Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Lubię multimedialne prezentacje FN, gdyż dają one osobisty kontakt z ludźmi, którego przecież nie dadzą strony internetowe. Zawsze po zakończeniu prezentacji jest to samo – kilka osób czeka po to, aby chwilę porozmawiać, zapytać o to czy owo, wreszcie opowiedzieć o własnym przeżyciu spotkania z czymś „wykraczającym poza wyobraźnię”. Tak było także w Zabrzu, naszym Zabrzu. Piszę „naszym”, bo po kolejnych spotkaniach z mieszkańcami tego miasta stało się nam ono bardzo bliskie, wręcz jest to jedno z „naszych miejsc”. Ale wracając do ostatniej prezentacji – po jej zakończeniu także było kilka osób, które chciały chwilę ze mną porozmawiać. Wśród czekających była starsza pani, wyraźnie z jakiegoś powodu krępująca się tej rozmowy. Wkrótce okazało się, że sprawa dotyczyła bardzo trudnej, osobistej sprawy. Dlatego mówiła bardzo cicho, nachylając się do mnie, aby nikt postronny nie usłyszał szczegółów jej historii.
Pani ta mieszkała w domu, w którym - oprócz jej męża - mieszkał także syn z żoną. Sytuacja bardzo często spotykana w polskich rodzinach. Wkrótce pojawiło się u młodych ludzi dziecko, ale to nie oznaczało końca kłopotów tej rodziny. Jej synowa została dotknięta straszną chorobą, kiedy to życie nabiera smaku i koloru popiołu… mowa oczywiście o depresji. Leczyła się, brała leki, ale wszystko okazywało się mało skuteczne. Któregoś dnia zdecydowała się na najgorsze z możliwych rozwiązań tego problemu – targnęła się na własne życie. Niestety skutecznie.
Kiedy to się wszystko się zaczęło dziać? Kilka dni po pogrzebie. W nocy wszyscy członkowie rodziny słyszeli wyraźnie kroki kobiecych stóp, które rozlegały się zarówno w pomieszczeniach domu, jak i np. na poddaszu. Kiedy ktoś z rodziny wbiegał z latarką na strych, oczywiście nie było nikogo. Schodził z powrotem, a kroki było słychać dalej. Było jasne, że duch samobójczyni pozostał w domu. To sytuacja bardzo częsta w przypadku osób, które targnęły się na własne życie. Ich przywiązanie do życia doczesnego okazuje się silniejsze niż „pójście w kierunku światła”. Przez tyle lat zajmowania się zbieraniem przypadków pojawiania się zjaw i duchów wielokrotnie miałem okazję słuchać takich właśnie opowieści. Ale wracając do historii opowiedzianej przez panię po prezentacji w Zabrzu – czuła ona się zupełnie bezradna wobec tej zaskakującej sytuacji. Wyświęciła mieszkanie, zaprosiła księdza, odmawiała modlitwy – wszystko na próżno, kroki było słychać każdej nocy.
Wreszcie kiedyś zwierzyła się ze swojego problemu bardzo starej zakonnicy. Ta doradziła jej, żeby zrobiła rzecz wielce osobliwą. Kiedy znowu rozlegną się kroki, kobieta miała głośno i wyraźnie nie przebierając w słowach przeklnąć ducha i dać mu jasno do zrozumienia, że nie jest tutaj mile widziany.
Tak właśnie postanowiła zrobić. Jako osoba delikatna i nie używająca na co dzień „mocnych słów” długo się zastanawiała, jakich wulgaryzmów użyć wobec ducha. Wybrała jedno mocne polskie słowo zaczynające się na literę „s”, które jest jednoznacznym daniem do zrozumienia, aby opuścić dane miejsce czy pomieszczenie. Kiedy kolejnej nocy usłyszała kroki poderwała się na równe nogi i na głos – tak jak sugerowała zakonnica – powiedziała do ducha:
- Wynoś się stąd, s…. stąd! Zobacz, ileś zła narobiła swoim samobójstwem, co zrobiłaś swojej małej córce, swojemu mężowi, także mnie. Teraz jeszcze po śmierci nas prześladujesz? Won stąd!
Po wypowiedzeniu tych słów poczuła, że została wysłuchana. Nagle kroki umilkły i od kilku miesięcy rodzina ma spokój. Starsza pani zapytała mnie, co o tym myślę i czy dobrze zrobiła tak strasznymi słowami zwracając się jakby nie patrzeć do swojej synowej. Chwyciłem ją mocno za obie dłonie i powiedziałem, że zrobiła dobrze zwracają się do ducha mocno i zdecydowanie. Tak właśnie trzeba, niestety czasami używając mocnych słów. Wiem to dobrze od znajomych egzorcystów, którzy mają ogromne doświadczenie w kontaktach z duchami samobójców.
Rada zakonnicy zawierała jednak jeden błąd. Jaki? Duch powinien dostać jasny i stanowczy komunikat, aby iść „w stronę światła”. Trzeba się zwracać do ducha trochę jak do dziecka, stanowczo i bezpośrednio, gdyż świadomość ducha nie jest taka, jak normalnego i żywego człowieka. To jest trochę tak, jakby ten duch „był we śnie”, a tam - podczas wizji sennych - każdy z nas myśli i zachowuje się inaczej. W każdym razie ta pani obiecała mi, że jeśli kiedykolwiek duch synowej powróci, wtedy ona powie mu słowa, które jej poleciłem.
Pani dyskretnie uścisnęła mi dłonie, spojrzała w oczy, kiwnęła głową w podziękowaniu i szybko wyszła z sali.
CHCESZ PODZIELIĆ SIĘ SWOJĄ OPINIĄ O NAJNOWSZYM WPISIE W "DZIENNIKU KAPITANA"? KLIKNIJ NA LINK!
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie