Dziś jest:
Czwartek, 26 grudnia 2024

Twierdzenie, że Ziemia to jedyny zaludniony świat w nieskończonej przestrzeni jest równie absurdalne jak przekonanie, iż na całym polu prosa wyrośnie tylko jedno ziarenko.
/Metrodor, filozof grecki z IV wieku p.n.e./

1 2 3 4

kliknij na pytaniu, aby rozwinąć odpowiedź

Pyt. 16) Czy to prawda, że wygnietliście wszystkie kręgi zbożowe w Wylatowie, a zapłacił Wam za to miesięcznik Nieznany Świat?

Odp.: Kompletna bzdura! Z miesięcznikiem "Nieznany Świat" ściśle współpracujemy w organizacji badania wylatowskich piktogramów i teza, że razem wspólnie wygniataliśmy kręgi jest tyleż absurdalna, co śmieszna. Mamy nadzieję, że nasi przyjaciele z Nieznanego Świata wybaczą nam, że zamieściliśmy to głupie pytanie i nawet spróbowaliśmy na nie odpowiedzieć, ale... wierzcie nam - i tak wybieraliśmy tylko te co bardziej rozsądne pytania! (wyobraźcie sobie, co zawierały pozostałe).

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 17) Czy w 2002 roku Fundacja Nautilus terroryzowała społeczność Wylatowa? Słyszałem, że przy pomocy małych dzieci doprowadziliście do paniki i ewakuacji wszystkich mieszkańców tej wioski.

Odp.: Oto kolejny przykład, do czego mogą się posunąć ludzie w plotce, która u źródła ma incydentalne i wręcz banalne wydarzenie. Nie było żadnej ewakuacji wioski, a tym bardziej nie było żadnego terroryzowania mieszkańców Wylatowa!

Co w takim razie się stało?

Było to rok temu, 11 lipca 2002 w nocy, podczas naszej pierwszej akcji prowadzenia obserwacji pól w Wylatowie. Jednym z elementów wystroju największego pokoju bazy NAUTILUSa był ubiór tzw. Aliena (peleryna z głową obcego kupiona w sklepie z zabawkami), który był używany jako maskotka i zabawny gadżet. Przywiezienie tej maskotki do Wylatowa w sumie było średnim pomysłem, bo co i rusz ktoś chciał kogoś tym strojem nastraszyć, ale po pewnym czasie wszyscy wiedzieli, że jest to nasz nautilusowy "ufiak" i tylko przebrany za niego właściciel pól Tadeusz Filipczak wzbudził kiedyś jakąś sensację... Spędzanie tylu dni na polu sprawiało, że czasami nam wszystkim należała się chwila odprężenia, gdyż inaczej można byłoby naprawdę zwariować! Było ok. północy, kiedy nasi świeżo poznani znajomi z Wrocławia zaczęli się zabawiać podrzucając do góry zapalone latarki, aby w ten sposób nabrać pozostałe osoby pozostające w bazie, że oto pojawiły się obce obiekty. Ich podłe plany nie powiodły się! W rewanżu na ten żart ktoś z bazy zgłosił pomysł, że w takim razie trzeba ich spróbować nastraszyć za pomocą naszej maskotki, bo może jeszcze oni jej nie widzieli! Na pole wyruszyła ekspedycja załogi Bazy z mocnym postanowieniem zemsty "za latarki"! Próba nie powiodła się, ale było dzięki temu śmiechu co niemiara. Wracając z pola nasz strój "kosmity" założył na siebie Miłosz, 15-letni chłopak, na którego pasował on wręcz idealnie. Było już trochę po 1-szej w nocy, kiedy podczas powrotu do bazy Robert Bernatowicz zaproponował całej rozbawionej grupie "z latarkami i płaszczem obcego", aby sprawdzić, czy kierowcy na widok "dziwnej postaci na poboczu" zdecydują się zatrzymać i sprawdzić, co się dzieje. Były dwie próby, ale wszystkich spotkało wielkie rozczarowanie. Dwa samochody leniwie przejechały obok siedzącego w kucki Miłosza w płaszczu nie wykazując nim większego zainteresowania, a przynajmniej tak nam się początkowo wydawało. Wszystko trwało może z minutę, wszyscy byli zawiedzeni brakiem jakiejkolwiek reakcji obu kierowców i cała grupa wróciła do bazy zapominając o całym zajściu, zaś płaszcz "obcego" został ponownie zawieszony na kiju od szczotki w głównym pokoju. Wnioski były mało zachęcające. Nawet jeśli ktoś zachowywał by się podejrzanie na poboczu drogi lub co gorsza wygniatał kręgi, to na pewno nie było co liczyć na jakąkolwiek interwencję kierowców. Po prostu nie było żadnej reakcji, a więc o kierowcach jako świadkach mogliśmy zapomnieć. Minęło kilka dni, już dawno zapomnieliśmy o nocnej historii z "obcym" przy drodze którego nikt nie zauważył, kiedy do Bazy przyjechał czerwony maluch z Mogilna. Okazało się, że był to mężczyzna, który tamtej nocy jechał jednym z tych dwóch samochodów. Złożył on relację o tym, że widział w nocy dziwną postać, która "siedziała na czymś przy tym polu z kręgami". Mężczyzna nie był specjalnie wystraszony, choć o całym zajściu opowiadał z wyraźnym przejęciem. Jego wizyta zaskoczyła nas trochę, a po dłuższej dyskusji uznaliśmy, że wnioski mogą być w sumie budujące. Opis naszej maskotki był dosyć wierny (niski wzrost, zamiast oczu blacha, itp.), zaś całkowity brak zainteresowania kierowców przejeżdżających obok wylatowskich pól na szczęście okazał się złudzeniem (późniejsze legendy o "panice" lub zamykaniu się w łazience wystraszonych kierowców były już tylko powtarzanymi przez zawistnych ludzi bzdurami, o których nawet nie ma co pisać). Po małej naradzie mieszkańców bazy wspólnie uznaliśmy, że cała sprawa nie jest warta większej uwagi, choć trzeba zakazać wszelkich zabaw z użyciem wyrzucanych w powietrze zapalonych latarek i "płaszczem Obcych", bo tylko można w ten sposób narobić sobie kłopotów.

Szczegółowy opis tego wydarzenia znajdziecie w książce "Kontakt - Historia Prawdziwa!" Warto poczekać!


(zwiń odpowiedź)

Pyt. 18) Dlaczego ukrywacie prawdę o kradzieży raportów innej grupy badawczej? Słyszałem to od wiarygodnych badaczy, że ukradliście im jakieś raporty a może coś innego, nie pamiętam już dobrze. Czy możecie to skomentować?

Odp.: Jest to dokładnie tak, jak w znanym dowcipie o informacji podanej przez Radio Erewań: że na Placu Czerwonym w Moskwie rozdają samochody. I jest to prawda, tyle, że nie do końca, bo nie w Moskwie tylko w Mińsku, nie samochody tylko rowery, i nie rozdają, ale kradną.

Tak samo jest w tym przypadku. Nigdy nikomu nie ukradliśmy żadnych raportów, natomiast prawdą jest, że doszło do takiej kradzieży w roku 2002 w Bazie NAUTILUSa. Jest w Polsce taka grupa badawcza, która składa się głównie z bardzo młodych, zdolnych i ambitnych ludzi, którzy zostali zaproszeni przez Roberta Bernatowicza do Bazy NAUTILUSa w roku 2002. W tej właśnie grupie doszło do gwałtownego sporu, chwilowego podziału oraz do zabawnego incydentu, kiedy to koordynator grupy wyjeżdżając z Wylatowa "zakosił" raporty sporządzone przez innego młodego dżentelmena z tej samej paczki, którego zdążył w międzyczasie z tej organizacji wykluczyć za niepodporządkowanie się decyzji władz... W każdym razie wszystko zakończyło się szczęśliwie: raporty pod koniec roku wróciły do prawowitego właściciela, zaś on został ponownie przyjęty na łono tej organizacji i jest w tej chwili jej aktywistą. Kuriozalne było to, że po tym wszystkim gdzieś poszła plotka, że to... prezes NAUTILUSa podkradł jakieś raporty! Musieliśmy się tłumaczyć, że my tylko zaprosiliśmy tych dżentelmenów do naszego domu i nie mieliśmy z ich harcerskimi przepychankami wiele wspólnego poza tym, że obserwując wzajemne podgryzanie się tych młodych ludzi mieliśmy śmiechu, co niemiara. To już historia i nie wracajmy do tego. Po tym wszystkim wyciągnęliśmy kilka wniosków na przyszłość przy organizacji podobnych operacji, aby uniknąć tego typu skandalicznych wydarzeń i tym samym niepotrzebnych kłopotów. W roku 2003 nie kompletując obsady naszej Bazy nie popełniliśmy już takich błędów.


(zwiń odpowiedź)

Pyt. 19) Czy to prawda, że w ogóle nie było patroli? Czy nikt nie obserwował i nie dyżurował przy kamerach?

Odp.: Operacja Wylatowo 2003 tym się różniła od naszej akcji w roku 2002, że tym razem spróbowaliśmy wprowadzić minimum dyscypliny. Podstawową sprawą były dyżury w przyczepie, w której osoby zmieniały się co cztery godziny. Mieliśmy grafik, który jest przez nas trzymany jak cenna pamiątka. Takie dyżury odbywały się także w nocy. Był z tym pewien kłopot, bo na samym początku akcji naszą przyczepę upatrzył sobie na sypialnię pewien badacz UFO, który zaczął potem jednak sypiać we własnym samochodzie, więc problem rozwiązał się sam. Obowiązkiem dyżurującej osoby była nie tylko obserwacja pola, ale także odpowiadanie na pytania osobom przyjeżdżającym do Wylatowa, które chciały obejrzeć piktogramy. Na wyposażeniu przyczepy zawsze była jakaś ręczna kamera Hi8 albo DV na wszelki wypadek, ale trzeba przyznać, że znaczenie jej spadło w momencie uruchomienia monitoringu. Dyżury w przyczepie sprawdzały się znakomicie i trwały aż do końca lipca. Sprawa patrolowania pól wyglądała inaczej. Po Wylatowie kręciło się tylu ciekawskich, że czasami okoliczne drogi wyglądały jak deptaki w kurorcie. Poza tym w Bazie bywało nawet po 30 osób, które bezustannie chodziły po okolicy. Patrole oczywiście były, choć nie tak regularne, jak dyżury w przyczepie. Patrolami nazywaliśmy wszelkie eskapady "ludzi z Bazy", którzy w nocy wyruszali sprawdzić, czy coś złego nie dzieje się na drodze czy obserwowanych przez nas polach. Czasami na tzw. "patrol" wyruszano pojedynczo, czasami w kilka osób. Zdarzało się, że ktoś dostrzegł "podejrzane" światło latarki lub trzeba było sprawdzić, czy niektóre "niezidentyfikowane światła" nie są przypadkiem światłami stojącego przy drodze samochodu.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 20) Czy to prawda, że wasz monitoring okazał się nieskuteczny, a kamery w ogóle "nie widziały" w nocy? Jakich kamer używaliście? Czy monitoring był wyłączany na noc?

Odp.: Zanim odpowiemy na to pytanie, opowiemy Wam pewną historię. Kiedy ruszył monitoring 25 czerwca 2003 roku, wtedy czekaliśmy na dowiezienie nam profesjonalnego magnetowidu z zapisem 24h, który pozwalałby na ciągłe nagrywanie monitorowanego obszaru. Obraz nagrywaliśmy na cztery zwykłe magnetowidy 6-głowicowe, a nocne zmiany kaset były istnym koszmarem! 30 czerwca magnetowid na szczęście dotarł i od tej pory zapis był bezlitosny - nawet gdyby poszedł prąd, to i tak mieliśmy UPS-y, więc w wypadku przerwy w dostawie prądu "maszyna szła by do przodu". Ostatni piktogram w Wylatowie pojawił się rano 7-go lipca, a potem... cisza! Mijał tydzień za tygodniem, atmosfera w Bazie znacznie zgęstniała. Kolejne osoby zaczęły mieć pretensje do Roberta Bernatowicza, że... nie wyłącza monitoringu na noc! To był istny cyrk. Dotarły do nas informacje, że przez brak nowych piktogramów dramatycznie spadło zainteresowanie witryną internetową o Wylatowie. To też zaczęło sprawiać, że była na nas wywierana presja, aby wreszcie "wyłączyć na noc sprzęt". Wszystko przez "upór Pana Prezesa"; zaczęło być niewesoło. Im bliżej końca akcji, tym presja na Roberta Bernatowicza była większa.

- Co Ci szkodzi do diaska? Wyłącz te kamery choć na jedną noc, kilka godzin...
Daj tym ufiastym choć jedną szansę!

Robert Bernatowicz był nieugięty, takiego samego zdania był Marek Rymuszko, podobnie Nancy Talbott. Gdyby być niekonsekwentnym, wtedy cała ta operacja monitoringu nie miałaby żadnego sensu! Kulminacją całego cyrku związanego z kamerami "nocą" była wizyta jednego z gospodarzy z Wylatowa, zresztą bardzo znanego. Przyniósł on pół litra, zagrychę i spróbował w ten sposób przekonać prezesa NAUTILUSa, że może jednak warto wyłączyć na tych kilka godzin "te kamerki, bo widzi pan Panie Robercie, że ONI odlecą gdzieś indziej..."!

Taka była okrutna prawda o nocnym wyłączaniu kamer. Gdyby kamery były atrapami lub byłyby nieskuteczne, to nie było by tego całego cyrku wokół uporu prezesa NAUTILUSa. Skąd się wzięła plotka o tym, że kamery były wyłączane na noc? Można tylko się domyślać, jak duża musiała być determinacja zawistnych nam osób, że zaczęli mówić takie bzdury. Oświadczamy niniejszym, że kamery naszego monitoringu sprawdziły się rewelacyjnie, a ich czułość w nocy była nawet dla nas niespodzianką. Kiedy było widno, zapis był tak wyraźny, że nawet z odległości kilkuset metrów mogliśmy rozpoznać po sylwetce lub koszuli, kto idzie drogą "przy silosie". Obawialiśmy się, że najgorzej będzie w nocy, ale okres całkowitych ciemności przypadał na zaledwie cztery godziny, mniej więcej od 22.00 do 2.00, kiedy już zaczynało się wyraźnie przejaśniać. Nasze kamery były nowoczesnymi kamerami używanymi w monitoringu przemysłowym (nie ma specjalnych kamer do badań ufologicznych), ale jakość obrazu przez nich przekazywanego była wręcz zastanawiająca. Tu jedna uwaga - najsprawniejsze okazały się kamery czarno-białe, które biły na głowę jakością obrazu ich kolorowe odpowiedniki i dlatego na najważniejsze pola były skierowane właśnie te najbardziej czułe. W okresie całkowitych ciemności było widać każde światło, nawet najmniejsze zapalenie latarki! Z doświadczeń z ubiegłych lat wiedzieliśmy, że kręgi były wykonywane nad ranem, często po godzinie drugiej w nocy (przykładem może być choćby rok 2002), więc wyłączanie monitoringu na te cztery godziny byłoby absurdem i ostatnią głupotą. W naszej pamięci pozostawał także opis wykonywania piktogramu, który opowiedział Jerzy Szpulecki. Mówił on wyraźnie o kuli światła, która roztaczała wokół siebie oślepiający blask. Wiedzieliśmy dobrze, że każdy jasny obiekt zostanie zarejestrowany przez nasz sprzęt. Problem pojawił by się wtedy, gdyby w polu kamer ktoś pokusił się o zrobienie piktogramu ("Bałwanek" powstał daleko od naszego monitorowanego obszaru, a poza tym faktycznie został zrobiony w małej szczelinie pomiędzy kamerami). Do godziny drugiej ilość osób z naszej Bazy kręcących się po okolicy była na tyle duża, że raczej próba wygniecenia kręgów podjęta przez ludzi byłaby trudna, o ile w ogóle możliwa. Co było naszym prawdziwym utrapieniem? Deszcz. Musicie wiedzieć, że na przykład w noc, kiedy wesoła ferajna ze Szczecina wygniatała "Bałwanka", lało prawie przez całą noc. Każda kamera miała specjalną grzałkę, ale czasami, z niezrozumiałych powodów, niedokładnie wysuszały one obiektywy kamer. Kiedy jeszcze na wiosnę poszukiwaliśmy sprzętu do monitoringu dowiedzieliśmy się, że istnieją specjalne japońskie kamery noktowizyjne, które są przystosowane do dalekiego zasięgu (ponad 1 kilometr). Cały sprzęt kosztował by wtedy tyle, ile średniej klasy helikopter. Wiedzieliśmy już, że powinniśmy poruszać się w obszarze realnym finansowo, choć i tak gdyby nie pomoc profesjonalnej firmy i kilku osób, to o naszym monitoringu nie mogłoby być mowy. W każdym razie na przyszłość: jeśli tylko ktoś będzie chciał przeprowadzić podobną akcję, to z czystym sumieniem polecamy nowoczesne kamery do monitoringu przemysłowego, ale jednak te z "wyższych półek cenowych", jakimi my dysponowaliśmy. I absolutnie musi być magnetowid w pełni profesjonalny z zapisem ze wszystkich czterech (lub więcej) kamer. Nagrywanie obrazu z każdej kamery na oddzielny magnetowid (co byliśmy zmuszeni robić przez kilka dni) jest prawdziwym koszmarem. Cały pokój po pewnym czasie wypełnia się kasetami magnetowidowymi a dyżury przy magnetowidzie zamieniają się w wartę wojskową... A jednak warto jest coś takiego zrobić! Mamy ogromną satysfakcję, że udało nam się nagrać kilka naprawdę niesamowitych przelotów obiektów, i to nie tylko w dzień, ale i w nocy. Monitoring przeprowadzony przez Fundację NAUTILUS był czymś, co było konkretnym działaniem stanowiącym próbę złapania "twórców kręgów" na gorącym uczynku. Jednocześnie był to także sprawdzian tego, jaka będzie reakcja twórców kręgów na takie przedsięwzięcie. Naszym zdaniem reakcja była zdecydowana i jest to ogromny krok na drodze do poznania istoty tego zjawiska. Z czym można było porównać nasz monitoring w Wylatowie? Z ręcznymi kamerkami w dłoniach wakacyjnych pasjonatów, którzy chodzili po wylatowskich zagajnikach? Wolne żarty! Osoby które były w Wylatowie mogły się przekonać na własne oczy, że dla wielu pobyt "badawczy" w Wylatowie ograniczył się tylko i wyłącznie do "przemieszczania" po polach z latarkami i lornetkami. To oni najgłośniej i najzajadlej krytykowali nasze kamery... Łatwo jest krytykować kogoś za coś, kiedy samemu nie zrobiło się nic - ta stara zasada sprawdziła się w tej sytuacji znakomicie. Wcale się nie dziwimy, że nasza akcja wzbudziła w nich tyle żalu i frustracji. Kamery się sprawdziły: działały non-stop i zarejestrowały kilka ciekawych rzeczy. Pokaz tego, co zarejestrował nasz monitoring i jaka była jakość obrazu (także w nocy), mieli okazję obejrzeć czytelnicy miesięcznika "Nieznany Świat" na multimedialnym wykładzie, który odbył się 23 października w Warszawie.


(zwiń odpowiedź)

Pyt. 21) Co z książką "Kontakt - Historia Prawdziwa" o wydarzeniach w Wylatowie? Kiedy będzie ją można przeczytać?

Odp.: Mamy dobre wiadomości - dzięki uporczywej presji wywieranej na Roberta Bernatowicza przez jego przyjaciół z Fundacji książka jest szczęśliwie na ukończeniu i jest gotowa nawet okładka (już wkrótce na naszych stronach www!). Jest to książka, która z założenia ma być dobrą literaturą, a nie tylko "zapisem wydarzeń". Czytaliśmy fragmenty i powiemy Wam tylko tyle, że... nie można się oderwać! Będzie tam opisany także dokładnie cały okres początku kręgów w Wylatowie, kiedy to dobrą sprawą Wylatowa nie interesował się pies z kulawą nogą. Robert Bernatowicz jeździł do Wylatowa już w 2000 roku (nie mówiąc o roku 2001) i to przecież dzięki jego prawidłowemu odczytaniu przekazu zawartego w piktogramach o "powrocie twórców piktogramów" była możliwa akcja w 2002. To także on wpadł na pomysł stworzenia własnej bazy w Wylatowie, który potem w tak koślawy sposób był papugowany; wiele osób zdaje się o tym zapominać. W każdym razie warunek był jeden - jeśli miałaby powstać książka "dla ufologów", to od razu można byłoby dać sobie spokój z jej pisaniem. Książka musi więc być "dla wszystkich", a ta sztuka wymaga talentu i dobrego pióra. Ale o to akurat możecie być spokojni.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 22) Dlaczego nie ma na Waszych stronach normalnego działu Forum, gdzie każdy, kto tylko chce, może dać swoją wypowiedź?

Odp.: Jest to oczywiście przemyślane posunięcie, aby uniemożliwić wypisywanie niestworzonych głupot. Poczytajcie sobie różne "Forum"-y i zwróćcie uwagę na poziom wypowiedzi. Czasem wystarczy, że znajdzie się jedna osoba wypisująca bzdury, a całe Forum zamienia się w wielką żenadę (ostatnio mieliśmy tego przykład). Nie jest to dobry pomysł. Poza tym chcemy, aby nasza witryna była inna od setek podobnych do siebie, jak jednojajowe bliźnięta. Ci, co szukają podobnych witryn po sieci wiedzą, o co nam chodzi. Natomiast wszystkie rozsądne wypowiedzi i pytania będą z czasem prezentowane na naszych stronach, ale zrobimy to w elegancki i nowatorski sposób.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 23) Czy sami jesteście ufologami? Których badaczy UFO uważacie za wiarygodnych?

Odp.: To smutne, że Fundacja NAUTILUS jest w takim stopniu utożsamiana tylko i wyłącznie z zagadnieniami UFO. Widzimy to choćby po mailach, które przychodzą do naszej redakcji. Musimy to zmienić, wszystko przez akcję Wylatowo... Otóż oświadczamy, że nie jesteśmy ufologami i nie chcemy zawęzić się tylko i wyłącznie do ufologii. Jakie zresztą kryteria mają o tym zdecydować? Ilość przebadanych spraw? Ilość posiadanych zdjęć? Ilość zanotowanych przelotów UFO? Gdyby tak przyjąć, to nasze wieloletnie archiwa byłyby... ale naprawdę - nie możemy ograniczać się tylko do ufologii. Ostatnio zdarza się, ze nastoletnie dzieciaki tytułują się ufologami, bo oni "się interesują UFO"... Nie, my na pewno ufologami nie jesteśmy i daje nam to niezwykle komfortową sytuację. Jeśli chodzi o polskich badaczy UFO, to wszyscy oni zmieszczą się w jednej sali gimnastycznej, a i to nie największej. To elitarna grupa! Są tam ludzie bardzo porządni, że wymienimy na przykład pana Bronisława Rzepeckiego - skromnego i uczciwego mieszkańca pięknego miasta Kraków. Człowiek ten wykonał przez wiele lat nieprawdopodobną pracę polegającą na spisywaniu setek relacji przelotów UFO, lądowań, wzięć, itp. Szkoda, że mimo tego żadna poważna instytucja tym się nie zainteresowała... W Warszawie przez wiele lat niekwestionowanym autorytetem był Kazimierz Bzowski, wielce zasłużony dla badania tego zjawiska. Szkoda, że odszedł Arnold Mostowicz... Od jego książek wielu zaczynało swoją przygodę z "tropieniem obcych". W każdym razie można by jeszcze kilku Panów wymienić, może ze dwóch... Szkoda, bo np. w Stanach Zjednoczonych takich ludzi są setki.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 24) Czy robiliście pomiary radioaktywności na polach w Wylatowie? Czy macie takie wyniki?

Odp.: Tak, choć naprawdę nie ma o czym mówić, przynajmniej jeśli chodzi o radioaktywność. Mamy tzw. licznik Geigera, który za 50 złotych kupiliśmy "od ruskich" na koronie warszawskiego Stadionu Dziesięciolecia kilka lat temu. W 2000 i w 2001 roku faktycznie zabieraliśmy ten licznik wszędzie, gdzie się dało i mierzyliśmy "pole". Szybko okazało się, że nie ma żadnej zwiększonej radioaktywności w kręgach zbożowych, a pomiary "pola" wewnątrz kręgu i poza nim były takie same. Można powiedzieć "dzięki Bogu", bo kto by w sytuacji zwiększonej radioaktywności chodził po piktogramach? Po dwóch lat uznaliśmy, że piktogramy są bezpieczne, tzn. pozbawione zwiększonej dawki promieniowania i prawdę mówiąc licznik Geigera został trochę przez nas zapomniany - wyparły go mierniki pola magnetycznego. Jedno z takich urządzeń przez trzy miesiące prezentowaliśmy na wystawie w Chabsku. I w tym wypadku też nie stwierdziliśmy żadnego zwiększonego pola magnetycznego wewnątrz kręgów. Publikowanie wyników badań nie miało więc większego sensu. Po prostu wszystkie pomiary były takie same. Inaczej było w przypadku odchylenia kompasu, choć - przyznajmy to szczerze - to też nie było regułą. Raz tylko słyszeliśmy o przypadku, kiedy w 2001 roku w piktogramie w Wylatowie zwanym "Hostią" doszło do niesłychanego przypadku, kiedy wskazówka kompasu kręciła się w kółko, a kompas należał do jednego z dziennikarzy, który przyjechał do Wylatowa i był podobno przeciwnikiem teorii nadnaturalnego pochodzenia piktogramów. Nie byliśmy świadkami tego wydarzenia, więc nie jesteśmy tego pewni. Jeśli chodzi o sprzęt pomiarowy - dzięki wizycie Nancy Talbott wiemy, co warto mieć w swoim wyposażeniu. Kosztuje to sporo, ale mamy życzliwych ludzi w Niemczech (pozdrawiamy Ciebie Ryszard, jeśli czytasz te słowa!), którzy zakupili dla nas kilka urządzeń, w tym noktowizor, który także pokazywaliśmy na wystawie w Chabsku. Mamy też ciekawostkę, ładny gadżecik - tzw. Kieszonkowy Miernik Tesli, jednak wersja, którą posiadamy, nie do końca się sprawdziła - była za mało dokładna. O wiele lepszy jest tzw. Miernik Smogu Magnetycznego - kolejna nasza tegoroczna zdobycz. Pokazuje to samo, ale jest o niebo dokładniejszy niż tzw. Tesla Monitor (odradzamy zakup takiego urządzenia, szkoda pieniędzy). Co nam jest potrzebne? Potrzebujemy sprzętu do badania i wytwarzania (w celach badawczych) mikrofal, gdyż mikrofale odgrywają ogromną rolę podczas robienia piktogramów (od naszych niemieckich przyjaciół mamy obiecany taki sprzęt). Na naszym wyposażeniu znajduje się również rzecz najprostsza, ale niezwykle skuteczna, czyli... zwykły antyradar, który idealnie sprawdza się w sytuacjach, kiedy pojawiają się obiekty UFO. Prawdopodobnie uaktywnia się wtedy, kiedy taki obiekt wytwarza silne pole magnetyczne i przelatuje w pobliżu. Zupełnie niesamowicie prosta sprawa, wręcz powalająca swoją prostotą. To odkrycie jednak zostało już dawno poczynione przez naszych zachodnich kolegów, a my jedynie je wykorzystaliśmy. Z ciekawych urządzeń wymienimy elektroniczny kompas, który wreszcie pozwolił nam ostatecznie ustalić, czy jest "odchylenie kireunku pola w kręgu czy też nie". Dostaliśmy go dopiero pod koniec akcji Wylatowo, więc nie było nam dane go w pełni sprawdzić - takie doświadczenie trzeba będzie przeprowadzić bezpośrednio po powstaniu kręgu. O krótkofalówkach i radiach CB nie wspominamy, bo tego akurat sprzętu mamy już w bród a sprawdził się on w Wylatowie znakomicie.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 25) Kiedy zrobicie prezentację materiałów z Wylatowa?

Odp.: Taka prezentacja już się odbyła dla czytelników "Nieznanego Świata", a miała miejsce 23 października. Wszyscy uczestnicy wspominają to spotkanie jako niezapomniane przeżycie. Pokazaliśmy tam słynny już film z tańczącą kulą ze Żnina, który trwa prawie trzy i pół minuty! Faktycznie nie wspominaliśmy o tym na stronach - nasz błąd, nasza wina. Czy zrobimy następną prezentację? Tak, ale po otrzymaniu materiałów ze Stanów Zjednoczonych. Wysłaliśmy takie materiały do Nancy Talbott i chyba dopiero po ekspertyzie, którą wykona jej znajomy specjalista od efektów specjalnych, będzie można powiedzieć coś więcej.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 26) Dlaczego nic nie mówicie, że próbowaliście podpalić pola w Wylatowie i ktoś Was podobno widział, jak to robiliście... Dlaczego nie odpowiadacie na trudne pytania?

Odp.: Na to pytanie faktycznie nie odpowiedzieliśmy, bo uznaliśmy je za zupełnie idiotyczne. Nie tylko, że nie podpalaliśmy pól w Wylatowie, ale wręcz goniliśmy wszystkich, którzy na polach próbowali zapalić papierosa! To dzięki nam na całym obszarze "Ground Zero" został ustanowiony zakaz palenia, co zresztą było napisane na specjalnej tablicy. W Wylatowie doszło co prawda do pożaru pól (kiedy nas tam już dawno nie było), lecz fakt ten miał miejsce chyba we wrześniu: płonęło wtedy ściernisko, zaś podpalenie było przypadkowe.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 27) Słyszałem, że była jakaś wystawa w Chabsku poświęcona kręgom zbożowym i Nautilusowi. Dlaczego nic o tym nie było na Waszych stronach?

Odp.: Potwierdzamy, że taka wystawa miała miejsce, a została uroczyście otwarta praktycznie pod koniec lipca przez Nancy Talbott. Prezentowaliśmy na niej zdjęcia wykonane przez Joannę Karwat pokazujące wylatowskie piktogramy i zwykłe życie w naszej bazie. Wystawa miała charakter multimedialny, więc pokazywany był także film, jak wyglądał zwykły dzień w Bazie, nasza przyczepa campingowa, monitoring. Na wystawie zademonstrowaliśmy także kilka rekwizytów, jak miernik do mierzenia pola magnetycznego, radiostacje, noktowizor itp. Wystawa była niezwykle sympatyczna i udana, zaś w tej chwili w całości będzie przeniesiona na miesiąc na północ Polski, poinformujemy o tym na naszych stronach. Natomiast faktycznie - brak relacji o wystawie Fundacji NAUTILUS na naszych stronach to nasza wina i... tyle w tej sprawie.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 28) Słyszałem, że wszystkie zdjęcia kul zostały przez Was sfałszowane, a robiliście to we współpracy ze znanym polskim reżyserem. Dlaczego to ukrywacie?!

Odp.: Czytając różnego rodzaju wypowiedzi w Internecie poświęcone Fundacji NAUTILUS mamy czasami wrażenie, że zawiść i zazdrość powoduje rodzaj obłędu graniczącego z absurdem. To pytanie znakomicie spełnia powyższy warunek. Nigdy nie ośmielilibyśmy się fałszować zdjęć czy nagrań wideo, gdyż w ten sposób zanegowalibyśmy sens całej naszej działalności. Tym "znanym reżyserem" jest pewnie nasz Jarek Żamojda, twórca "Młodych Wilków", który razem z Robertem Bernatowiczem, Joanną Karwat i Gosią Corvalan zakładali Fundację w 2001 roku. Jarek jest niezwykle porządnym i etycznym człowiekiem, nigdy nie ośmieliłby się pozwolić sobie na jakiekolwiek fałszerstwo. Co więcej - bardzo krytycznie odnosił się do niektórych nagrań wideo, które zostały zarejestrowane w Wylatowie. Mamy nadzieję, że odpowiedź na to pytanie wszystko wyjaśnia. Chyba, że chodzi o jakiegoś innego "znanego reżysera", ale o tym my już nic nie wiemy.

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 29) Dlaczego nie macie własnego programu w telewizji? Przecież Robert Bernatowicz mógłby taki program poprowadzić i na pewno byłby to przebój.

Odp.: Z programem w telewizji nie jest tak prosto, jak wielu z Was myśli. Kilka lat temu prowadzone były rozmowy z telewizją publiczną w sprawie zrealizowania telewizyjnej wersji NAUTILUSa, co - naszym zdaniem - byłoby naprawdę fantastyczną sprawą, programem, jakiego jeszcze rynek telewizyjny w Polsce nie widział. Wtedy jednak TVP2 zakupiło nową partię odcinków serialu X-Files i tym samym uznano, że "ta tematyka" już ma swoje miejsce w ramówce. Inna sprawa, że ze strony Roberta Bernatowicza też nie było zbyt dużej chęci do "szklanego ekranu"; wtedy było Radio Zet... A jednak sprawa programu w telewizji robionego z namaszczeniem już teraz całej machiny Fundacji NAUTILUS powraca cały czas. Obecnie są także prowadzone w tej sprawie rozmowy, ale na szczegóły przyjdzie czas. Zdradzimy jedynie, że chcemy z całego świata ściągać do Polski najlepsze filmy dokumentalne poświęcone tej tematyce i na tym zakończmy na razie tę odpowiedź. Aha, i jest jeszcze serial fabularny "N jak NAUTILUS", którego scenariusz został napisany przez Roberta Bernatowicza, i który spokojnie czeka na "lepsze dni".

(zwiń odpowiedź)

Pyt. 30) Dlaczego nie współpracujecie z programem TVN "Nie do Wiary"? Czy oglądacie go? Dlaczego nic nie wspomniano o Nautilusie i Fundacji w odcinku NDW o Wylatowie, a występowali tam jacyś faceci, których nikt nie znał? Program był nudny, zawiodłem się.

Odp.: Zacznijmy od tego, że to Robert Bernatowicz ... stworzył ten program i od początku do końca wymyślił całą koncepcję Strefy 11! Nazwa Strefa 11 została przez niego wymyślona na 9-tym piętrze warszawskiego wieżowca Intraco, gdzie razem ze swoimi przyjaciółmi wspólnie zastanawiali się, jak ten program ma wyglądać. "Początkowo chciałem nadać nazwę Strefa 21, ale pomyślałem, że to będzie trochę jak z gry 'w oczko' i wiele osób pomyśli, że jest to program o hazardzie. Ponieważ do mojego domu jeździł autobus z numerem 111, więc postanowiłem nadać Strefie ten numer, ale był za długi. Skreśliłem jedną jedynkę i tak powstała Strefa 11" - opowiada Robert Bernatowicz.

Z propozycją stworzenia takiego programu do Roberta zgłosił się Edward Miszczak, dyrektor programowy telewizji TVN, który był kiedyś wiernym fanem audycji NAUTILUS. Bernatowicz dostał propozycję prowadzenia takiego programu i w zasadzie to właśnie na jego osobie opierał się cały projekt. Edward Miszczak dał mu wtedy wolną rękę i powiedział: "Zrób taki sam program, jak NAUTILUS w Radiu, żeby była podobna atmosfera". Wtedy jednak okazało się, że zaszkodziłoby mu to w umowie, jaką miał wówczas zawartą z Radiem Zet, a poza tym nie chciał stracić tej cudownej "anonimowości", jaką gwarantowało mu radio. Powstała niebezpieczna sytuacja: scenariusze odcinków były napisane, scenografia była gotowa, ale nie było... prowadzącego! Producenci wpadli w panikę, dyrektor programowy odchodził od zmysłów, producenci brali pod uwagę nawet Huberta Urbańskiego, późniejszego prowadzącego program "Milionerzy"! W desperacji jeden z producentów programu przypomniał sobie, że ma w rodzinie dalekiego kuzyna, który jest handlowcem i biznesmenem, spotykają się na różnych przyjęciach rodzinnych, a facet wygląda "intrygująco i przekonująco, jak jakiś supergość z Ameryki". I tak w projekcie pojawił się Maciej Trojanowski. Naszym zdaniem był to dobry strzał, niemal "na pięć minut przed gwizdkiem kończącym mecz".

Duża walka toczyła się o nazwę programu. TVN wybrał akurat nazwę "Nie do Wiary", która nam najmniej odpowiadała, gdyż zawierała "negację", a my uważaliśmy, że wystarczy nazwać program Strefa 11. Po latach wydaje nam się, że mieliśmy rację, gdyż to właśnie nazwa Strefa 11 - a nie "Nie do Wiary" - stała się bardziej popularna wśród ludzi. Robert Bernatowicz napisał scenariusze dla pierwszych kilkunastu odcinków "NDW", program miał dosyć duży budżet. Potem TVN miał przejściowe kłopoty, doszło do konfliktu z producentami Paradise Pictures Production... Po wakacjach (a był to rok bodajże 1996) "Nie do Wiary" pojawiło się ponownie na antenie, ale już jako produkcja wewnętrzna TVN. Pozostawiamy to bez komentarza.

Jak układa się nam - twórcom programu - współpraca z "własnym dzieckiem"? Wydaje się, że z tych lub innych powodów jesteśmy przez NDW omijani dużym łukiem, choć inna sprawa, że nigdy nie zabiegaliśmy o jakąkolwiek współpracę. Przykładem jest choćby program o Wylatowie. Ekipa NDW przez kilka dni kręciła materiały o Wylatowie, aby dopiero ostatniego dnia, prawie przed samym wyjazdem, zapytać prezesa NAUTILUSa, czy chce coś powiedzieć przed kamerą... Kto był w Wylatowie ten wie, że realizując program o fenomenie w Wylatowie i nie wspomnieć o Fundacji, Bazie NAUTILUSa, akcji monitoringu - to naprawdę wielka sztuka. Program miał innych bohaterów, a wypowiedź w nim kogoś z NAUTILUSa byłaby zmarginalizowana do minimum - taka wypowiedź nie miała sensu. I tyle odpowiadając na to pytanie.

Program NDW jest kręcony w krakowskich studiach TVN i w naturalny sposób związał się z osobami z tego regionu, a zwłaszcza z jednym ekspertem - zresztą wyjątkowo niechętnie nastawionym do Fundacji NAUTILUS - który w 1997 roku po raz pierwszy do tego programu został zaproszony przez... Roberta Bernatowicza. Aż trudno w to uwierzyć, prawda?

Programu merytorycznie oceniać nie będziemy, gdyż byłoby to raczej nieeleganckie. Na pewno dobrze, że taki program jest, gdyż im więcej się mówi o sprawach związanych z zagadnieniami typu X-Files, tym lepiej. Widzieliśmy kilka odcinków, które nam się bardzo podobały, inne zupełnie nie i tyle komentarza w tej sprawie. Obaj Panowie, czyli Robert Bernatowicz i Maciej Trojanowski, mieli kilka razy okazję zamienić parę miłych słów. Jednak historia tego programu jest taka, jak to przedstawiliśmy i trudno w tej sytuacji podejrzewać, że dojdzie do wielkiej współpracy Fundacji NAUTILUS i Strefy 11. Mamy nadzieję, że wyjaśniliśmy to dostatecznie jasno. Ze swej strony życzymy naszym krakowskim kolegom powodzenia i trzymamy kciuki, aby jak najdłużej utrzymali się w ramówce stacji.


(zwiń odpowiedź)

STRONA
1 2 3 4
Strona 2 / 4

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Piątek, 20 grudnia 2024 | Drony nad USA? Takiego numeru jeszcze świat nie widział!

czytaj dalej

FILM FN

DRONY NAD USA

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.