Nie, 9 paź 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Czy Niemcy w czasie II wojny światowej przetestowali próbny, niewielki ładunek atomowy?
Jak donosi John Hooper z Rzymu, we Włoszech trwa zażarta dyskusja na temat kontrowersyjnej książki naocznego świadka działań hitlerowskich Niemiec, Luigiego Romersa, który obecnie ma 88 lat. Jest on ostatnim żyjącym świadkiem, który twierdzi (wraz z paroma historykami), iż był świadkiem próbnych prac atomowych Niemiec w czasie II wojny światowej w rejonie Morza Bałtyckiego w 1944 r. Dlaczego zatem sprawa wychodzi na jaw dopiero teraz? I czy w rejonie wyspy Rugii znaleziono jakieś ślady świadczące o testowaniu w tamtym rejonie broni atomowej?
Program atomowy Hitlera od lat jest jednym z punktów zainteresowania historyków badających tamte czasy. Dyskusja o tym aktywna jest zwłaszcza w Niemczech. Niezależny historyk Rainer Karlsch sam padł w pewnym sensie ofiarą wrogości w momencie, gdy w swych pracach zaczął wskazywać na to, iż niemiecka nauka podczas II wojny światowej znacznie dalej poszła w badaniach atomowych niż nam się dzisiaj wydaje.
Podaje on przykład, że 12 października 1944 r. pan Romers, wtedy 27 letni korespondent wojenny (Włochy - a raczej republika Mussoliniego - Salo były wtedy pomimo wtargnięcia do nich wojsk koalicyjnych sojusznikiem Niemiec), został zabrany na wyspę Rugię, gdzie był świadkiem detonacji czegoś co nazwał „bombą dezintegracyjną”. Jak sam pisał, został zabrany do betonowego bunkra, dostał przyciemnione okulary, a sam wraz z innymi osobistościami patrzył na pole przez bardzo cienką szczelinę w bunkrze. Nagle pojawił się bardzo jasny, oślepiający wręcz strumień światła oraz chmura dymu, w kształcie kolumny, która później przybrała kształt jakiegoś dużego kwiatu. Osoby pilnujące bezpieczeństwa, zakazały komukolwiek wyjść na teren eksplozji. Dopiero po paru godzinach udali się na oględziny tego co zostało. Ubrani w dziwne kombinezony , jak przypuszcza wykonane z jakiegoś azbestopodobnego materiału, zobaczyli straszny widok. Drzewa okoliczne zamieniły się w węgiel, nic nie żyło, nic nie pozostało, były tam też wcześniej umieszczone owce, lecz nie przeżyły wybuchu, zostały spopielone.
Kiedy świadek napisał swe wspomnienia po wojnie, nikt mu nie wierzył, wszyscy brali go za wariata. Nasza historia mówi nam przecież, że naukowcy Hitlera byli daleko w tyle za twórcami projektu Manhattan i nie posiadali ani odpowiednio przygotowanej myśli technicznej ani środków i czasu na zrealizowanie planu atomowego Hitlera.
Dokumenty jakie opublikowali Rainer Karlsch i uczony z USA, Mark Walker, wzbudzają kontrowersje i wielu historyków się z nimi nie zgadza. Ale nie zapominajmy, iż już w 1941 r. jeden z naukowców hitlerowskich zgłosił patent na bombę plutonową, a owi dwaj wymienieni historycy opublikowali w Physics World materiał wskazujący, iż z tamtych czasów (1941-1942) pochodzić miał też pierwszy diagram jednej z bomb Hitlera, wykorzystującej mechanizm rozszczepienia atomu.
Może kiedyś poznamy całą prawdę o wszelkich, najtajniejszych nawet, działaniach niemieckich (i o ile dokumenty historyczne na to pozwolą) w czasie ostatniej wojny. Wciąż przecież wielkie zainteresowanie budzą takie sprawy jak tajemnicze latające dyski (osławiona cudowna broń, czyli V-7, zarówno Vril jak i Haunebu I, II i III) a także zagadki podboju świata w doktrynie wojennej Hitlera, sprawy tajnych, domniemanych baz na Antarktydzie (w tym wydarzeń, w których uczestniczyła marynarka wojenna USA w 1947 r., ostatniej bitwy Hitlera) i w innych rejonach świata.
Nie, 9 paź 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.