Dziś jest:
Czwartek, 21 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Czy wśród czytających te słowa są ludzie odważni? Gotowi przyjąć „na klatę” najbardziej prymitywne wyzwiska i obelgi? ;) Tak?! To wspaniale! Mam dla takich osób znakomity test. Czy jesteście gotowi dowiedzieć się o sobie, że jesteście zerami? Że „o niczym nie macie pojęcia”? Że byle nastoletni „koziołek-matołek” jest w porównaniu z Wami „tytanem intelektu”? Jeśli jesteście na to gotowi, to spróbujcie kopnąć w tyłek jedną z teorii spiskowych. Zróbcie to nawet dla sportu, jako taką intelektualną przygodę „na jeden wieczór”. Ot, choćby tak delikatnie gdzieś w mediach wspomnijcie mimochodem, że twierdzenie o „naszpikowaniu wież WTC ładunkami wybuchowymi” to już nawet nie jest bredzenie wariata ubranego w kaftan bezpieczeństwa, ale naiwniactwo idiotów do potęgi n-tej pomnożone przez głupotę i zdziecinniałą wizję świata rodem z „mój świat z piaskownicy”. Jak tylko to zrobicie, wtedy poznacie prawdę o sobie, wtedy się zacznie…
Ja jestem człowiekiem w takim wieku i z takim „życiowym bagażem”, że kompletnie nie przejmuję się opiniami ludzi, którzy nie mają nawet w ułamku procenta szansy poznać tego, co mi – za co jestem wdzięczny opatrzności – los tak łaskawie umożliwił. Więcej – uwielbiam czytać wszelkie „nienawistne obelgi po publikacjach o spisku 11 września”, bo są one formułowane tak cudownym i jednocześnie cudacznym językiem, że samo ich czytanie bardzo często sprawiło, że prawie popłakałem się ze śmiechu… Uwielbiam ten język o „klapkach na oczach”, o „służeniu NWO” i o „wiadomych siłach i mocodawcach”, o „oczywistej prawdzie, którą tylko ślepy nie widzi” i tak dalej, bo jest to naprawdę dla mnie bardzo śmieszne i na swój sposób sympatyczne. Wiem bowiem dobrze, że ci ludzie być może naprawdę wierzą „w macki rządu światowego”, które złapały za gardło każdego, kto ośmielił się wygwizdać na pohybel ludzkiej durnoty „dziurę za małą” lub „dymiącą strzelbę służb”, czyli ów biedny i wcześniej tak dotkliwie zapomniany przez świat budynek WTC7, który gdyby nie teorie spiskowe, pewnie na zawsze byłby pomijany milczeniem obojętności wobec swoich dwóch, słynnych braci wież WTC1 i WTC2.
Jest taki etap w życiu człowieka, kiedy można sobie pozwolić na posiadanie własnego zdania i wygwizdanie „na pełnej sali” czegoś, w co ludzie zgromadzeni na tej sali fanatycznie wierzą. Rozlegnie się wycie i nienawistne skomlenie, ale cała sztuka polega na tym, aby być „ponad to” z racji wieku, doświadczenia, życiowego bagażu. Ja mam taki etap, czuję się z tym doskonale i komfortowo. Okazuje się jednak, że nie wszyscy sobie z tym radzą, o czym mogłem się „naocznie” przekonać.
Do tej pory na wspomnienie tego spotkania mimowolnie się uśmiecham, choć przyznaję, że potraktowałem mojego kolegę tak, jak chyba jeszcze nikt go nie potraktował. Było to na pewno dla niego ciekawym doświadczeniem, potem go zresztą serdecznie przeprosiłem za ten jak mi się wtedy wydawało zabawny żart (mam teraz co do tego wątpliwości), ale... może zacznijmy od początku.
Zanim jeszcze zdecydowałem się nazwać tzw. teorie spiskowe dotyczące 11 września “stekiem zdziecinniałych, aburdalnych głupot” wiedziałem dobrze, co to oznacza. Mówiłe,m moim najbliższym przyjaciołom, że po tej publikacji zobaczą, jak zostanę opluty i znienawidzony przez przeróżnej maści „ekspertów od siedmiu boleści plus VAT”. Teoria o tzw.”inside job” czyli teorii “Bush na Busha w 2001 rusza” jest bowiem nowym bożkiem wielu młodych ludzi, jest absolutnie trendy, jest cool. Ktoś, kto naszą ulubioną zabawkę nazywa “idiotyzmem rodem z wariatkowa” staje się natychmiast wrogiem śmiertelnym, oczywiście “zmanipulowanym do trzpienia kości”, naiwnym i zakłamanym.
Dziennikarze przeróżnych mediów śledzą uważnie strony Fundacji Nautilus i od czasu sławetnej publikacji sprzed roku z wywiadem ze mną o 11 września na naszych stronach zaczęli mnie traktować jako “wroga atakowej spiskowej teorii numer jeden” w Polsce. Nie mam oczywiście nic przeciwko temu, gdyż nawet planuje wydanie książki na temat 11 września, ale bardzo często muszę odmawiać występów w mediach elektronicznych choćby dlatego, że nie mam po prostu czasu, a także pracuję w stacji telewizyjnej, z którą wiążą mnie przeróżne klauzule. Jest mi zresztą wygodnie wtedy, kiedy nie zabieram głosu na tematy związane ze „zjawiskami niewyjaśnionymi”, gdyż w ten sposób mam ogromny komfort i unikami przeróżnych kłopotliwych sytuacji. Wtedy zawsze pojawia się nieśmiertelne pytanie “a kogo by pan polecił?”. Nie mam z tym większych kłopotów, gdyż wszyscy znani mi eksperci lub autorzy książek o światowym terroryźmie uważają wskazywanie Amerykanów jako twórców zamachów “na samych siebie” za bełkot wariata, ale... problem jest gdzie indziej. Większość z nich odmawia wypowiedzi uważając temat za zbyt absurdalny i w ten sposób stawiają autorów programów publicystycznych w trudnej sytuacji, gdyż “jakiś gość musi w programie być”. Krytykowanie teorii spiskowej 11 września jest jednak czymś wyjątkowym, to nie jest “kolejny jakiś tam temat”. Ktoś, kto się zdecyduje nazwać słynny dowód o “dziurze za małej” za idiotyzm idiotyzmów naraża się na stek obelg i wyzwisk od tzw. “znafców tematu” (błąd ortograficzny nieprzypadkowy). Ja uwielbiam czytać ich przemyślenia, które mnie bawią często do łez, ale dzisiaj już wiem, że być może są tacy, którzy mogą te rzeczy “brać do siebie”. Tak właśnie się stało w przypadku mojego serdecznego kolegi, wykładowcy uczelni wyższej, którego nazwisko dyskretnie pominę. To człowiek bardzo poczciwy, rzetelny i niezwykle pracowity. Wydał kilka książek o terroryźmie islamskim, ale zanim to zrobił, pojechał na miejsce i na własne oczy zobaczył, co to znaczy “państwo synów Allaha”. Na całym świecie zebrał imponującą liczbę książek na temat zamachów bombowych robionych przez islamistów, udało mu się także dotrzeć do świadków jednego z największych ataków Al Kaidy. Był więc właściwą osobą do publicznego skrytykowania teorii “trzech małolatów z New York City”, gdyż tak trzeba nazwać wynoszone pod niebiosa przez naiwnych ludzi knocidło pod tytułem “11 września Niewygodne Fakty”. Kiedy zadzwonił do mnie dziennikarz zaprzyjaźnionej stacji telewizyjnej i poprosił o podanie jakiegoś eksperta, który wypowie się krytycznie o teorii z angielskim mądrym terminem “inside job”, z trudem ukrywając rozbawienie podałem jego nazwisko. Wiedziałem bowiem, że w ten sposób robię mu dość okrutny żart, gdyż nie ma siły - dowie się o sobie, że “jest zerem” i “się sprzedał”. Byłem ciekaw, jak na to zareaguje i jak to przyjmie. Znałem go wiele lat i potraktowałem to jako swoisty “test psychologiczny”. O sprawie prawdę mówiąc zapomniałem i dopiero miesiąc później mój kolega zadzwonił do mnie z prośbą, czy nie miałbym czasu wpaść do niego do domu, bo ma dla mnie egzemplarz swojej najnowszej książki. Wiedziałem od razu, że o czymś “chce pogadać”. Uzgodniliśmy godzinę i tak znalazłem się w jego domu. W czasie, kiedy jego żona przygotowywała kolację, mój kolega delikatnie zapytał, czy oglądałem jego występ w telewizji kablowej o teorii spiskowej 11 września. Uśmiechnąłem się, gdyż w końcu to ja przekonałem go do tego, aby ujawnił światu swój pogląd o ataku “Busha uderza w siebie samego dla władzy i kasy”.
Prawdę mówiąc zapomniałem o jego występie (podobnie jak bardzo często nie pamiętam o własnych medialnych wypowiedziach, a zwłaszcza “kiedy będą i gdzie”). Byłem o niego jednak spokojny, że na pewno wypadł dobrze. Zapytałem, jak było.
- Dobrze, wszystko OK., ale... telewizja przesłała mi potem e-maile, które dostała od widzów...
Nagle olśniło mnie, o co chodzi! Na śmierć zapomniałem o uroczym efekcie ubocznym krytykowania teorii o “wybuchających piętrach WTC”. No tak, wyraźnie było tak, jak się spodziewałem.
- Czy w tych e-mailach było, że jesteś głupi i się na niczym nie znasz?
- No tak... a skąd wiesz?! - mój kolega nie mógł ukryć zdziwienia. Wziąłem łyk herbaty, wstałem od stołu i powoli podszedłem do okna, za którym widać było ulicę słabo oświetloną latarniami. Mówiłem powoli cedząc słowa.
- Wiem, wiem... okazałeś się zerem, nieukiem, kompletnym ignorantem wobec oczywistych faktów!
Wieloletnia praca głosem pozwala mi w sposób dowolny wypowiadać słowa, które bardzo często wprawiają mojego rozmówcę w prawdziwą konsternację. Tak było także w tym przypadku. Kolega zrobił oczy w słup i zbladł.
- Boże, Robert... o czym na Miłość Boską ty mówisz?!
Spojrzałem na niego tak ciężko, jak tylko mogłem. Dla spotęgowania efektu zmrużyłem oczy.
- Co, udajesz naiwniaka? Sprzedałeś się draniu jeden tym sługusom porządku światowego i teraz udajesz, że nie wiesz, o co chodzi? Dobrze wiesz... mnie nie oszukasz! Myślisz, że negowanie oczywistych faktów ujdzie ci bezkarnie? Niedoczekanie!
Mój podniesiony głos zaniepokoił żonę kolegi, która nieśmiało zajrzała do kuchni, gdzie toczyła się nasza dyskusja. Ja dyskretnie dałem jej znak, że wszystko jest w porządku, a sam postanowiłem wbić mojego serdecznego kolegę „w ziemię po szyję”. Nastrój miałem bojowy, a głos donośny. Nie przebierałem w słowach.
- Ty sprzedajna proamerykańska szmato... naszprycowaleś się tą oficjalną papką, tą zakłamaną gnojowicą płynącą z oficjalnych, zakłamanych mediów. Nie widzisz, że one chodzą na pasku propagandy? W tej swojej tępocie łykasz te pierdoły podawane przez propagandę? Robią ci wodę z mózgu, a ty jeszcze im klaszczesz.Nie masz żadnej wiedzy, żeby się wypowiadać na temat spiskowej teorii, rozumiesz? Żadnej! Twoja wiedza to zero, zero… nie, powiem więcej – twoja wiedza to minus jeden, minus sto, minus tysiąc! Jesteś zerem, jesteś zaprzedanym jankesom palantem, pomiotem służb specjalnych, świńskim ryjem systemu zniewolenia, który daje się wodzić za nos propagandzie i “łyka oficjalną papkę”! Jak można być tak ślepy na oczywiste fakty?! Nie widziałeś na filmie, że dziura jest za mała?! Nie wiesz, że znaleziono paszporty terrorystów podrzucone przez CIA?! Nie wiesz, że agenciory ociekające krwią niewinnych ofiar najpierw przywaliły w Pentagon Tomahawkiem, a potem wysadziły WTC7 przy pomocy ładunków?!
Kolega patrzył się na mnie i wyraźnie brał po uwagę dwie możliwości. Albo zwariowałem, albo stało się coś jeszcze gorszego, co przekraczało jego wyobraźnię. Wyraźnie nie brał pod uwagę możliwości trzeciej, że próbuję odstawić „mały teatr”. Mówił do mnie spokojnie, wyraźnie był trochę zdezorientowany.
- Robert, przecież te gnojki powymyślały te głupoty, rozmawialiśmy o tym wiele razy… i robiąc ludziom wodę z mózgu na całym świecie i u nas wyraźnie też, te gnoje od tego filmu zarobili mnóstwo pieniędzy… Niczego nie sprawdzali, nie brali pod uwagę takiego drobiazgu jak relacje świadków. Weźmy choćby ten nieszczęsny WTC7… Toż to zapomniany budynek, o którym pies z kulawą nogą by nie wiedział, gdyby się nie zawalił. A te matoły dmuchają w niebogłosy jakąś bajkę, że niby zawalenie się WTC7 było częścią planu Busha i że to ma jakieś tam znaczenie… Brednie bredni z bredniami w tle… A przecież jak weźmiesz relacje dowolnego strażaka, który uczestniczył w akcji w „Ground Zero” to się dowiesz, że WTC7 był tak uszkodzony po upadku wież, że wszyscy się spodziewali jego zawalenia. Tym nastoletnim głąbom od teorii spiskowej nie przetłumaczysz niczego, ale ty przynajmniej nie wymieniaj tego idiotyzmu… Naprawdę nie wiem, czy… dobrze się czujesz Robert?!
Milczałem, żeby spotęgować nastrój grozy. Wreszcie spojrzałem na niego spode łba.
- Tak… Ja już zrzuciłem klapki z oczu, spadły mi betonowe zasłony skrywające prawdę, w głowie ustawiły mi się zawory i jestem otwarty na „mądrości z jutjuba”. Wczoraj cały czas oglądałem materiały z amerykańskich stron bez wytchnienia, które się nie boją „pisać prawdę”, a ty marny tchórzu płyniesz żabką po morzu obłudy i fałszu oficjalnych mediów, dajesz nura w szambo bełkotu propagandy, myjesz łeb pod kranem obłudy przeróżnych „tefałenów i polsatów”, jesteś zerem… zerem, rozumiesz? O, ja już przejrzałem na oczy, teraz widzę, jak byłem ślepy! Jak śmiesz zakłamany pawianie propagandy wypowiadać się na tematy, o których nie masz pojęcia?!
Ostatnie słowa prawie wykrzyczałem mu do ucha. Kolega cały czas nie wiedział, co jest grane. Patrzył na mnie jak na szaleńca. Zaczął mówić powoli z niepokojem patrząc, jaka będzie moja reakcja. Biedak powoli upewniał się, że jednak postradałem zmysły.
- Posłuchaj mnie spokojnie, nie wiem, co ci się stało, ale tylko ci przypominam, że ta cała plejada młodocianych głupków z amerykańskich serwisów spiskowych to patentowane głąby, które… jak to powiedzieć… piszą duby smalone bez oparcia na jakichkolwiek dowodach, relacjach… na niczym. To, że miliony naiwnych ludzi kupują te pierdoły na całym świecie i bezgranicznie w nie wierzą nie oznacza, że są one na miłość boskie warte więcej niż funt kłaków. Pamiętasz słynne zdanie „jedzmy gó…a! Miliony much nie mogą się mylić!”. Przecież tyle razy mówiliśmy o tym… naprawdę nie wiem, co ci się Robert… dlaczego…
Słuchałem go z rozbawieniem, bo nagle doszło do mnie, że całość mojej szopki „kupił bez zmrużenia oka”. Jeśli ktoś kiedyś będzie ostawiał taki teatr jak ja musi pamiętać, aby nawet na chwilę się nie uśmiechnąć, bo wtedy cały efekt pójdzie w las. Trzeba zachowywać powagę i surowy styl. A ja kontynuowałem natarcie.
- Jak możesz wypowiadać się o tym, o czym nie masz pojęcia?! Żadnego pojęcia, rozumiesz?!
Mój kolega jednak się próbował bronić, choć robił to nieporadnie.
- Ale przecież ja ze świadkami…
- I co z tego, że dotarłeś do świadków! – wykrzykiwałem machając rękami – I co z tego, że zbierasz książki z całego świata o terroryzmie! I co z tego, że jeździsz po całym świecie i dowiadujesz się na miejscu, jak było! Twoja wiedza to zero przy nastolacie, który żując gumę kiwa łbem oglądając materiał o „robocie służb” z jutjuba i przytakuje co chwila. Jego wiedza przy twojej to potęga, a ty nie masz o tym pojęcia! Zapamiętaj to raz na zawsze, ale…
Przyjrzałem się mojemu koledze badawczo i znieruchomiałem. W pokoju zaległa potworna cisza.
- No tak… - zacząłem – przecież ty biedaku być może musisz tak mówić. Zastraszyli ciebie, sterroryzowali, opłacili i przekupili.
- Kto? – nieśmiało zapytał kolega.
- Oni! Służby, agenciory, tefałeny i inne tam takie… a może ty chodzisz na pasku tych psubratów z Rządu Światowego? O, mam cie bratku… Powiedz, ile ci zapłacili, abyś syczał tym jadem fałszu i obłudy, co? Jak dostajesz pieniądze od NWO, przelewem na konto czy w gotówce?! Gadaj teraz, bo mam dość wysłuchiwania twoich kłamstw!
Kolega był wyraźnie zdumiony, że do pokoju nie wchodzi jego żona z pomocą, a ona wysłuchując moich „przejrzanych na oczy mądrości” wręcz zataczała się ze śmiechu w przedpokoju. Mój kolega popełnił jeden błąd. Nie uświadomił sobie biedaczysko, że ktoś, kto jak pelikan rybę łyka informacje o „ładunkach w WTC” bez problemu „łyknie wszystko”, w tym także to, że skoro ktoś krytykuje teorie „spiskowo-zamachowe”, to nie ma siły – „musi coś w tym być”. Że niby nie można bez powodu nazwać hipotezy o „Tomahawkach w Pentagon” za „majaki wariata”, ale musiał „ktoś opłacić albo zastraszyć”. Bo jak tam za oceanem spisek, to ani chybi w Polsce też pewnie jest. Kolega był tym zaskoczony.
- Nie wiem Robert, co ci się stało… Może wziąłeś jakieś świństwo z tych… no jak tam one się nazywają… dopalaczy?
- Dlaczego mnie obrażasz? – mówiłem patrząc się mu prosto w oczy – Czy to, że spadły mi klapki z oczu oznacza, że musiałem wziąć słynny dopalacz „zrypany beret”? Czy fakt, że nareszcie wartkim strumieniem do mojej głowy leje się prawda i tylko prawda musi być spowodowane „chwilowym zamroczeniem”? O biedaku, biedny naiwny człowieku, niewolniku oficjalnej propagandy, sługusie NWO, liżący buty „panów” z Rządu Światowego, psie imperialistyczny łaszący się do sprzedawczyków pragnących zaprowadzić na świecie masowe niewolnictwo… jesteś ślepy, jesteś ślepy!
Uwielbiam parodiować język „znawców prawdy o świecie” i tego dnia miałem okazję pokazać, na co mnie stać. Kolega pod naporem moich „argumentów nie do odparcia” był już bliski sięgnięcia po komórkę i wydzwonienia popularnego numeru *112, aby ktoś przyjechał i obezwładnił „znajomego dziennikarza szaleńca”. Zastanawiałem się, kiedy przerwać ten teatr, ale nagle kolega chwycił się „ostatniej deski ratunku”. Postawił na najsłabszy punkt teorii „atakowych”, czyli logikę. Zaczął ostrożnie, patrząc w moją stronę, czy już minęło mi największe wzburzenie.
- Robert, nie wiem, czy coś wziąłeś czy nie, ale… Przypomnij sobie, że jeszcze nie tak dawno rozmawialiśmy o tym, że wiara w te idiotyczne „tomahawki i ładunki wybuchowe w WTC” ma dość zabawny skutek uboczny. Zakłada bowiem, że te amerykańskie służby to skończone głupki. Pamiętasz to?
- Nie wiem, o czym jankeski sługusie mówisz, ale… dobrze, pozwolę ci kontynuować. Proszę bardzo, żmijo NWO mów dalej te swoje „zakłamane prawdy”… no, i co z tym skutkiem ubocznym?
Kolega wyraźnie już się uspokoił i pomysł „z telefonem na pogotowie” wyraźnie odłożył na później.
- No więc każdy, kto łyka te pierdoły o „Tomahawkach i ładunkach” musi jasno sobie uzmysłowić, że to oznacza, że autorzy zamachów z amerykańskiego rządu to banda idiotów, którzy nagle super-zakamuflowaną operację zamieniają w zryte przez dziki kartoflisko. Bo użycie Tomahawków to… już nawet nie idiotyzm, ale idiotyzm do milionowej potęgi! Czy wiesz, jak przez to wzrasta ryzyko wpadki? Czy myślisz, że taki lecący ze świstem Tomahawk to „mucha”, której nikt nie zauważy? Co zrobić z setkami świadków, którzy uczestniczyli w tej operacji? Jak im „zamknąć gęby”? Zastraszyć? Toż to myślenie naiwnego kretyna… Nie ma takiej siły, aby powstrzymać wariata, który pogna w te dyrdy do mediów kablować o Tomahawku… A poza tym ta sytuacja z „Tomahawkiem” przypomina mi taką oto sytuację. Wyobraźmy sobie, że jest jakaś organizacja przestępcza, która ma zabić pięć osób z innej organizacji. Ale ma to zrobić tak, aby nikt postronny się „nie kapnął”, że to ich robota. Pierwszych czterech mordują stosując kamuflaż godny mistrzów świata inscenizacji, za miliony dolarów robią mistyfikację godną Leonarda da Vinci iluzji, ale piątego… Piątego morduje szef tej organizacji podchodząc do swojej ofiary na głównym deptaku miasta i wbijając mu w głowę czekan z logiem „swojego gangu”! A wszystko to na oczach setek osób obserwujących wbicie czekana na deptaku. Tak mniej więcej trzeba postrzegać teorię o „Tomahawku w Pentagon”. Pomijając cały idiotyzm tej psychiatrycznej teorii trzeba sobie powiedzieć jasno: ona zamienia ten cały 11 września z „wielkiej mistyfikacji mistrzów świata oszustwa” w próbę okradzenia banku w centrum miasta przy pomocy… dźwigu budowlanego! Naprawdę tak ci się we łbie zlasowało, że nie pamiętasz tego, o czym rozmawialiśmy?!
Mój kolega zawiesił głos i patrzył się na mnie z wyczekiwaniem, a ja nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Za chwilę dołączyła do nas jego żona, która wyraźnie miała z całej sytuacji niezły ubaw. Przeprosiłem kolegę za mój żart i razem przez cały wieczór przekomarzaliśmy się językiem „miłośników spisków atakowych” do przeróżnych „aspektów prawdy najprawdziwszej, jedynej prawdy ze wszystkich prawd tego świata”. Kilka dni później mój kolega zainspirowany moim „eksperymentem” postanowił stworzyć mini-słowniczek terminów z zakresu teorii spiskowych, który pozwalam sobie poniżej zamieścić. Tym samym korzystając z tej nietypowej formy pragnę przeprosić mojego kolegę za „niewinny żart” i mam nadzieję, że choć w ten sposób zamieszczając ten dość długi „esej z dialogami” sprawię, że mi wybaczy tamten zabawny przecież wieczór… ;)
SŁOWNIK TERMINÓW PRZYDATNYCH DLA MIŁOŚNIKÓW „SPISKOWYCH TEORII ATAKOWYCH”
„Oczywistość” – czyli to, że NWO niewoli świat i otacza mackami "wsio jak leci" lub że Amerykanie sami na siebie 11 września wypuścili Tomahawki. To nawet więcej – to „oczywista oczywistość” cytując „klasyka z Żoliborza”
„Łykać oficjalną papkę” – czytać zeznania świadków publikowane w mediach czy książkach dotyczących chociażby 11 września. „Łyka papkę” każdy, kto jako źródło informacji traktuje chociażby historyków oficjalnych instytutów naukowych.
„Kupować propagandę” – podobnie jak wyżej, ale propagandzie można też „ulegać”. Ulega jej na przykład każdy, kto uważa twórców filmu „11 września Niewygodne Fakty” za głupich gnojów. To, że tworząc to dzieło – jak sami się przyznali – nie rozmawiali z nawet jednym świadkiem i mieli po 17 lat i zero wiedzy, nie ma znaczenia. Są oni bowiem „ekspertami”. I tak dochodzimy do kolejnej definicji.
„Ekspert” – to ktoś, kto zakłada, że był spisek 11 września robiony przez Amerykanów i kto przyjmuje wszystko o NWO za „dobrą monetę”. Ekspertem można być nawet mając 10 lat, jeśli tylko ma się wiedzę o „oczywistości”. Czym jest oczywistość? Definicja powyżej. Można też być ekspertem, a nagle zamienić się w „otumanionego propagandą”. Takiej wolty dokonał Bogusław Wołoszański, który kiedyś poproszony przez redakcję programu TVN przedstawił argumenty zwolenników teorii spiskowej był „ekspertem”, a kiedy rok później uznał tę teorię za brednie stał się „otumanionym propagandą”.
„Otumaniony propagandą” – to ktoś odrzucający „oczywistość”. To jednostki wyjątkowo tępe, podatne na „oficjalną papkę”, którzy nie potrafią „Myśleć”.
„Chodzić na pasku propagandy” – inna wersja sformułowania „łykać papkę”
„Niezależne media” – każde, które nie kwestionują oczywistości (definicja powyżej). Wiarygodnym medium staje się nawet blog dziesięciolatka, jeśli jest odpowiednio upstrzony linkami do „wiarygodnych źródeł”.
„Wiarygodne źródła” – czyli takie, które jako „oczywistość” tratują rzeczy, które odrzucają „otumanieni propagandą”.
„Żenada i dno” – każdy artykuł wyśmiewający teorie o „oczywistości”
/kolega pracuje nad dalszą częścią słownika/ ;)
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie