Czw, 2 mar 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Najnowsze odkrycia astronomów przeczą od lat zakorzenionej opinii, że planety są rzadkością w skali kosmosu. Dowodzą tego badania zapoczątkowane przez prof. Wolszczana, a kontynuowane m.in. przez innego słynnego polskiego astronoma prof. Paczkowskiego. Wynika z nich, że w naszej Galaktyce aż roi się od planet. Trwają także poszukiwania globu podobnego do Ziemi, spełniającego warunki potrzebne do istnienia na nim życia. „Oczy” teleskopów skierowane są jednak w odległe rejony Kosmosu.
Zecharia Sitchin i Andy Lloyd twierdzą, że szukać należy znacznie bliżej – w obrębie naszego Systemu Słonecznego. Na podstawie wiedzy przekazanej przez starożytnych Sumerów, zapisanej na glinianych tabliczkach i walcach, obaj badacze twierdzą, że w naszym najbliższym kosmicznym sąsiedztwie krąży jeszcze jedno ciało niebieskie, będące integralną częścią Układu Słonecznego. Sumerowie nazwali to ciało Nibiru, Babilończycy przechrzcili je na Marduk, Sitchin określa je mianem 10 planety (lub 12 wg terminologii Sumerów), zaś Lloyd twierdzi, że jest to tzw. brązowy karzeł, posiadający własny system planetarny.
Bez względu na to czym, jest Planeta X, znajduje się od nas w odległości nie przekraczającej 200 jednostek astronomicznych (1 j.a. równa się odległości Ziemi od Słońca), a więc w skali kosmicznej niezwykle blisko. Dlaczego więc do tej pory to ciało nie zostało odkryte?
W ostatnich miesiącach pojawia się coraz więcej doniesień o odkryciach nowych globów poza orbitą Plutona. Są to ciała porównywalne wielkością z ostatnią oficjalną planetą naszego systemu. Jednak żaden z tych globów nie jest ową poszukiwaną Planetą X. Jej masa bowiem musiałaby być niewspółmiernie większa, bo tylko wówczas mogłaby oddziaływać na komety, zauważalne perturbacje orbit Plutona, Urana i Neptuna, czy niewytłumaczone zboczenie z kursu sond kosmicznych Pionier i Voyager.
Warto tu nadmienić, że do poszukiwań Planety X przyłączyła się NASA, w odpowiedni sposób projektując trajektorię lotu sond Pioneer 10 i Pioneer 11. W oświadczeniu wydanym w czerwcu 1982 r. NASA ujawniła, że te dwie sondy zostały zaangażowane do poszukiwań Planety X: „Stałe abberacje w orbitach Urana i Neptuna mocno przemawiają za tym, że jakiś tajemniczy obiekt naprawdę tam jest – daleko za najdalszymi znanymi planetami Układu Słonecznego”. Pioneery podróżując w przeciwnych kierunkach miały za zadanie ustalenie, jak daleko znajduje się to ciało niebieskie. Jeśli jeden z nich doświadczyłby działania silnego pola grawitacyjnego, oznaczało by to, że to tajemnicze ciało jest blisko i że musi to być planeta; natomiast jeśli oba wyczułyby to samo pole, oznaczałoby to, że owo ciało znajduje się w odległości 80-160 mld km i że może to być brązowy karzeł, inaczej „ciemna gwiazda”.
Jeżeli przyjmiemy, że jest to brązowy karzeł, tym samym założymy, iż nasz System Słoneczny jest specyficznym układem podwójnym – z gwiazdą pośrodku i okrążającym ją po wydłużonej, eliptycznej orbicie brązowym karłem. Ta „ciemna gwiazda” (przez Andy Lloyda nazwana Dark Star) musiałaby mieć masę kilkakrotnie większą od masy Ziemi i średnicę Jowisza. Jeżeli jest tak duża, dlaczego skrywa się przed naszymi oczami? Dlaczego nikt jej jeszcze nie odkrył?
W 1983 r. wystrzelono na orbitę ziemską satelitę IRAS, wrażliwego na promieniowanie termiczne, badającego niebo w podczerwieni. Oczekiwano, że będzie on mógł odkryć planetę wielkości Jowisza w odległości prawie 300 jednostek astronomicznych. Zanim zakończył działalność, satelita zdążył zaobserwować 250 000 obiektów astronomicznych, zaś jednym z jego ustalonych zadań było właśnie poszukiwanie 10 planety. IRAS odkrył kilka ruchomych obiektów – 5 nieznanych komet, 4 nowe planetoidy i „zagadkowy obiekt przypominający kometę”.
Mimo oficjalnych zaprzeczeń, w końcu 1983 r. pewna prawda wyszła na jaw. Ów „przeciek” nastąpił w jedynym wywiadzie, jakiego udzielili główni naukowcy programu IRAS, przeprowadzonym przez T. O’Toole’a z działu naukowego „Washington Post”. Historia ta, ogólnie zignorowana – a być może po prostu wyciszona – powtórzona została przez kilka dzienników, które opatrzyły ją różnymi nagłówkami: „Gigantyczny obiekt wprowadza w zakłopotanie astronomów”, „Tajemnicze ciało niebieskie znalezione w Kosmosie”, „Tajemnica olbrzymiego obiektu na krańcach Układu Słonecznego”. Pierwszy akapit tej unikalnej relacji brzmiał tak: „WASZYNGTON. Ciało niebieskie prawdopodobnie tak duże, jak olbrzymia planeta Jowisz, i prawdopodobnie tak blisko Ziemi, że trzeba je zaliczyć do Układu Słonecznego, wykrył w kierunku gwiazdozbioru Oriona, teleskop czuły na promieniowanie podczerwone, zwany IRAS. Obiekt ten jest tak tajemniczy, że astronomowie nie wiedzą, czy jest to planeta, gigantyczna kometa, protogwiazda, która nigdy nie miała dość wysokiej temperatury, aby stać się gwiazdą, odległa galaktyka, tak młoda, że wciąż jest w trakcie formowania swych pierwszych gwiazd, czy galaktyka tak zasnuta pyłem, że żadne światło jej gwiazd nigdy się nie przebija. >>Wszystko co mogę wam powiedzieć na ten temat, to tylko to, że nie wiemy, co to jest<< powiedział Garry Neugebauer, szef naukowców programu IRAS.”
Ale czy to mogła być jeszcze jedna planeta/brązowy karzeł w Układzie Słonecznym. Zdaje się, że NASA brała tę możliwość pod uwagę. „Washington Post” napisał: „Gdy naukowcy z programu IRAS ujrzeli tajemnicze ciało astronomiczne i obliczyli, że może się znajdować w odległości nie dalszej niż 80 mld km, niektórzy uważali, że być może porusza się ono w kierunku Ziemi. Tajemnicze ciało zostało zaobserwowane dwukrotnie przez satelitę. Druga obserwacja nastąpiła w 6 miesięcy po pierwszej i mogło z niej wynikać, że to ciało astronomiczne prawie w cale nie ruszyło się z miejsca. Stwarzałoby to sugestię, że nie jest to kometa, ponieważ kometa nie miałaby tak wielkich rozmiarów, a poza tym prawdopodobnie byłaby w ruchu. To były słowa Jamesa Houska z Centrum Cornella Radiologii i Badań Kosmicznych, członka zespołu naukowego IRAS.”
I to były jedyne informacje na ten temat. Cała sprawa została wyciszona.
Kilka lat później, w lipcu 1987 r. „Newsweek” doniósł: „W zeszłym tygodniu NASA odbyła konferencję prasową, na której przekazano, na podstawie danych m.in. z Pionierów, dość osobliwą wiadomość – wokół Słońca być może krąży – lub nie krąży – zewnętrzna dziesiąta planeta”. Nie zwrócono jednak uwagi na to, że ta konferencja odbywała się pod auspicjami Jet Propulsion Laboratory z Ames Research Center i centralnego zarządu NASA w Waszyngtonie. Oznaczało to, że cokolwiek miało być ujawnione, musiało być autoryzowane na najwyższym szczeblu kierownictwa badań kosmicznych. Natomiast najistotniejsza informacja kryła się w końcowym komentarzu Dr. Andersena kierującego badaniami. Zapytany, kiedy Planeta X zostanie odnaleziona odpowiedział: ”Nie zdziwił bym się gdyby znaleziono ja za sto lat, ale może nigdy nie zostanie znaleziona, nie zdziwił bym się jednak, gdyby znaleziono ją w przyszłym tygodniu”. Ktoś, kto potrafi czytać między wierszami wypowiedzi naukowców, prawdziwej odpowiedzi może się domyślać.
Dane zebrane przed dwudziestu laty przez IRAS nie są więc jednoznaczne. A być może są, ale wiedza na ich temat została zamknięta na klucz. Kolejna okazja odkrycia Planety X zdarzy się jednak już wkrótce. 22 lutego Japończycy wystrzelili na orbitę, z Uchimora Space Center, teleskop badający niebo w podczerwieni. Ten projekt to usprawniona wersja IRAS. Japoński teleskop ASTRO-F (znany też pod nazwą „Akari”, czyli „Światło”) ma być pierwszym z serii podobnych misji planowanych w najbliższych latach. ASTRO-F ma zbierać dane dotyczące m.in. brązowych karłów i wygasłych gwiazd, w najbliższym sąsiedztwie Słońca. Satelita rozpocznie monitorowanie nieba a kwietniu, zaś same poszukiwania potrwają 6 miesięcy. Po zakończeniu pracy satelity rozpocznie się analiza zebranych danych, tak więc być może już pod koniec 2006 r. będziemy mieć odpowiedź na pytanie, czy istnieje 10 planeta Układu Słonecznego, a tym samym uzyskamy potwierdzenie, że współczesna nauka dogoniła wiedzę sprzed 6000 lat.
Czw, 2 mar 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.