Dziś jest:
Poniedziałek, 25 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zbliża się rocznica pojawienia się UFO w Zdanach. Oczywiście jak co roku będziemy na miejscu, ale przy okazji zawsze zdumiewa mnie postawa ludzi, którzy są gotowi wygłaszać nawet najbardziej zidiociałe, wariackie tezy na granicy kabaretu, aby tylko na siłę „zdemaskować, opluć i w ich mniemaniu wyjaśnić wbijając w piach, bo… on widzi, on wie i już!”.
W sprawie UFO bywają bardzo zabawne sytuacje związane z pewnym bardzo szczególnym typem demaskatorów, których ja określam zdaniem „on widzi, on wie, on niczego nie musi udowadniać i… rób panie dzieju co chcesz!”
Niedługo minie 25 lat od czasu, kiedy zacząłem „działać w sieci” i publikować to czy owo związane z UFO czy nawet szerzej zjawiskami niewyjaśnionymi. Oczywiście 1995 to początek Nautilusa przez program w Radiu Zet, potem oczywiście powstanie Fundacji Nautilus i tak dochodzimy do punktu, w którym jesteśmy dzisiaj. Mój Boże, 25 lat… czasami sam się chwytam na tym, że nie jestem w stanie uwierzyć, że to wszystko jest prawdą i przez ćwierć wieku staram się dotrzeć do prawdy. Pragnę wszystkich moich sympatyków zapewnić, że z każdym rokiem moje zadziwienie naszym niezwykłym światem wokół rośnie i nie ma takiej możliwości, aby – co niestety obserwuję wśród wielu moich znajomych – „ciepnąć zabawkę w kąt, bo się znudziła i mam nową”… Nigdy się z tym nie pogodzę, że komuś może po prostu ot tak znudzić się poszukiwanie odpowiedzi na sprawy związane z sensem życia, obecnością obcych na naszej planecie czy innymi zagadnieniami dotyczącymi Boga czy ludzkiej duszy. Ale to taka moja uwaga na marginesie.
Wracając do jednak do zdjęć czy filmów, o których to postanowiłem dzisiaj Państwu napisać kilka słów – zauważyłem, że to właśnie zdjęcia czy filmy wyzwalają w ludziach największe pokłady głupoty, zacietrzewienia, uwolnienia kompleksów czy wszystkich innych podłych cech niestety będących w naszej polskiej naturze. Tłumaczę sobie to zaszłościami po okresie zaborów, ale… przyjmuję, że tak po prostu jest. Ludzie nie mają przeważnie o niczym pojęcia, świat znają „z klikania w sieci”, nie mają szans porozmawiania ze świadkami, nie badali niczego ani nie dokumentowali. Człowiek chce jednak poczuć się ekspertem, który „zdemaskuje i ośmieszy” (oczywiście w jego mniemaniu). Wtedy czuje się lepszy, coś wart, mądrzejszy niż inni i bardziej cwany.
Zawsze zdumiewa mnie fala tzw. „hejtu” (to dziwaczne słowo chyba na dobre zadomowiło się w polskim języku), który wylewa się po publikacji zdjęć UFO czy filmów. Od 25 lat powtarzam, że moim zdaniem ok. 10 procent z publikowanych przez nas tysięcy (nie setek, a tysięcy zdjęć!) przedstawia prawdziwe i niewyjaśnione zjawiska, a resztę można wyjaśnić. Publikowanie wszystkich (w tym także mających racjonalne wyjaśnienie) jest czymś normalnym i wszelkie pojękiwania o „publikowaniu tylko tych sprawdzonych” są oderwane od rzeczywistości i całkowicie nierealne, gdyż także te „nieprawdziwe” muszą być „wliczone w rachunek” przy prowadzeniu serwisu o dziwnych zjawiskach, który ma mieć tzw. skalę masową. Czy to cokolwiek zmienia w postawach takich ludzi? A skąd! Piszą jakieś idiotyzmy, że „taki jeden z drugim już nie wejdzie (choć oczywiście wchodzi aż mu się uszy trzęsą już następnego dnia!)”, że on „miał (akurat!) coś tam do nas, ale już to stracił po publikacji takiego czy siakiego zdjęcia”, że w ogóle to „dno”, że „on widzi”, że „on zdemaskował”, a my to „się nie znamy na niczym”. Oczywiście w domyśle jest, że „on się zna”.
Kiedyś na początku działalności w sieci nie bardzo orientowałem się w realiach internetu i po opublikowaniu jakiegoś zdjęcia, które zostało „oplute i wyśmiane” przez jakiegoś „internetowego eksperta” zacząłem z nim dyskusję, wymianę e-maili i tym podobne. Ba, nawet spotkałem się z nim! Nie zapomnę tego momentu, kiedy tego eksperta zobaczyłem w kafejce… Oto siedziała naprzeciwko mnie jakaś wystraszona nastoletnia sierota, która o niczym nie ma pojęcia, a zdjęcia „to w zasadzie robi jego brat”, a on to tak tylko pisał, że robi, bo robi tylko komórką. Pomyślałem „Rany Boskie… to ja się z nim boksowałem w sieci? To tego nastolatka, który siedząc naprzeciwko mnie ma ochotę dać szybko drapaka traktowałem jako „partnera w dyskusji o zdjęciach”?! Litości… To był ostatni raz, kiedy wszedłem w dyskusję z zawodnikiem „sieciowym demaskatorem, znawcą, ekspertem i nauczycielem od fotografowania” na temat zdjęć czy filmów z tematyki „X`Files”. Wyleczyłem się z tego skutecznie, ale cały czas nie mogę powstrzymać się od śmiechu z siebie, kiedy tego „eksperta od zdjęć” zobaczyłem w kawiarni…
Przy okazji Zdanów i tej serii fenomenalnych zdjęć muszę napisać o jeszcze jednej grupie, która od lat mnie zadziwia i rozbawia prawie do łez, a którą nazywamy „bo on widzi i… już”. Po publikacji zdjęć ze Zdanów błyskawicznie ujawnili się „eksperci od zdjęć” mający jeden, całkowicie miażdżący i kończący wszelką dyskusję argument sprowadzający się do zdania „bo on widzi, że to miski”, a w ogóle to „niczego nie musi” i „po prostu widzi, że to miski”. ;)
Mój kolega z pokładu okrętu Nautilus próbował rozmawiać z jednym z takich właśnie pożal się Boże „ekspertów od Zdanów’ i zawsze słyszał to samo: „on przecież widzi, że to miski”. Kolega tłumaczy temu „ekspertowi”, że przecież znamy świadków i uczestników tego incydentu i nie ma szans, aby oni robili inscenizację, bo przez 10 lat nikt czegoś takiego nie ukryje… Nie, to jego nie interesuje! Kolega tłumaczy dalej, że to nie mogła być mistyfikacja, gdyż sprawdziliśmy pliki i wszystkie są oryginalne, a z rzucaniem modeli jest tak, że na dziesięć rzutów modelem i zdjęć wychodzi w miarę dobrze jedno, góra dwa, a tu cała seria jest idealna i to jest dowód na to, że są to zdjęcia prawdziwe… Nie, jego to nie interesuje! Kolega mówi dalej, że obiekt rzeczywiście przypomina dwie połączone miski, ale mamy wyliczenia na podstawie odbicia elementów od powierzchni obiektu, że był potężny i miał ponad metr średnicy, a to wyklucza wszelkie modele… Nie, jego to nie interesuje!
Kolega się nie poddaje i tłumaczy, że sprawdziliśmy wszystkie dostępne w tamtym czasie „modele misek” dostępne w Polsce czy w Niemczech i żaden model nie pasuje kształtem choćby nawet w minimalnym zakresie do tego, co widać na zdjęciach ze Zdanów. Reakcja eksperta? Nie, jego to nie interesuje! Kolega nie wytrzymał i zaczął pokazywać zdjęcia wykonane przez zaciekłych demaskatorów. Na żadnym z nich od powierzchni obiektu nie odbija się nic poza jakimś rozmytym bohomazem, gdyż powierzchnie metalowych misek nie są żadnymi „lustrami” (a tak jest na zdjęciach ze Zdanów) tylko marnej jakości blachami, a brak takiego odbicia otoczenia jak na zdjęciach ze Zdanów wyklucza wszelkie teorie o „dwóch zlepionych miskach”! I co słyszy w odpowiedzi? Nie, jego to nie interesuje! Co w takim razie przesądza o tym, że on mimo dziesiątek elementów świadczących niezbicie o prawdziwości zdjęć ze Zdanów nadal do grobowej deski będzie wykrzykiwał patrząc ponuro spode łba, że to mistyfikacja? Argument jest jeden: „on widzi, że to miski, on niczego nie musi i… rób bracie co chcesz!”
W serwisie ukazał się właśnie kolejny odcinek z serii „Projektu KONTAKT”, ale tym razem zawierający moim zdaniem rzecz absolutnie wstrząsającą i najważniejszą, czyli rozmowę z głównym świadkiem i uczestnikiem tych wydarzeń, czyli panem Mariuszem. Dlaczego najważniejszą? No cóż… nikt z czytających te słowa nie miał okazji być w domu tej rodziny i pozbyć się nawet najmniejszych wątpliwości co do prawdziwości relacji o wydarzeniach z UFO z 2014, ale w jego głosie, sposobie mówienia, tych magicznych momentach, kiedy nagle zwraca się do żony Agnieszki… - to wszystko niczym rozbłysk magnezji wręcz obezwładnia tym, że to człowiek prawdomówny, który „niczego nie wymyślił”, który nie jest „cwaniakiem w ciemię bitym”, który dla żartu i „wielkich jaj z naiwniaczków badających UFO” zrobił inscenizację itp. itd. Dopiero po tym materiale do wielu osób dotarło, z czym tak naprawdę mamy do czynienia i co się wydarzyło w tej małej mieścinie w zachodniej Polsce
To właśnie relacje świadków w tej sprawie są tak ze sto miliardów bardziej istotne niż wszelkie zdjęcia czy filmy, gdyż te – jak powszechnie wiadomo – można zawsze sfałszować, choć potrzebne do tego jest kilka „drobiazgów”. Chcecie przykład? Oto zdjęcie obiektu wykonane przez p. Mariusza. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem to zdjęcie i przyjechałem do tej rodziny było dla mnie jasne, że ani on, ani jego żona, syn, ojciec, teść teściowa, matka, sąsiad czy Bóg wie jeszcze kto nie jest w stanie wykonać żadnego modelu, gdyż po prostu precyzja i niezwykłe szczegóły obiektu są poza zasięgiem wszelkich domorosłych modelarzy „wygniatających swoimi paluchami modelinę czy plastelinę”... Po naszym apelu opublikowany w serwisie o wykonanie „modelu” zaczęliśmy dostawać „żenujące farfocle”, które po wielu godzinach żmudnej pracy wyszły modelarzom. Jeden z nich nie przysłał zdjęć, bo – jak napisał – mu nie wyszło, ale zaproponował, że jak dostanie odpowiedni budżet (10 tys. euro), to wynajmie odpowiedni zakład rzemieślniczy i zrobi taki model, że „nam buty spadną”, a potem nalepi na szybę, bo… „on widzi, że to jest nalepione na szybę (?)”.
Mój kolega z pokładu zapytał tego „modelarza-demaskatora”, czy w takim razie nie dostrzega całkowitego wariactwa „teorii modelarskiej”, gdyż zrobienie tak niezwykłego modelu jest poza zasięgiem nie tylko tej rodziny, ale nawet „demaskatorów zaciekłych, zawziętych i zdeterminowanych z nieograniczonym czasem i pokładami plasteliny ze sklepów dla artystów”… usłyszał: nie, to jego nie interesuje! Na to kolega kontynuuje, że przecież ma okazję posłuchać świadka, którego relacja jest zgodna, spójna i wręcz obezwładnia wiarygodnością i nie ma co opowiadać idiotyzmy, że to „on albo – co już jest zupełnym idiotyzmem! – jego dziesięcioletni syn zrobili model pojazdu, którego nie udało się zrobić ludziom naprawdę zawziętym”… Nie, to jego nie interesuje! Na to kolega mówi dalej, że zdjęcia i filmy pokazują wyraźnie, że ta czerwona część pod obiektem świeci własnym światłem, a nie jest „dolepioną czerwoną modelinową grudką”… co słyszy? Nie, to jego nie interesuje!
Kolega mówił jeszcze o tym, że obiekt UFO wydaje dziwny dźwięk, że zmienia wymiary, że UFO to nie tylko „wielki jak stodoła obiekt”, ale także miniaturowy pojazd wielkości zapałki i jest moment, kiedy UFO na filmie jest dokładnie tej wielkości… i co? Nie, jego to nie interesuje! A jaki ma argument „kończący, zamykający i miażdżący”? A bo on… „widzi, że to model na szybie” i to, że swoimi grubymi paluchami nie będzie w stanie wykonać takiego modelu (lub choćby zbliżonego do tego, co widzimy na zdjęciach!) nawet „po stu latach pracy i dłubania przy swoim biurku” nie interesuje go, bo… nie i już! On widzi, on wie i… on niczego nie musi! ;)
Piszę ten tekst cały czas się uśmiechając, gdyż historia z Projektu KONTAKT jest dla mnie czymś absolutnie wyjątkowym nie ze względu na zdjęcia wykonane przez p. Mariusza czy nagrane filmy (w transie…) przez jego 10-letniego syna Mateusza, a nawet nie przez wstrząsającą wiarygodność tej rodziny. Te wydarzenia mają niezkły moment, kiedy sam stałem się w pewien sposób uczestnikiem tej historii, a jeden z jej elementów dosłownie „spotkałem osobiście” na swojej drodze i tu nie musiałem niczego weryfikować, gdyż sam doświadczyłem na własnej skórze tego, że „to się dzieje naprawdę”. Szczegóły poznacie już niedługo! A ja idę sobie do kuchni zrobić moją ulubioną herbatę z miodem.
Baza FN, 19 grudnia 2018
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie