nic mu nie jest. I ma tylko 45 lat więc jeszcze na tamten świat się nie spieszy.
13 Marzec 1999
Urodziny mojego synka. Wcześnie rano wstałam dokańczałam tort póki synek spał. Cały ten czas gdy szykowałam wszystko na urodziny mego syna 3 kruki siedziały na rynnie. Cały czas mnie obserwując. Jeden był daleko ale i tak cały czas się na mnie gapiły. To było nie do zniesienia.
W nocy miałam koszmar : szłam z ojcem i moim synkiem nagle zadzwonił telefon i musiałam odebrać. Mój ojciec trzymał mojego synka za rękę. Widziałam ich z tyłu. Ale ojciec skręcił w las. Było tam strasznie ciemno i masa czarnych drzew. Wołałam ojca by nie szedł tamtędy. Ojciec nie słuchał. Nie wiem co się ze mną stało ale rzuciłam telefon i dogoniłam ich i zaczęłam wyrywać swego synka. Ojciec odwrócił się w moją stronę i nie miał oczu po prostu czarno tam było gdzie powinny być oczy. Synka wyrwałam a on poszedł w ten ciemny las sam. Krzyczałam za nim i wołałam ale nawet się nie odwrócił.
Kwiecień 1999
Rano siedziałam w kuchni i piłam kawę. Do kuchni weszła moja teściowa. Rozmawiałyśmy o tych krukach już się do nich przyzwyczaiłam. Właściwie to cała rodzina. Nagle jeden z nich się poderwał i uderzał w okno z taką siłą ze dziobem zbił szybę.
Wieczorem wiadomość że wujek mego męża nie żyje. Zmarł nagle.
Od tamtej pory przylatywały 2 kruki.
Maj 1999
Mój ojciec i moje rodzeństwo mieli przyjechać na majowego grilla w sobotę. Ja w piątek wyruszyłam na zakupy z synkiem. Po powrocie do domu po 12.00 w południe zaczęłam płakać wyć wręcz. Wiedziałam czułam i byłam pewna że ojciec nie żyje. Nie słyszałam go. Nie czułam jego ciepła. Szalałam. Teściowie nie mogli mnie uspokoić. Ja się tylko darłam i wyłam ze ojciec nie żyje. Pobiegłam do kuchni i wyjrzałam przez okno siedział tylko jeden kruk. Wyleciałam na zewnątrz rzucałam w tego Kruka kamieniami i krzyczałam by odleciał. W końcu odleciał i zaczęło padać. Nie wiem ile czasu zrezygnowana klęczałam tak w piachu na podwórku cała zmoczona. Teściowie powiadomili kogoś i ten ktoś podał mi prochy na uspokojenie. Nic do mnie nie docierało nie pamiętam reszty dnia i nocy. Wiem z opowiadań rodziny ze resztę tych godzin przesiedziałam na stołku w kuchni. Rano odebrałam telefon że ojciec nie żyje.
Pojechałam zidentyfikować zwłoki z bratem i wujkiem do miasta którego nie znaliśmy oddalonego od naszego 150 km . Oni wszyscy byli przerażeni rodzina wraz z policjantami bo przed bramą Wpadłam w szok i wyłam mówiąc gdzie jest ojciec w którym budynku leży.
Wiedziałam.
Wrzesień 1999
Synek mój zachorował. Umierał w szpitalu powoli przez kłębuszkowe zapalenie nerek. Nic nie dawało poprawy. Leki było tylko gorzej. 4 razy wylądował na ojomie (Oddział Intensywnej Opieki Medycznej przyp. FN). 4 razy w kostnicy za każdym razem byłam przy tym. Gdy oświadczano mi ze nie żyje leciałam do kostnicy i robiłam sama masaż serca. Udało się za każdym razem. W końcu miałam na tyle dość że nie wiem czemu i przy wszystkich lekarzach i pielęgniarkach Krzyczałam do ojca by mi zostawił syna. By go nie zabierał. Co się stało potem otóż po rocznym pobycie w szpitalu synek mój nagle cudownie ozdrowiał. Jak to wyjaśnić?
Od tamtej pory ci co mnie pamiętają z głupoty i wyszydzeń teraz gdy mówię otwarcie do nich co przeżyłam są w szoku. Ja taka nie wierząca. Taka zatwardziała. A to niestety nie koniec. Odczuwam w domu cudzą obecność nawet teraz pisząc to. Jestem zmęczona. Nie sypiam czasem po kilka dni bo się boje snów. Wiem co będzie. Mam wizję nawet na jawie. Odnalazłam Meksykankę rodzice jej byli w tym samym kraju co ja jestem. Gdy pojechali do Meksyku odnaleźli ciało córki tam gdzie opisałam miejsce. Mam tego gówna dość tych snów ludzi których spotykam czy wizji wojny i globalnej pandemii. Musiałam komuś o tym napisać. Wybaczcie ale wy chyba zrozumiecie...
Wróciliśmy z kolejnej podróży i znowu powoli nadrabiamy powstałe zaległości. Piszemy te słowa do wszystkich, którzy wysłali nam e-maile w ostatnich dniach – prosimy o jeszcze chwilę cierpliwości… Ale wracając do tematu „zwierząt, które pojawiają się jako znaki dla ludzi”.
Otaczając nas setki, tysiące zwierząt. Oczywiście ptaki, ale także wokół biegające psy, także czasami koty… ktoś powie – gdzie tu jakieś „wielkie znaki od opatrzności”? Ale takie myślenie to błąd. Mamy kilka nieprawdopodobnych doświadczeń z pojawieniem się… motyla. I nie jest to żart!
Tekst opisujący to wydarzenie w zasadzie jest napisany, choć spokojnie musi swoje „odczekać”. Ale gwarantujemy wszystkim, że w pojawieniu się owego „motyla” nie było nawet cienia przypadku. Historia jest rodem z tych, co „z butów wyrywa” i po niej takie opowieści jak tę o „trzech krukach” traktujemy z absolutną powagą.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 6830x | Ocen: 3
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie