Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Trudno uznać te wszystkie e-maile i listy za przypadek, gdyż zawierają one dość podobne „wizje prawdziwego Armagedonu z poziomu Polski”, a przychodzi tego ostatnio naprawdę sporo. O dziwo, do tej grupy dołączył także jeden z filarów fundacji, czyli nasz Piotrek. Przysłał bowiem opis snu, a ja fragment tego e-maila pozwolę sobie zacytować:
[...] Rzadko piszę, bo sam mam dosyć czytania e-maili i zdecydowanie wolę pogadać, ale akurat to co chcę wam przekazać lepiej napisać.
Miałem dzisiaj sen. (Wiem, takich e-maili przychodzi na skrzynkę dziesiątki.) Niestety moje sny w większości przepowiadają przyszłość i dokładnie wiem o czym mówię ( nauczyłem się je interpretować). Np. zawsze wiem, czy ktoś z bliskich umrze, czy [… ] Staram się nie zwracać na to uwagi, ale zawsze się sprawdza. Wracając do snu. Nie potrafię dokładnie go umieścić w czasie i miejscu, ale był koszmarny. Siedziałem w mieście w kawiarni. Było bardzo ciepło, bo piłem wodę w ogródku tej kawiarni. Nagle na niebie pojawiły się setki samolotów. To wyglądało jakby wszystko co może latać w panice poderwało się w powietrze. Cholerny chaos. Na pewno nikt nie widział takiej ilości samolotów na niebie. Wszyscy się przyglądali, bo to dosyć niecodzienny widok. Zacząłem filmować kamerą w telefonie, ale ręce trzęsły mi się z wrażenia. I pomyślałem "nie jest dobrze". Musiało się wydarzyć coś strasznego. Później było trzęsienie ziemi, zniszczenie i śmierć. Skala zjawiska nie do opisania słowami. Ciarki mi chodzą po plecach jak to piszę. ( jak w Japonii, ale na biblijną skalę.) Było trzęsienie ziemi, panika i ogromna fala wody, która niszczyła wszystko na swej drodze.
Duże góry zapadały się i wszystko zalewała woda. W tej cholernej nocy widziałem mnóstwo ciał, czułem smród, zapach tej tragedii. Ogromne zniszczenie.
Niestety przetrwałem. Ludzie żałowali, że nie zginęli. Zazdrościli zmarłym. Koszmar. […]
Tyle nasz oficer pokładowy, który faktycznie napisał chyba po raz pierwszy o swoim śnie w całej historii jego korespondencji do mostka kapitańskiego FN. No cóż, skoro nawet on ma takie wizje, więc chyba coś musi być na rzeczy. Ten rok i przyszły chyba naprawdę mogą być wyjątkowe. Z wielu powodów.
Lecąc samolotem z Dallas do Londynu poznałem bardzo ciekawego człowieka, który – traf chciał – miał miejsce obok mnie. Trochę z nudów zaczęliśmy rozmawiać. Był to belgijski biznesmen, który w USA podpisywał jakieś umowy i przyznał się, że zawsze reaguje nerwowo, kiedy wsiada na pokład samolotu linii American Airlines. Trudno się dziwić, gdyż wydarzenia z 2001 roku sprawiły, że te dwie literki AA na kadłubie samolotu sprawiają, że zawsze pojawia się większy lub mniejszy niepokój. Pamiętam wypowiedź jednej z moich ulubionych dziennikarek opisujących świat islamu, nieżyjącej już i wielkiej Oriany Fallaci, która przyznawała się do tego jeszcze w latach 90-tych, że podróżując liniami arabskimi zawsze czuje się bezpiecznie jak dziecko i zasypia natychmiast niczym w ramionach matki, a kiedy tylko wsiada na pokład samolotu z zachodniej Europy czy USA, wtedy zawsze nijak nie może na pokładzie zasnąć... Ale wracając do mojego belgijskiego towarzysza podróży na trasie do Londynu.
Podczas prawie 10-cio godzinnego lotu mieliśmy okazję porozmawiać o różnych sprawach, w tym m.in. o moim pobycie w Roswell, co niezwykle go zainteresowało. Pokazałem mu książki zakupione w Roswell które miałem w bagażu podręcznym, a także zdjęcia zrobione na terenie byłej Bazy Wojskowej. W rewanżu na to Belg powiedział, że w 1995 roku miał okazję widzieć nad małą miejscowością położoną niedaleko Brukseli rzecz na tyle osobliwą, że od tego czasu traktuje sprawy UFO śmiertelnie poważnie. Był to rodzaj metalicznej tuby o długości ok. 20 metrów, która przez dłuższy czas była nieruchoma (na wysokości ok. 300 metrów) i sprawiała wrażenie, że może być balonem. Jednak nagle znikła, po prostu w ułamku sekundy stało się coś, co trudno wytłumaczyć odwołując się do wszystkiego, co można zobaczyć na naszym niebie – była, a już za chwilę jej nie było! Zawsze przy tego typu rozmowach zastanawiam się nad tym, jak bardzo powszechne jest zjawisko UFO, jak wiele osób widziało coś wyjątkowego na niebie i jak nadal ten fenomen jest spychany do narożnika „dziwactw” przez tzw. racjonalnie myślący świat. Kiedy to się zmieni? Jestem pewien, że niedługo. Czuję intuicyjnie, że stanie się to w ciągu najbliższych kilku lat.
Uwielbiam podróżować samochodem po amerykańskich autostradach, gdyż poczucie wolności i nieskończonej przestrzeni, które temu towarzyszy, jest nie do uzyskania nigdzie indziej na świecie. Ten wspaniały kraj jest stworzony do takich eskapad, zresztą jest wręcz zniewalająco bezpieczny (wiele osób ulega mylnemu złudzeniu z filmów kryminalnych, że tu się tylko „strzelają i ganiają”). Zawsze śmieszy mnie to, jak bardzo Amerykanie podczas przyjazdu do Europy (a zwłaszcza do Polski) czują się zagrożeni i nie potrafią się odnaleźć w tej dzikiej dżungli, jaką jest nasz kraj w porównaniu z ich tak znakomicie zorganizowanym i przemyślanym w każdym szczególe światem… W czasie lotu samolotem do naszej poczciwej, starej Europy zacząłem pisać dłuższy esej na temat moich doświadczeń z podróżowania po USA i jak znajdę czas, to obiecuję napisać więcej, w tym także dać garść praktycznych porad dla wszystkich, którzy kiedyś będę chcieli przejechać Amerykę samochodem lub motorem wzdłuż i wszerz. Warto jest to kiedyś zrobić przynajmniej raz w życiu za wszelką cenę, możecie mi wierzyć… Człowiek już nigdy nie będzie tak samo patrzył na świat.
Na stronach pojawiła się mała zapowiedź nowego projektu, który roboczo nazwałem „Projekt Messing” i praktycznie od razu okazało się, że będzie to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Chodzi z grubsza o to, że poszukujemy osób w Polsce i na świecie, które mają… ponadnaturalną moc. Chodzi oczywiście o jasnowidzów, ale nie tylko – także silne media czy ludzi obdarzonych na przykład darem przesuwania przedmiotów tylko siłą woli. Praktycznie natychmiast niezrównani czytelnicy serwisu FN przysłali nam informacje o takich osobach i nawet pobieżna lektura tej korespondencji pokazuje, że będzie to szokujący i jednocześnie fascynujący projekt. Trzeba będzie jednak te osoby odwiedzić, co oznacza kilka wypraw w Polskę. Łatwo powiedzieć, o wiele trudniej jest znaleźć na to wszystko czas, ale to wymaga determinacji. Dobrze wiem, że są ludzie „wiecznie zajęci”, którzy nigdy nie mają na nic czasu, choć w rzeczywistości nie robią prawie nic i którym życie „przecieka przez palce”… Oszukują się jednak usilnie trąbiąc na lewo i prawo, jak to bardzo "siatka ważnych życiowych zadań" wyklucza cokolwiek. Na szczęście są także tacy, którzy mimo wykonywania tysięcy rzeczy zawsze mają czas na przykład na spotkanie i rozmowę. Staram się należeć do tej drugiej grupy (choć na tym polu zdarza mi się ponosić dotkliwe porażki, ale... przynajmniej próbuje), choć nie ma co kryć, że w ostatnich dwóch latach Fundacja Nautilus rozpędziła się tak bardzo, że muszę poświęcić każdego dnia sporo czasu, aby jedynie „przejrzeć” korespondencję i być na bieżąco. Już dawno przekroczyliśmy bowiem barierę, kiedy zwykła „pasja” już nie wystarczy. Aby móc wszystko sprawdzać, analizować czy dokumentować potrzebuję zespołu kilkudziesięciu dyspozycyjnych ludzi i potężnego budżetu, gdyż mam serdecznie dość opierania się na „pasjonatach i zapaleńcach”. Tylko jasny układ „płacę i wymagam” daje szansę zamienienia się każdej organizacji w profesjonalną „maszynę”, a nie zabawę rodem z filmów „X`Files”… Nauczył mnie tego zresztą Jaime Maussan z Meksyku, który w sposób jasny i szczery mówi o pieniądzach potrzebnych do badania takiego zjawiska jak chociażby UFO, ale o tym więcej napiszę innym razem w „Dzienniku Pokładowym”.
W Roswell odwiedziliśmy małą kafejkę z parą sympatycznych zamerykanizowanych Meksykanów, którzy najpierw z ogromnym zaciekawieniem wysłuchali naszych opowieści o Fundacji Nautilus i polskich „poszukiwaczach zjawisk niewyjaśnionych”, a potem z rozbawieniem oświadczyli, że mają rozwiązanie naszych wszelkich problemów. Jakie? Kupon na amerykańską loterię Power Ball. Do wygrania były 143 miliony dolarów.
Tyle wystarczyłoby na to, aby wreszcie Fundacja Nautilus mogła w pełni wykorzystywać materiały, które przysyłają do FN ludzie, a które dziś są ledwie „archiwizowane”. Kupon oczywiście przyjąłem, sprawdziłem wyniki losowania w Dallas, ale niestety… to jeszcze nie był mój dzień.
Bardzo chcę wrócić do Roswell na coroczny festiwal UFO, gdyż wtedy tam przyjeżdża cała plejada świadków incydentu z 1947, którzy na co dzień mieszkają w różnych częściach tego potężnego kraju. Warto tam było pojechać ze stu powodów, ale jednym z najważniejszych jest poznanie ludzi. Teraz już wiem, do kogo mogę jechać, do kogo zadzwonić, gdzie warto wynająć motel, a nawet gdzie warto pojechać na obiad.
Wiecie, co zrobiło na mnie największe wrażenie? Chyba… dawna baza wojskowa rozsławiona przez hollywoodzkie filmy o UFO, a która dziś jest jedynie gigantycznym cmentarzyskiem nieużywanych samolotów. Ze względu na rewelacyjny klimat linie lotnicze właśnie do Roswell odsyłają swoje maszyny, które akurat z jakiś powodów w danej chwili nie są im potrzebne. Widok setek zapomnianych przez świat samolotów typu Jumbo Jet stojących obok siebie na ogromnej przestrzeni robi tak kolosalne wrażenie, że do tej pory nie mogę się od tego widoku uwolnić…
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie