Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Od wielu lat, jak pewnie wiecie, żyję z dziennikarstwa. W sumie praca jak każda inna, ma swoje zalety, ma także wady. O tych ostatnich pisać nie będę, ale wspomnę o jednej ogromnej zalecie – ten zawód sprawia, że zna się naprawdę tysiące ludzi, którzy są najwybitniejsi w swoich dziedzinach. Oglądając filmy, słuchając muzyki, czytając książki – bardzo często czyta się, słucha i ogląda swoich mniej lub bardziej dobrych znajomych, a czasami nawet przyjaciół. Dzięki temu, że jestem dziennikarzem, miałem okazję poznać Michaela Jacksona i Jana Pawła II, Eltona Johna i Dalajlamę, znam osobiście wszystkich polskich premierów, prezydentów, znanych profesorów czy reżyserów… dziwaczna profesja to dziennikarstwo – zawsze powtarzam to moim studentom, którzy chcą zostać dziennikarzami.
Oczywiście znam także znakomicie tzw. środowisko dziennikarskie. Roberta Leszczyńskiego znałem jeszcze z czasów, kiedy pracował w Gazecie Wyborczej. Prawdę mówiąc nie pamiętam okoliczności, w jakich go poznałem, ale w każdym razie była to luźna znajomość. Ot, miałem jego numer telefonu i wiedziałem tyle, że żyje, a raczej próbuje żyć z pisania jakichś książek. Jakich? Nie mam pojęcia.
Traf chciał, że Robert Leszczyński został zaproszony jako gość do programu, który prowadziłem w środę 25 marca 2015 roku późnym wieczorem. Program miał formułę bardzo luźną, razem z jeszcze jedną zaproszoną do niego osobą wspólnie komentowaliśmy przeróżne wydarzenia, które miały miejsce w danym dniu. Trochę polityki, trochę świata artystycznego – na luzie i z dystansem. Robert bardzo dobrze sprawdził się w tej roli, mówił dowcipnie i dobrze puentował, choć wyglądał bardzo źle. Nie będę opisywał, dlaczego jego wygląd tak mnie zaniepokoił, ale proszę mi wierzyć – to był ciężko chory człowiek. O dziwo na ekranie telewizora wszystko wydawało się „OK.”, ale w rzeczywistości miałem wrażenie, że… zresztą – to nie ma znaczenia.
W każdym razie po zakończeniu programu ok. 23.00 cała ekipa rozeszła się do domów, a ja przebierałem się – jak to my mówimy – w „cywilne ciuchy”, czyli zdejmowałem garnitur i zakładałem normalne ubranie. Robert Leszczyński chciał jeszcze chwilę ze mną pogadać, więc czekał przed pomieszczeniem, gdzie zwykle zmieniamy ubrania.
Po chwili zaczęliśmy rozmawiać. Pytałem go, co robi, z czego żyje, czy ma kontakt z tamtym czy owym. Ot, zwykła wymiana zdań ludzi pracujących w tej samej branży. Ku mojemu zaskoczeniu w pewnym momencie Robert Leszczyński złożył zaskakującą deklarację, która w rozmowie miała pokazać skalę czegoś, co opisywał. Czego? Już nie pamiętam. Powiedział coś takiego:
- Wiesz bracie, jak by to porównać… to jest taka bzdura, jakby wierzyć w życie pozagrobowe… no absurd do kwadratu!
Wiedziałem, że jest (a raczej był) tzw. absolutnym i wręcz wojującym ateistą, który wszelkie te „bajeczki o Bogu, aniołkach i duszach” wsadza do kosza i traktuje jako wynik „manipulacji przeklętych klechów i religijnych wariatów”. Znacie państwo taką postawę? Pewnie znacie! Bardzo modna w dzisiejszych czasach, uważana przez jej orędowników za „super-postępową i nowoczesną”.
Robert nie miał pojęcia, że ja kiedyś prowadziłem program Nautilus Radia Zet, a dzisiaj jestem prezesem Fundacji Nautilus. Moje wieloletnie wycieranie gumką mojego nazwiska z tzw. „spraw niewyjaśnionych” daje efekty i wiele osób nie ma pojęcia o tym, że mój prawdziwy świat jest na pokładzie okrętu Nautilus…
On był właśnie taką osobą. Słysząc jego słowa natychmiast uśmiechnąłem się ze zrozumieniem i udałem robiąc odpowiedni wyraz twarzy, że oczywiście się z nim zgadzam. Wierzyć w „Boga, duszę i życie pozagrobowe”? W czasach „niebieskiego lasera”, internetu i elektrowni atomowych?! Czysty absurd!
Oczywiście z tyłu głowy miałem taką myśl, że to naprawdę zadziwiające, że jest tyle ludzi nie ma pojęcia o sprawach, którymi zajmuję się od 25 lat i które są tak prawdziwe, jak tylko może być coś prawdziwe… Tymczasem ten zadufany w sobie świat „Iphonów i facebooka” dostrzega rzeczy nieistotne, a nie widzi rzeczy najważniejszych.
W każdym razie rozmawiało nam się bardzo miło. Na koniec wziąłem od niego aktualny numer komórki, życzyłem powodzenia w planowanym projekcie i obiecałem zadzwonić, aby ponownie zaprosić go do programu. Podaliśmy sobie ręce na „do widzenia”. Była to ostatnia moja rozmowa z nim w tym życiu. Dziś (1 kwietnia) dowiedziałem się, że nie żyje.
Dlaczego opisałem to spotkanie w „Dzienniku Pokładowym”? Otóż po tej rozmowie wracałem samochodem do mojego domu. Mieszkam po drugiej stronie Wisły, kilkanaście kilometrów od miejsca pracy. W czasie nocnej jazdy do domu nie mogłem odgonić od siebie jedną, nieznośną myśl, która prześladowała mnie aż do momentu, kiedy zmęczony pogrążyłem się we śnie już w domu. O czym myślałem?
No cóż… zastanawiałem się, jak tacy „super-mega-ateiści” zachowują się w momencie śmierci! Jak przyjmują to, co nagle widzą i czują, kiedy ich serce przestaje bić. Czy są zdumieni, że te wszystkie ateistyczne wizje okazały się bredniami? Czy cieszą się z tego, że „ich życie idzie dalej”? A może przeżywają rodzaj buntu, gdyż oni chcieli rozpłynąć się w nicości, a tymczasem widzą film ze swojego życia, pojawia się przy nich „On”, a potem nagle widzą tunel ze światłem na końcu? Jak go przyjmują? Jak się zachowują? Co myślą?!
Pokonywałem szybko kolejne odcinki pustych ulic (było w okolicach północy i Warszawa o tej porze jest prawie pusta) i cały czas myślałem o tym, że planeta Ziemia jest naprawdę komicznym miejscem, skoro tematy związane z „celem życia” czy „życiem po śmierci fizycznej” są przez przytłaczającą większość ludzi uważane za dziwactwa i żenujące bzdury, którymi zajmują się jedynie ludzie wymagający co najmniej leczenia psychiatrycznego… Nie mogłem powstrzymać się od mimowolnego uśmiechu. Bez żadnego kpiarstwa czy szyderstwa, ale naprawdę szczerego rozbawienia.
Nie zapomnę tego wieczoru. Nie zapomnę tej rozmowy. Wobec śmierci Roberta Leszczyńskiego tydzień później nabrała ona zupełnie innego, wręcz mistycznego wymiaru.
Baza FN, tekst zakończony o 0:16 (po północy), 2 kwietnia 2015
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie