Dziś jest:
Poniedziałek, 25 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Moje przypadkowe spotkanie przed wieżowcem firmy (w której pracuję) z Krzysztofem Jackowskim było tak zdumiewające, że można je śmiało uznać za potwierdzenie tezy, którą od kilku lat jasnowidz głosi publicznie. Zgodnie z nią świat jest rodzajem gry komputerowej, którą ktoś stworzył i czasami delikatnie potrafi przestawiać figury na szachownicy tworząc coś, co ludzie uznają za nieprawdopodobny zbieg okoliczności. A co, jeśli Krzysztof Jackowski… ma rację?
Na początek tego wpisu w Dzienniku Pokładowym zacytuję fantastyczne w swojej mądrości słowa naszego patrona Juliusza Verne`a, twórcy i pomysłodawcy okrętu Nautilus, który przemierza morza świata w poszukiwaniu tajemnic. W książce „Pływające Miasto” z 1872 roku napisał takie zdanie:
Postaw dwa statki na pełnym morzu, bez wiatru, bez nurtu, a w końcu spotkać się muszą. Zarzuć dwie nieruchome planety w przestwór, a wpadnie jedna na drugą. Umieść dwu nieprzyjaciół [lub przyjaciół] wśród największego tłumu, a nieochybnie się spotkają: Jest to rzeczą nieuchronną. Kwestią czasu — nic więcej.
Juliusz Verne
Słowa autora „Dwudziestu Tysięcy Mil Podmorskiej Żeglugi” są przejmujące z wielu powodów, ale jednym z nich jest to, że potwierdza je moja życiowa praktyka. Faktycznie tak jest, że czasami jakaś życzliwa ręka "pozornego przypadku" tak ustawia elementy na naszej drodze, że dwa małe ziarenka piasku na ogromnej pustyni spotykają się z jakiegoś powodu w określonym dniu i godzinie, bo tak sobie życzył wszechświat. Bardzo często takie spotkania są dla nas ważnym znakiem, który powinniśmy się starać odczytać i zrozumieć. Jeśli bowiem wierzyć największym na świecie gigantom ducha i wiedzy – nie ma spotkań przypadkowych!
Każdy człowiek, którego los postawił nam na drodze, niesie dla nas ważną wiadomość. Ale wśród tej rzeszy ludzi, którzy przelewają się przez nasze życie każdego dnia są też tacy, których pojawienie się zostało zapisane w gwiazdach i sam wielki kreator wszechświata uznał, że powinno do tego spotkania dojść. Jest ono bowiem niczym lekcja wielkiego mistrza, którą właśnie z ważnego powodu nam udzielił. Przez wiele lat doświadczałem tego unikalnego fenomenu przy okazji zajmowania się wielkimi mistrzami duchowymi z Indii. I wreszcie kiedyś stworzyłem słowo „zdarzeniowość”, czyli możliwość wpływania przez potężne byty duchowe na zdarzenia uznawane przez ludzi za przypadkowe. Ale one przypadkami nie są.
Na Wschodzie (zwłaszcza w Indiach), gdzie jak powszechnie wiadomo jest „duchowe lotnisko świata”, tego typu tajemniczą siłę nazywa się karmą. To owa niezwykła, duchowa moc sprawcza wynikająca z poprzednich wcieleń decyduje, że jedni rodzą się atrakcyjni fizycznie i mają dzięki temu już na starcie gigantyczną premię i ułatwienie, a inni wprost przeciwnie. To bagaż z poprzednich żyć, który wnosimy ze sobą do obecnego naszego „teatru zwanego naszym obecnym życiem” sprawia, że nawet w bardzo młodym wieku przychodzi choroba, która błyskawicznie gasi naszą świeczkę i umieramy, kiedy inni żyją korzystając z uroków materialnego życia pełnymi garściami. Wydaje się to niesprawiedliwe? Nic bardziej błędnego.
Jeśli spojrzymy na problem dziecka umierającego na raka w wieku dwóch lat Bóg jawi nam się jako upiorny, mściwy właściciel kasyna z oszukańczymi stołami do ruletki, który z kaprysu i trochę z nudów jednym daje wygrywać ile dusza zapragnie, a innym po pierwszej grze odbiera wszystko i wyrzuca na bruk. Pewien nieżyjący już dziś mój wielki mistrz wytłumaczył ten paradoks niesprawiedliwości już na starcie gry w prosty sposób:
- Nie patrz na życie jak na jeden element, lecz jak na kolorową wstęgę złożoną z setek, a raczej tysięcy elementów. Ona pięknie idzie do góry, bo każde życie, każdy ból, choroba, a nawet banalne spotkanie z drugim człowiekiem wzbogaca ciebie o nowe doświadczenie i dzięki temu jesteś doskonalszy, a przez to także wszechświat jest doskonalszy, bo ty jesteś jego częścią. Weźmiesz jeden element wstęgi i zobaczysz, że jako trzyletnie dziecko wpadłeś do wody i utopiłeś się, bo akurat nikogo z dorosłych w pobliżu nie było? Będziesz wygrażał Bogu pięścią, że pozbawił ciebie tylu cudownych przygód dorosłego życia, którym innym nie wiadomo z jakiego powodu będzie dane przeżyć. Ale jeśli spojrzysz na to nieszczęśliwe i krótkie życie jak na jeden element tej długiej wstęgi, w której raz byłeś bogaczem, a raz biednym, w jednym życiu byłeś zdrowy i mocny jak dąb, a kiedy indziej chory i wrażliwy na schorzenia jak źdźbło trawy uginające się i łamiące pod byle podmuchem wiatru, to wtedy zrozumiesz, że nie ma niesprawiedliwości, a jest jedynie wielka szkoła, w której wszyscy jesteśmy. I pamiętaj: nie ma przypadku, a zwłaszcza nie ma przypadkowych spotkań z innymi ludźmi!
Od lat zbieram relacje o takich właśnie „spotkaniach z mocy władcy wszechświata”, które miały być wielką lekcją dla osób, które ich doświadczyły. Jeden z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących takich właśnie fenomenów doświadczył mieszkaniec Kanady, kiedy nagle rozbolał go ząb podczas podróży samochodem przez gigantyczne prowincje tego pięknego kraju. Pozwalam sobie w tym wpisie zaprezentować ten materiał, gdyż jest on akurat tym, co warto zapamiętać i co pozwala odkryć moc przeznaczenia, karmy i praw rządzących reinkarnacją.
Osoby słuchające uważnie tego, co w swoich wypowiedziach medialnych mówi Krzysztof Jackowski na pewno zauważyły, że jasnowidz ostatnio wspomina o tym, że ma wrażenie, że nasz cały świat jest czymś przypominającym grę komputerową. Jesteśmy postaciami w tej grze, przeżywamy przeróżne przygody, cierpimy i cieszymy się, że cały czas jakaś życzliwa ręka programisty sprawuje pieczę nad całością i tylko on wie, jak jest naprawdę.
Wizja Krzysztofa Jackowskiego jest intrygująca, choć w zasadzie jest w pełni zgodna z tym, co jest treścią przekazu o wiedzy duchowej z okrętu Nautilus: jesteśmy istotami duchowymi w materialnym ciałach, które mają poprzez każdą przygodę się czegoś nauczyć i stać się doskonalszym!
Ten wpis zacząłem od cytatu Juliusza Verne`a o dwóch okrętach, które wypuszczone na bezkresne wody światowych oceanów i tak się spotkają. Moim zdaniem do takiej właśnie sytuacji doszło w sobotę 19 września 2020 tuż pod gmachem telewizji na ulicy Ostrobramskiej w Warszawie, w którym to budynku pracuję. Kiedy wyszedłem po zakończonym dyżurze nagle ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu zobaczyłem… stojącego tuż przy ulicy Krzysztofa Jackowskiego z ogromnym bukietem kwiatów w ręku! Widok był tak zdumiewający, wręcz irracjonalny, że w pierwszej chwili zdębiałem. Dopiero po kilku sekundach krzyknąłem „Krzysiek!” i serdecznie się przywitaliśmy. Okazało się, że mój przyjaciel nie wiedział, że w tym gmachu są studia telewizji informacyjnej i że ja tutaj pracuję. Był przekonany, że praktycznie się tutaj nie pojawiam, bo są tu - cytat – „tylko biura”. Kwiaty dostał dla swojej żony od bardzo znanego człowieka, z którym się spotkał w tym gmachu i właśnie wyszedł, aby odjechać zamówioną taksówką.
Ale była jeszcze jedna, wręcz zadziwiająca okoliczność naszego spotkania. Kilka miesięcy temu zostałem poproszony przez red. Annę Ostrzycką z Nieznanego Świata o przeprowadzenie wywiadu z Krzysztofem Jackowskim do jej miesięcznika. Wywiad ma się ukazać w numerze listopadowym. Ze wszech miar wyjątkowym, bo jubileuszowym z okazji trzydziestolecia miesięcznika Nieznany Świat. Akurat tego dnia rano przez 5 godzin spisywałem z nagrania telefonicznego... słowa jasnowidza z Człuchowa! Czynię to tak rzadko, że tego typu synchroniczność zdarzeń można uznać za cud - najpierw od piątej rano spisuję słowa człowieka mieszkającego w innym regionie Polski, którego kilka godzin później z bukietem kwiatów spotykam na ulicy! Powiedziałem mu "Krzysiek, to pierwszy raz mniej więcej od kilkunastu lat, kiedy tyle godzin spisywałem twoje słowa... - pal sześć to, że byłeś akurat w mojej firmie, ale ten poranek z twoimi słowami, które przez kilka godzin rozbrzmiewały w moim pokoju, a teraz nagle bach - stoisz przede mną, choć ostatni raz widzieliśmy się przed śmiercią Marka Rymuszko w Arkadii, czyli 1,5 roku temu! A historia z filmu, który zamieściłem powyżej, kiedy Kanadyjski przedsiębiorca dostaje bólu zęba na trasie liczącej kilkaset kilometrów, rozpaczliwie szuka dentysty i nagle staje przed domem, kiedy żył jako chłopiec w poprzednim wcieleniu? Rachunek prawdopodobieństwa takiego zdarzenia?! Nawet nie ma co liczyć... prawdopodobieństwo przypomina szansę znalezienia trzy razy z rzędu co tydzień na ulicy kuponu lotto z prawidłowo wytypowaną szóstką. Po prostu zero szans, że takie zdarzenie się zdarzy, a jednak się zdarzyło. Gdyby tylko ta taksówka podjechała kilkadziesiąt metrów dalej...
Ale kierowca taksówki czekał w innym miejscu, o czym jasnowidz nie wiedział. Gdyby się nie pomylił i nie wyszedł tam, gdzie go znalazłem – nigdy byśmy się nie spotkali. Gdybym ja nie zatrzymał się przy mojej koleżance i nie opowiedział jej o pewnej intrygującej rzeczy – także do naszego spotkania by nie doszło. Musiało kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt elementów zgrać się ze sobą w synchronicznej doskonałości, aby doszło do naszego nieprawdopodobnego spotkania, kiedy on trzyma w ręku ten wręcz irracjonalnie wyglądający bukiet kwiatów… Przez dłuższa chwilę rozmawialiśmy o tym, jak to czasami życie potrafi tak poukładać te nasze figury na szachownicy, że dwa okręty na wielkim oceanie nagle stają naprzeciwko siebie. Tak bardzo podobał mi się widok Krzysztofa Jackowskiego z bukietem kwiatów, że nawet zrobiłem mu kilka zdjęć. To był moment, kiedy jasnowidz dostrzegł czekającą na niego od dłuższego czasu taksówkę i postanowił podbiec do niej, aby przypadkiem kierowca zniecierpliwiony czekaniem nie odjechał… ;)
Wracając do domu długo myślałem o tym, że to nasze nieprawdopodobne spotkanie w miejscu, gdzie nagle skrzyżowały się nasze ścieżki, może być dowodem potwierdzającym jego ciekawą tezę o tym, że życie jest grą, w której jesteśmy aktorami, ale mimo to ma swojego reżysera, który delikatnie wpływa na wydarzenia i czasami w nie ingeruje. Przecież wystarczyłoby, abym wyszedł z pracy dosłownie kilka sekund wcześniej, a on z tymi kwiatami pojawił się przy tej ulicy minimalnie później… Nie ma spotkań przypadkowych. Każde jest dla nas lekcją. I znakiem. Wielkie słowa podziwu dla tych, którzy potrafią te znaki odczytywać.
Po powrocie do domu cały czas myślałem o tym spotkaniu naszych okrętów „pośrodku wielkiego oceanu” i wybrałem się na wycieczkę rowerową po tzw. wiślanych bulwarach, miejscu bardzo popularnym w Warszawie. Tam moją uwagę zwrócił stolik z materiałami informacyjnymi o substancjach psychodelicznych, obok którego stały trzy osoby. Zatrzymałem się na chwilę, zaczęliśmy rozmawiać. Powiedziałem im, że od lat zajmuję się gromadzeniem wiedzy o obcych cywilizacjach, które zamieszkują inne planety we wszechświecie i których załogi przybywają na naszą Ziemię w pojazdach zwanych UFO. I tu znowu wszechświat dokonał rzeczy wręcz niemożliwej, gdyż okazało się, że jedna z tych osób zna mnie z… Festiwalu Wibracje, gdzie rok temu miałem wykład.
Pomyślałem wtedy, że nie ma przypadku i muszę im coś ważnego powiedzieć, skoro nagle przeznaczenie postawiło mnie na ich drodze. Wyjaśniłem, że absolutnie wiem o mocy środków psychodelicznych, które pozwalają zobaczyć ukryte przed wzrokiem elementy naszego świata, a nawet inne duchowe światy, ale obce (o lata świetlne bardziej rozwinięte od naszego barbarzyńskiego i zapatrzonego w prymitywną materię łez padołu) cywilizacje stanowczo odradzają takie przygody. Dlaczego? Gdyż nie jest przypadkiem, że my na naszym prymitywnym stadium rozwoju duszy jesteśmy pozbawieni zarówno daru postrzegania aury, duchów, jak i innych równoległych światów. Ta cecha powinna przyjść samoczynnie wraz z rozwojem duchowym całej planety, który bardzo powoli, ale jednak postępuje.
Kiedyś będzie każdy człowiek widział to wszystko, co dziś może czasami zobaczyć, jeśli zaaplikuje sobie przeróżne wynalazki do organizmu. Taka zabawa jest jednak niebezpieczna i sprzeczna z naturą, gdyż nie można sztucznie przyspieszać tego, co powinno przyjść wraz z rozwojem duchowym. Natura (Bóg, wszechświat, Kreacja… każdy tu może wstawić, co tylko chce) tak stworzyła człowieka, że my możemy zajrzeć za kurtynę wielkiej tajemnicy tylko i wyłącznie metodami naturalnymi, a taką jest na przykład medytacja. Wspomaganie się środkami psychodelicznymi czy nawet najbardziej naturalnymi ziołami (to wielki argument zwolenników takiego wspomagania) to wielki błąd.
Taką pogawędkę sobie uciąłem z tymi sympatycznymi ludźmi, po czym wsiadłem na rower i pojechałem do domu trochę zamyślony nad tym, jak to czasami się w życiu dziwnie z tymi przypadkowymi spotkaniami układa. A jeśli nawet to spotkanie nie było przypadkowe, a zostało przez jakąś tajemniczą siłę zaplanowane? A może właśnie ta trójka młodych ludzi miała stanąć na mojej drodze o tej godzinie i w tym dniu, aby o tym ode mnie usłyszeć? A może tego samego dnia czyli 19 września dwukrotnie dała o sobie znać owa zagadkowa moc o której mówią wszystkie religie świata, która sprawia, że nasze życie jest tak wielką i fascynującą przygodą?! ;)
Baza FN, 24 września 2020
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie