Dziś jest:
Niedziela, 24 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
To wydarzyło się kilka dni temu. Nagle zacząłem myśleć o moim koledze z dawnych lat, jeszcze z czasów pracy przy audycji Nautilus Radia Zet. Co się z nim dzieje? Gdzie pracuje? Nie miałem z nim kontaktu od kilkunastu lat.
Zastanawiałem się, skąd nagle w mojej głowie pojawił się Łukasz, który w sposób naturalny (takie jest życie) zniknął z mojego świata i pola widzenia, choć w tamtych czasach był bardzo ważną osobą dla audycji, wręcz podstawową… i nagle o nim myślę. I nagle stoi mi przed oczami.
Minęło 48 godzin, jestem w pracy i nagle ktoś daje mi telefon mówiąc:
- Jakiś twój kolega chce z tobą porozmawiać, bo podobno ciebie zna z dawnych lat…
Biorę telefon i w słuchawce słyszę… głos Łukasza! Okazało się, że pracuje w biurze znanej instytucji publicznej, z którą moja redakcja skontaktowała się w jakieś bieżącej sprawie. Po kilkunastu latach serdecznie ze sobą porozmawialiśmy, a ja powiedziałem mu o moim dziwnym przeczuciu które miałem dwa dni wcześniej, a raczej wręcz wizji z jego osobą. I oto nasze ścieżki na drodze życia znowu się skrzyżują. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w tamtej niezwykłej chwili odebrałem w sposób pozazmysłowy wiadomość, że dojdzie za chwilę do ciekawej rozmowy z moim kolegą z dawnych lat. Nie mam wątpliwości, że ta prosta historia jest dowodem na to, że możemy przewidywać wydarzenia, które się dopiero wydarzą.
/poniżej zdjęcie Łukasza z czasów pracy na pokładzie okrętu Nautilus Radia Zet/
Ostatnio rozmawiałem z moim przyjacielem jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim i on po raz kolejny opowiedział mi nieprawdopodobnie ciekawą historię ze swojego życia. Jako młody człowiek miał przejmujący i niezwykle realistyczny sen, w którym znajdował się w jakieś jaskini w ludźmi ubranymi w sposób, jaki obowiązuje w krajach arabskich. W tym śnie on był jednym z nich, czuł wyraźnie, że należy do tej grupy. Wszyscy potwornie bali się innych ludzi ubranych podobnie jak on, którzy byli strażnikami i pilnowali wejścia do jaskini. W pewnym momencie usłyszał w tym śnie, jak owi strażnicy krzyczą dziwne słowo „Ramadan!”.
Po przebudzeniu jasnowidz był przerażony i zaczął szukać odpowiedzi na pytanie, co znaczy „Ramadan”. To były czasy bez internetu, ale udało mu się w encyklopedii ustalić, że ramadan to dziewiąty miesiąc kalendarza muzułmańskiego. Dla muzułmanów to najświętszy ze świętych okresów w roku, gdyż w tym miesiącu rozpoczęło się objawianie Koranu – archanioł Gabriel (arab. Dżibril) ukazał się Mahometowi, przekazując kilka wersów przyszłej świętej księgi islamu.
Jak ten niezwykły sen interpretuje Jackowski? Jego zdaniem może to być wizja czegoś, co będzie. Tymczasem ja przekazałem mu moją hipotezę wyjaśniającą ten sen. Moim zdaniem sen to był obraz nie tego, co będzie, ale tego, co już było! – to krótki flesz z jednego z jego poprzednich żywotów, kiedy to jako członek jakieś wspólnoty muzułmańskiej wpadł w ręce wrogów, choć również należących do wyznawców Allaha. Wzajemne wyżynanie się wśród ludzi tej samej religii w tamtej części świata jest bowiem integralną częścią rzeczywistości Bliskiego Wschodu, to tradycja i – jakby to okrutnie nie brzmiało - normalność.
Od dawna powtarzam tezę, że brak wiedzy o reinkarnacji jest największym dramatem ludzkości. Absurdalna wizja nicości w którą zamienia się myślący byt po śmierci fizycznej uwielbiana przez ateistów jest równie szkodliwa dla naszej cywilizacji jak naiwna do granic humoru i satyry, żenująco naiwna idylla raju jako wiecznej laby po krótkiej przygodzie na Ziemi. Pamiętam moją rozmowę z jednym z moich bliskich kolegów, który jest bardzo znanym w Polsce człowiekiem. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że jest on także świadkiem Jehowy. Obowiązkiem każdego z członków tej religijnej wspólnoty jest przeciąganie na swoją stronę „światusów”, czyli tych, którzy są w świecie zła, zbłądzenia i fałszu, czyli nie należą do tego kościoła. I oczywiście mój kolega wziął mnie także na cel. Wyjaśnił mi nawet, dlaczego to robi. Sprawa jest bardzo prosta – on jako Świadek Jehowy ma szansę trafić do raju po tym, jak Jehowa zgasi światło, a cała reszta – w tym ja – oczywiście ma przerąbane. Nie chciałem go zranić, bo to bardzo porządny i dobry człowiek, ale delikatnie zasugerowałem mu, aby akurat ze mną dał sobie spokój, bo ja wiem (nie wierzę, ale wiem) o istnieniu reinkarnacji, co jest sprzeczne z dogmatami jego kościoła. Zmartwił się okrutnie, gdyż to oznaczało, że mój los jest przesądzony - zwiódł mnie szatan i w tej sytuacji bramy raju są dla mnie zamknięte na cztery spusty. Podziękowałem mu za jego troskę o moją przyszłość, ale w sumie mogę się pocieszyć, że w podobnej sytuacji jest przytłaczająca większość ludzkości (w 2019 roku na całym świecie związek wyznaniowy Świadków Jehowy liczył zaledwie 8,7 miliona głosicieli należących do blisko 120 tysięcy zborów). A w tej grze nie ma litości. Jesteś we właściwym kościele? Jehowa bierze do raju. Niewłaściwym? No to zapomnij o rajskich rozkoszach.
Tak sobie rozmawiamy, a on nagle się zamyślił i mówi tak:
- Wiesz, jedna rzecz z mojego życia nie daje mi spokoju. Jako młody człowiek pojechałem pierwszy raz do Rzymu. I nagle zacząłem rozpoznawać domy, ulice, budynki, które znakomicie znałem, choć nie wiem, skąd i dlaczego. Potem bezbłędnie poszedłem do domu, który był przy jednej z ulic centrum Rzymu. Powiedziałem, że znam ten dom, bo tam żyłem i tam zakończyłem życie. Umarłem tan Robert… pamiętam to.
Po tym, jak to powiedział, przez długi czas obaj milczeliśmy. Bez słowa pożegnaliśmy się i tam zakończyło się to niezwykłe spotkanie przy kawie w jednej z galerii handlowych. Czy mój kolega uwierzył w wędrówkę dusz? Mam w tej sprawie pewne podejrzenia, ale żeby mu nie sprawić przykrości zachowam je dla siebie.
Baza FN, 29 sierpnia 2020
Poniżej wywiad ze mną (w ukryciu) i pod pseudonimem, który ukazał się w serwisie fakt.pl.
Nie wszyscy mieli dostęp do serwisu, więc poniżej cały tekst wywiadu.
- Od jak dawna zajmuje się Pan badaniem UFO?
To bardzo ciekawa historia. Był 1974, miałem wtedy siedem lat. Moja babcia razem ze swoją siostrą obserwowały UFO w kształcie dysku unoszące się nad ich domem, a o tej obserwacji opowiedziała mi babcia. Byłem bardzo małym chłopczykiem, ale sprawa zainteresowała mnie w stopniu wręcz niewyobrażalnym, gdyż wiedziałem, że babcia nie potrafi kłamać. Od tego czasu zacząłem zbierać wycinki z prasy o UFO, chłonąłem jak gąbka wszystkie programy telewizyjne, gdzie tylko pojawiał się ten temat. Postanowiłem dowiedzieć się więcej na temat tego zjawiska i szybko się zorientowałem, że jest to 100 procentowa prawda – Ziemia jest odwiedzana przez obce cywilizacje, a największym numerem jest to, że jest to fakt powszechnie wyśmiewany i wykpiwany… W każdym razie to jest ostatnia z wielkich tajemnic naszego świata, która jeszcze nie została odkryta przez ludzkość. Było dla mnie jasne, że muszę się tym zająć.
- Czy to wynika z jakiegoś odkrycia, osobistego doświadczenia?
Wszyscy znani mi najwięksi badacze UFO na świecie mieli jakieś własne i osobiste doświadczenia. Tak to jest, że człowiekowi trudno jest tak po prostu uwierzyć w coś, co jest powszechnie negowane i uważane za elementarny brak wiedzy. Dopiero np. własna obserwacja Niezidentyfikowanego Obiektu Latające sprawia, że magle człowiek orientuje się „Rany boskie, a więc to jednak prawda!”. Ta historia z obserwacją mojej babci była pierwszym kamyczkiem dużej lawiny w moim życiu. Z czasem tych osobistych doświadczeń było coraz więcej. Zawsze tłumaczę to tak: jeśli ktoś wchodzi do ciemnego pokoju, do którego nikt nie zagląda i w którym jest wielka tajemnica naszego świata, to chcąc nie chcąc ta tajemnica z tego pokoju wcześniej czy później go zauważy… Moi bliscy przyjaciele wiedzą, o czym mówię. Tłumaczenie tego dla innych, którzy znają temat UFO z krótkich migawek w mediach? Nie odważę się.
- Czy według pańskich badań przypadki lądowania UFO w Polsce są liczne?
Częstotliwość lądowania UFO w Polsce jest taka sama jak na całym świecie, czyli z punktu widzenia naszej organizacji i naszego archiwum całkiem duża. Obiekty lądują, zostawiają ślady na ziemi czy trawie, czasami wychodzą z nich istoty przypominające ludzi lub zupełnie ich nieprzypominające, a wszystko to jest obserwowane przez świadków. Jak często to się zdarza? Myślę, że raz na 1-2 lata dowiadujemy się o tym, że gdzieś taki obiekt wylądował na Ziemi i pozostawił ślad. Oddzielną grupę stanowią historie, w których doszło do kontaktu ludzi z takimi istotami, które nazywamy Bliskimi Spotkaniami Trzeciego Stopnia. W tym przypadku takie obiekty wcale nie muszą wylądować na Ziemi, aby do tego doszło. Przykładem może być uprowadzenie przez obiekt UFO całego kutra z załogą z Ustki w 1983. Mam pełną dokumentację tej historii potwierdzoną przez załogę kutra, wszystko stało się na otwartym morzu. Historia dosłownie odbiera mowę, także wiarygodnością świadków.
- Chyba do dziś najgłośniejszy jest przypadek z Emilcina, z 1978 roku kiedy 71-letni rolnik Jan Wolski z Emilcina, jadąc furmanką na pole, zauważył srebrzysty obiekt i skorzystał z zaproszenia istot, które nim przyleciały. Czy przez lata udało się potwierdzić, że to była prawda, czy też nie?
Z rodziną Jana Wolskiego po raz pierwszy miałem okazję rozmawiać osobiście w 1991 roku. Już po 2-3 minutach rozmowy stało się dla mnie oczywiste, że historia jest prawdziwa. Sformułowanie „czy przez lata udało się potwierdzić” wywołuje u mnie jedynie uśmiech na twarzy, gdyż tak udowodnionej historii na setki sposobów ja naprawdę na oczy nie widziałem. Ostatnio jeden nikczemny człowiek napisał zakłamaną książkę, w której spróbował opluskwić tę historię wymyślając idiotyczną tezę o tym, jak to Jan Wolski miał być zahipnotyzowany przez Witolda Wawrzonka, nieżyjącego badacza UFO z Lublina. Traktowałem to jako niegroźne draństwo, bo przecież nie znajdą się tak głupi ludzie, którzy uwierzą w taki kretynizm… okazało się, że się myliłem. Dotarłem do rodziny Wawrzonków, jego żony i syna. Opowiedzieli mi, jak ten zakłamany bęcwał aby nadać rozgłos książce podszedł ich i na siłę sklecił całą wariacką teorię o hipnotyzerze wszechczasów z Lublina, a tymczasem ten człowiek miał tyle wspólnego z hipnozą, co – powiedzmy – pewna znana rozgłośnia z Torunia z chińskim programem lotów kosmicznych… czyli kompletne zero. Ale nawet ta próba podważenia kłamstwem i bredniami Emilcina sprawiła, że natrafiliśmy na zupełnie nieznane nam fakty dotyczące spotkania z UFO w Emilcinie, które to wszystko potwierdziły i uwiarygodniły. I tak jest z prawdą w każdej sprawie: okładaj ją kijem czy łomem, a ona i tak się obroni. Cudowna, nieprawdopodobnie wiarygodna i udokumentowana historia Bliskiego Spotkania Trzeciego Stopnia z UFO – tyle tylko mogę powiedzieć o Emilcinie.
- W Emilcinie – fundacja postawiła pomnik. Dlaczego?
To była konieczność. Historia była zapominana, powoli zacierała się pamięć o tej fenomenalnej historii, która zasługuje na to, aby trafić do podręczników i jestem pewien, że tak się kiedyś stanie. Było jasne, że potrzebne jest niekonwencjonalne działanie, coś oryginalnego, wyjątkowego. Za własne, prywatne pieniądze zrobiliśmy kostkę, zamówiliśmy o miejscowego kamieniarza bryłę pomnika i postawiliśmy ją na działce w Emilcinie, którą udostępniła nam jedna z mieszkanek tej uroczej mieściny. Acha, bo musi pani wiedzieć jedną ważną rzecz – ludzie w Emilcinie dobrze wiedzą, że historia jest prawdziwa, a Jan Wolski naprawdę to przeżył. Znali go zbyt dobrze, to był nieprawdopodobnie uczciwy człowiek, nie pił alkoholu, nie kłamał. UFO było widziane przez innych świadków, obiekt zostawił na polanie ślady… po prostu wiedzieli, że to się zdarzyło. To bardzo nam pomogło. Kiedy stanął nasz pomnik, nagle słowo Emilcin trafiło na wszystkie kontynenty. Historia i pamięć o tym wydarzeniu została uratowana.
- Ile w sumie Nautilus ma zarejestrowanych przypadków lądowania UFO w naszym kraju?
Lądowania? Mówimy tutaj o sytuacji, kiedy obiekt UFO pozostawił ślady na Ziemi i byli świadkowie? No cóż, takich przypadków w naszym archiwum będzie około 30-stu. Ale już historii o Bliskich Spotkaniach Trzeciego Stopnia z UFO jest znacznie więcej, a obserwacji przelotów UFO, filmów czy zdjęć – tu już mówimy o setkach, jeśli nie o tysiącach! I proszę mi wierzyć – ta liczba nie jest zawyżona. Prosty przykład z ostatnich godzin – na naszą pocztę (serwisu Fundacji Nautilus – przyp. red.) wczoraj przyszły trzy relacje o obserwacji UFO. A to jest tylko jeden dzień… Proszę sobie wyobrazić, ile tego mamy, skoro w Polsce Fundacja Nautilus działa od 2001 roku, a ja relacje o obserwacjach UFO katalogowałem już w czasie legendarnej audycji Nautilus Radia Zet w latach 90-tych, od której zresztą wszystko się zaczęło.
- W ostatnich latach w wielu miejscach w Polsce pojawiają się dziwne kręgi na polach zbóż. To może być dzieło kosmitów?
Nie mam wątpliwości – część kręgów zbożowych jest dziełem ludzi, ale są takie kręgi, które nie zostały wykonane ręką ludzką. Pierwszy krąg zbożowy w Pigży miałem okazję zbadać w 1999 roku. Od tego czasu widziałem ich dziesiątki i zapewniam, że były takie piktogramy, których powstanie było związane z obserwacjami UFO przez świadków. Dodatkowo są pewne elementy kręgu, które pozostają poza zasięgiem ludzi z deskami na sznurkach. Jeśli udawało nam się dotrzeć na piktogram w miarę wcześnie od daty jego znalezienia, kiedy zboże nie było wydeptane przez ludzi, to wtedy naprawdę można było ustalić, czy krąg z dużym prawdopodobieństwem można uznać za prawdziwy. Jest wiele metod weryfikacji, ale jedną z najbardziej prostych jest tzw. test drona. Jeśli skomplikowane kształty na polu zachowują idealne proporcje z wysokości np. 100 metrów i zdjęcia z drona zapierają dech w piersiach, to znaczy, że piktogram może być prawdziwy. Dla amatorów, jakiś nastolatków czy studentów na wakacjach bez specjalistycznego sprzętu i wiedzy bardzo trudno jest zachować proporcje, kształt, symetrię itp. Wiem, bo sami próbowaliśmy to robić w miejscach, gdzie na takie próby wyraził zgodę właściciel pola. Wykonanie piktogramu zachowującego proporcje jest trudniejsze, niż podpowiada nam intuicja.
- Czy zdarzają się przypadki „porwania" ludzi przez kosmitów? Na świecie były takie przypadki?
Oczywiście. Znam osobiście wiele takich osób, w tym miałem okazję poznać tych najsłynniejszych wśród ludzi zajmujących się UFO na całym świecie, jak np. Travis Walton, który przeżył CE III w 1975 roku i był na pokładzie pojazdu obcych. Słowo „porwanie” nie brzmi dobrze, ma negatywny podtekst. Tymczasem tym ludziom nic złego się nie dzieje, mają wykasowywaną pamięć z całego przebiegu spotkania z UFO, aby nie musieli przeżywać załamania czy depresji z tego powodu. Ze zgromadzonego przeze mnie materiału przez ostatnie 30 lat wynika jednoznacznie, że oni obserwują, badają, czasami zabierają ludzi na pokład aby przeprowadzić badania, ale zawsze odstawiają ludzi z powrotem. Tam po tamtej stronie jest jakiś kodeks postępowania, który zabrania ingerować w życie danej planety czy robić krzywdę istotom ją zamieszkującym. Mogą obserwować, prowadzić badania i to robią, ale nie stanowią dla nas zagrożenia. Zresztą, gdyby tak było przy ich możliwościach technologii nasza planeta była by dawno podbita przez obce cywilizacje. Tymczasem nic takiego się nie stało i to mówi więcej o obcych niż setki wariackich teorii spiskowych, które zawierają bzdury sugerujące, że obce istoty to demony. Kompletna bzdura!
- Czy ludzie powinni się obawiać kosmitów? Gdzieś na świecie były przypadki, że ktoś nie przeżył takiego spotkania?
Obcy nie stanowią dla Ziemi żadnego zagrożenia, bo tym zagrożeniem jesteśmy my sami. Zabijamy zwierzęta, zabijamy nas samych, niszczymy środowisko naturalne, zasoby naszej planety i zamieniamy nasze powietrze w ściek. Wiem z wielu źródeł, że obce cywilizacje nazywają naszą Ziemię planetę bólu i łez. Niezwykle trafne określenie! Czy były przypadki, kiedy ktoś nie przeżył takiego spotkania? Literatura światowa o UFO zawiera takie pojedyncze historie, kiedy np. australijski pilot po przelocie blisko obiektu UFO stracił panowanie nad maszyną i zginął. W mojej wieloletniej historii badania tego fenomenalnego zjawiska nie spotkałem się nigdy z przypadkiem, aby ktoś nie przeżył spotkania z załogą UFO. Odwrotnie – mam trzy historie z Polski, kiedy ludzie po badania na statku obcych i powrocie na Ziemię ze zdziwieniem zauważyli, że ustąpiła im jakaś poważna choroba. W internecie oczywiście są miliardy linków prowadzących do jakiś stron zawierających opisy sprzeczne z tym, co mówię, ale ja w to nie wierzę. Opieram się wyłącznie na historiach, które w ten czy inny sposób mogłem zweryfikować i zbadać.
- Po co -Pana zdaniem - kosmici przylatują na Ziemię?
Podzieliłbym ich na trzy grupy, a proszę pamiętać – są tysiące cywilizacji, których pojazdy odwiedzają Ziemię. Pierwsza – nazwałbym ją „turystyczno-krajoznawczą”. To okazyjne pobyty w naszym świecie, aby zobaczyć, jak wygląda ta szalona planeta, którą zamieszkujące ją istoty postanowiły ją zniszczyć i siebie przy okazji. Ci z tej grupy przylatują i natychmiast odlatują. Druga grupa prowadzi regularnie obserwacje i badania, także obserwują życie konkretnych ludzi od narodzin do ich naturalnej śmierci. Takie osoby mają w pewnym etapie życia wszczepiane mikro-nadajniki, które świat ludzi zajmujący się UFO na świecie nazywa implantami. Trzecia jest najciekawsza. Te istoty wyglądają dosłownie tak samo jak my, choć są znacznie wyższe. Twierdzą, że my i oni pochodzimy z tego samego źródła, a ich rola to opieka nad naszą planetą i nami jako istotami ją zamieszkującymi. Nie mogą ingerować, gdyż to zabrania prawo wszechświata ustanowione przez stwórcę, o którym także mówią wyraźnie. To, co mogą, to delikatnie naprowadzać ludzkość na wiedzę, która jest jedynym ratunkiem dla naszej cywilizacji. I to robią.
- Czy z czasem- kontakty z UFO mogą być częstsze? Z czego to może wynikać?
Ostatnio cały świat poznał materiały z UFO z tzw. Incydentu Nimitz z listopada 2004 roku, które potwierdził Pentagon. Wydawało się, że to wystarczy aby ludzkość wreszcie zrozumiała, że jesteśmy odwiedzani i obserwowani przez obce, o miliony lat świetlnych bardziej rozwinięte od nas cywilizacje zarówno pod względem technologicznym, jak i przede wszystkim duchowym. Czy tak się stało? Oczywiście, że nie. Zjawisko UFO obezwładnia ilością obserwacji, relacji w tym raportów wojskowych, zdjęć czy filmów, ale to w żaden sposób nie wpływa na to, że ten fenomen wreszcie zacznie być traktowany poważnie. Proszę mi wierzyć – Niezidentyfikowanymi Obiektami Latającymi i wiedzą płynącą z przypadków kontaktów ludzi z istotami z pojazdów UFO powinny zajmować się najtęższe naukowe głowy. Tymczasem bada to jedyna pozarządowa organizacja w Polsce, czyli Fundacja Nautilus. Za własne pieniądze – nie mamy ani reklam, ani niczego nie sprzedajemy, za wszystko płacimy z własnych. Dlaczego? Temat jest zbyt poważny, aby ktoś pomyślał, że robimy to dla pieniędzy. Kiedyś, nie wiem, czy to będzie za mojego życia, ale kiedyś tak się stanie, kiedy ludzie zrozumieją, że na Ziemię przybywają istoty, które mają wiedzę o nas samych. Ich istnienie, planety, napędy i źródła energii to rzeczy nieistotne. Najważniejsza jest wiedza o ludzkości, prawach duchowych, o których oni non-stop mówią. Nasza technologia, kultura czy cała reszta rzeczy uznawanych przez nas za skarby ich nie interesuje. Oni tylko i wyłącznie mówią o wiedzy duchowej, która jest bardzo bliska filozofii ZEN. Ja od dawna powtarzam, że na Ziemię w lśniących dyskach przybywają… Buddyści. Mówię to ze śmiertelną powagą.
- Co według Pana kosmici mają ludziom do przekazania?
Mówią rzeczy poruszające, bardzo konkretne. Ich zdaniem najwyższy czas zacząć traktować prawa związane z ludzką duszą jako wiedzę, a nie żadną wiarę. Religie opierające się na wierze są największym przekleństwem ludzkości, tak mówią… Istnienie ducha, potężnej energii kreacji przenikającego wszystko, duszy czy wreszcie wędrówka dusz to fakty, to wiedza. Od tego trzeba zacząć proces ratowania naszego świata. Rozumie to pani? Wyjaśnię to na przykładzie. Proszę rozejrzeć się wokół. Większość ludzi albo nie wierzy w to, że człowiek ma duszę, bo to ich zdaniem jest postępowe i takie naukowe, a tymczasem według obcych cywilizacji to informacja najważniejsza. Druga grupa wierzy, że żyje się raz, a potem sąd i skok do raju na wieczną labę, gdzie już czeka na nas szwadron zmarłych babć, dziadków, cioć, jakiś przyjaciół itp. Skoro tak, to po co dbać o Ziemię, skoro jest to tylko przystanek w drodze do stacji „Paradise”?! Po nas choćby potop. Ludzie są przekonani, że życie trzeba wycisnąć jak cytrynę. 2, 3, 4 samochody, kilka domów, i zabawa na całego, bo żyje się raz! To w tych katastrofalnych i fałszywych doktrynach religijnych o jednym życiu zawiera się dramat wszystkich ruchów ekologicznych, które natrafiają na mur nie do przebicia. Obcy mówią wyraźnie: dopóki nie poznacie prawdy o sobie samych, że macie taką samą duszę jak my, choć trochę mniej zaawansowaną na drodze duchowej, że jest reinkarnacja, że jest prawo karmy i robienie krzywdy drugiej istocie wraca niczym bumerang, że trzeba przestać zabijać dla mięsa i skór naszych „młodszych braci” czyli zwierząt, które także mają duszę, które tak bardzo cierpią przez nas zabijane na skalę przemysłową w tych strasznych rzeźniach… wreszcie musimy zrozumieć, że my tę naszą tak łupioną Ziemię szykujemy nie dla jakiś mgławicowych przyszłych pokoleń, ale dla siebie samych, dla mnie czy dla pani, bo jest wędrówka dusz i wracamy w nowych ciałach, aby przeżywać nowe przygody, których celem jest jedno: nauka, czyli poznawanie bólu, cierpienia, radości, miłości, szczęścia lub smutku. Każde doświadczenie, które nas spotyka, jest lekcją daną od mistrza którego można nazwać jak się chce – bogiem, wielkim duchem, kreacją, która to przygoda ma nas czegoś nauczyć. Dzięki temu stajemy się doskonalsi jako istoty duchowe. To samo dotyczy obcych, choć są na tej drodze znacznie dalej od nas, ale to także są nasi bracia. Zwierzęta są niżej od nas, ale to też są nasi bracia. Kiedy ludzkość pojmie, w jakiej grze uczestniczy, wtedy być może zatrzyma ten swój upiorny bieg na zderzenie z rozpędzonym pociągiem zagłady. O tym mówią obcy i tylko o tym. Powiem pani na koniec ciekawostkę. Kiedy zajmie się pani UFO na poważnie jak ja i dotrze wreszcie do wiedzy obcych, wtedy na koniec zrozumie pani, że UFO samo w sobie jest bez znaczenia, jest najmniej ważne. To, co jest istotne, to wiedza i światło w nas, które musimy wreszcie odnaleźć. Nie ma sensu wypatrywać w niebo i ich szukać, bo owszem – oni istnieją, ale to dla nas rzecz drugorzędna. Najpierw musimy odbyć długą podróż do wewnątrz siebie. I o tym oni mówią. O niczym innym, tylko o tym. Dziś my ludzie zajmujący się UFO musimy ukrywać nasze badania, ukrywać się za pseudonimami, aby tylko nie narazić się na śmieszność, kłopoty w pracy itp. Kiedyś będzie jednak taki dzień, kiedy to, o czym dziś mówię, stanie się wiedzą, która trafi do podręczników. Wszyscy zajmujący się fenomenem UFO dobrze o tym wiedzą, stąd proszę się nie dziwić, że czasami na mojej twarzy błąka się delikatny uśmiech połączony z zadumą nad tym, jak niezwykły jest świat trzeciej planety od Słońca, w którym przyszło mi spędzić tę moją fascynującą – nie przeczę - przygodę na pokładzie okrętu Nautilus.
Dziękuję za rozmowę.
[...]– prezes Fundacji Nautilus, jedynej w Polsce oficjalnej organizacji pozarządowej od 2001 roku zajmującej się zjawiskami niewyjaśnionymi, w tym UFO. Fundacja przejęła archiwa audycji „Nautilus Radia Zet”, a także warszawskiej organizacji „UFO-WIDEO” działającej od połowy lat 70-tych. Fundacja Nautilus prowadzi kilka serwisów w sieci:
emilcin.com
messing.org.pl
I jeszcze moja niespodziewana prelekcja w Opolu Lubelskim, jeśli ktoś ma cierpliwość… ;)
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie