Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Ta historia powinna być zapamiętana przez każdą osobę, która choć raz w życiu zastanawiała się nad tajemnicą ludzkiego przeznaczenia. Kiedy w mediach słyszymy o tym, że ktoś tam w jakiejś miejscowości wygrał kilka milionów w lotto czy w innej loterii samochód, wtedy na pewno w głowie pojawia się myśl: dlaczego akurat on, a nie ja? Czy ta wygrana była mu przeznaczona? Czy gdzieś w gwiazdach ten człowiek miał zapisane, że dostanie taki właśnie prezent od losu? Zawsze powtarzam, że nasze życie przypomina wędrówkę, na której są stałe punkty czy wydarzenia, od nas niezależne. Duża wygrana na loterii jest absolutnie czymś, co było takiemu człowiekowi przeznaczone, chyba że jest jaką wskazówką daną przez opatrzność… ale posłuchajcie proszę mojej historii.
11 stycznia 2013 roku razem z grupą przyjaciół z FN polecieliśmy do Barcelony. Tę podróż planowaliśmy od bardzo dawna i miał to być miły „przerywnik” w naszej szaroburej, polskiej zimie. Po przylocie przywitało nas słońce i 16 stopni ciepła – po prostu inny świat! Mieliśmy dość napięty program pobytu, więc o nudzie nie mogło być mowy. Prawdę mówiąc prawie zapomniałem o tym, że 12 stycznia w sobotę wieczorem miała odbyć się ogromna impreza zamknięta dla pracowników firmy w której od kilku lat pracuję, czyli Polsatu. Okazja była wyjątkowa, gdyż telewizja właśnie obchodziła dwudziestolecie swojego istnienia i - co bardzo miłe - byłem na nią zaproszony. Czy było mi szkoda, że będę nieobecny? Owszem, ale... prawdę mówiąc zdecydowanie bardziej cieszyłem się z tego, że spędzę kilkadziesiąt godzin w słonecznej Barcelonie.
W sobotę ok. 22.20 razem z grupą przyjaciół wracaliśmy do Hotelu w centrum miasta. Ktoś zaproponował, aby zrobić mały eksperyment związany z medytacją. Na czym miał polegać? Ktoś koncentruje się i stara się przyciągnąć dobrą energię, a w tym czasie inni wykonują mu zdjęcia z ustawieniem bardzo wysokiej czułości ISO w aparatach fotograficznych. Na takich fotografiach czasami pojawiają się bardzo ciekawe rzeczy… ale wróćmy do wydarzeń z tego wieczoru. Zgodziłem się na propozycję, aby wziąć udział w tym doświadczeniu. Było za zimno, aby siadać na ziemi, ale… chwila skupienia i medytacji nie wymaga przecież jakiś szczególnych warunków. Stanąłem nieruchomo, zamknąłem oczy i opierając się o całą moją wiedzą postarałem się wyciszyć. Powtarzałem w myślach bardzo silną tybetańską mantrę. Oto zdjęcie, które wykonała w tym czasie moja koleżanka z pokładu Nautilusa:
Kiedy ja powtarzając mantrę i stojąc nieruchomo starałem się medytować w parku w Barcelonie nie miałem świadomości, że w tym samym czasie co do sekundy… w jednym z warszawskich klubów za chwilę stanę się bohaterem wieczoru!
Był to bowiem punkt kulminacyjny imprezy rocznicowej – losowanie samochodu dla jednego z pracowników Polsatu. W urnie było tak dużo losów (wszyscy pracownicy i współpracownicy koncernu), że szansa wylosowania samochodu była naprawdę minimalna. A jednak stała się rzecz wyjątkowa – wylosowano los z moim nazwiskiem! Pamiętam, że nagle ze stanu skupienia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Kto do mnie dzwoni o tej porze? W sobotę? Przecież wszyscy moi przyjaciele wiedzą, że jestem w Barcelonie. Odebrałem telefon, co zresztą także zostało uwiecznione na zdjęciu (poniżej).
W słuchawce usłyszałem krzyk mojego kolegi.
- Rany Boskie… gdzie ty jesteś?! Przed chwilą wygrałeś samochód! Sala dosłownie wyje, że ciebie tutaj nie ma… - kolega był tak rozemocjonowany, że przez chwilę nie mogłem zrozumieć, o co mu chodzi. Jaki samochód? Jaka impreza? Acha… no tak – wreszcie do mnie doszło to, co próbował mi wykrzyczeć do telefonicznej słuchawki mój redakcyjny kolega – chodziło o naszą firmową imprezę rocznicową. Pojąłem, że wśród pracowników był losowany samochód i że właśnie mój los został wybrany i to on okazał się tym zwycięskim. Zasady losowania były jednak jasne i uczciwe – samochód mógł odebrać tylko ktoś, kto był obecny na imprezie. Kiedy okazało się, że jestem nieobecny, losowano dalej. Cała sprawa naprawdę mnie rozbawiła i pomyślałem, że po prostu ten samochód nie był mi zapisany w gwiazdach. Od razu stało się dla mnie jasne, że gdybym był obecny tego dnia na tej imprezie, to z pewnością nie wylosowałbym tego auta. Na mój telefon komórkowy zaczęły przychodzić dziesiątki wiadomości SMS o mniej więcej podobnej treści (przykład poniżej).
Ja natomiast zacząłem się wtedy zastanawiać nad czymś innym. Przecież dosłownie przed chwilą medytowałem, starałem się skoncentrować i skupić w sobie energię... Czy to był przypadek, że w tym samym czasie los z moim imieniem i nazwiskiem został wylosowany w miejscu oddalonym o prawie trzy tysiące kilometrów? Jak to możliwe, że stało się to wszystko w tym samym czasie?! Przez moją głowę przelatywały dziesiątki myśli. Zaproponowałem, żebyśmy ruszyli w stronę hotelu, który był położony przy głównej alei Barcelony. Przemieszczaliśmy się małymi uliczkami. W jednej z nich zostałem zaatakowany przez szajkę złodziei, którzy próbowali wyrwać mi plecak. Miałem tam wszystko – dokumenty, paszport, pieniądze, karty kredytowe. Dosłownie wszystko! Dzięki pomocy przyjaciół (dziękuję Gosiu!) udało mi się cudem wyjść z opresji. Dopiero w hotelu doszło do mnie to, co się stało. Medytacja w parku, wygrana samochodu i bandycki napad – to wszystko wydarzyło się w ciągu dziesięciu minut. Nigdy nie wygrałem samochodu, ale też nikt nigdy na mnie nie napadł. Tymczasem te dwa wydarzenia nagle miały miejsce jedno po drugim, niczym strzały z karabinu maszynowego. Czy to był jakiś znak od opatrzności?
Czy „ktoś” chciał mi przez to coś powiedzieć? Niezwykle ciekawe jest także to, że owa medytacja w barcelońskim parku była w tym samym czasie, kiedy w Warszawie, na ogromnej scenie i w całkowitej ciszy, w obecności ogromnej rzeszy ludzi był wyciągany los z moim nazwiskiem… Wspaniała, iście filmowa scena! Mam nadzieję, że moja historia zapadnie wam w pamięć, gdyż moim zdaniem jest ze wszech miar osobliwa i niesie w sobie jakąś wielką zagadkę dotyczącą ludzkiego przeznaczenia. Do dziś na pokładzie Nautilusa nie możemy uwierzyć, że tak właśnie wyglądał ów sobotni wieczór 12 stycznia 2013 roku.
/KLIKNIJ NA LINK, ABY PRZEJŚĆ DO HYDEPARKU I SKOMENTOWAĆ WPIS KAPITANA/
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie