Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Była jesień 1995 roku. Miałem szczęście, bo Lech Wałęsa był tego dnia w znakomitym humorze. Żartował, częstował mnie jakimiś ciastkami. Rozmowa trwała kilkadziesiąt minut i prawdę mówiąc nawet nie pamiętam, czego dotyczyła. Z tego spotkania utkwił mi w pamięci mały drobiazg. Otóż na jednej ze ścian pokoju, w którym urzędował były Prezydent, wisiał portret marszałka Józefa Piłsudskiego. Pamiętam dokładnie, że pomyślałem sobie wtedy, że to zabawne, że Piłsudski nosił podobne wąsy jak Lech Wałęsa.
To był taki krótki błysk, niewiele znacząca myśl. W sumie nic nadzwyczajnego, bo w tamtych czasach noszenie wąsów było całkiem popularne, ale… wracając do redakcji z nagranym wywiadem pomyślałem sobie, że chętnie porozmawiałbym z samym Marszałkiem, gdyby na przykład ktoś wymyślił maszynę do podróżowania w czasie. Zastanawiałem się, jakie pytania bym mu zadał.
Wiele lat później już jako dziennikarz telewizyjny prowadzący pasmo informacyjne miałem zabawny incydent z byłym liderem Solidarności. To było tuż po tym, jak na rynku ukazała się książka dwóch historyków z IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotr Gontarczyk „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Książka nie pozostawiała złudzeń – Lech Wałęsa współpracował na początku lat 70-tych ze Służbą Bezpieczeństwa, a za składane donosy brał nawet pieniądze. W studiu telewizyjnym łączyłem się za pośrednictwem łączy satelitarnych z Lechem Wałęsą, który był u siebie w domu. W pewnym momencie zapytałem byłego prezydenta:
- Panie Prezydencie, a czy lepiej po prostu byłoby się przyznać do tego, że w tamtym czasie był pan współpracownikiem SB?
Lech Wałęsa zareagował w sposób, który do dziś jest wspominany jako legendarne wydarzenie w mojej redakcji. Jednym ruchem ręki wyrwał słuchawkę z ucha (potrzebną do komunikacji przy łączeniach „na żywo”) i wściekłym głosem powiedział, że „tak rozmawiać nie będziemy”, po czym wzburzony opuścił pokój. Baliśmy się potem, że być może po tym incydencie na wiele lat obrazi się na naszą stację i nie będzie chciał więcej udzielać nam wywiadów, ale na szczęście szybko o całej sprawie zapomniał. Prowadziłem w telewizyjnym studiu tysiące rozmów, ale akurat ten wywiad z Lechem Wałęsą zapamiętam oczywiście na zawsze.
W latach 90-tych już wiedziałem, że istnieje reinkarnacja, choć tak naprawdę sprawą „wędrówki dusz” na poważnie zainteresowałem się w kolejnych latach, kiedy do Fundacji Nautilus zaczęły napływać dosłownie wstrząsające materiały o historiach zwykłych ludzi, którzy w rodzinie lub wśród swoich znajomych zetknęli się z fenomenem tzw. pamięci wcześniejszego życia.
Zawsze powtarzam, że wszelkie historie o UFO, duchach, nawiedzonych domach, dziwnych zaginięciach i wszelkich innych sprawach związanych ze zjawiskami niewyjaśnionymi bledną i wydają się „nieistotnymi banałami” w porównaniu z tym, co niosą z sobą historie o „wędrówkach dusz”. Co innego jest czytać, a co innego móc na własne oczy zobaczyć dziecko, które pamięta śmierć z poprzedniego życia, swoje poprzednie imię i nazwisko, imię męża i dzieci, a nawet – mamy taką historię – dokładny adres zamieszkania w czasach „życia przed obecnym życiem”. Gwarantuję, że takie „ćwiczenie warsztatowe” skutecznie wybija z głowy wszelkie wątpliwości związane z reinkarnacją. Potem człowiek już nigdy tak samo nie będzie patrzył na świat.
Ale powróćmy na chwilę do postaci Lecha Wałęsy. Dowiadując się coraz więcej o prawidłach związanych z reinkarnacją bardzo często natrafiałem na informacje dotyczących dusz ludzi, których ja na własny użytek nazwałem „zdobywcami ośmiotysięczników”.
Okazywało się, że wielki przywódca zmieniający losy krajów czy nawet całych kontynentów już wcześniej w jednym z poprzednich żyć robił to na równie dużą skalę i nie ma czegoś takiego jak „przypadkowa, oszałamiająca kariera”. Nie ma czegoś takiego jak przypadek, że akurat „ten, a nie inny” zostaje człowiekiem, który zmienia historię świata. Wystarczy zobaczyć dosłownie obezwładniające podobieństwa pomiędzy życiem Napoleona Bonaparte i Adolfa Hitlera (kiedyś napisaliśmy o tym długi tekst), aby zrozumieć, na czym polega karma „zdobywców ośmiotysięczników”.
Siła przeznaczenia jest bowiem silniejsza niż największy wybuch atomowy w sercu wielkich gwiazd – tej siły nikt i nic nie powstrzyma. Jeśli dany człowiek ma stanąć na czele wielkiego ruchu odmieniającego oblicze świata, to znaczy, że nie był to „po prostu zbieg pokręconych i przypadkowych okoliczności”, ale tak właśnie się stanie i wynika to z jego potężnej karmy (czyli tego, co jest przeznaczeniem w dużej mierze przyniesionym wraz z poprzednim życiem).
Kiedy pierwszy raz pomyślałem, że Lech Wałęsa może być wcieleniem Józefa Piłsudskiego? Było to wtedy, kiedy usłyszałem głos marszałka nagrany na płytę gramofonową. Posługiwał się on – w odróżnieniu od Lecha Wałęsy - pięknym językiem polskim z dość silnym wschodnim akcentem, ale moje ucho radiowca jest wyczulone na szczegóły, które umykają zwykłym ludziom. Był moment, kiedy pomyślałem sobie: niech to szlag… on używa bardzo podobnie akcentu logicznego w wypowiadanych przez siebie zdaniach jak Lech Wałęsa… co za niezwykły zbieg okoliczności!
Wiedziałem, że szansa na to, że tak po prostu zaczął mówić sposobem marszałka oczywiście była, ale… zaczęły pojawiać się kolejne, intrygujące szczegóły i podobieństwa obu postaci. Zachowania, sposób posługiwania się ludźmi, czarna karta współpracy w młodości z jakąś agenturą czy służbą bezpieczeństwa (Piłsudski był w młodości agentem Austrii i Niemiec), megalomania, ostry język i bezkompromisowa wiara w to, że jego osoba jest kluczowa dla danej sprawy…
Proszę mi wierzyć, że ilość przeróżnych wątków świadczących o tym, że Lech Wałęsa i Marszałek Piłsudski to jedna i ta sama „dusza wędrująca po szczytach polskich ośmiotysięczników” jest obezwładniająca. Po delikatnym zasugerowaniu w którymś artykule, że obecnie znienawidzony do ostatniej komórki jego ciała przez 1/3 społeczeństwa były lider Solidarności może być jednocześnie wcieleniem postaci, którą ta sama 1/3 narodu uważa za zbawcę i bohatera, czyli wielkiego Marszałka - po tym tekście popłynęła w moim kierunku prawdziwa fala tsunami nienawistnych komentarzy.
Z nieskrywanym rozbawieniem czytałem przysyłane do nas e-maile, że „takiej bzdury to oni jeszcze nie czytali”, że „dno”, że „taki jeden z drugim to już nie wejdzie na strony”, że jak można porównywać zaplutego łajdaka zdrajcę Polski z największym z polskim patriotów i tak dalej i tak dalej…
Ale ja dobrze wiem, że ludzie myślący o tym, że w ich mniemaniu „prostak, cham i zdrajca” znalazł się tam gdzie jest tylko przez przypadek, a na jego miejscu mógłby być każdy, na przykład Andrzej Gwiazda – że takie myślenie jest kompletnym nieporozumieniem.
Pomijam fakt o którym miałem się okazję wiele razy przekonać, że ci ludzie mimo deklarowanej wiary katolickiej są przeważnie całkowicie niewierzący, ale nie mają oni także zielonego pojęcia o istnieniu reinkarnacji czy wszechpotężnej siły przeznaczenia, która wywodzi się z poprzednich wcieleń.
Nie wierzycie, że Lech Wałęsa i Józef Piłsudski to ta sama dusza „wędrująca po ośmiotysięcznikach”? Czytając ten tekst zacisnęliście wściekle pięści i sycząc wyzywacie mnie od najgorszych używając wyrazów powszechnie uważanych za obelżywe? Macie do tego pełne prawo. Ja zajmując się ćwierć wieku badaniem zjawiska reinkarnacji mam także prawo delikatnie się uśmiechać, kiedy widzę na przykład wpis na portalu społecznościowym jednego z tych, którzy „nienawidzą zdrajcy Bolka najbardziej na świecie”. Napisał on zdanie, które udało mi się gdzieś znaleźć, zapisać i które kiedyś zamieszczę w książce „Wielcy zdobywcy ośmiotysięczników – zdumiewające świadectwa wędrówki dusz”, nad którą od wielu lat pracuję. Pomyślcie drodzy czytelnicy na chwilę uwalniając się od gorącego sporu politycznego, który – to moja opinia - właśnie trawi ogniem nienawiści, zajadłości i zwykłej podłości polskie życie publiczne:
- A jeśli mam rację (a mam - co do tego nie mam cienia wątpliwości!) i naprawdę Wałęsa i Piłsudski to „ten sam himalaista zdobywający największe polskie szczyty”, to… jak bardzo fascynujący jest nasz współczesny świat, jakie nieprawdopodobnie zabawne czy wręcz komiczne sytuacje przynosi brak wiedzy o sile przeznaczenia, karmie i duszach, które wcielając się w kolejne ciała bardzo często kończąc to, czego nie udało im się zrobić wcześniej. Jestem pewien na 99,999 procent, że w przypadku Lecha Wałęsy mamy do czynienia właśnie z taką sytuacją… ;)
/poniżej screen wpisu jednego z internautów na temat zdjęcia Lecha Wałęsy w pokoju, na ścianie którego wisi obraz przedstawiający Marszałka Józefa Piłsudskiego/
UWAGA!
Już po opublikowaniu tego tekstu dotarła do nas bardzo ciekawa korespondencja od naszej koleżanki Małgosi, którą dotarła do niesłychanie ciekawych informacji w temacie "Wałęsa - marszałek Piłsudski"
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie