Pon, 19 cze 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
W Łomży z nieba spadł silnik rakietowy ze starej rosyjskiej wyrzutni rakiet. Pozostało jednak kilka pytań.
Ta niezwykła historia ma swój zaskakujący finał. Już wiemy co spadło z nieba na samochód w Łomży, o czym napisaliśmy w serwisie. To element nośny wyrzutni rakietowej zwanej popularnie "Katiuszą". O sprawie dość obszernie poinformował Superekspress.
Najpierw był ogromny huk, świst i znowu zahuczało od uderzenia - opowiadają świadkowie niezwykłego zdarzenia, jakie miało miejsce na ulicy Kazańskiego w Łomży. Na nissana stojącego na parkingu spadło z nieba coś wielkiego, gniotąc dach i deskę rozdzielczą.
- To była chwila - mówi Maria K. z Łomży. - Kawał blachy spadł z nieba. Dobrze, że w aucie nikogo nie było.
- Myślałem, że to jest możliwe tylko w filmach - stwierdza Andrzej Gadowski, mieszkaniec Łomży. - Zawsze mnie bawiły takie - wydawało się do tej pory abstrakcyjne - sceny. Ale teraz nie jest mi już do śmiechu. Możesz iść sobie ulicą i nagle zostajesz przygnieciony jakimś ołowianym walcem, który spada z chmur.
To był kawał samolotu?
Właściciele zniszczonego auta nie chcą opowiadać o zdarzeniu. Twierdzą, że nie będą rozmawiać z żadnym dziennikarzem, chyba że z Radia Maryja.
Podejrzewano, że obiektem, który wylądował w samochodzie (metalowy cylinder o długości około 80 cm), jest część samolotu.
- Nad Łomżą przebiega korytarz powietrzny, którym latają rejsowe samoloty pasażerskie - mówił Kamil Tomaszczuk, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Albo fragment rakiety
Wczoraj wiadomo już było, że z nieba spadło coś zupełnie innego.
- To element nośny pocisku rakietowego z II wojny światowej, ale bez pocisku - tłumaczy Krzysztof Leończak, rzecznik KM w Łomży. - Są przypuszczenia, że pochodzi od katiuszy, ale na razie to tylko przypuszczenia.
- Ktoś nieodpowiedzialny musiał odpalić ten pocisk z odległości kilku kilometrów, pocisk spadł, gdy wyczerpało się paliwo. To szczęście, że nie doszło do większej tragedii - dodaje Leończak. Policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie.
Możliwości jest kilka. Pierwsza, że ktoś rzeczywiście zabawił się w "modelarstwo" i odpalił ten silnik, który po krótkim locie doleciał do pechowego samochodu. Druga możliwość - znacznie ciekawsza - jest taka, że silnik ten został w czasach II Wojny Światowej lub tuż po niej wprowadzony na orbitę okołoziemską, po czym po prostu spadł... Wokół ziemi krąży podobno kilkadziesiąt tysięcy takich obiektów. Znana jest historia opowiedziana przez amerykańskiego astronautę, który przebywając w otwartej przestrzeni kosmicznej zauważył przedmiot, który przeleciał od niego w bliskiej odległości. Była to... zwykła deska.
Z ostatniej chwili: zagadka wyjaśniona!
To ze złomowiska wystartował fragment rakiety, który uszkodził samochód.
- Ciąłem taczkę, kiedy poczułem ciepło na plecach i usłyszałem świst - opowiada Zdzisław Zegarowicz (38 l.), pracownik skupu złomu w centrum Łomży. To ze złomowiska został przypadkiem wystrzelony element pocisku, który zmiażdżył część samochodu zaparkowanego na osiedlu położonym kilka kilometrów dalej.
Przypomnijmy. Na nissana stojącego na parkingu przy ulicy Kazańskiej spadło z nieba coś wielkiego, gniotąc dach i deskę rozdzielczą.
Po zajściu podejrzewano, że obiekt, który wylądował w samochodzie (metalowy cylinder o długości około 80 centymetrów), jest częścią samolotu. Później okazało się, że z nieba spadł fragment pocisku rakietowego z II wojny światowej, radzieckiej katiuszy, ale bez pocisku.
Został wystrzelony z odległości kilku kilometrów, ze składnicy złomu.
- Podczas przepiłowywania taczki musiała polecieć jakaś iskra - opowiada pan Zdzisław. - Pewnie leżało to gdzieś obok i pod wpływem ciepła wybiło w powietrze. Nie miałem pojęcia, że tutaj na złomowisku może być jakiś ładunek wybuchowy.
Teren złomowiska sprawdzała ekipa saperów. Nic nie znaleziono.
Pon, 19 cze 2006 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.