Dziś jest:
Czwartek, 21 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Był 1991 rok, kiedy zacząłem pracować jako reporter stacji radiowej, która dopiero zyskiwała popularność i nazywała się Radio Zet. Obsługiwałem praktycznie wszystkie najważniejsze wydarzenia polityczne od kolejnych etapów formowania pierwszych rządów solidarnościowych po wizytę papieża. Los sprawił, że nagle poznałem najważniejszych ludzi w Polsce, a przy okazji miałem okazję zobaczyć kulisy władzy, które są niedostępne dla zwykłych "ludzi z ulicy".
Praktycznie mieszkałem w Sejmie na Wiejskiej (dosłownie zdarzało mi się spać w zakamarkach sejmu), a moje życie toczyło się w słynnym ‘trójkącie warszawskim’: Sejm/Kancelaria Prezydenta/Urząd Rady Ministrów. Z tego okresu mojego życia pozostało mi bardzo wiele znajomości. Jednym z ludzi, którego ścieżka życia skrzyżowała się z moją, był Andrzej Lepper.
Jako reporter pojechałem na pierwsze blokady organizowane przez związkowego watażkę, który wtedy dla mnie był symbolem populizmu i politycznej głupoty, czyli Andrzeja Leppera. W moich relacjach starałem się jednak zachować obiektywizm i zrozumieć ludzi, którzy wobec bezdusznej machiny biurokracji banków palą opony na drogach. To były czasy, kiedy absolutnie wszyscy słuchali Radia Zet, więc moje relacje zyskały ogromne uznanie w oczach związkowców i ich charyzmatycznego lidera, czyli Andrzeja Leppera.
Jego słowa pełne uznania pod moim adresem były dla mnie w pewien sposób kłopotliwe, gdyż jego działalność oceniałem niezwykle krytycznie, ale potem z upływem lat zacząłem w nim dostrzegać człowieka, który mówił językiem, którym posługiwała się znaczna część naszego społeczeństwa i udawanie, że „tych ludzi nie ma” byłoby wielkim błędem.
Zawsze na mój widok Andrzej Lepper uśmiechał się i serdecznie się ze mną witał, a przy okazji – co dla mojej dziennikarskiej profesji jest bardzo ważne – zdradzał mi informacje ze szczytów władzy. Pamiętam, że kiedy jeszcze był wicepremierem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego spotkaliśmy się gdzieś w korytarzu telewizji. Miał akurat wolną chwilę, więc usiedliśmy napić się herbaty. Opowiadał mi o stylu rządów Kaczyńskiego, o tym, czym tak naprawdę zajmuje się premier przez 99% czasu swojego urzędowania, jak bardzo i praktycznie wyłącznie interesuje go „świat służb i słabości różnych polskich polityków”, a takie słowa jak „gospodarka” prawie nie pojawiają się w dyskusjach gabinetowych z szefem rządu. Wtedy podczas tamtej rozmowy Lepper nie zdawał sobie sprawy, że właśnie na niego szykowana jest „pułapka”, która będzie pierwszą kostką domina prowadzącą do życiowej katastrofy jego i jego najbliższej rodziny. Afera gruntowa była pierwszą katastrofą z długiej listy katastrof, które potem spotkały go w życiu.
Kiedy dowiedziałem się o jego samobójczej śmierci naprawdę zrobiło mi się tak smutno, gdyż znając Leppera nie mogłem sobie wyobrazić, do jakiego stanu został doprowadzony, że zdecydował się na tak tragiczny w skutkach krok. Znałem jego sytuację rodzinną, wiedziałem o chorobie syna, wiedziałem, że bardzo przeżywa kolejne procesy sądowe, ale nie pomyślałem, że jest aż tak bardzo źle… Niedobrze się stało, panie Andrzeju…
Wszyscy czytelnicy „Dziennika Pokładowego” i w ogóle wszystkiego, co opublikowałem w ciągu ostatnich dwudziestu lat zajmowania się zjawiskami niewyjaśnionymi wiedzą, że sprawę istnienia reinkarnacji dusz i istnienia „karmy związanej z ludzkim losem” nie uważam za żadną tam „teorię”, za żadną „hipotezę”, ale po prostu za fakt. Nie potrzeba do jej zrozumienia żadnego studiowania „świętych pism”, nie potrzeba „wspierać się cytatami”. Wystarczy rozejrzeć się wokół, aby sprawa reinkarnacji stała się oczywista. Mówi ona także bardzo wyraźnie o tym, co się dzieje z ludźmi, którzy popełniają samobójstwa. W ich mniemaniu to jest „ucieczka od problemów, które za bardzo przytłaczają w naszym życiu”. Od rozpadającej się rodziny, od niezapłaconych rachunków, od zmierzenia się ze śmiertelną chorobą. Człowiek ma już tak dość, że „ucieka” odbierając sobie życie. Miałem okazję wielokrotnie zajmować się przypadkami ludzi, którzy w obecnym życiu musieli ponownie przeżyć lekcję, którą chcieli opuścić poprzez ucieczkę w samobójstwo. Niestety samobójstwo wiąże karmicznie także najbliższe osoby dotknięte tym dramatem, które potem także cierpią w kolejnym życiu.
Ta historia do dziś jest powtarzana na pokładzie Nautilusa jako jedna z najbardziej poruszających, jeżeli chodzi o historie "w mediach". To było kilka lat temu, kiedy w Programie Pierwszym Polskiego Radia była audycja prowadzona przez nas o reinkarnacji czyli "wędrówce dusz". Audycja zaczynała się o 24.00 i trwała trzy godziny. Cieszyły się naprawdę gigantyczną popularnością. Tej nocy ok. 2.00 zadzwoniła kobieta, która płakała, ale po chwili uspokoiła się i powiedziała, że koniecznie chce wejść na antenę. W studiu po krótkiej naradzie zapadła decyzja, aby "dać jej szansę". Zostaje wprowadzona na antenę i pada zastrzeżenie, aby mówiła "na temat audycji, czyli właśnie wędrówki dusz". Kobieta zaczyna opowiadać. Mówi spokojnie, ale słuchając jej głosu od razu się wyczuwa, że przeżyła coś ważnego.
Opowiada swoją historię. Jest właśnie świeżo po strasznej tragedii. Jakiej? Powiesił się jej nastoletni syn. Stało się to miesiąc wcześniej. Syn bardzo źle znosił jej drugie małżeństwo, ale nie zdawała sobie sprawy, że aż tak bardzo... W studiu prowadzący wyraża jej ogromne współczucie, ale jednocześnie przypomina, że audycja jest o reinkarnacji. Kobieta odpowiada na to, że wie, ale prosi, aby wysłuchać ją do końca. Nigdy nie wierzyła w reinkarnację, nie zajmowała się nią. Jest katoliczką, chodzi do kościoła kilka razy w roku... ale wracając do najważniejszej historii - to niesłychane wydarzenie miało miejsce dwa tygodnie po samobójczej śmierci syna. Była w domu ze swoim drugim trzyletnim synkiem z drugiego małżeństwa, który z ogromnym zainteresowaniem przyglądał się swojej płaczącej matce. Wreszcie podszedł do niej i zapytał:
- Mamo, dlaczego tak bardzo płaczesz?
To pytanie ją trochę zaskoczyło, ale po chwili odpowiedziała dziecku.
- Kiedyś ci to syneczku wytłumaczę, ale teraz... pozwól... twój braciszek nas opuścił, zastawił... zabił się... dlatego jestem tak smutna synku.
Jej trzyletni syn przez kilka chwil milczał i bardzo uważnie jej się przyglądał. Wreszcie ku jej bezgranicznemu zdumieniu powiedział:
- Ale kiedy ty kiedyś się powiesiłaś i nas zostawiłaś, to my płakaliśmy. Nie pamiętasz tego? Teraz już nie płacz, bo już wiesz, jak to jest. Już nie ma potrzeby płakać.
Dziecko zeszło jej z kolan i spokojnie poszło bawić się do drugiego pokoju. Kobieta zaś poczuła, że nie jest to "kolejna chwila w jej życiu", że oto nagle dotknęła przez swoją rozmowę z synem jakieś wielkiej tajemnicy ludzkiego życia. Na antenie opowiedziała jeszcze jedną ważną rzecz, że od dziecka ma kłopot, kiedy założy na szyję chustę czy szalik. Dlaczego? Natychmiast... zaczyna się dusić! Kobieta powiedziała, że nie dba o to, jak ludzie potraktują jej historię, ale ona sama jest przekonana, że jej syn pamięta jakąś sytuację z poprzedniego życia. Ona musiała zrobić błąd, za który przyszło jej zmierzyć się z konsekwencją tego czynu w obecnym życiu.
Kiedy słuchaliśmy tej historii w radiowym studiu Polskiego Radia, wszyscy na plecach czuliśmy "zimny powiew kosmosu". Teraz ze smutkiem myślę o Andrzeju Lepperze polecając jego duszę Bogu i mam do niego… żal – to chyba najlepsze słowo - że mimo ogromnej odwagi w tylu różnych dziedzinach życia akurat 5 sierpnia 2011 zdecydował się na „ucieczkę z lekcji”. Ale niestety, lekcja będzie musiała być odrobiona panie Andrzeju… tak bowiem został stworzony przez Boga ten świat.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie