Dziś jest:
Środa, 27 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "Pytania do FN": pytania@nautilus.org.pl
Temat samobójstwa wraca często w korespondencji do Fundacji Nautilus. Wiele osób nie bardzo rozumie, dlaczego ten desperacki akt ma dramatyczne konsekwencje, które nie dotyczą tylko jego najbliższych (ich życie do końca zamienia się często w koszmar), ale także ma konsekwencje związane z tzw. karmą. W naszej skrzynce e-mailowej pojawiło się pytanie.
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Thursday, June 2, 2016 1:54 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Pytanie
Dzień dobry,
Czy mogłabym spytać o więcej szczegółów skutków samobójstwa? Coś poza tym, że to tragiczny błąd, jak pisaliście już wcześniej.
Pozdrawiam
ODPOWIEDŹ FN:
Na samym początku warto napisać jasno i wyraźnie: SAMOBÓJSTWO ZAKŁÓCA JAKIEŚ KOSMICZNE PRAWO ZWIĄZANE Z ŻYCIEM I ŚMIERCIĄ!
Warto przypomnieć historię z naszego Archiwum FN. Duch samobójcy pojawiał się w pobliżu domu, był widywany przez sąsiadów i mieszkańców domu. Wreszcie pojawił się we śnie swojej matki i poprosił o pomoc.
Dramat rozegrał się w marcu 2012, kiedy w domu rodziny W. powiesił się 19-letni chłopak. Nic nie zapowiadało tej tragedii, gdyż była to zwykła rodzina, której w żaden sposób nie można nazwać patologiczną. Jednorodzinny dom na przedmieściach wielkiego miasta, dość wysoki poziom życia, wydawać by się mogło, że tam taki dramat nie może mieć miejsca. A jednak stało się to właśnie tam.
Dlaczego to zrobił? Policja ustaliła, że od dwóch lat miał duży problem z narkotykami, czego nie byli świadomi jego rodzice. Sekcja zwłok wykazała, że w momencie śmierci był pod wpływem silnego narkotyku. Wydawało by się, że na tym historia się skończyła, ale to był dopiero początek. O sprawie dowiedzieliśmy się od naszego czytelnika, który przyjaźni się z córką rodziców, których syn popełnił samobójstwo. Oto fragment jego relacji:
[…] Pierwszy raz R. był widziany dwa tygodnie po pogrzebie. Jeden z jego kolegów zobaczył go, jak stał w miejscu, gdzie miejscowa młodzież spotykała się wieczorami. Były to dwie ławki tuż przy wejściu do placu zabaw dzieci. Kiedy ten chłopak zaczął iść w kierunku stojącego R., ten po prostu zniknął. Najbardziej dziwne rzeczy działy się w domu tej rodziny. W nocy na korytarzu było słychać kroki, także pojawiały się odgłosy przesuwanych sprzętów. Któregoś dnia córka tych państwa weszła rano do kuchni, a na lodówce były przelepione magnesy z literami, które stworzyły imię „R”. W jego pokoju wszystko było zastawione w stopniu nienaruszonym od momentu śmierci. Rodzina jednak zauważyła, że jakaś niewidzialna siła potrafiła w nocy na przykład zrzucać różne drobne przedmioty stojące na półce szafki. Stało się dla nich jasne, że duch ich syna pozostał na ziemi. Mniej więcej dwa miesiące po pogrzebie matka tego chłopaka miała sen. Przyśnił się jej syn, który stał w jakimś jasnym świetle. Powiedział, że żałuje tego kroku i będzie musiał zapłacić za ten błąd. Prosił o modlitwę i mszę w jego intencji. Po przebudzeniu matka była zszokowana, gdyż sen był inny niż wszystkie inne, które miała do tej pory, bardzo realny i wyraźny. Nie miała wątpliwości, że nie był kolejnym, przypadkowym snem.
Chłopak był za życia prawie wojującym ateistą, więc jego prośba była dość niezwykła. Rodzina poprosiła o pomoc księdza, mieszkanie zostało wyświęcone, a w kościele odprawiono mszę. Od tego czasu w tym domu nie słychać było już żadnych dziwnych odgłosów, a także przestały przesuwać się samoczynnie meble w pokoju tego chłopca. O prawdziwości tej historii może zaświadczyć kilka osób, w tym także najlepszy kolega nieżyjące R., który widział ducha tego chłopaka. […]
ROZMOWA "NA MOSTKU KAPITAŃSKIM OKRĘTU NAUTILUS"
Jak oceniasz tę historię? Czy duchy samobójców zostają na ziemi?
Różnie. Czasami zostają, czasami odchodzą do światła, ale pewne jest jedno – samobójstwo jest zakłócenie jakiegoś boskiego porządku. I celowo używam tutaj słowo „boskiego”, bo są jakieś prawa ustalone przez tego, który stworzył ten świat. Bo to, że ktoś to wszystko stworzył i ustalił te prawidła, nie ma dla mnie żadnej wątpliwości.
O jakim prawie mówisz?
Każdy człowiek, nawet najmniejsze niemowlę, ma w momencie urodzin już gdzieś zapisaną datę swojej śmierci. Wiem, że są tacy ludzie, którzy są w stanie bezbłędnie taką datę odczytać, ale zostawmy to w tej chwili. W każdym razie samobójstwo jest zakłóceniem tego porządku, jest
zrobieniem czegoś wbrew jakiemuś prawu, które mówi wyraźnie: nie może człowiek nikogo pozbawiać życia. To także dotyczy siebie samego, bo zabicie siebie jest także szczególnym rodzajem morderstwa. Zwracam uwagę na to, że wszystkie religie na świecie w tym punkcie są zgodne:
samobójstwo jest złem! To, że islamscy szaleńcy wysadzają się w zamachach samobójczych prawie każdego dnia we wszystkich krajach religii Proroka w nadziei zyskania u Boga kilku punktów jest tylko wyjątkiem od tej reguły. Moim zdaniem Koran został błędnie zrozumiany w tych fragmentach, które mówią o „raju z lubieżnymi hurysami’, które czekają wszystkich, którzy zabiją się w imię wiary. Jest dokładnie odwrotnie, co wykazał ostatnio jeden z niemieckich tłumaczy pierwszej wersji Koranu, który od tego czasu musi się ukrywać, gdyż dostał pogróżki, że zostanie zabity. Ale zostawmy ten problem w tej chwili. Powtarzam – wszystkie religie ostrzegają i alarmują: samobójstwo nie jest żadną żadnym rozwiązaniem problemu, a ucieczką. Problem pozostaje i trzeba się będzie z nim się zmierzyć.
Dlaczego w takim razie zostają na Ziemi, straszą swoje rodziny, tak jak w tym opisanym przez nas przypadku?
Materiał zebrany przez te wszystkie lata przez Fundację pozwala wysnuć pewne wnioski. I tak samobójstwo może być zakłóceniem owej daty śmierci. Powiedzmy, że ktoś urodził się i jego przeznaczeniem jest przeżycie 50 lat, lecz decyduje się na samobójstwo w wieku 20 lat. Do momentu wyznaczonej śmierci przez wszechświat lub Boga jeśli ktoś chce tak to nazwać, pozostaje 30 lat. Są silne przesłanki mówiące o tym, że przez te 30 lat taki duch może pozostawać na ziemi, ale znamy przecież miejsca, gdzie jakieś duchy samobójców pojawiają się od nawet kilkuset lat.
Kilkuset?
Tak. Tu trzeba jednak wyjaśnić, że po śmierci dusze zwykłych ludzi nie mają takiej świadomości, jak my teraz. Mówię „zwykłych”, bo rozwinięte dusze stojące wyżej w rozwoju duchowym zachowują świadomość, ale nasza planeta jest prymitywna i przytłaczająca większość ludzi jest na poziomie zerowym, jeżeli chodzi o rozwój duchowy. Oni po śmierci są w stanie czegoś, co nazwał bym półletargiem, półsnem. Kontakt z takimi duchami zmarłych jest utrudniony, odpowiedzi czasami są nieprecyzyjne, wręcz dziwne. Mamy w Archiwum FN dowody na to, że wiele dusz ludzi po śmierci nie było świadomych tego, że nie żyją. Dalej krzątali się po domu, bronili swojej własności, atakowali tych, którzy próbowali zamieszkać w ich ukochanym pokoju. Dopiero dobre medium potrafiące nawiązywać kontakt z duchami potrafiło im spokojnie wytłumaczyć, że muszą iść w stronę światła.
I to pomaga?
W większości przypadków pomaga, ale dla rodzin takich ludzi to jest po prostu dramat. Przeżywają horror, gdyż tacy ludzie wcześniej w ogóle nawet nie dopuszczali do siebie myśli, że istnieją duchy. Jakie duchy? W dobie Iphonów i „Iron Mana III”? A tu proszę – w ich własnym domu nagle niewidzialna siła przesuwa sprzęty, słychać kroki w pustym pokoju i tak dalej.
Wracając do samobójców… dlaczego mówisz o nich, że uciekli od problemu?
Bo to jest ucieczka. Oni będą musieli wrócić do tego, od czego uciekli i dokończyć lekcję, którą zadał im Bóg. Niestety, bardzo często ich błąd pociąga za sobą także zmiany w karmie najbliższej rodziny, często kogoś bliskiego. Mamy także w Archiwum FN dowody, że w następnych wcieleniach odtwarzana jest sytuacja, w której ktoś zdecydował się na samobójstwo. To jest tak, jakby ci samo aktorzy znowu weszli na deski sceny, ale teatr znajduje się w innym mieści, a także sztuka jest pozornie o czymś innym. Ale aktorzy są ci sami.
Wiesz, że są ludzie nie wierzący w reinkarnację.
Można nie wierzyć w reinkarnację? Równie dobrze można powiedzieć, że nie wierzy się w prawo ciążenia. Ale jak ktoś stanie na krześle, zamknie oczy i zrobi krok do przodu, to boleśnie się przekonana, że prawo ciążenia istnieje. Z reinkarnacją jest tak samo, jej istnienie powinno pozostawiać poza sporem. Należy je uznać jako fakt.
W naszym katolickim kraju?
Tak, w naszym katolickim kraju. Chrześcijaństwo wcześniej czy później będzie musiało przyznać się do błędu i uznać reinkarnację za doktrynę wiary. Ona nie tylko nie przekreśla całego przesłania Jezusa do ludzi, ale wręcz je wzbogaca. Poza tym wiele słów Jezusa stanie się jasnych, wreszcie zrozumiałych i jasnych.
Czyli Jezus mówił o reinkarnacji?
Wielokrotnie.
Kończąc temat samobójców. Jakim wezwaniem powinien się zakończyć ten wywiad?
Niech nikt nawet przez chwilę nie myśli o samobójstwie! To ucieczka, to zakłócenie porządku ustalonego przez tego, który stworzył wszechświat. To wreszcie błąd, za który przyjdzie każdemu zapłacić. Trzeba o tym mówić, trąbić na lewo i prawo, pisać na transparentach i krzyczeć przy byle okazji. Może to dotrze do tych biednych młodych ludzi? Ich problemy z punktu widzenia człowieka już wiekowego jak ja są wręcz śmieszne, a dla nich wydają się monstrualne, a potem decydują się na ten tragiczny w skutkach krok. To naprawdę przygnębiające. Musimy ludzi uświadamiać, że jest to błąd. W tym względzie stoimy w jednym rządzie z katolickimi kapłanami czy buddyjskimi mnichami. To jest porozumienie ponad podziałami, jakkolwiek by to brzmiało…
Wiesz dobrze, że wielu ludzi cierpi, nie jest w stanie dalej żyć. Co byś powiedział tym ludziom?
Wiem, że cierpią, wiem… ale powiem szczerze: ich cierpienie ich bardzo wzbogaca, to jest akurat im potrzebne do tego, aby zrozumieli, czym jest cierpienie. Poza tym powinni nauczyć się mieć trochę dystansu do życia, patrzeć na siebie samego trochę z boku. Zawsze powtarzam, że my nie mamy żadnych problemów, a tylko przygody. Nauczył mnie tego kiedyś nieżyjący Henryk Słodkowski, znakomity polski bioenergoterapeura ze Śląska. On zawsze mówił „jest może i ciężko, ale taka jest moja przygoda!”. To właściwe spojrzenie, tak też radzi cała wiedza duchowa, aby wiedzieć, że jesteśmy jedynie aktorami, którzy są poproszeni do odegrania jakiegoś aktu sztuki na scenie. Mają być i łzy, i śmiech, ale nie wolno nam zejść ze sceny i pozostawić pozostałych aktorów w sytuacji, w której nagle cała historia się kończy. Bo ona się nie kończy, a my ten akt sztuki będziemy musieli i tak odegrać. Od tego nie ma ucieczki.
Dziękuję za rozmowę.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie