Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wszechświat został stworzony przez istotę/siłę/energię posiadającą osobowość. Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem i zawsze każdy logiczny wywód prowadzi mnie do tego, że bez tego elementu „inteligentnej siły będącej na początku wszechrzeczy” nijak nie da się poskładać poszczególnych elementów w całość. Tak jak komputer nie może stworzyć programu, który będzie inteligentniejszy od niego samego, tak samo człowiek jako istota rozumna nie mógł być w żaden sposób efektem bezustannego mieszania się słynnej „zupy kwantowej”, która doprowadziła poprzez miliardy miliardów przypadkowych uderzeń i łączenia się atomów do Williama Szekspira, który zadał pytanie „być albo nie być”.
Wielkie światowe religie absolutnie mają rację zgadzając się ze sobą w tym punkcie, że owa siła sprawcza nie tylko istnieje, nie tylko my jesteśmy „na podobieństwo jej”, ale także można się z nią kontaktować i wysyłać swoje oceny sytuacji, prośby, także ponaglenia.
Sens modlitwy jest ogromny jako komunikacja ze źródłem, rodzaj uniwersalnego komunikatora „skype” z punktem zero. „Proście, a będzie wam dane” – ten fragment Biblii odnosi się wyraźnie do tego, że każda próba komunikacji ze źródłem – Punktem Centralnym – nie tylko ma sens, aby przy odpowiedniej wrażliwości i wierze człowieka używającego owego komunikatora może być wysłuchana. A może inaczej – każda jest wysłuchana, lecz nie każda zostaje spełniona dla dobra samego proszącego. Ta pozornie absurdalna kwestia jest jasna tylko i wyłącznie wtedy, kiedy do owego „systemu” wprowadzimy element zwany reinkarnacją czyli wędrówką dusz. W innym razie rachunek nijak się zgodzić nie może, niczym w skomplikowanym wzorze matematycznym usunięcie jednego elementu zawsze prowadzi do błędu w ostatecznym wyniku. Jak to możliwe? Pozwolę sobie to wytłumaczyć, jeśli tylko na chwilę użyjecie wyobraźni.
Oto mamy życie człowieka, które jest jednym z elementów długiej wstęgi pnącej się ku górze, to jedno ogniwo pojedynczego łańcucha. Nie jest to łatwe, bo dla nas każdy „Kowalski czy Nowak” jest zawsze według schematu: „urodził się… ożenił… odziecił… umarł”, ale można przecież założyć, że jego prawdziwym życiem jest owa wstęga. Co to oznacza? Że tylko stojąc z boku owej wstęgi i patrząc na nią z odpowiedniej perspektywy można prawidłowo ocenić, co jest dobre dla tego człowieka, a co nie.
Oto jedno z ogniw owej wstęgi wymaga tego, aby taki człowiek doznał cierpienia. Dlaczego? Gdyż tylko w ten sposób będzie można dokonać korekty wstęgi, aby ona nie spadała w dół, ale pięła się łagodnie do góry z odpowiednim kierunkiem i logiką. Jeśli spojrzymy na owo ogniwo łańcucha, pełne cierpienia i bólu, powiemy: jakież to niesprawiedliwe, jakie to okrutne!
Ale ktoś, kto spojrzy na tę wstęgę z boku powie: zaraz, zaraz… wszystko jest OK.! To tylko jedno z ogniw długiego łańcucha. Owszem, może i jest niesprawiedliwe z punktu widzenia owego ogniwa, ale patrząc na całą wstęgę widać absolutną sprawiedliwość i sens.
Błaganie owego ogniwa o to, aby usunąć cierpienie i ból jest błędem z punktu widzenia owej wstęgi, gdyż to ogniwo jest konieczne, aby zachowała ona właściwy kierunek i charakter wznoszący. Moim zdaniem tak właśnie patrzy na ludzką istotę ów „Punkt Centralny”.
Celowo unikam słowa „Bóg”, gdyż wielu ludzi uważających siebie – to zawsze bardzo mnie bawi – za „postępowych” w czambuł potępia wszystkich, którzy ośmielają się wierzyć w owego „Dziadka z brodą”, którego nigdy nie było i nie ma, co oni wiedzą czasami spoglądając w niebo i niczego szczególnego tam nie dostrzegając.
Oczywiście owi ludzie nie rozumieją, że aby dostrzec pewne rzeczy i sens całości sceny zwanej życiem trzeba czasami z niej zejść i spojrzeć na nią z boku. Wtedy okazuje się, że jesteśmy w teatrze, a aktorzy jedynie czasami ulegają złudzeniu, że na deskach sceny grają „naprawdę”. My także jesteśmy takimi aktorami, którzy odgrywają rolę bogatych i biednych, szczęśliwych i nieszczęśliwych, zdrowych i chorych. Kiedy jednak rola się kończy, czas pójść do garderoby, zdjąć makijaż i odpocząć śmiejąc się z tego, jak bardzo niektórzy koledzy „przejęli się rolą” i jakie wpadki i katastrofy przyniosło ostatnie przedstawienie.
Zawsze powtarzam, że serwis FN zmienia świat, jeśli uda nam się choć trochę zmienić jednego człowieka. Skoro jakichś tekst sprawił, że choć jedna osoba przekonała się do tego, że jest reinkarnacja to znaczy, że nasz okręt z banderą „N” miał powstać i że był sens. Ten jeden, pojedynczy człowiek jest dla mnie najważniejszy, o czym wiedzą moi przyjaciele z Fundacji.
Przykładem tekstu, który gdzieś oświetla tajemniczym światłem w człowieku jakieś tajemne struny jest ostatnia publikacja „Cierpienie i sens życia”. Wśród różnych publikacji o UFO czy o dziwnych filmach czy zdjęciach ta jedna publikacja jest niczym nasza wiadomość wysłana do duszy, która ma być sygnałem do „przebudzenia”. Nie interesują mnie tysiące ludzi, którzy przeczytają ten artykuł. Interesuje mnie tylko jeden człowiek, który po jego przeczytaniu pomyśli „tak… to rzeczywiście chyba ma sens…”. Jeśli taki człowiek istnieje, to znaczy, że cała nasza przygoda z Fundacją Nautilus miała, ma i będzie miała sens!
Zawsze po takim artykule przychodzą do naszej redakcji e-maile od ludzi, którzy mają przeważnie z przyczyn swojej silnej wiary religijnej potrzebę natychmiastowego zanegowania reinkarnacji. Powód jest prosty – Kościół Katolicki nie tylko w czambuł potępia wędrówkę dusz, ale wszystkich ludzi mówiących o istnieniu reinkarnacji niczym o istnieniu prawa ciążenia obrzuca najgorszymi obelgami, przypina łatkę „sekt i nawiedzeńców”. Ta korespondencja jest czasami ciekawsza niż same publikacje i zawsze żałuję, że nikt inny poza bardzo ograniczonym gronem naszej załogi nie może śledzić wymiany takich e-maili. Na końcu tego wpisu w „Dzienniku Pokładowym” pokażę małą próbkę tego, co zawiera taka „wymiana zdań”.
To: FN
Subject: TAJEMNICA CIERPIENIA I SENS ŻYCIA moja opinia
Witam
Moja opinia dotycząca artykułu ,,Tajemnica Cierpienia i Sens Życia”. Bóg często doświadcza niewinnych ludzi cierpieniem by mogły się dziać dzieła boże. Zobaczcie jak wielu ludzi cierpienie tego małego człowieka poruszyło ich sumienie i duszę. Tylko sam Pan Bóg wie ilu ludzi którzy byli naocznymi świadkami tego cierpienia być może zmieniło się, poruszyło i dzięki temu nie pójdą na zatracenie po śmierci. To jedno niewyobrażalne cierpienie pewnie uratowało wiele dusz.
Ja uważam że człowiek może się zmienić tylko pod wpływem cierpienia lub ewentualnie miłości.
Drugi aspekt, który może się cisnąć ludziom na usta. Czy to w porządku że to mało niewinne dziecko było narzędziem w rękach Boga do ratowania innych dusz? Wydaje nam się że nie. Ale, z mojej wiedzy opartej na wielu źródłach głownie Świętych, ich wizjach oraz Glorii Pola, książce Boże Wychowania (siostra zakonna która miała wizje) i wielu innych źródłach. to za takie cierpienie czeka to dziecko niewyobrażalne szczęście po śmierci.
Wspomnę że są źródła które podają że jest wiele stopni szczęścia w niebie, i że jedni są bliżej Boga, inni dalej. Dusze po śmierci będą odczuwać różne nasilania szczęścia w niebie, nie wszyscy jednakowo( oczywiście tym którym się uda tam wejść)
Znowu czymże że jest 5 lat cierpienia pod względem wieczności?? Co to jest? To jest nic!!!!!!!
Niemożność nieistnienia. (po śmierci)
Czytałem również, nie pamiętam dokładnie, chodziło o jakieś świętego który ma styczność z duszami czyścowymi, iż każda dusza w czyścu marzy tylko aby choć na chwilę zejść na ziemie i doznać cierpienia. Bo tylko w ten sposób, mówiąc potocznie zbierać punkty u Boga i więcej zyskać.
Osobiscie do reinkarnacji raczej jestem sceptyczny. Skąd pewność że dzieci które opowiadają swoje poprzednie wcielenia nie są pod działaniem złego ducha/demona? Raczej zły woli żeby ludzie wierzyli w reinkarnacje niż w Jezusa, bo zawsze sobie można powiedzieć, no cóż w najgorszym razie będę miał gorsze następne życie.
[…] Pozdrawiam
Paweł
O oto odpowiedź z „pokładu okrętu NAUTILUS”:
Szanowny Panie,
Nasza dyskusja jest pozbawiona sensu. Nie ma bowiem najmniejszego powodu po raz nie wiadomo który powtarzać oczywistość, że przytłaczająca ilość śmierci małych dzieci w niesłychanych męczarniach na całym świecie jest w „cichości i zapomnieniu” i teoria o wielkim pomyśle Boga, który robi z cierpienia dziecka „show” dla innych dzięki czemu oni „coś tam zrozumieją” jest żartem.
Nie ma sensu powtarzać do znudzenia, że wjazd do nieba po niewyobrażalnym cierpieniu jest wielkim darem, bo do nieba dostają się ludzie spełnieni pod każdym względem (zdrowie, rodzina, szczęśliwe życie), którzy nie doświadczyli „tej wielkiej łaski wycia jak zwierzę z powodu bólu powodowanego przez raka kości”. Twierdzenie, że to dziecko tam w niebie dostanie „jakieś tam fory, będzie miało lepiej niż ten, który tego raka nie miał” brzmi tak żałośnie, że nie ma sensu podejmować tego wątku. Pokazuje także niebo jako miejsce, gdzie są „lepsi, którzy z jakiegoś powodu dostali premie, a inni nie. Dlaczego? Bo nie.” – to czysty absurd.
Wie Pan, dlaczego ta dyskusja z nami nie ma sensu? Bo po 25 latach badania zjawiska „życia po śmierci”, zbadania tysięcy przypadków, objechania całego świata i rozmowach z tysiącami ludźmi jest dla nas oczywiste, poza dyskusją, jest aksjomatem, że jest reinkarnacja. Koniec. Kropka.
Nie ma „jednego życia”, za które potem albo do nieba za dobre uczynki, albo do piekła, albo do czyśćca. Kościół negując reinkarnację popełnia błąd podstawowy, który zresztą pokazuje, że… ale o tym moglibyśmy pisać długo.
Jak Pan widzi – musimy zakończyć tę dyskusję, bo ona doszła do ściany. I dla Pana, i dla nas jest stratą czasu.
Nie możemy bowiem negować tego, co widzieliśmy na własne oczy przez ćwierć wieku. To nie jest kwestia wiary, ale wiedzy. Dla nas to oczywiste.
Pzdr
FN
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie