Nie, 11 gru 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
W połowie grudnia 2005 roku zakończy swoją działalność program SETI@home. Kończą się nadzieje na odczytanie sygnału od kosmitów za pomocą sieci komputerów
Pomysł wystawiania tych zabawnych „durszlaków” w czerń kosmosu i w ten sposób usiłowanie odczytania sygnału od obcych cywilizacji jest jednym z najbardziej głupich pomysłów wszechczasów. Równie dobrze moglibyśmy próbować nasłuchiwać dźwięk TAM-TAM-ów, w które uderzają członkowie nieznanego plemienia na jakieś małej wyspie Polinezji… A jednak znaleźli się tacy, którzy uwierzyli, że cywilizacje wyprzedzające naszą cywilizację o miliony lat w rozwoju technicznym będą posługiwały się taka samą techniką łączności radiowej, jak – nie przymierzając – piloci myśliwców z II wojny światowej. Za gigantyczne kwoty ustawiono cały szereg Radioteleskopów i nasłuch trwa w najlepsze. Wszystko to dzieje się wobec masowego napływu relacji o pojawieniach się obiektów UFO, a nawet spotkań z istotami z tych statków. A jednak naukowcy nie przejmują się tym i nadal nabierają amerykańskich podatników na wielką lipę, jaką jest od samego początku program SETI. Na szczęście kończy się jedna z jego mutacji, która została nazwana SETI@home. Pomysł polegał na tym, żeby połączyć wszystkie komputery domowe w sieć i dzięki temu wyłapywać wiadomości „od obcych”. Wabiono, że stworzy się superkomputer, który na pewno odczyta „tam-tamy” obcych cywilizacji. Jedyną rzeczą, o którą musieli zadbać użytkownicy, był mały program pobierany z Internetu. Aplikacja ta pracowała w tle albo jako wygaszacz ekranu. "Konsumując" nie wykorzystaną moc procesora albo podczas przerw w pracy użytkownika, przetwarzał małe pakiety danych, a jego działanie podobno nie wpływało negatywnie na inne zadania wykonywane przez komputer... Jak zwykle najciekawsze były jednak „szczegóły sprawy”.
SETI@Home zastąpi poszukiwanie leku na AIDS
Wszystko zaczęło się w 1960 roku od astronoma Franka Drake`a - późniejszego dyrektora projektu SETI@home. Pasją Drake`a było siedzenie przy swoim radioodbiorniku w nadziei, że odbierze sygnały od istot pozaziemskich. Z czasem rząd USA wyasygnował pierwsze pieniądze na program badawczy, który nazwano SETI. Szybko pojawił się pomysł, aby stworzyć podprogram SETI@home (Search Extraterrestrial Intelligence at Home). W analizie sygnałów, które filtrował z wszechświata 305-metrowy radioteleskop Arecibo w Portoryko, wzięły udział trzy miliony internautów z 226 krajów. Projekt nie przyniósł żadnych rezultatów poza drwiącymi wypowiedziami o zjawisku UFO szefów SETI. Sprawą „sieci miłośników SETI@Home” zainteresowały się wielkie przedsiębiorstwa, które odkryły, że przetwarzanie rozproszone może im przynieść ogromne zyski. To kolejny „sukces” programu, choć inny, niż zakładali jego twórcy. Aż nadszedł koniec – w połowie grudnia 2005 roku program SETI@home zakończy swoją działalność. Zostanie on przeniesiony na platformę Berkeley Open Infrastructure for Network Computing (BOINC). BOINC umożliwia uczestnictwo w kilku wielkich projektach, takich jak badanie zmian klimatycznych czy poszukiwania leku na AIDS. W projektach można wziąć udział po zainstalowaniu odpowiedniego oprogramowania.
Wyniki eksperymentu z poszukiwaniem sygnału od kosmitów, po dokładnym przeanalizowaniu, zostaną opublikowane w internecie. Mamy uzasadnione podejrzenia, że program kończy się kompletna klapą. Na koniec pocieszenie dla wszystkich, którzy używali tego „egzotycznego” wygaszacza ekranu. Przedstawiciele BOINC oznajmili, że użytkownicy zainteresowani nadal poszukiwaniem "kosmitów" na własną rękę, będą mogli… kontynuować swoje badania. Powodzenia życzy Fundacja NAUTILUS!
Nie, 11 gru 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.