Dziś jest:
Poniedziałek, 25 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Tak, przyznaję – widziałem ducha. Nie żadną tam „mgłę lub odblask błędnie za coś tam brany”, ale normalną zjawę układającą się w ludzki kształt. Było to 15 lat temu, kiedy przyszło mi spędzić noc na zamku w luksusowo urządzonej komnacie dla specjalnych gości. Za wszystko płacił potężny koncern motoryzacyjny, który dla wybranych dziennikarzy wynajął stary zamek, aby tam zaprezentować nowy model samochodu.
Nie miałem pojęcia, że ów zamek ma także swoją mroczną tajemnicę i słynie z tego, że widywana jest tam zjawa. Był wieczór, pełnia Księżyca. Moi koledzy korzystając z hojności sponsora urządzili małe przyjęcie w parku, który przylegał do zamku. Ktoś wpadł na chwilę zapraszając mnie na to spotkanie. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Było już po 21.00, kiedy założyłem ciepłą kurtkę i ruszyłem w poszukiwaniu owej „parkowej imprezy”. Kompleks otaczający zamek okazał się o wiele większy niż myślałem. Przez kilkanaście minut kluczyłem całkowicie pustymi alejkami parkowymi, kiedy wreszcie dostrzegłem jakąś sylwetkę. Oczywiście nie miałem cienia wątpliwości, że oto jeden z moich kolegów dziennikarzy odłączył się od grupy, aby spokojnie zapalić papierosa. Szybko ruszyłem w jego kierunku. Kiedy był ode mnie w odległości około 20-25 metrów spostrzegłem, że coś jest nie tak. Brak oświetlenia sprawiał, że sylwetkę widziałem niewyraźnie, a jednak pamiętam, że… nagle plecy oblał mi zimny pot. Dlaczego? No cóż, powiem wprost – ta postać nie miała nóg! Widać było wyraźnie ludzką sylwetkę, głowę i ręce położone wzdłuż tułowia, ale ten ostatni był zawieszony nad ziemią. Stałem jak skamieniały, a nagle postać ruszyła w bok i rozmyła się w powietrzu.
Nie miałem nawet cienia wątpliwości, że to „coś” lub „ktoś” - czymkolwiek była ta postać - nagle się zdematerializował. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew wszystkim mądrościom zawartym w podręcznikach szkolnych. Przez kilka sekund nie byłem w stanie nawet się ruszyć, ale chwilę później ruszyłem biegiem w kierunku zamku nie oglądając się za siebie. Okazało się, że koledzy zniechęceni ciemnościami panującymi w parku przenieśli imprezę do tzw. zimowego ogrodu, a w parku nie było żywej duszy.
Wiedziałem, że nie ma sensu nikomu z moich kolegów „po fachu” opowiadać o moim dziwnym spotkaniu w parku, gdyż spotkają mnie z ich strony tylko drwiny i kpiny z „nadmiaru wina i fantazji”. Następnego dnia rano podszedłem do jednego z portierów pilnujących wejścia. Po chwili wahania zapytałem go, czy zdarzyło mu się widzieć postać unoszącą się w powietrzu. Ku mojemu zaskoczeniu portier spoważniał i zaczął uważnie patrzeć mi w oczy. W całkowitym milczeniu poszedł po swojego kolegę, który pilnował drugiego wejścia do zamku. Widać było, że poruszyłem temat bardzo zajmujący obsługę zamku i świetnie jej znany, choć z jakiś powodów ukrywany przed turystami. Ten drugi portier zapytał mnie, czy postać unosiła się w powietrzu, a także, czy miała na sobie bardzo osobliwą część garderoby. Natychmiast potwierdziłem! O żadnym przypadku nie mogło być mowy – ten człowiek widział wyraźnie kilka tygodni wcześniej to coś, co ja widziałem poprzedniej nocy.
Pracownicy zamku byli wyraźnie smutni, że zjawa pojawia się nadal. Okazało się, że zamek całkiem niedawno był niemym świadkiem strasznej tragedii. Jeden z pracowników z powodu zawodu miłosnego popełnił na jego terenie samobójstwo, powiesił się w jednej z baszt. Od tej pory na zamku i przylegającym parku można dostrzec dziwną postać unoszącą się nad ziemią. Pamiętam, że opowiadali mi oni o tym jak o czymś oczywistym, czego negować nie tylko nie można, ale wręcz nie wypada. Poprosili mnie o dyskrecję i zachowanie tej historii tylko dla siebie. Podobno była zamówiona msza święta za duszę samobójcy.
Przeżyłem to, widziałem to. Wiem, że jest to prawda. Wiele razy zastanawiałem się, czy gdybym nie widział zjawy na własne oczy, czy aby na pewno uwierzyłbym w taką historię. Czy nie starałbym się na siłę tłumaczyć to „fantazją ludzi”, czy nie sprowadzał bym na siłę wszystkiego do „gry świateł i odblasków” w ciemnym parku itp. Ale osobiste doświadczenie jest najważniejszym „argumentem za”, który rozwiewa wszelkie wątpliwości. I po takim przeżyciu nic już nie jest takie samo, jak było. Spotkanie z czymś niepoznanym zmienia całkowicie człowieka.
Nasza wyprawa po południowej Polsce zamieniła się w wielką podróż po nawiedzonych miejscach. Chyba największe wrażenie zrobiło na całej załodze Nautilusa spotkanie z rodziną małej 26-cio miesięcznej dziewczynki, do której przychodzi „niewidzialny pan”. Rodzina także wyczuwa obecność kogoś obcego, choć widzi go tylko ta mała dziewczynka. Początkowo „pan” był miły dla dziecka, bawił się z nim i rozmawiał. Był to dość upiorny widok, kiedy mała rozmawiała z pustą przestrzenią… ten obrazek znam tylko z amerykańskich filmów dokumentalnych o nawiedzonych domach. Ale ostatnio „pan” się zmienił. Zaczął straszyć dziecko, krzyczał na nią i groził. Doszło do tego, że dziewczynka prosiła rodzinę, aby nie wracać do domu, gdyż „boi się tego pana”. Podczas ustawiania naszego sprzętu w tym mieszkaniu mieliśmy nieodparte wrażenie, że… ale o tym może innym razem. Nie wierzycie? Chcecie to wykpić, wytupać i wygwizdać? Nie mam nic przeciwko temu. Prawdę mówiąc jest mi to obojętne. Dlaczego? Bo ja już widziałem.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie