Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Dowód… dowód… musi być dowód! Co jest dowodem dla osoby, która pyta na przykład o „dowód na istnienie UFO”? Przeważnie taka osoba nie ma tego tematu zbyt przemyślanego i kiedy grzecznie proszę o uściślenie, „co to ma być”, to okazuje się, że „po prostu ma być to dowód”.
Dobrze, a co może być tym dowodem? Czy zdjęcie lub film? Oczywiście nie, bo wszystko można zrobić na programie graficznym. Relacje świadków? Też nie, gdyż opowiadają farmazony „szukając sławy i rozgłosu”. A może raporty wojskowe podpisane przez wysokich rangą najlepszych ekspertów od np. technik radarowych? Takie raporty nie pozostawiających cienia wątpliwości w sprawie istnienia UFO istnieją praktycznie w każdym kraju świata, które posiada armię. I tu także spotka nas niespodzianka, bo dla osoby zwanej przeze mnie „sceptykiem-demaskatorem” to nie jest żaden dowód. Dokumenty wojskowe mogą być sfabrykowane, wszyscy piloci „ustawieni i zastraszeni”, a całość jest bujdą fabrykowaną przez tajne służby, aby ukryć np. nowoczesne technologie pozwalające na produkcję zaawansowanych dronów. A więc to dla nich nie jest dowód.
Oczywiście dla takich osób dowodem nie są wszelkie absolutnie porażające wiarygodnością Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia z UFO, kiedy na przykład cała załoga kutra najpierw obserwuje obiekt UFO stojący nieruchomo w powietrzu, a potem mają tzw. „brakujący czas” i nagle budzą się na kutrze pływającym 300 km od miejsca niezwykłego incydentu z obcym obiektem. Tu także „sceptyk-demaskator” ma gotową odpowiedź, że wszyscy świadkowie „dla sławy i kasy”, a nawet jeśli nie, to dla żartu… I tak dalej i tak dalej – wszelkie argumenty są zbijane, a przedstawiane fakty podważane i wyśmiewane.
Kiedyś toczyłem tego typu dyskusje, ale od wielu lat mnie to przestało interesować. Ludzi nie przekona nic poza własnym i głębokim doświadczeniem. Tylko tacy mówią „wiem, że UFO istnieje”, ale mówią to przeważnie przyciszonym głosem i zaraz potem dodają, że bardzo proszą, aby nigdzie nie pojawiało się ich nazwisko bo praca, bo rodzina, bo sąsiedzi… W Polsce strach przed ośmieszeniem i społecznym ostracyzmem po ujawnieniu swojej wiary w UFO jest ogromny, wręcz paraliżujący. Zawsze zazdrościłem moim amerykańskim kolegom, że w Stanach Zjednoczonych wystarczy poprosić świadka obserwacji UFO o opowiedzenie tego przed kamerą, a ten zgadza się chętnie i nie robi z tego wielkich ceregieli. Widział, przeżył i opowie – w czym problem? W Polsce są tylko wystraszone oczy rozglądające się wokół, czy ktoś przypadkiem nie usłyszy, że ja i moja rodzina „widzieliśmy UFO”. Ile razy ja to widziałem… ile fantastycznych historii związanych z UFO nigdy nie ujrzy światła dziennego przez tę polską cechę związaną z narodowymi kompleksami, zaściankowością i takim pokazowym „porządnym prowadzeniem się”, co w naszym kraju jest związane z mówieniem tylko o rzeczach akceptowanych przez większość.
Ale problem dowodów na UFO jest o wiele ciekawszy. Bo cóż mogłoby być takim dowodem, który przekona świat? Wyobraźmy sobie, że na placu przed bazyliką św. Piotra na Watykanie zostaje postawiony wrak latającego spodka, a obok w klatce żywe istoty złapane podczas próby ucieczki z UFO. Czy to byłby dowód? Figa z makiem!
Natychmiast znaleźli by się pożal się Boże eksperci, którzy zdemaskowali by to jako „wielką inscenizację służb specjalnych”. Jakich? Tu pojawiłby się cały wachlarz odpowiedzi – watykańskich, izraelskich, chińskich czy amerykańskich. Po co mieliby to robić? Poza nieśmiertelną odpowiedzią „dla kasy i władzy” pewnie pojawiłyby się dodatkowe w postaci „zamydlenia oczu dla jakiś tam interesów”. A więc to także „żaden dowód”.
W Las Vegas byłem świadkiem ciekawej dyskusji o tym, co mogłoby być takim dowodem. Jeden ze znanych autorów książek o UFO przekonywał, że tylko przywiezienie przez obcych jednego z łazików marsjańskich z powrotem na Ziemię i postawienie go pośrodku boiska podczas finału Super Bowl – finałowego meczu o mistrzostwo w futbolu amerykańskim zawodowej ligi National Football League (NFL), będącym najważniejszym wydarzeniem sportowym roku w Stanach Zjednoczonych.
Super Bowl oglądają setki milionów ludzi i na ich oczach w transmisji on-line lądujący na murawie pojazd UFO, z którego wytoczyłby się na przykład łazik marsjański Curiosity (przywieziony przez obcych) byłby dowodem, który przekonałby miliardy ludzi na Ziemi do tego, że „Oni” naprawdę odwiedzają Ziemię.
Osobiście uważam, że to także na niewiele by się zdało. Powstałoby tysiąc teorii spiskowych podważających prawdziwość tego wydarzenia, a pewnie znaleźliby się i tacy, którzy zanegowaliby nawet fakt lądowania tego łazika na Marsie i snuliby idiotyczne wizje „wielkiej mistyfikacji”. Wniosek jest z tego bardzo prosty – nie istnieje coś takiego jak dowód na istnienie UFO, który zmieni wszystko i przekona tzw. sceptyków-demaskatorów.
Ale już zupełnie na koniec: czy jest sens kogoś tam przekonywać? Jakie to ma dla mnie znaczenie, jakie dla Fundacji Nautilus? My ustaliliśmy ponad wszelką wątpliwość, że w Zdanach został sfotografowany obiekt o średnicy dokładnie takiej, jak opisywali świadkowie, czyli był - cytując ich słowa - wielkości mniej więcej zbliżonej wymiarami do małego Fiata 126p. To jest dowód na istnienie UFO. Po prostu dowód. Nie potrzeba targać na Ziemię z Marsa biednego łazika.
/zobacz odpowiedź na pytanie „Czy macie dowód na UFO? Tak - zdjęcie UFO z odbijającymi się od powierzchni obiektu drutami” w dziale PYTANIA DO FN/ODPOWIEDZI – kliknij na link poniżej, aby przeczytać cały tekst/
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie