Wt, 14 luty 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
W POSZUKIWANIU PLANETY ”X”
“Gdybyście mogli odbyć podróż do krańców naszego Układu Słonecznego, w zimną pustkę poza Plutonem, zobaczylibyście coś dziwnego. Nagle, po przecięciu Pasa Kipera, obszaru wypełnionego lodowymi odłamkami, wlecielibyście w kompletna nicość.
Astronomowie nazywają ten graniczny obszar klifem Kipera, gdyż gęstość kosmicznych skał zmniejsza się tam drastycznie. Co jest tego powodem? Jedyną rozsądną odpowiedzią zdaje się być obecność 10 planety. Przy czym nie mówimy to o odkrytej już Sednie czy Quaoar – a o masywnym obiekcie, co najmniej tak dużym jak Ziemia czy Mars, który wymiótł ze swojego otoczenia całe to skalno lodowe rumowisko.
Dowody na istnienie Planety „X” są wręcz nieodparte – powiedział Alan Stern, astronom z Southwest Research Insitute z Boulder w Kolorado. Lecz pomimo wszelkich kalkulacji, które wskazują na istnienie takiego ciała na obszarze klifu Kipera, nikt jeszcze nie zaobserwował owej legendarnej 10 planety”.
Michale Brook, „New Scientist” 19.03.2005 r.
W ostatnich miesiącach, nie tylko w periodykach naukowych, ale i na stronach popularnych czasopism i dzienników, ukazało się sporo artykułów poświęconych odkryciom astronomów, dokonanych poza orbitą Plutona. Te nowe doniesienia mówiące o nowych ciałach niebieskich, znajdujących się na obrzeżach naszego Układu Słonecznego, na nowo roznieciły dyskusję na temat powstania planet. Coraz więcej sond kosmicznych bada zewnętrzne planety, a także próbuje odsłonić tajemnicę powstania komet.
Od dawna obserwowane zaburzenia w orbicie Plutona, a także nowo odkrytych globów poza jego orbitą, nakłaniają do coraz częstszych pytań dotyczących możliwości istnienia w obrębie Układu Słonecznego masywnego obiektu, o istnieniu którego naukowcy toczą rozprawy od dziesiątek lat.
Poszukiwanie domniemanej Planety „X”, jak ją się powszechnie nazywa, jest więc jednym z głównych celów obecnych i planowanych misji kosmicznych, a także badań za pomocą teleskopów.
O możliwości istnienia jeszcze jednego, nieznanego nauce ciała w naszym układzie, mówił w drugiej połowie lat siedemdziesiątych Thomas Flandern z US Naval Observatory. Jego badania dowodziły, że planetoidy i komety pochodzą z dawnej planety, która eksplodowała w zamierzchłych czasach. Jego zdaniem komety powstały w wyniku jakiegoś nagłego procesu dezintegracji wewnątrz Układu Słonecznego. To był ten sam proces, który utworzył pas planetoid i meteorów obserwowanych dzisiaj. Flandern twierdził, że Planeta „X” znajduje się gdzieś w Chumrze Oorta – wielkim zbiorowisku komet i kosmicznego gruzu – w sferze okalającej cały Układ Słoneczny. Nauka podeszła wówczas do dość sceptycznie do koncepcji Flanderna, jednak dzisiaj jego nazwisko znów powraca, wraz z najnowszymi odkryciami astronomii.
Teoria Flanderna nie była jednak pierwszą poruszającą ten temat. Orientalista Zecharia Sitchin, od 30 lat głosi, że Planeta „X” rzeczywiście istnieje. Mało tego, uważa, że wiedzę na ten temat ludzie posiadali już blisko 6 000 lat temu!
W 1976 r. wydana została pierwsza książka Sitchina, zatytułowana „12 planeta”, w której całkowicie podważył naszą dzisiejsza wiedzę, nie tylko astronomiczną, ale również, a może przede wszystkim, historyczną.
Zecharia Sitchin ma dość niezwykłą biografię. Urodził się w 1920 r. w Rosji, dzieciństwo spędził w Palestynie, studiował w Wielkiej Brytanii na London School Of Economics, pracował jako dziennikarz, wreszcie osiadł w Nowym Jorku, gdzie od blisko 40 lat zajmuje się pisaniem książek i propagowaniem idei, która znalazła wielu kontynuatorów na całym świecie. Sitchin w swoich książkach zaproponował niezwykłą teorię, mówiąca o powstaniu Układu Słonecznego, a także rodzaju ludzkiego, która to zasadniczo różni się od obowiązującej. Jest to jednak teoria, która wyjaśnia wiele zagadek i kłopotliwych pytań, jakie stawia oficjalna nauka, ale sama nie potrafi, czy też nie chce, znaleźć na nie satysfakcjonujących odpowiedzi.
Życie wokół nas toczy się w niezwykłym tempie. W każdej godzinie dociera do naszego mózgu cała masa informacji, zazwyczaj zupełnie zbędnych i nieistotnych. Żyjąc codziennym życiem nie próbujemy zgłębiać naszej rzeczywistości i stawiać sobie pytań – dlaczego? A takich pytań dotyczących braku logiki w tym co nas otacza może być sporo. Czy ktoś z Was zastanawiał się kiedykolwiek, dlaczego posługując się systemem dziesiętnym, czas liczymy w sześćdziesiętnym, a geometrie opisujemy w trzystusześćdziesiętnym? Dlaczego cyfra 7 jest „magiczna” we wszystkich rejonach świata (np. „szczęśliwa siódemka”, „siedem nieszczęść”)? Dlaczego kolejna niezwykłą liczba jest 12 (12 znaków zodiaku, 12 apostołów)? Dlaczego jeszcze do niedawna w Polsce jaja liczyło się na tuziny (12), ale i na kopy (60)? Sięgając głębiej w naukę – dlaczego antropologia nie potrafi znaleźć tzw. brakującego ogniwa między istotami człekokształtnymi, a homo sapiens? Dlaczego znaczną część Ziemi zajmuje wklęśnięcie wypełnione wodą (Ocean Spokojny)? Dlaczego na mapie z połowy XVI w. (więc sprzed wypraw Kolumba) pokazane są obie Ameryki i zarysy Antarktydy pozbawionej pokrywy lodowej? Takich pytań można mnożyć. Aby jednak znaleźć na nie odpowiedź, potrzebna jest wiedza z różnych dziedzin nauki, czasami zupełnie ze sobą nie powiązanych – m.in. astronomii, historii, literaturoznawstwa, archeologii, biologii, archeologii, geologii, chemii, antropologii. Do takiego właśnie wniosku doszedł Zecharia Sitchin, starając się zgłębić najróżniejsze dziedziny. Jednak to, co pozwoliło mu na sformułowanie teorii 12 planety, zawdzięcza swoim umiejętnościom lingwistycznym. Już mieszkając w Palestynie opanował kilka bliskowschodnich języków, m.in. starożytny hebrajski, arkadyjski i grekę, zaś później nauczył się odczytywać sumeryjskie pismo klinowe. Dzięki temu, był w stanie zapoznać się z zachowanymi do dzisiejszych czasów starożytnymi przekazami, w wersjach oryginalnych, nie zaś w tłumaczeniach.
To była zasadnicza różnica. Bowiem tłumaczenia niemal zawsze zawierają błędy i przeinaczenia, a także nadinterpretację. Sitchin mógł więc np. czytać Biblię w wersji greckiej, staro hebrajskiej, a przede wszystkim potrafił odczytać i zinterpretować pismo starożytnego Sumeru, które to stanowiło klucz do rozwiązania niemal wszystkich zagadek.
Odkryte jeszcze w XIX w, na terenie dzisiejszego Iraku, tysiące glinianych tabliczek pokrytych pismem klinowym, stanowiły nieprzebraną kopalnię wiedzy na temat tej cywilizacji. O Sumerze uczymy się w szkołach, jednak wiedza nam przekazywana jest niezwykle uboga, a wręcz okrojona. A przecież, co jest wiadome oficjalnej nauce, to właśnie starożytny Sumer był pierwszą znana nam cywilizacją w dziejach ludzkości. To tam, od 3800 r. przed n.e. wymyślono niemal wszystko co dzisiaj jest nam niezbędne do życia – astronomię, matematykę, pismo, szkolnictwo, prawa, parlament dwuizbowy, szpitale, pomoc społeczną i emerytalną, podział czasu do dziś obowiązujący, podział koła na 360 stopni, 12 znaków zodiaku. Można jeszcze długo wymieniać. Tu rodzi się kolejne, tym razem zasadnicze pytanie – skąd ta starożytna, nagle powstała cywilizacja, mogła, niemal z dnia na dzień, to wszystko wymyślić?
Jak komuś jeszcze mało, podam przykład, który w konsternację wprawia współczesnych uczonych. Otóż Sumerowie znali astronomiczne zjawisko precesji. Jest to zjawisko wywołane wahaniem osi ziemskiej, powodującym, że biegun Północny oraz Południowy kreślą na niebie wielkie koło. Być może nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że jedno takie koło, czyli tzw. Wielki Rok trwa … 25 920 lat! W jaki sposób nagle powstała cywilizacja, która w dodatku przetrwała ok. 2000 lat, mogła zaobserwować zjawisko trwające ponad 25 tysięcy lat?! Jeszcze mało? Sumerowie twierdzili, że w Układzie Słonecznym jest 12 ciał niebieskich (9 znanych nam planet, Słońce, Księżyc i planeta zwana przez Sumerów Nibiru). Tak też zrodziła się święta liczba 12.
Sitchin po przestudiowaniu eposów sumeryjskich, zwłaszcza kosmogonii Sumerów, opisanej w długim tekście na 7 glinianych tabliczkach, a także jego dłuższej wersji akadyjskiej (napisanej przez Asyryjczyków i Babilończyków), zaproponował swoją własną interpretację. Stwierdził on, że zawarte tam informacje nie były baśniami, a informacjami historycznymi. Czyli dokładnie odwrotnie niż twierdzi oficjalna nauka, która przecież wszystkie starożytne podania traktuje jako „ludowe podania”, będące zapisem emanacji sił przyrody i utożsamianych z nimi bogów. Oczywiście tym samym pisarz z Nowego Jorku znalazł się na „celowniku” akademickich orientalistów. Oficjalna nauka ma jednak z Sitchinem pewien kłopot. Nie jest on badaczem akademickim, ale ma wszechstronne wykształcenie, zaś jego wiedza lingwistyczna jest szeroko znana. Dlatego dla oficjalnej nauki Sitchin jest osobą dość kłopotliwą, natomiast jego prace stanowią nieprzebrane źródło dla innych badaczy zajmujących się tym tematem, którzy rozwijają domysły Sitchina, dopowiadając wiele ciekawych szczegółów (m.in. Lloyd Pye i Andy Lloyd).
Sitchin, na podstawie przekazów sprzed kilku tysięcy lat, twierdzi, że w naszym Układzie Słonecznym znajduje się jeszcze jedno ciało niebieskie. To owa Planeta „X”, przez Sumerów nazwana Nibiru. Impikacje wynikające z jej istnienia rozciągają się na całą historię naszej planety, a także, wbrew pozorom, na nasze codzienne życie, a także na naszą przyszłość.
Wydaje się, że odkrycie istnienia Planety „X” przez oficjalna naukę to tylko kwestia czasu (istnieją twierdzenia, że ona już została odkryta, ale nie jest to udostępnione do powszechnej wiadomości). Warto więc szerzej zaznajomić się z wiedzą Sumerów na jej temat, a także z odkryciami Zecharii Sitchina i innych współczesnych badaczy. W tym celu na stronie Nautilusa powstanie specjalny dział poświęcony „Planecie „X”, w którym już wkrótce pojawią się teksty przedstawiające sumeryjską wizję powstania Układu Słonecznego, a także informacje o odkryciach oficjalnej nauki, które potwierdzają teorię Sitchina.
Wt, 14 luty 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.