Dziś jest:
Czwartek, 21 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Jak poznałem Elę? Dzięki Markowi Rymuszko, redaktorowi naczelnemu miesięcznika Nieznany Świat. W 1996 roku Marek zadzwonił do mnie i powiedział, że na Śląsku mieszka jakaś kobieta, która ma rzekomo niezwykłą zdolność. Twierdzi bowiem, że potrafi skoncentrować się i odbierać niezwykłe przekazy od jakiś inteligentnych bytów. Wtedy mało wiedziałem o tzw. channelingu, więc miałem wielką ochotę na własne oczy zobaczyć taką osobę. Czy wierzyłem w channeling? Tak, dopuszczałem możliwość, że channeling czyli pozazmysłowy kontakt z jakąś inteligencją jest prawdą, ale miałem jednocześnie mnóstwo wątpliwości co do wiarygodności takich osób. Minęło kilka tygodni, kiedy wreszcie był dobry moment, aby odwiedzić także Pilicę, gdzie mieszkała Ela razem ze swoją najbliższą rodziną, bratem i matką. Ela okazała się kobietą po 60-tce, bardzo pogodną i jednocześnie niezwykłą. Roztaczała wokół siebie niezwykłą aurę, miała także naprawdę bardzo osobliwe rysy twarzy, które dopełniały całego obrazu tej niezwykle zagadkowej postaci. Bardzo szybko zaproponowała, abyśmy "przeszli na ty", na co zgodziłem się z ogromnymi oporami z racji.. dużej różnicy wieku. Okazało się jednak, że Ela jest wyjątkowa nawet pod tym względem. Poznałem jej uroczą mamę i brata, który bardzo zainteresował się moim magnetofonem cyfrowym, bo mimo podeszłego wieku starał się być na bieżąco z techniką.
Zjedliśmy razem kolację. Bardzo często zdarza się, że ludzie będący świadkami przeróżnych manifestacji po zgłoszeniu się do FN z czasem stają się naszymi przyjaciółmi, naszymi bliskimi, z którymi utrzymujemy potem kontakt bynajmniej nie związany z przeżyciem „z pogranicza”. I wtedy już nie chodzi wcale o UFO czy duchy, ale o taką zwykłą ludzką więź, która wymaga złożenia życzeń z okazji świąt czy zjedzeniu wspólnie obiadu, kiedy akurat nasz pojazd NAUT-Mobile przejeżdża w pobliżu danej miejscowości. Pilica była bardzo ważnym miejscem na naszej mapie Polski właśnie dlatego, że mieszkała tam Ela i jej rodzina.
Wiele razy zastanawiałem się, czy rzeczywiście jej przekazy channelingowe są prawdziwe. Zawsze otrzymywała je w ten sam sposób. Najpierw bardzo długo koncentrowała się, wyciszała, czy wręcz medytowała. Nagle otrzymywała ciąg słów lub symboli, które natychmiast starała się zapisać. Miała bardzo staranne pismo, wręcz wzorcowe. W naszej Bazie jest oddzielna półka na listy od Eli z Pilicy, które zawierały fragmenty owych przekazów. Trzeba przyznać, że niektóre były niezwykle interesujące z jednego powodu: mówiły o wydarzeniach, które dopiero mają mieć miejsce. Ela bardzo często sama przyznawała, że ich treść jest dla niej samej niespodzianką.
Ostatnie lata były dla niej coraz trudniejsze. Najpierw śmierć matki, z którą nie potrafiła się pogodzić. Miała żal do siebie i do całego świata, że w owych przekazach nie było nawet słowa o tym, że choroba jej kochanej mamy okaże się śmiertelna. Z wielkim niepokojem śledziliśmy to, co się dzieje w Pilicy. Trzy lata temu bardzo ciężka choroba praktycznie przykuła Elę do łóżka na całą zimę. Razem z przyjaciółmi z Fundacji staraliśmy się jej pomagać tak, jak to tylko było możliwe. Z czasem ta niezwykła kobieta stała się dla nas bliska jak rodzina. Przeżywaliśmy jej smutek po stracie mamy, jej chorobę i lęk przed przyszłością. Zawsze jednak była nadzieja, że jej niezwykła mądrość - naprawdę unikalna – i wiedza o duchowości pozwolą jej przetrwać trudny czas. Ostatnie święta przyniosły potworny cios. Nagle niespodziewanie na serce zmarł jej najbliższy brat. Ela została sama w pustym domu. Straciła sens życia. Kilka dni temu zadzwoniła do FN mówiąc, że jej czas dobiegł końca, że nie może znieść samotności czterech ścian, że bez obecności brata boi się jakiejkolwiek choroby, gdyż na rodzinę liczyć raczej nie może, a my jesteśmy za daleko, aż w Warszawie... Pocieszałem ją tak jak potrafiłem najlepiej, potem zadzwoniła do niej Gosia z FN. Wiedzieliśmy, że jest bardzo źle, ale nikt z nas nie przypuszczał, że Ela odejdzie kilka dni po naszej rozmowie. Przeżyła ten straszny moment, który Chińczycy nazywają „światem o smaku i kolorze popiołu”. Wtedy każdy musi mieć obok siebie kogoś, kto da nadzieję. Pilica była dla nas zbyt daleko, nie zdążyliśmy...
Na pewno zapamiętamy Elę i jej przekazy, jej telefony do FN, jej troskę o nasze sprawy czy losy. Tyle razy w jej domu w Pilicy rozmawialiśmy o tym, że po śmierci dusza ludzka przeżywa rozkosz spotkania ze światłem, które wszystko rozumie i wybacza. Światłem, które nadaje sens i które sprawia, że nie ma śmierci „bezsensownej”, nie ma śmierci „nadaremno”. Wszystko to wiemy, prowadzimy przecież Fundację już tyle lat, że nie jest to żadna wiara, ale wiedza. A jednak w takich momentach pożegnań jak to z Elą z Pilicy zawsze pojawia się to upiorne pytanie „dlaczego”...
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie