Dziś jest:
Niedziela, 24 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "Pytania do FN": pytania@nautilus.org.pl
Czytelnicy szukający odpowiedzi na pytania dotyczące „sensu życia” i „życia po śmierci” mają do nas bardzo często prośbę o przedstawienie naszej opinii. I po to właśnie powstał dział „Pytania do FN”.
Dostaliśmy kilka pytań w jednej wiadomości, ale nie mamy fizycznie czasu, aby odpowiadać na nie w równie obszerny sposób i pisać „długaśne laboraty”. Stąd ograniczymy się do kilku zdań, ale być może to wystarczy.
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Wednesday, July 26, 2017 2:16 AM
To: Fundacja Nautilus
Subject: 9 drażliwych pytań
Witam
Mam 39 lat i wrodzoną ciekawość świata. Od około 20 lat nieprzerwanie interesuję się tematyką związaną z duchowością, rozwojem człowieka i otaczającym go wszechświatem. W swoim dotychczasowym życiu zazwyczaj dochodziłem do wniosków zbieżnych z tym, co propaguje Fundacja Nautilus oraz z niezwykle ciekawymi wykładami znanego Wam Piotra Listkiewicza z Australii. Generalnie ze wszystkich źródeł internetowych najbardziej cenię właśnie Was i jego, chociaż w niektórych kwestiach doszukałem się pewnych rozbieżności.
Jak każdy poszukujący prawdy mam od czasu do czasu pewne wątpliwości, co jednak jest moim zdaniem bardzo korzystne dla całego procesu uczenia i doskonalenia się na tym świecie. Zdarzają się również sytuacje, w których będąc czegoś pewnym trafiam na Waszą odmienną opinię i trudno mi się potem obyć bez ponownego przyjrzenia się danej kwestii w celu rozwiania wątpliwości. Ostatnio trochę ich narosło i właśnie w związku z tym piszę do Was tego maila. Poruszę w nim 9 takich kwestii prosząc o to, żebyście się do nich odnieśli. To dla mnie bardzo ważne. Cierpliwie poczekam na odpowiedzi.
Radzicie, żeby być "elastycznym jak źdźbło trawy" pokonując z pokorą, w miarę spokojnie życiowe zakręty i pamiętając, że najważniejszy jest rozwój duchowy a nie zachcianki ego związane ze światem materialnym. Również długo tak myślałem, ale codzienne dorosłe życie zweryfikowało to podejście dość brutalnie. Skoro wszyscy wokół poza zdrowiem najbardziej cenią w życiu pieniądze, okazałe domy, luksusowe samochody, ładny wygląd, drogie ciuchy, stanowiska i tytuły to nie trzeba być zbyt błyskotliym żeby stwierdzić, że osoba nie przywiązująca do tego wszystkiego wagi a w zamian stawiająca na rozwój duchowy będzie traktowana jak odludek, dziwak i generalnie ktoś pomylony kogo nie warto traktować poważnie. Dotyczy to nawet najbliższej rodziny bo co np. dzieciom po rozwiniętym duchowo ojcu, skoro pozycję w grupie rówieśników wyznaczają markowe ciuchy, buty, laptopy, komórki, uroda itp. Jeżeli będą tymi rzeczami dysponowały to będą "w porządku". Jeżeli nie, to się ich zwyczajnie odtrąca i wyśmiewa. Brutalne, ale prawdziwe. Stawianie na duchowość i przekazywanie "prawdziwych wartości" doprowadzi do tego, że dzieciaki zaczną coraz bardziej odstawać od swojego otoczenia i będą miały przykre dzieciństwo. My przy tym w bólach rozwiniemy się duchowo wysłuchując pretensji, że ten ma to a tamten tamto, że inni rodzice są bardziej nowocześni, mają głowę na karku i skupiają się głównie na zarabianiu pieniędzy bo przecież "one są najważniejsze". Na dodatek rówieśnicy wbiją im do głowy, że mają świrniętych rodziców nie pasujących do tego świata. Efekt? Dzieci z powodu naszego podejścia zaznają wielu przykrości i upokorzeń, przez co my zgromadzimy mnóstwo negatywnej karmy odradzając się kiedyś w "bogatej duchowo" i zarazem "biednej materialnie" rodzinie zaznając tego wszystkiego co przez nas zaznały nasze dzieci, czyli wyśmiewania, upokarzania i brutalnego dowiadywania się o wszechwładności pieniądza. Czy nie ma w tym racji? Ja uznałem, że jest i postanowiłem starać się żeby moje dziecko miało jednak w miarę "typowego" rodzica oraz normalne dzieciństwo.
Jest tu nieporozumienie. Nikt z nas nie zachęca do porzucenia samochodu, ubrania się w strój mnicha i zamieszkania w szałasie w Bieszczadach, gdzie trzeba się oddać medytacji. To absurd – mamy samochody, mamy mieszkania, mamy rodziny i firmy. Prawda o sensie życia człowieka i naturze duchowej jest bezlitosna dla stylu życia, który teraz jest „normą” dla naszej cywilizacji. W innych wyżej od nas stojących cywilizacjach patrzą na ludzi na Ziemi jak na zagubione, owładnięte manią posiadania materialnych przedmiotów istoty, które nie interesują się rzeczami najważniejszymi, a zajmują się całkowicie nieistotnymi i im poświęcają swój czas. Nie przestaniemy to powtarzać naszym czytelnikom.
Piszecie o wielkiej wartości milczenia. Ja swego czasu doszedłem do wniosku, że dzięki wyciszeniu się, ważeniu słów i ogólnie nie paplaniu jęzorem bez potrzeby mam więcej okazji do zastanawiania się nad kwestiami związanymi z Bogiem i duchowością. Zacząłem mieć przez to jeszcze więcej przemyśleń niż wcześniej, dochodziłem do różnych wartościowych wniosków itp. Niby tak jak być powinno, ale skutek tego wszystkiego był dość nieprzyjemny. Żona i najbliżsi stwierdzili, że robi się ze mnie coraz większy odludek. Mówili, że tęsknią za dawnym mną, który ciągle był wesoły, rozrywkowy i gadał tysiąc głupot na minutę. Takiego właśnie mnie lubili i takiego z powrotem chcieli. Ludzie chcą zabawy i rozrywki. Lubią głównie tych, którzy również tego chcą i zarazem im to zapewniają. Zrozumiałem, że nie mogę dłużej iść w skupieniu swoją cichą, duchową drogą bo obraca się to przeciwko mnie i zacząłem starać się z powrotem trochę zdurnieć "podgłaszając" jednocześnie z powrotem swoją obecność w towarzystwie. Nie jest mi z tym łatwo, ale czuję że muszę bo inaczej odizolowałbym się całkowicie od świata i ludzi. Co o tym myślicie?
To kwestia równowagi. Na pokładzie okrętu Nautilus są dziennikarze, a to są ludzie naprawdę nie mający najmniejszych problemów z mówieniem.
Materialne pragnienia, ale tym razem nie dzieci tylko dorosłych. W jakim świecie byśmy dzisiaj żyli gdyby nie one? Gdyby nikt niczego materialnego nie pragnął i do niczego nie dążył? Nikomu nie śniłoby się nawet o telewizorach, komputerach, internecie, samochodach, samolotach itp. Nawet nie zaistniałaby chęć ich wymyślenia. Czym wobec tego objeżdżalibyście świat albo chociażby Polskę? Gdzie publikowalibyście swoje wnioski i artykuły? Kto miałby możliwość do nich dotrzeć? Piszecie, że ludzie chcą coraz więcej. Czy nie dzięki temu świat bogaci się, mamy nowe wynalazki, wszystko jest coraz lepsze i łatwiej dostępne?
Żeby zrozumieć, na czym polega patologia i „szaleństwo” – trzeba posłużyć się jednostkowym przykładem. Zamiast odpowiedzi – prosimy obejrzeć z naszej biblioteki film „Królowa Wersalu”. Ten film jest „naszą odpowiedzią”. I nie potrzeba ani słowa więcej w tłumaczeniu, dlaczego „świat zwariował”.
Podobnie jak Piotr Listkiewicz radzicie, żeby pokornie godzić się z przeznaczeniem i nie robić niczego na siłę wbrew niemu, nie próbować iść pod prąd. A wiecie jak wielu znanych ludzi osiągnęło w życiu to co osiągnęło właśnie dlatego, że nie godzili się z biegiem wydarzeń i pod prąd brnęli? Marylin Monroe dawano do zrozumienia, że aktorstwo nie jest dla niej i powinna zostać sekretarką. Harrison Ford usłyszał, że nie ma za grosz talentu. Thomas Edison podjął tysiąc nieudanych prób, zanim udało mu się stworzyć działającą żarówkę. Mało tego, w młodości powtarzano mu, że jest „zbyt głupi, żeby się czegokolwiek nauczyć”. Takich przykładów jest mnóstwo.
Nie o takie osiągnięcia chodzi – sława, pożądanie milionów na nasz widok, sukces w robieniu min i zarabianiu dzięki temu fortuny (a tym jest aktorstwo) – tego typu „wielkie osiągnięcia życiowe” są z punktu widzenia wiedzy duchowej pustym śmiechem. Dla ludzi uwikłanych w Maję materii (ułudę) to jest szczyt sukcesu życia jego samego lub jego dzieci. Tymczasem po śmierci owego aktora cały jego „wielki dorobek” nie jest wart nawet funta kłaków… Co się liczy? Na przykład to, czego się nauczył obserwując powolną śmierć jego ukochanego psa (to konkretny przykład z pewnej historii śmierci klinicznej bogatego człowieka z naszego Archiwum FN).
Piszecie o bezsensowności granic terytorialnych i podziału na kraje. A wyobrażacie sobie co by się działo na świecie gdyby nagle te granice zlikwidować i wszystkich wymieszać? Namiastkę tego mamy obecnie w Europie Zachodniej. Za tego typu chory eksperyment na jeszcze większą skalę serdecznie dziękuję. Oczywiście w jednym wcieleniu dana dusza może być w ciele europejczyka a w innym azjaty czy afrykańczyka, ale czy nie lepiej żeby każde konkretne wcielenie przeżyła w kulturze, w której się wychowała? Tak dla własnego bezpieczeństwa, a często również dla bezpieczeństwa innych?
Od kilkudziesięciu lat po całym świecie zbieramy wiadomości o UFO czyli o obcych cywilizacjach odwiedzających Ziemię. Jest wiele rzeczy poza wątpliwością, a jedna z nich brzmi tak:
- zaawansowane duchowo i technologiczne cywilizacje zamieszkujące obce planety nie mają tych planet „poszatkowanych na zagony”, gdzie mieszka „plemię A”, a na innym „plemię B”. Oni mają ten etap za sobą. Nacjonalizm straci rację bytu w momencie, kiedy ludzkość uzna wędrówkę dusz za oczywiste prawo wręcz na równi z prawem ciążenia. Dziś jesteś Polakiem, w następnym życiu możesz być Etiopczykiem, potem Niemcem. Ludzkość jest na etapie „buraczano-kapuścianej” niewiedzy i argument „bo likwidacja dziś granic spowodowałaby to czy tamto” jest żartem. Warto mówić , jaka jest prawda i co jest na końcu drogi. Kiedy to się stanie? Za 300-500 lat nie będzie granic na Ziemi. Jest to dla nas jasne jak Słońce.
Piszecie, że samobójstwo to wielkie zło i że tak naprawdę nie ma powodu aby je popełniać bo nikt nie dostaje od losu większego ciężaru niż jest w stanie udźwignąć. Ja nigdy nie śmiałbym czegoś takiego napisać siedząc wygodnie w dostatnim domu i ciesząc się przyzwoitym zdrowiem, mając jednocześnie świadomość jakie potworności cierpią inni ludzie na świecie. Nie wiem jak Wy możecie. Obyście nigdy nie znaleźli się w sytuacji skrajnej, w której tego typu rady zostałyby wystawione na ekstremalnie ciężką próbę.
Mamy potężne archiwum listów od ludzi, którzy dzięki treściom publikowanym w serwisach FN nie popełnili samobójstwa i złapali „sens życia”. Czy może być lepsza odpowiedź na to pytanie? ;)
Twierdzicie, że całe zło i życiowe przykrości wynikają ze złej karmy na którą dany człowiek sobie zapracował, więc Bóg nie ma nic do tego i nie należy Go obwiniać za skutki swoich dawnych występków. Ale czy nieskończenie doskonały Bóg nie mógł stworzyć świata w taki sposób, żebyśmy jednak nie musieli ponosić przykrych konsekwencji swoich czynów? Albo żeby złe uczynki w ogóle nie były możliwe? A właściwie to po co w ogóle stworzył świat, ludzi i zwierzęta skoro i tak z góry wie jak to wszystko się potoczy i zakończy? Chciał się pośmiać patrząc na nas jak ciągle się w coś wikłamy i męczymy? To by wręcz zahaczało o sadyzm. Poza tym dlaczego nie okazuje swojego bezkresnego miłosierdzia pogubionym w życiu ludziom, na których czeka srogi los? Jeżeli ktoś zrobiłby mi krzywdę, to mając okazję do zemsty lub dania mu nauczki w większości przypadków nie skorzystałbym z niej tylko odpuścił. Czy tym bardziej nieskończenie doskonały i miłosierny Bóg nie powinien się zlitować i zapobiec przynajmniej największym cierpieniom ludzi? Przecież może wszystko. Oczywiście napiszecie, że to my musimy wszystko przerobić i zrozumieć. Ale przecież mógł nas stworzyć jako rozumiejących wszystko doskonale od samego początku albo nie stwarzać w ogóle. Automatycznie żadnego cierpienia by nie było a Jego miłosierdzie znalazłoby tym samym stosowne odzwierciedlenie.
Trzeba zdefiniować zło. Nam najbardziej podoba się definicja podana przez starego mistrza: Nie ma zła – jest tylko brak miłości. Ale to na marginesie. Radzimy nie próbować zrozumieć istoty Kreacji (Boga jeśli ktoś woli), gdyż nasza świadomość i myślenie liniowe tego nie jest w stanie zrobić.
8) Czy prawo karmy rzeczywiście jest idealnie sprawiedliwe? Jeżeli tak, to dlaczego jedni ludzie dysponują miliardami dolarów, a inni umierają z głodu i pragnienia nie mając nic? Gdyby była idealna sprawiedliwość wynikająca ze zgromadzonej karmy to oznaczałoby, że ci miliarderzy musieli kiedyś miliardy razy ciężej harować na swoje majątki niż umierający z głodu biedacy zasiedlający kartony po lodówkach. Tylko, że to jest niemożliwe! Nie ma takiej możliwości żeby jeden człowiek był w swojej pracy miliardy razy wydajniejszy od innych! Rozumiem, że można pracować dwukrotnie czy trzykrotnie ciężej i intensywniej niż większość, ale sto miliardów razy ciężej???? Skąd w takim razie te astronomiczne majątki? Co ci ludzie takiego zrobili we wcześniejszych wcieleniach że nimi teraz dysponują? Zbudowali za darmo domy dla połowy populacji pracując przy tym milion lat wyłącznie o własnych siłach? Przecież to absurdalne. A ci wszyscy skrajni biedacy, czym zasłużyli sobie na aż tak dramatyczne warunki bytowe? Okradli połowę populacji ludzkiej doprowadzając do zmasowanej śmierci głodowej w 100 krajach jednocześnie? Równie absurdalne. Jakkolwiek by nie patrzeć to nawet cienia sprawiedliwości tu nie widzę. A Wy widzicie?
Odpowiedź jest prosta – im lepiej dla ciała, tym gorzej dla duszy. Jest zachwyt „drogimi jachtami i życiem w luksusie jak panisko”? Takie życie bardzo często z punktu widzenia duszy i jej rozwoju jest czasem straconym. A ten ból, cierpienie i niedostatek jest „łaską”. Słowa „ostatni będą pierwszymi” wypowiedziane przez Jezusa są mądrzejsze niż ta cała nasza odpowiedź, gdyż zawierają wszystko. To, co w naszym świecie jest „wygraną i super” w świecie duchowym ma wartość zero. Nie podoba się to, gdyż tak bardzo „chciałbym być jak Harrison Ford i mieć nowe Ferrari oraz dom wielki jak pałac”? Nic na to nie poradzimy… prawda jest taka, jak piszemy w serwisie FN od zawsze.
9) Napisaliście kiedyś, że chociaż tragiczna śmierć czy okalecznie wynikają z karmy danego człowieka to jednak może się również i tak zdarzyć, że zupełnie przypadkowo ktoś znajdzie się miejscu, w którym jakiś szaleniec postanowi zmasakrować ludzi i ten ktoś wskutek tego zginie, chociaż z jego karmy coś takiego wcale nie wynikało. Gdy to przeczytałem to pomyślałem, że albo oszaleliście albo doszłiście do wniosku, że Bóg jednak nie istnieje a prawo karmy jest bajką dla naiwych. Przecież gdyby istniała możliwość przypadkowej, niezawinionej tragicznej śmierci to oznaczałoby, że wszystko jest totalnym chaosem, nic nie ma sensu i w ogóle nie warto się w żadnej sferze życia starać ani hamować popędów bo przypadek i tak może sprawić, że dostaniemy skrajnie niesprawiedliwą zapłatę, w ogóle nie adekwatną do naszego postępowania. Szok. Jak to wytłumaczycie?
To myślenie zawiera istotny błąd – nie uwzględnia jeszcze czegoś takiego, co ludzie wschodu nazywają „karmą zbiorową”. Największy morderca w dziejach ludzkość Józef Stalin zamordował miliony ludzi w obozach i poprzez masowe egzekucje. Miał wpływ także na przeznaczenie tych rzesz ludzkich. To, że buntuje się nasz umysł „przyzwyczajony do logiki aplikacji Iphonów czy Samsungów” i poprzez tą logikę zerojedynkową próbujący zrozumieć prawo karmy – to jest normalne i stąd wniknąć w materię Kreacji mogą tylko mistrzowie, którzy osiągnęli wyższym niż my poziom rozwoju duchowego. Poziomów jest 72 – z każdym poziomem podwaja się moc i wiedza. Zarówno piszący w tym serwisie, jak i czytający są na poziomie zerowym. W Polsce osób na poziomie „1” także nie ma. I to także niech będzie odpowiedzią na to pytanie.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie