Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Mam kolegę, który postawił sobie w życiu jeden cel: kupić Ferrari. I nie używane gdzieś z zachodniej Europy „po stłuczce”, ale nowe. Prosto z salonu, za milion złotych. Czym jeździ na co dzień? Ma kilka samochodów, w tym Porsche Carrera. Problem w tym, że to sportowe auto w pewnych środowiskach Warszawy to... banał. Na ulicach mojego miasta samochodów niemieckiej marki jest sporo, a tych wytwarzanych we włoskiej miejscowości Maranello – niewiele.
Mój kolega to człowiek posiadający własną firmę i stać go na zakup takiego samochodu, choć także on musi przez kilka miesięcy „zacisnąć pasa”, aby go kupić. W końcu milion złotych piechotą nie chodzi. Zainteresowany jego planami zapytałem go, dlaczego kupuje Ferrari, skoro i tak ma doskonałe Porsche, także kupione w salonie. Wyjaśnił mi, że ja tego nie zrozumiem, bo on „się interesuje” samochodami, a w ogóle to posiadanie Ferrari sprawi, że zyska „towarzysko”. Pokiwałem głową ze zrozumieniem, dopiłem kawę i opuściłem jego posiadłość strzeżoną przez psy i cały tabun wynajętych ochroniarzy.
Gdyby ktoś postawił przed współczesnym człowiekiem zadanie określenia celu życia, z pewnością usłyszałby kilka haseł. Zdrowie, udana rodzina, dająca zadowolenia praca – tak najczęściej odpowiadają ludzie. Oczywiście w tych odpowiedziach zawiera się wiele racji, gdyż bez jednego z tych elementów trudno mówić o prawdziwym szczęściu, o pełnym spełnieniu, a jednak... Odpowiedzi te są prawdziwe, ale nie do końca.
Pomijają one bowiem to, co pochłania większość czasu współczesnym ludziom, co najbardziej popycha ich do produktywnego działania, co jest obiektem marzeń i westchnień, ciągłych snów o „wielkiej wygranej w Lotto, która zmieni wszystko”, co wreszcie potrafi skłonić współczesnego człowieka do wszelkich działań na granicy człowieczeństwa, a nieraz bardzo często zwykłego łajdactwa. Chodzi oczywiście o pieniądze, ale ja bym to nawet bardziej sprecyzował – chodzi o przedmioty.
Nasza cywilizacja rozwinęła do nieprzytomności kult przedmiotów materialnych. Znam wielu ludzi, którzy są na tyle bogaci, że mogliby spokojnie poświęcić pozostały w życiu czas na samodoskonalenie, poznawanie prawdy o siebie samym i świecie, czy wreszcie pomoc innym. Ich jednak to nie interesuje, gdyż oni „mają sporo, ale chcą więcej”.
Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem przeciwko cywilizacji dającej nam samochody czy pralki, po okresie moich studiów ekonomicznych na UW jestem absolutnie za wolnym rynkiem i pozostawieniem nieograniczonej niczym wolności wszystkim ludziom w dysponowaniu swoich pieniędzy. Nie rozumiem jednak owej ludzkiej pazerności w dążeniu do bogactwa i sprowadzeniu swojego życia do morderczej walki o kolejną partię pieniędzy pozwalającej na zakup nowych, czasami zupełnie niepotrzebnych nam przedmiotów. Kolejnego nowego samochodu mimo tego, że ten obecny jest naprawdę bardzo dobry. Kolejnego domu czy posiadłości, mimo że i tak nie wykorzystujemy w pełni możliwości, jakie oferuje nam dotychczasowe mieszkanie lub nawet potężny dom.
Na kanale Discovery Travel&Adventure jest taka seria „najbogatsi ludzie świata”. Oto poznajemy światowych krezusów, ludzi kupujących trzecie Ferrari czy piąty jacht. W programie są oni uśmiechnięci, radośnie mówią o swojej fortunie i cały czas mamroczą, jak bardzo ich życie dzięki temu zyskało. Widzimy ich uśmiechniętych, gładzących ukochane i drogie przedmioty, pławiących się w bajkowym luksusie. Ja jednak wiem, że ten obraz ma rysę. Kiedy zedrzeć ten lukier, ten wystawny przepych, ten pokazowy uśmiech, zobaczyć można coś jeszcze, co jest skrywane i starannie maskowane. Co mam na myśli? Ot, nic wielkiego... niepokój. Dokładnie tak – ci ludzie mają gdzieś z tyłu za plecami czający się niepokój. Niepokój, że te wszystkie przedmioty kiedyś bezpowrotnie utracą.
Nie mogą się z tym pogodzić, nie chcą się z tym pogodzić, czasami próbują walczyć. Obłudnie wmawiają sobie, że „to jeszcze tyle czasu przed nimi”, że może coś się stanie, co sprawi, że wszystkie te przedmioty zgromadzone w takim nadmiarze „będą służyć rodzinie”. Życie jednak pokazuje, że większość fortun jest marnotrawiona dokumentnie przez trzecie lub czwarte pokolenie i w perspektywie np. 100 lat cała ta spiżowa konstrukcja obraca się w niwecz.
Dlatego ludzie cierpią, dlatego wielu bogatych ludzi przeżywa prawdziwe piekło, które niesie ze sobą zwykłe przemijanie. Powodem cierpienia jest brak wiedzy! Ludzie bowiem nie rozumieją, że wszystkie te przedmioty są jedynie im... „wypożyczane”. Na pewien, bardzo określony czas. Potem znowu muszą je oddać niezależnie od tego, czy jest to tani zegarek, czy luksusowy jacht.
Bardzo zaciekawiła mnie historia pewnego Chorwata. Frane Selak miał niezwykłe życie. Siedem lat temu po raz pierwszy zagrał na loterii i wygrał równowartość miliona dolarów. Początkowo zachował się tak, jak większość ludzi, czyli kupił luksusowy dom na wyspie i zaczął dostatnie życie. A jednak los postanowił go w sposób zaskakujący doświadczyć. Siedem razy spojrzał śmierci prosto w oczy. Z płonącego auta wysiadł sekundę przed wybuchem. Kiedy pociąg wypadł z torów do lodowatej rzeki i 17 osób utonęło - Frane zdołał dopłynąć do brzegu, w czasie podróży samolotem urwały się drzwi i wypadł - wprost na stóg siana (samolot się rozbił), itp. itd.
Doświadczenia z pogranicza życia i śmierci przekonały go, że nie tylko jest życie po śmierci, ale także ludzkie życie jest niczym płomień świecy, który może zdmuchnąć każdy silniejszy podmuch. To, co przeżył, sprawiło, że sprzedał luksusowy dom na prywatnej wyspie, rozdał pieniądze rodzinie i przyjaciołom i przeprowadził się do skromnego domu w miejscowości Petrinja na południe od Zagrzebu. Odłożył tylko niewielką część pieniędzy, która – jak powiedział - wystarczy akurat na operację biodra, żeby na starość mógł jeszcze cieszyć się życiem razem ze swoją żoną. Frane Selak twierdzi, że nigdy nie był tak szczęśliwy jak teraz. - Wszystko czego potrzebuję, już mam. Pieniądze niczego nie zmieniłyby – mówił zaskoczonym dziennikarzom, który realizowali o nim reportaż dla telewizji BBC.
Być może ten człowiek zrozumiał pewną prawdę, którą tak trudno jest ludziom zaakceptować jak świat długi i szeroki. Pieniądze, a tym samym przedmioty, są tylko iluzją szczęścia, zaledwie jego namiastką. Pamiętam moje spotkanie z Michaelem Jacksonem w Warszawie w Urzędzie Miasta. Miałem okazję zamienić z nim kilka słów, zobaczyć z bliska jednego z najbogatszych ludzi na Ziemi. Pamiętam, że miałem przemożne i krępujące uczucie, że oto stoi przede mną człowiek nieszczęśliwy, zagubiony i wystraszony upływem czasu. W tamtych latach jeszcze mało było wiadomo o prawdziwym dramacie Jacksona, który ujawnił się dopiero wtedy, kiedy o jego życiu zaczęli opowiadać po śmierci Króla Popu jego najbliżsi przyjaciele. Jego słynne iście królewskie i obłąkańcze zakupy, podczas których w jeden wieczór zdarzało mu się kupować zupełnie niepotrzebne przedmioty - za sumę nawet 25 milionów dolarów - były jedynie objawem zagubienia i bezradności.
Wiele lat temu miałem okazję usłyszeć pewną wskazówkę dotyczącą życia, którą staram się kierować i zawsze o niej pamiętać. „Idź w podróż z małym bagażem, gdyż tak jest łatwiej” – to proste zdanie nie dotyczy tylko i wyłącznie podróży na kilka dni w góry, ale także można je rozpatrywać w szerszym kontekście. Mały bagaż jest podręczniejszy, łatwiej go przenosić z miejsca na miejsce, jak go ukradną – pal go licho, jakoś sobie poradzimy! Bo z małym bagażem łatwiej się rozstać, człowiek nie musi ciągle przeżywać rozterek, czy przypadkiem „ktoś go nie podgryza lub go nam nie niszczy”. Mały bagaż, mały bagaż jest kluczem do szczęścia!
Mam naprawdę wszystko, czego potrzebuję. Staram się cieszyć nawet bardzo drobnymi rzeczami, które posiadam i które „wypożyczyłem na moją podróż”. Kiedyś je zostawię z uśmiechem, pokiwam z zadumą głową i pójdę dalej. Lubię je, ale nigdy nie dopuszczę do sytuacji, w której to one będą decydować o moim życiu, wpływać na komfort mojej podróży.
Mój bagaż jest skromny, lecz i tak wiem, że mam więcej, niż większość ludzi żyjących na naszej planecie. To także budzi moje zdumienie i zadumę. Zawsze, kiedy jestem w sklepie i dokonuję jakiegoś zakupu bardzo długo się zastanawiam, czy aby na pewno potrzebują tej rzeczy, czy ona nie będzie przypadkiem niepotrzebnym zwiększeniem mojego „bagażu w podróży”. Muszę jednak przyznać, że kiedy zrozumiałem, ile na świecie jest rzeczy, których nie potrzebuję, stałem się spokojniejszy. Potrzebowałem na pojęcie tego oczywistego faktu wielu lat spędzonych w podróży...
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie