Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Moi bliscy przyjaciele z FN wiedzą, że mam pewną słabość. Chodzi o to, że jak jakaś sprawa mnie zafascynuje, to staram się kosztem największych wyrzeczeń przeczytać i zobaczyć wszystko z danego tematu. Tak było z 11 września, kiedy to kupiłem wszystkie książki, jakie były tylko dostępne na rynku, wszystkie filmy, dokumenty, a nawet teksty z gazet. Był czas, że prawie byłem w tych samolotach, w nieskończoność przesłuchiwałem rozmowy pasażerów z rodzinami.
Zdumiewało mnie to, co mówią ludzie, którzy wiedzą, że za chwilę zginą. Te rozmowy były bardzo podobne do siebie, co oznacza, że ludzie w obliczu śmierci mają podobne myśli, podobne rzeczy są ważne. Pamiętam stewardesę z Lotu UA 175, która dzwoniąc z pokładu do domu rodziców prosiła wielokrotnie matkę, aby powiedzieć córce, że bardzo ją kocha i że musi sobie radzić sama, bez mamy. Jej córka miała wtedy 5 lat i pewnie teraz jako 15 latka dopiero rozumie, jak ważne były te ostatnie słowa jej matki.
Ostatnio doszły do mnie wstrząsające materiały dotyczące tzw. skoczków. To ludzie, którzy decydowali się na skoki z obu wież WTC. Jak skakali? Różnie. Niektórzy przed skokiem wykonywali znak krzyża, niektórzy skakali we dwójkę trzymając się za ręce, a dopiero w powietrzu rozdzielali się jakby dbając o to, żeby nie upaść obok siebie. A uderzali w betonowe płyty. Tam na górze było także piekło, skoro ludzie decydowali się na taki skok. Niektórzy zwlekali ze skokiem do ostatniej chwili, aż sami zamieniali się w płonące pochodnie i dopiero pęd powietrza gasił palące się ich ciała, a oni ciągnęli za sobą smugę dymu, małą strużkę...
Na pewno wiecie Państwo, że od lat toczę prawdziwą batalię z ludźmi, którzy moim zdaniem plują ofiarom 11 września w twarz wybielając islamskich terrorystów, rozgrzeszając ich, a nawet negując, bo w swoim absurdzie posunęli się do tego, że w ogóle negują... istnienie islamskiego terroryzmu.
Dyskusja z tymi ludźmi jest o tyle trudna, że w zasadzie... niemożliwa. Ale powiem o jednej rzeczy, która naprawdę wprawia mnie w zdumienie. Popełniają bowiem błąd wynikający z tego, że nie wiedzą, co to znaczy być odpowiedzialnym za bestialską, męczeńską śmierć osób cywilnych. O co chodzi? Już wyjaśniam.
W moim życiu miałem okres, kiedy wręcz pochłaniałem książki o Obozach Zagłady. Przeczytałem bowiem wszystkie wspomnienia, zarówno więźniów, jak i niemieckich oprawców. Zdarzało mi się, że po przeczytaniu jakieś książki o Oświęcimiu obraz owego piekła wracał w moim śnie. Męczyłem się, musiałem po pewnym czasie odłożyć czytanie kolejnych książek. Coś we mnie pękło, gdzieś poszedłem za daleko...
Pamiętam fragment filmu zrealizowanego w Niemczech przez ekipę BBC, który był o początkach obozów śmierci. Skąd się wzięły komory gazowe? Dlaczego akurat wybrano taki pomysł zabijania dużych grup ludzi? To nie był przypadek, ale konieczność. Wszystko przez kłopoty związane z żołnierzami Wermachtu. Mieli oni polecenia rozstrzeliwania dużych grup ludzi. Odbywało się to dość sprawnie, ustawiano na przykład 200 osób w dwóch szeregach tuż obok wykopanego dołu. Pierwsza seria z automatów zabijała 50 osób, które wpadały do rowu. Wtedy drugi szereg robił „krok w przód” i cała operacja się powtarzała. Sprawnie, szybko, ciała już były w rowach i wystarczyło tylko zalać je benzyną i spalić. I wszystko szło bardzo sprawnie, ale nie przewidziano jednej drobnej rzeczy. Otóż żołnierze Wermachtu nie wytrzymywali psychicznie.
Co innego jest bowiem strzelać do wroga, który chce nas zabić, a co innego do rodzin, nawet z wrogich „ras”, ale to byli przecież tylko mężczyźni, kobiety i dzieci. Po raz pierwszy ten problem pojawił się na Białorusi w 1941. Najpierw masowe rozstrzeliwania, a potem niezwykła fala samobójstw popełnianych przez żołnierzy Wermachtu. Sprawa była tak poważna, że na miejsce przyjechał sam Himmler. Kiedy zobaczył liczbę żołnierzy, którzy targani wyrzutami sumienia postanowili odebrać sobie życie, prawie złapał się za głowę. Natychmiast zlecił poszukanie innego sposobu zabijania masowego, gdyż zwykłe rozstrzelania ludności powodują całkowity upadek morale wojska. Tak właśnie pojawił się pomysł trucia ludzi gazem. Najpierw gazem z rur wydechowych samochodów, a potem dopiero znaleziono nowe zastosowanie dla gazu na insekty, czyli owego słynnego Cyklonu B.
Dlaczego o tym piszę? Bowiem w przypadku 11 września każdy człowiek naszej kultury zachodniej opartej o chrześcijańskie wartości (nawet – jak się okazuje - dotyczyło to żołnierzy Wermachtu) świadomy tego, że przyczynił się choćby w minimalny sposób do spalenia żywcem w paliwie lotniczym mężczyzn i kobiet, swoich rodaków, których być może wiele razy mijał na ulicy, spotykał w hipermarkecie, których córka bawiła się z jego córką gdzieś na placu zabaw, otóż taki człowiek... przeżywał by to samo, co owi niemieccy żołnierze w czasie II Wojny Światowej, którzy nie wytrzymywali psychicznie masowej kaźni cywilów.
Ludzie obłąkańczo trzymający się tej szaleńczej wersji wydarzeń 11 września wymyślonej przez tych nastoletnich cwaniaków od „Niewygodnej Prawdy” po prostu nie mają pojęcia, co to znaczy być odpowiedzialnym za masowy mord ludności cywilnej. Myślą, że dla jakieś mitycznej „kasy”, „dostępu do ropy” czy „władzy” (Boże... jakiej władzy? Jakiej kasy?!) normalni obywatele amerykańscy, a tacy właśnie pracują w służbach specjalnych USA (praca jak każda inna i ludzie tacy sami jak wszędzie, żadni tam "agenci ze stali" - zwykli ludzie) zdecydowali się urządzić najbardziej okrutną łaźnię w ogniu dla swoich współobywateli w historii tego kraju.
Tymczasem po obejrzeniu materiału wideo o owych ostatnich chwilach owych „skoczków” (jumpers) mielibyśmy falę samobójstw i największych załamań psychicznych w historii tego pięknego kraju. Świadomość, że przyłożyło się rękę do samobójstw tych nieszczęsnych płonących w chwili skoku ludzi była by nie do zniesienia... Ech, szkoda nawet pisać o tym.
I jeszcze jedna scena, która tak bardzo mnie poruszyła. Z innego świata, z innego wszechświata, prawie z innej planety. Oto film dokumentalny o radykałach islamskich, który dotarł do mnie w ostatnich dniach. Film tak wstrząsający, że uczyniłbym go obowiązkowym dla wszystkich ludzi, którzy chcą zrozumieć, jak wygląda świat radykalnego islamu. Widzimy syryjską rodzinę. Mąż, żona, dzieci, które u ich stóp bawią się zabawkami. Ona opatulona czadorem, on pali papierosa. Nerwowo się rozgląda. Ona uśmiechnięta. I nagle słyszymy, co mówi ta kobieta z czadorem, matka tych dzieci. A ona... wyznacza jedno z dzieci do misji samobójczej. Tak, z trudem piszę te słowa, ale sam to widziałem.
Gładzi po główce ciemnowłosego 5 latka mówiąc, że to on za dwa, trzy lata wysadzi się gdzieś w imię Allaha. Matka jest z tego dumna, że już jedno z jej dzieci wcześniej się wysadziło. I to jak wspaniale, jak skutecznie! Zginęło tyle ludzi, tyle kobiet, mężczyzn i dzieci... Bo to się stało na bazarze. Jakiś to był świetny pomysł z tym bazarem, jaki okazał się efektywny! Wyrzuty sumienia? Zero. Wątpliwości? Zero. Dlaczego? Bo Allach. Bo Koran. Bo Dżihad. Nie mogłem tego dłużej tłumaczyć, musiałem zrobić sobie przerwę. Nie chcę oglądać tych scen ponownie w moich snach. Za kilka tygodni dokończę tłumaczenie tego filmu. Potrzebuję trochę czasu.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie