Dziś jest:
Czwartek, 21 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
O tej sprawie dowiedziałem się przypadkiem. Po ataku 11 września 2001 roku wywiady różnych krajów (nawet na co dzień darzące się niechęcią, jak chiński czy rosyjski) podjęły niezależnie od siebie próbę rozpisania siatki miłośników wprowadzania władzy Allacha za pomocą bomb i zamachów. Uczestniczył w tym też wywiad polski, który bardzo szybko dzięki swojej dość dobrej siatce agentów na Bliskim Wschodzie rozpisał strukturę Al-Kaidy. Wiele nazwisk terrorystów pochodzących z Arabii Saudyjskiej (tego matecznika najbardziej agresywnej wersji Islamu) było ustalonych tylko i wyłącznie przez nasz wywiad.
Po 11 września różne wywiady świata postanowiły zrobić wyjątek od zasady i akurat w sprawie islamskiego terroryzmu wymienić się informacjami. Okazało się, że nie ważne, czy chodziło o wywiad pakistański, chiński, izraelski czy polski – nazwiska, sieć powiązań czy środki posiadane przez Al-Kaidę – informacje różnych wywiadów były bardzo zgodne i przeważnie pokrywały się ze sobą. W ten sposób podjęto bodaj po raz pierwszy akcję w historii naszej planety ustalenia informacji wywiadu ponad strukturami narodowymi. Rzecz naprawdę bez precedensu.
Polski wywiad – co może być zaskoczeniem dla wielu – nie musi się posiłkować danymi CIA czy NATO. Jeżeli chodzi o przebieg wydarzeń słynnego 11 września, polski wywiad ustalił błyskawicznie własną wersję wyydarzeń opartą o źródła osobowe w krajach, gdzie Al-Kaida budowała swoje struktury. Późniejsze informacje od wywiadu amerykańskiego były jedynie weryfikowane - polski wywiad wiedział więcej, niż mogłoby się śnić ludziom budującym swoją wiedzą o świecie wyłącznie o ogólnie dostępne media... Posiadamy własne, bardzo dobre informacje, w tym nazwiska wszystkich „Synów Allaha”, którzy choć na chwilę spotkali się z kimś z wielkich centrów światowego terroryzmu. Jest to tak zwana „gorąca lista”. Pozwala ona w miarę dokładnie sprawdzać wszystkich potencjalnie niebezpiecznych ludzi, którzy przybywają do Polski.
26 grudnia rankiem doszło do zabawnego incydentu. Opowiedział mi o nim jeden z najlepszych polskich ekspertów od islamskiego terroryzmu Krzysztof Liedel, który tego ranka odwiedził mnie w redakcji Polsatu. Oto w światowych mediach pojawia się niespotykana informacja. Na pokładzie amerykańskiego samolotu linii Delta Airlines rejs nr 253, na pokładzie którego znajdowało się 278 pasażerów, doszło do dziwnego incydentu. Pewien młody Nigeryjczyk próbował bezskutecznie odpalić na sobie „fajerwerki”, czym doprowadził do rozległych poparzeń własnego ciała. Pojawiło się nawet jego nazwisko - Abdul Mudallad. Na samym początku nikt nie wiązał tego wydarzenia z Al-Kaidą. Ot, może jakiś świr postanowił odpalić zakupione ognie sztuczne na sylwestra akurat na pokładzie samolotu. Jednak w siedzibie polskiego wywiadu jego nazwisko szybko wprowadzono do „bazy danych”. I natychmiast – jak powiedział Krzysztof Liedel – „ekrany zaczęły wręcz żarzyć się czerwonym, ostrzegawczym światłem”. Okazało się, że ten 23 letni zwolennik radykalnego rozprawienia się z niewiernymi od dawna figuruje w polskiej Bazie jako „skrajnie niebezpieczny”. Po raz kolejny polski wywiad okazał się o wiele skuteczniejszy, niż amerykański, gdyż oni o jego powiązaniu z Al-Kaidą dowiedzieli się od... samego niedoszłego samobójcy. Akurat tego nazwiska w ich bazie nie było!
Na temat terroryzmu toczyłem wielogodzinne rozmowy z najlepszymi polskimi ekspertami. To dzięki nim byłem w stanie zrozumieć wiele rzeczy, które pozornie wydawały mi się ze sobą niepowiązane. Szczególnie utkwiła mi jedna rozmowa, kiedy to mój rozmówca był wielkim pesymistą. Uważał on bowiem, że islamscy terroryści wcześniej czy później zaczną stosować tak zwane „klocki”. Na czym to polega? Wystarczy, że obudowa jego zegarka jest zrobiona z plastycznej masy X, a na przykład okulary z plastycznej masy Y. Samo X czy Y jest nie do wyłapania przez urządzenia na lotnisku. Wystarczy jednak, że w czasie lotu terrorysta zmiesza oba „klocki” i w ten sposób powstanie materiał wybuchowy, który zamieni samolot w dymiącą stertę szczątków.
„To jest nieuniknione, oni muszą wcześniej czy później na to wpaść, a wtedy... niech Bóg ma nas w swojej opiece” – mówił mój rozmówca z polskiego wywiadu.
Abdul Mudallad na pokładzie samolotu Delty użył właśnie klocków. Część materiału miał przylepione plastrem do nogi, a drugą część miał w bagażu podręcznym. Połączył oba „klocki” i próbował detonować na sobie wykrzykując przekleństwa w stronę załogi i pasażerów. Efekt tego odpalania był jedynie taki, że – jak zeznają świadkowie – zamienił się w żywą pochodnię. Materiał zamiast detonować – zapalił się. Tym razem się udało i 278 osób wróci żywych do domów. Ale pamiętam słowa owego eksperta – kiedy oni zaczną stosować „klocki”, to niech Bóg ma nas w opiece...
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie