Odp.: Zanim odpowiemy na to pytanie, opowiemy Wam pewną historię. Kiedy ruszył monitoring 25 czerwca 2003 roku, wtedy czekaliśmy na dowiezienie nam profesjonalnego magnetowidu z zapisem 24h, który pozwalałby na ciągłe nagrywanie monitorowanego obszaru. Obraz nagrywaliśmy na cztery zwykłe magnetowidy 6-głowicowe, a nocne zmiany kaset były istnym koszmarem! 30 czerwca magnetowid na szczęście dotarł i od tej pory zapis był bezlitosny - nawet gdyby poszedł prąd, to i tak mieliśmy UPS-y, więc w wypadku przerwy w dostawie prądu "maszyna szła by do przodu". Ostatni piktogram w Wylatowie pojawił się rano 7-go lipca, a potem... cisza! Mijał tydzień za tygodniem, atmosfera w Bazie znacznie zgęstniała. Kolejne osoby zaczęły mieć pretensje do Roberta Bernatowicza, że... nie wyłącza monitoringu na noc! To był istny cyrk. Dotarły do nas informacje, że przez brak nowych piktogramów dramatycznie spadło zainteresowanie witryną internetową o Wylatowie. To też zaczęło sprawiać, że była na nas wywierana presja, aby wreszcie "wyłączyć na noc sprzęt". Wszystko przez "upór Pana Prezesa"; zaczęło być niewesoło. Im bliżej końca akcji, tym presja na Roberta Bernatowicza była większa.
- Co Ci szkodzi do diaska? Wyłącz te kamery choć na jedną noc, kilka godzin...
Daj tym ufiastym choć jedną szansę!
Robert Bernatowicz był nieugięty, takiego samego zdania był Marek Rymuszko, podobnie Nancy Talbott. Gdyby być niekonsekwentnym, wtedy cała ta operacja monitoringu nie miałaby żadnego sensu! Kulminacją całego cyrku związanego z kamerami "nocą" była wizyta jednego z gospodarzy z Wylatowa, zresztą bardzo znanego. Przyniósł on pół litra, zagrychę i spróbował w ten sposób przekonać prezesa NAUTILUSa, że może jednak warto wyłączyć na tych kilka godzin "te kamerki, bo widzi pan Panie Robercie, że ONI odlecą gdzieś indziej..."!
Taka była okrutna prawda o nocnym wyłączaniu kamer. Gdyby kamery były atrapami lub byłyby nieskuteczne, to nie było by tego całego cyrku wokół uporu prezesa NAUTILUSa. Skąd się wzięła plotka o tym, że kamery były wyłączane na noc? Można tylko się domyślać, jak duża musiała być determinacja zawistnych nam osób, że zaczęli mówić takie bzdury. Oświadczamy niniejszym, że kamery naszego monitoringu sprawdziły się rewelacyjnie, a ich czułość w nocy była nawet dla nas niespodzianką. Kiedy było widno, zapis był tak wyraźny, że nawet z odległości kilkuset metrów mogliśmy rozpoznać po sylwetce lub koszuli, kto idzie drogą "przy silosie". Obawialiśmy się, że najgorzej będzie w nocy, ale okres całkowitych ciemności przypadał na zaledwie cztery godziny, mniej więcej od 22.00 do 2.00, kiedy już zaczynało się wyraźnie przejaśniać. Nasze kamery były nowoczesnymi kamerami używanymi w monitoringu przemysłowym (nie ma specjalnych kamer do badań ufologicznych), ale jakość obrazu przez nich przekazywanego była wręcz zastanawiająca. Tu jedna uwaga - najsprawniejsze okazały się kamery czarno-białe, które biły na głowę jakością obrazu ich kolorowe odpowiedniki i dlatego na najważniejsze pola były skierowane właśnie te najbardziej czułe. W okresie całkowitych ciemności było widać każde światło, nawet najmniejsze zapalenie latarki! Z doświadczeń z ubiegłych lat wiedzieliśmy, że kręgi były wykonywane nad ranem, często po godzinie drugiej w nocy (przykładem może być choćby rok 2002), więc wyłączanie monitoringu na te cztery godziny byłoby absurdem i ostatnią głupotą. W naszej pamięci pozostawał także opis wykonywania piktogramu, który opowiedział Jerzy Szpulecki. Mówił on wyraźnie o kuli światła, która roztaczała wokół siebie oślepiający blask. Wiedzieliśmy dobrze, że każdy jasny obiekt zostanie zarejestrowany przez nasz sprzęt. Problem pojawił by się wtedy, gdyby w polu kamer ktoś pokusił się o zrobienie piktogramu ("Bałwanek" powstał daleko od naszego monitorowanego obszaru, a poza tym faktycznie został zrobiony w małej szczelinie pomiędzy kamerami). Do godziny drugiej ilość osób z naszej Bazy kręcących się po okolicy była na tyle duża, że raczej próba wygniecenia kręgów podjęta przez ludzi byłaby trudna, o ile w ogóle możliwa. Co było naszym prawdziwym utrapieniem? Deszcz. Musicie wiedzieć, że na przykład w noc, kiedy wesoła ferajna ze Szczecina wygniatała "Bałwanka", lało prawie przez całą noc. Każda kamera miała specjalną grzałkę, ale czasami, z niezrozumiałych powodów, niedokładnie wysuszały one obiektywy kamer. Kiedy jeszcze na wiosnę poszukiwaliśmy sprzętu do monitoringu dowiedzieliśmy się, że istnieją specjalne japońskie kamery noktowizyjne, które są przystosowane do dalekiego zasięgu (ponad 1 kilometr). Cały sprzęt kosztował by wtedy tyle, ile średniej klasy helikopter. Wiedzieliśmy już, że powinniśmy poruszać się w obszarze realnym finansowo, choć i tak gdyby nie pomoc profesjonalnej firmy i kilku osób, to o naszym monitoringu nie mogłoby być mowy. W każdym razie na przyszłość: jeśli tylko ktoś będzie chciał przeprowadzić podobną akcję, to z czystym sumieniem polecamy nowoczesne kamery do monitoringu przemysłowego, ale jednak te z "wyższych półek cenowych", jakimi my dysponowaliśmy. I absolutnie musi być magnetowid w pełni profesjonalny z zapisem ze wszystkich czterech (lub więcej) kamer. Nagrywanie obrazu z każdej kamery na oddzielny magnetowid (co byliśmy zmuszeni robić przez kilka dni) jest prawdziwym koszmarem. Cały pokój po pewnym czasie wypełnia się kasetami magnetowidowymi a dyżury przy magnetowidzie zamieniają się w wartę wojskową... A jednak warto jest coś takiego zrobić! Mamy ogromną satysfakcję, że udało nam się nagrać kilka naprawdę niesamowitych przelotów obiektów, i to nie tylko w dzień, ale i w nocy. Monitoring przeprowadzony przez Fundację NAUTILUS był czymś, co było konkretnym działaniem stanowiącym próbę złapania "twórców kręgów" na gorącym uczynku. Jednocześnie był to także sprawdzian tego, jaka będzie reakcja twórców kręgów na takie przedsięwzięcie. Naszym zdaniem reakcja była zdecydowana i jest to ogromny krok na drodze do poznania istoty tego zjawiska. Z czym można było porównać nasz monitoring w Wylatowie? Z ręcznymi kamerkami w dłoniach wakacyjnych pasjonatów, którzy chodzili po wylatowskich zagajnikach? Wolne żarty! Osoby które były w Wylatowie mogły się przekonać na własne oczy, że dla wielu pobyt "badawczy" w Wylatowie ograniczył się tylko i wyłącznie do "przemieszczania" po polach z latarkami i lornetkami. To oni najgłośniej i najzajadlej krytykowali nasze kamery... Łatwo jest krytykować kogoś za coś, kiedy samemu nie zrobiło się nic - ta stara zasada sprawdziła się w tej sytuacji znakomicie. Wcale się nie dziwimy, że nasza akcja wzbudziła w nich tyle żalu i frustracji. Kamery się sprawdziły: działały non-stop i zarejestrowały kilka ciekawych rzeczy. Pokaz tego, co zarejestrował nasz monitoring i jaka była jakość obrazu (także w nocy), mieli okazję obejrzeć czytelnicy miesięcznika "Nieznany Świat" na multimedialnym wykładzie, który odbył się 23 października w Warszawie.
(zwiń odpowiedź)