Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Kilka lat temu postanowiłem spotkać się z reżyserem słynnego filmu JFK Olivierem Stone`em. Nawet udało mi się dotrzeć do jego bliskiego znajomego reżysera w Polsce, a więc ze spotkaniem nie byłoby większego problemu. Chciałem mu bowiem powiedzieć, że pominął w swoim filmie kilka wątków, które rzucają zupełnie nowe światło na ten zamach. Sprawy oparte o najnowsze ustalenia w sprawie wydarzenia w Dallas mają się bowiem nijak do tezy, którą z takim rozmachem udowadniał w swoim filmie. W ostatniej chwili dałem sobie jednak spokój z tym pomysłem, a stało się to po przeczytaniu wywiadu z reżyserem JFK w amerykańskiej wersji Newsweek`a.
Uznałem bowiem, że on – wierząc w to na granicy szaleństwa - uważa sprawę zamachu za wyjaśnioną, zamkniętą, jednoznaczną. Co się stało w Dallas w 1963 roku? Kto stał za zamachem? Stone nie ma cienia wątpliwości - zrobiły to „amerykańskie służby”, CIA, FBI i wojsko, a pomagała mafia. I nie ma w ogóle dyskusji. Szkoda, bo należałoby natychmiast powiedzieć o skandalicznej, studenckiej przygodzie Kenniediego, która na lata uwikłała go we współpracę z KGB, ani o superważnym wątku związanym z zabójcą Lee Harvey Oswalda (oskarżonego oficjalnie o zabójstwo), czyli Jackiem Rubym. Był on bowiem czynnym agentem Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich! A ten wątek rzuca zupełnie nowe światło na ten zamach i pokazuje, że za wszystkim stały służby - jak najbardziej tak, tyle że… Sowieckie! Niby różnica niewielka, ale dość istotna dla oceny zamachu w Dallas.
Kiedy technika kryminalistyczna osiągnęła poziom pozwalający na analizę balistyczną lotu poszczególnych pocisków wystrzelonych podczas tego feralnego 22 listopada 1963 roku przed Składnicą Książek. Wynik eksperymentów nie pozostawił nawet cienia wątpliwości - wszystkie strzały do JFK padły z okna na trzecim piętrze... Składnicy Książek. Nie było “tajemniczego strzelca” za parkanem, nie było drugiej grupy strzelców przy kolejowym przejeździe, a jeśli nawet gdzieś indziej byli strzelcy, to na pewno nie użyli broni, co jest po prostu absurdalne. Pamiętam, że po obejrzeniu wyników tej ekspertyzy po prostu odebrało mi mowę... Na miejscu w Dallas chcę stanąć dokładnie w tym oknie Składnicy Książek, z którego padły strzały, po których świat na chwilę wstrzymał oddech. To będzie naprawdę magiczny moment, gdyż zbieram materiały o tym zamachu już dwadzieścia lat. Nie ukrywam, że mam do takich momentów w życiu szczęście, za co jestem bardzo wdzięczny Bogu...
Kiedy w 1998 roku byłem w Nowym Jorku wraz z grupą polskich dziennikarzy (na osobiste zaproszenie burmistrza tego miasta), przeżyłem ciekawy incydent. Jednym z punktów naszego pobytu był wjazd na 106 i 107 piętro Wieży WTC1, gdzie znajdowała się słynna restauracja „Top of the World” ze wspaniałym widokiem na panoramę New York City.
Wszystko byłoby by dobrze, gdybym się nie spóźnił po powrocie ze zwiedzania lotniskowca i nie pomylił wind, a tych w WTC było sporo - 23 windy ekspresowe, 72 windy strefowe oraz 3 windy serwisowe, co daje razem magiczną liczbę 98 wind! Każda na inny poziom budynku - trzeba było znać klucz, żeby się w tym wszystkim nie pogubić.
Grupa polskich dziennikarzy razem z jednym z pracowników działu promocji World Trade Center już pojechała na samą górę wieży, a ja z kolegą poszliśmy jeszcze w miejsce, w którym Al Kaida 26 lutego 1993 roku pod Północną Wieżą podłożyła ładunek wybuchowy, aby wysadzić „znienawidzony symbol dobrobytu zachodniego Chrześcijaństwa”. Wtedy eksplodowała furgonetka, wypełniona 700 kilogramami materiałów wybuchowych (użyli wtedy azotanu amonu), zaparkowana w podziemnym garażu. W wyniku zamachu zginęło sześć osób i ponad tysiąc zostało rannych lub poparzonych, ale wieża WTC wyszła z tego cało. Wtedy im się jeszcze udało, ale… wracając do mojego pobytu w Nowym Jorku – mocno spóźniony wpadłem z kolegą do ogromnego holu WTC1 i zacząłem szukać właściwej windy, a były tam trzy zupełnie różne grupy wind.
Pamiętam, że poczułem się zupełnie bezradny wobec ogromnych mas ludzi o wszystkich możliwych kolorach skóry, którzy w jakimś szaleńczym pędzie i często z jakimiś ważnymi dokumentami w rękach wypełniali cały hol kłębiąc się, rozmawiając przez komórki, ale mimo tego obnosząc się do siebie z życzliwością i uśmiechem, co zawsze podziwiałem i podziwiam u Nowojorczyków. Kolega dziennikarz powiedział, że on „wraca do hotelu pisać tekst”, a ja chciałem koniecznie zobaczyć „dach Nowego Jorku”.
Pamiętam, że pokazałem przepustkę portierowi, który obojętnie wskazał mi jedną z wielu wind w długim holu. W jedną z nich wsiadłem (jak się potem okazało nie w tę, co trzeba) i która zawiozła mnie na tak zwane pierwsze piętro przesiadkowe, bodaj 44. WTC był bowiem tak pomyślany, że składał się jakby z trzech różnych budynków w jednym, co znacznie ułatwiało poruszanie się. Kiedy na piętrze zacząłem szukać holu z windami do budynku C podszedł do mnie bardzo sympatyczny starszy murzyn i zapytał, czego szukam.
Kiedy powiedziałem, że chcę wjechać na górę on powiedział, żebym sobie dał spokój i lepiej poszedł z nim zjeść do jego biura lunch. Będzie sympatyczniej, a kawę mają o niebo lepszą niż „Top of the World”. I tak wylądowałem w biurze radców prawnych, a dokładniej w małej kuchence, w której – co zrobiło na mnie kolosalne wrażenie – była cała skomplikowana maszyneria do robienia wszystkich możliwych rodzajów kawy, z czego jak mi wtedy wyjaśnił mój świeżo poznany kompan z WTC, jego biuro słynęło w całej wieży i czym bardzo często „uwodziło klientów".
Do dziś kiedy myślę o tamtym dniu czuję na plecach nieprzyjemny dreszcz i zawsze ze smutkiem zastanawiam się, czy ci tak niesłychanie sympatyczni ludzie, których miałem przyjemność poznać w tej kuchni, przeżyli tę najgorszą tragedię w historii Stanów Zjednoczonych...
Naszą podróż do Roswell zaczynamy w Dallas, gdzie wynajmujemy samochody i ruszamy w trasę po Nowym Meksyku. Na miejscu już jest część naszej ekipy. Informacje są budujące, bardzo ciepło, wszędzie zieleń… tam wiosna jest w pełni - wczoraj było 25 stopni! I z tej ostatniej informacji cieszę się chyba najbardziej.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie