Nie, 25 mar 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
„Rewolta w kartografii” – to tytuł artykułu, jaki w ubiegłym tygodniu ukazał się w w „Gazecie Wyborczej”. Szczerze mówiąc wzbudził moje zdumienie samym faktem opublikowania. Tekst dotyczy sprawy od lat doskonale znanej badaczom niewyjaśnionych spraw, a dokładniej historii odkryć naukowych. W swoim artykule Marcin Jamkowski pisze:
„XVI-wieczne mapy nie pozostawiają wątpliwości - ktoś dotarł do Antarktydy i północnej Grenlandii wieki przed znanymi dotychczas odkrywcami tych lądów. Tylko, kto to był..
A wszystko przez mapę, która powstała 250 lat przed wyprawą Jamesa Cooka, który oficjalnie uznawany jest jako odkrywca Antarktyki (dotarł tam w 1775 r.). „Pierwszy raz zobaczyłem ją w bibliotece w Nowym Jorku, gdy przeglądałem woluminy ze starego księgozbioru - opowiada mi Leslie Trager, członek towarzystwa kartograficznego Mercator Society i ekspert zajmujący się badaniami historycznymi starożytnych map. - Nie potrafiłem ukryć ekscytacji, bowiem mapa pokazywała z nieprawdopodobnymi szczegółami zarys linii brzegowej Antarktydy, kontynentu nieznanego ówczesnym żeglarzom!
Swoje znalezisko Trager opisał w najnowszym wydaniu magazynu "The Explorers Journal".
O samej mapie niewiele wiadomo, nie zachowały się informacje, kto jest jej autorem ani skąd pochodziły dane do jej sporządzenia. Wątpliwości nie ma natomiast co do jej wieku ani tego, że pochodziła z okręgowej biblioteki Wirtembergii w Stuttgarcie.
- Na usta cisnęło mi się zatem pytanie, skąd jej autor miał wiedzę o wyglądzie południowego kontynentu? I kim byli żeglarze, którzy dotarli do Antarktydy przed Europejczykami? Kiedy tam dopłynęli? Jak? - opowiada Leslie Trager.
Jego zdumienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy spędziwszy godziny nad dokumentem odkrył, iż w obszarze Lodowca Szelfowego Rossa (wielkiej antarktycznej zamarzniętej zatoki morskiej) na mapie widoczne są dwie wyspy. W dzisiejszych czasach są one niewidoczne - ląd schowany jest pod lodem. Co więcej - z analiz prowadzonych przez glacjologów wynika, że wyspy te znajdowały się pod lodową czapą również w XVI w., gdy powstała mapa. Nie może więc być mowy o jakiejś ówczesnej tajnej misji kartograficznej przemilczanej przez historię, bowiem jej uczestnicy, nawet gdyby wówczas dotarli do Antarktydy, i tak by wysp tych nie zobaczyli.
Kluczem do dalszych wskazówek musiały być zatem badania glacjologiczne i klimatyczne odpowiadające na pytanie: kiedy aura była na tyle łagodna, by te dwie widoczne na mapach wysepki wynurzyły się spod zwałów lodu?
- Sięgnąłem do fundamentalnego dzieła "The Ice Chronicles" dotyczącego zmian globalnego klimatu w regionach polarnych. Z opublikowanych tam badań wynika, że ostatni raz okres ocieplenia zdarzył się w latach 900 - 600 r. p.n.e. - opowiada Trager.
Z ciekawości sięgnął on również po kilka innych tajemniczych dzieł XVI-wiecznych kartografów. Na jednym z nich - mapie sporządzonej przez tureckiego admirała Piri Ibn Haji Mehmeda - również widać zaskakująco dokładne zarysy Antarktydy. Najciekawsze jest jednak to, że jej autor w sporządzonych po arabsku notatkach odwołał się do nieznanego nam dziś dzieła kartograficznego, na którym się wzorował, a które miałoby powstać w czasach Aleksandra Macedońskiego (356-323 r. p.n.e.). A zatem krótko po tym, gdy było cieplej. To zaś oznacza, że jacyś starożytni żeglarze i kartografowie musieli tam dotrzeć i dokonać pomiarów.
Podobna sytuacja miała również miejsce po drugiej stronie globu - w północnej Grenlandii, a jej kartograficznym enfant terrible stała się słynna mapa świata naszkicowana w 1569 r. przez flamandzkiego matematyka i geografa Gerarda Mercatora, ojca współczesnej kartografii. Jego dzieło nie tylko pokazuje z ogromną dokładnością szczegóły linii brzegowej Grenlandii, lecz przede wszystkim przedstawia ją jako wyspę - coś, co najwyraźniej dla XVI-wiecznego kartografa było oczywiste. Jednak w czasach nowożytnych wcale za pewnik nie uchodziło.
Skąd więc genialny twórca pierwszego na świecie atlasu geograficznego czerpał wiedzę?
- Wygląda na to, że podobnie jak w przypadku Antarktydy ludzkość zatraciła wiedzę pochodzącą z dziś już nieznanych starożytnych rejsów i ich kartograficznych opisów - uważa Trager.
Pora zatem na najważniejsze pytanie: Kim byli ci antyczni żeglarze i odkrywcy? - Tego nie wiemy - wprost odpowiada Trager. - Myślę, że odpowiedź uzyskamy któregoś dnia od archeologów. Ale jeśli miałbym mówić o moich przeczuciach jako miłośnika starych map, stawiałbym na żeglarzy chińskich i Fenicjan. Jedni i drudzy mieli wielkie talenty morskie i swymi dziełami mogli zachwycić i zainspirować XVI-wiecznych kartografów europejskich”.
Tyle „Gazeta Wyborcza”. Na wstępie napisałem o zdumieniu jakie mnie ogarnęło po przeczytaniu artykułu. Nie wzięło się z niczego. Tak się składa, że studiowałem kartografię na Uniwersytecie Wrocławskim, który w tych czasach (lata 70-te) był jednym z najsilniejszych ośrodków kartografii w Europie. Wówczas na uczelni jeszcze wykładli ostatni profesorowie ze słynnej lwowskiej szkoły kartograficznej Eugeniusza Romera. Jak dzisiaj pamiętam jeden z wykładów prof. Władysława Migacza dotyczący historii map. W jednym z nich pokazał nam mapę admirała Piri Reisa (to ten sam Piri Ibn Haji Mehmed z artykułu „Gazety”) i powiedział: „A to jest mapa, której nie powinno być. Przedstawia zachodnie wybrzeże Afryki, wschodnie wybrzeże Ameryki Południowej i północne wybrzeże Antarktydy. Kłopot w tym, że wybrzeże Antarktydy to stały ląd, kóry od około 6000 lat skryty jest pod lodem. Mapa powstała w czasach kiedy o istnieniu kontynentu na południowym biegunie nikt nie miał pojęcia. Nie pytajcie mnie skąd ta mapa się wzięła, ani kto ją stworzył, bo nie wiem, podobnie jak nie wie żaden kartograf na świecie. To jest mapa, o której w świecie naukowym po prostu się nie mówi, zresztą nie jedyna. Wiedzy o jej istnieniu na egzaminie nie będę od Państwa wymagał”.
OD AUTORA: Wszelkie próby wyjaśnienia tej sprawy zawsze kończyły się tym samym - nabieraniem wody w usta przez akademików, lub pogardnym machnięciem ręki. Cóż to takiego spowodowało, że nagle, w 2007 r. ktoś wydobył na światło dzienne mapy, o których nie powinno się mówić? I zrobił to kartograf! Mało tego, jego pracę opublikowano w czasopiśmie naukowym, a teraz przedrukowują je gazety, jako sensację kartograficzną. W dodatku szanowany członek towarzystwa kartograficznego Mercator Society przyznaje: „Wygląda na to, że podobnie jak w przypadku Antarktydy ludzkość zatraciła wiedzę pochodzącą z dziś już nieznanych starożytnych rejsów i ich kartograficznych opisów...”
Nauka akademicka przyznająca się do takiej możliwości? To coś zupełnie niespotykanego. Nie chciałbym podążać tropem modnych ostatnio domniemań, że oficjalne czynniki do czegoś chcą nas przygotować, podsuwając takie informacje, ale pewne pytania same cisną się na usta. Dlaczego właśnie teraz? I w jakim celu?
Nie, 25 mar 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.