Dziś jest:
Sobota, 14 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo jestem zadowolony z ostatniego mojego nagrania w sprawie operacji Kontakt, w którym z jednym z naszych wspaniałych załogantów rozmawiałem o tym porojekcie. To nagranie spełniło bardzo ważną rolę i zakończyło pewien etap badania tej historii. To wszystko idzie tym samym torem jak poprzednia, wielka historia ufologiczna z jaką mieliśmy do czynienia w historii FN, czyli sprawą „Incydentu w Zdanach” z 2006 roku.
A może tak to właśnie ma wyglądać i inaczej być po prostu nie może? To pytanie zadawałem sobie wtedy, kiedy ukazał się bardzo ważny tekst publikacji w serwisie o projekcie Kontakt. Myślę, że jestem winien naszym czytelnikom pewne wyjaśnienie w tej sprawie i stąd moja decyzja o napisaniu kolejnego wpisu w Dzienniku Pokładowym. Mam z tym problem, bo naprawdę brakuje mi czasu na tyle rzeczy, że coraz częściej myślę, jak to by było wspaniale móc nagle się zmultiplikować w tysiąc osób i każdy „ja” siadłbym przed komputerem i przez 5 godzin zająłby się jedną z zaległych spraw… po tych 5 godzinach znowu bym stał się „jedną osobą”, a zaległości nareszcie by zniknęły. Ale niestety – jest, jak jest. No ale wróćmy do historii z operacji Kontakt.
Rozumiem wielu czytelników, którzy piszą trochę rozczarowani, że w tej ponad 1,5 godzinnej rozmowie cały czas z wręcz zamęczającym widzów uporem wałkowana była w zasadzie jedna i ta sama teza: nikt, absolutnie nikt na świecie nie wykona modelu tego czegoś, co zostało sfotografowane przez p. Mariusza!
Ale dokładnie taki był cel tej rozmowy i został on w stu procentach osiągnięty. Padła tam istotnie jedna ważna wiadomość, która być może wcześniej jakoś nie wybrzmiała właściwie (szkoda, że nie zapytałem pana Mariusza o tę sprawę w czasie ponad godzinnej rozmowy telefonicznej, którą opublikowałem w 2018 – najważniejszej rozmowie o tej historii ze wszystkich, jakie zostały zaprezentowane w tej sprawie). Chodzi o temat samolotów wojskowych, które tego dnia w sierpniu 2014 roku (kiedy doszło do tego incydentu) z szokującą intensywnością latały nad miejscowością, w której mieszkają świadkowie.
Wracając do mojej rozmowy z naszym fantastycznym załogantem, panem Radosławem Sawickim – jej cel był inny, niż prezentacja nowych materiałów w sprawie Projektu Kontakt. Tu chodziło o jedną, bardzo prostą sprawę – wszyscy muszą wiedzieć i o tym pamiętać, że nikt – dosłownie nikt! – nie jest w stanie wykonać modelu obiektu UFO ze zdjęcia pana Mariusza.
Nie tylko nie poradzili sobie z tym patologiczni hejterzy FN i mojej osoby, ale także ludzie życzliwi sprawie, którzy po prostu chcieli spróbować swoich sił i zrobić „takie samo zdjęcie i taki sam model” traktując to jedynie jak np. ciekawe, modelarskie wyzwanie. Momentem kluczowym dla tej historii okazało się wyostrzenie zdjęcia z projektu, na którym pokazała się głębia tego czegoś, co nazywamy obiektem z projektu KONTAKT.
Nie chodzi mi tutaj tylko o tych wiele warstw, które tworzy „czerwony ślad” pod obiektem, ale przede wszystkim to, że korpus jest półprzezroczysty. Powiecie drobiazg? Nic z tych rzeczy moi drodzy! To bowiem wbija osikowy kołek we wszystkie teorie zakładające, że „wziął dzieciak modelinę i ulepił”. No więc nie wziął i nie ulepił, bo ani modelina, ani plastelina, ani drewno czy cokolwiek innego z ogólnie dostępnych w mieszkaniu na wsi materiałów nie jest półprzezroczyste. A skoro tak, to korpus tego obiektu nie jest z żadnej modeliny. A skoro tak, to 10-letni Mateusz nie mógł wziąć plasteliny czy modeliny i zabawić się w wielkiego inscenizatora przylepiając do szyby coś, czego „nie zauważył” jego ojciec. Nie wiem, czy nadążacie za moim rozumowaniem, ale gwarantuję, że ten ciąg logiczny jest kluczowy dla sprawy.
Ten materiał czyli rozmowa z panem Radosławem Sawickim miał właśnie taki cel – po raz pierwszy zdecydowanie rozprawić się z powtarzanym przez nie mających o kulisach tej historii demaskatorów absurdalnym twierdzeniem, że „wziął dzieciak i ulepił”. No więc nie wziął i nie ulepił, bo z czegokolwiek by lepił, to będzie to nieprzezroczyste, a to coś, z czego jest ten obiekt, jest półprzezroczyste!
Wybaczcie, że dla ludzi dobrze znających tę sprawę było to jedynie „wałkowanie tego, co już wiedzą”, ale ja zauważyłem jedną, ciekawą rzecz – w komentarzach pod materiałem na youtube po raz pierwszy w historii prawie nie pokazywały się „tradycyjne porady znawców”, że „to dzieciak nalepił i to jest na szybie”. Trudno bowiem nalepić coś, czego zrobić nikt nie jest w stanie. Czy teraz rozumiecie, jak bardzo ważna była ta rozmowa i ta publikacja?
Takie udowodnienie prostych prawd jest bardzo ważne. Czasami to trzeba powtórzyć sto razy, aby zostało zapamiętane i zrozumiane. Identycznie było ze Zdanami. Tam wiele lat zajęło wykazanie, że wśród 8 zdjęć z UFO jest jedno, którego za Chiny Ludowe nikt nie zrobi aparatem z modelem, bo na tym jednym zdjęciu odbijają się druty wysokiego napięcia od powierzchni obiektu i wiadomo, że skoro tak, to jest on za linią tworzoną przez słupy wysokiego napięcia i trochę powyżej samych linii. A skoro tak, to obiekt musiał mieć ok. 1,5 metra średnicy. To z kolei oznacza, że nikt nie rzuci tak potężnym modelem na odległości kilkudziesięciu metrów, co oznacza jedno – to nie był żaden model, ale prawdziwe UFO!
I ludzie próbujący zanegować tę historię w pewnym momencie dali sobie spokój z lepieniem misek kupionych na allegro i potem rzucaniem ich na polu i wykonywaniem zdjęć. Wszyscy bowiem zrozumieli, że takiego zdjęcia wykonać się nie da!
Zwracam uwagę, że identycznie jest w przypadku historii operacji Kontakt. Myślę, że wszyscy wreszcie zrozumieli, że takiego modelu zrobić się po prostu nie da, czyli nie da się wykonać takiego zdjęcia. A skoro tak, to jest to prawdziwe zdjęcie UFO. Podobnie, jak cała relacja tego ojca i syna. I tutaj znowu powtarza się historia ze Zdanów, czyli skoro nie da się wykonać ani modelu, ani takiego zdjęcia, to pozostaje tylko próba negowania całości przez „rzekomo niezgadzające się szczegóły... setki szczegółów!”. Jak wygląda ten fałszywy mechanizm wykorzystujący zwykłe, ludzkie ułomności pamięci opisałem już kiedyś we wpisie w „Dzienniku Pokładowym” w przypadku historii z Emilcina. Jakby ktoś chciał to przeczytać i zrozumieć, to link daję poniżej.
Kończąc sprawę ostatniej, tak ważnej dla mnie osobiście publikacji w serwisie o projekcie KONTAKT muszę jeszcze podzielić się ze wszystkimi pewną ważną refleksją. Tam pojawiła się jeszcze jedna, fenomenalnie ważna rzecz, której być może nie wszyscy docenili. To jest animacja w postaci pliku GIF pokazująca skaczącego Mateusza podczas balu przebierańców w szkole, który miał miejsce w 2014 roku. Wtedy właśnie doszło do tego wydarzenia, kiedy ten dzieciak (dziś 18-letni młody człowiek) miał 10 lat. Kiedy ktoś mówi, że „dzieciak wziął modelinę, ulepił, przylepił, nagrał, odegrał scenki, potem razem z ojcem „przyaktorzył”, a potem rodzinka wysłała lewiznę), to już zawsze będzie miał przed oczami tego skaczącego dziesięciolatka z kapelusikiem z piórkiem na głowie…
Obraz jest bowiem cenniejszy od tysiąca słów. A w tej sprawie akurat to zdjęcie, a raczej animacja GIF – jest fenomenalnie ważna, aby pokazać kontekst. I taki też był cel tej publikacji, aby ludzie zobaczyli tego dzieciaka w ruchu i spróbowali go sobie wyobrazić, jak pochylony nad biurkiem tworzy „super precyzyjny model z półprzezroczystego materiału, który w sumie nie wiadomo, czym jest i skąd go można wziąć”. Oczywiście wyczuwacie ironię w moim głosie, ale taki dokładnie był cel tej bardzo ważnej publikacji. O to chodziło - aby wszyscy zobaczyli tego skaczącego dziesięciolatka!
No dobrze, rozpisałem się o tym projekcie, ale to jest tak ważna sprawa, że było warto. Dlaczego? Bo ta historia nie tylko jest prawdziwa, ale także mówi nam więcej o UFO niż tysiące relacji o UFO zamieszczanych w naszym serwisie. I dla takich historii zajmuję się tym, czym się zajmuję od 30 lat.
Na koniec tego wpisu w Dzienniku Pokładowym jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to monitoring w Emilcinie – obraz już jest nadawany z naszej kamery monitoringu! Nie możemy go jeszcze zademonstrować w serwisie, bo to czy tamto jeszcze trzeba zrobić, ale… zrobiliśmy to Panie i Panowie!
Ostatnia sprawa to moja rozmowa z Krzysztofem Jackowskim o tym, co nas czeka w najbliższych latach. Jak pewnie wiecie rozmawiam z nim bardzo często, czasami nawet kilkanaście razy w tygodniu, ale jedna rozmowa z nim bardzo mnie poruszyła. Mówił o tym, że obawia się o swoją przyszłość, jeśli wybuchnie wojna, która wleje się do Polski. Boi się bowiem, że mógłby powtórzyć się scenariusz ze końcówką życia najsłynniejszego jasnowidza Polski przedwojennej, czyli Stefana Ossowieckiego, który zginął w czasie wojny. Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że Jackowski jest kolejnym wcieleniem Ossowieckiego, z czym on sam też się zgadza. To była bardzo intymna, męska rozmowa dwóch starych przyjaciół, więc ją tutaj nie zrelacjonuję, ale… bardzo długo po niej nie mogłem zasnąć. Czeka nas trudny czas, mroczny czas próby. Świat już nie będzie taki, jak był wcześniej.
Baza FN, 15 lutego 2022
P.s.
O tym, jak zginął Stefan Ossowiecki możecie przeczytać klikając na link poniżej:
Było nas trzech... kilka dni temu zapaliłem lampkę na grobie Marka.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie