Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "Pytania do FN": pytania@nautilus.org.pl
W naszym wewnętrznym systemie informacji pojawiło się pytanie do FN dotyczące tego, jak traktować śmierć na raka (lub na skutek np. nieszczęśliwego wypadku) małych dzieci. Osoby, które czytają nasz serwis od wielu lat dobrze wiedzą, że właśnie tę kwestię traktujemy bardzo poważnie i nigdy nie zapominamy o dzieciach, które w hospicjach kończą swoje krótkie życie.
To właśnie śmierć małego dziecka jest naszym zdaniem najbardziej dramatycznym wydarzeniem, jakie kiedykolwiek może mieć miejsce na Ziemi. Jest także oczywistym, jasnym dowodem na to, że założenie „JEDNO ŻYCIE – ŚMIERĆ – POTEM ZA GRZECHY PIEKŁO, ZA DOBRE UCZYNKI NIEBO, A JAK REMIS – CZYŚCIEC” jest stekiem bzdur. Wielcy teolodzy kościelni na pytanie „dlaczego Bóg jedne dzieci nagradza urodą, zdrowiem i długim życiem, a drugim podstawia nogę i daje w pakiecie raka, który w nieskończonych cierpieniach odbiera im życie?” dają najbardziej absurdalne odpowiedzi, żenujące i śmiesznie nieporadne, które pokazują jedno – są absolutnie wobec tego prostego pytania bezradni.
Tymczasem przez wszystkie lata zbierania materiałów o zjawiskach niewyjaśnionych przez FN jest dla nas jasne, oczywiste, poza dyskusją – jest reinkarnacja i śmierć małych dzieci ma swoje źródła i przyczyny w tym, co było z tymi dziećmi w ich poprzednich życiach. Ponieważ tylko wędrówka dusz tłumaczy tak dramatyczne wydarzenie, jak chociażby to, które dotarło do nas w ostatnich godzinach i wstrząsnęło nami do głębi (prezentujemy je poniżej). Patrząc na radośnie bawiące się dzieci na podwórku nigdy nie zapomnimy, że jest jeszcze inny świat, ukryty przed wzrokiem większości ludzi i dla nich nieistniejący… nigdy o tym świecie i o tych cierpiących dzieciach nie zapominamy! Pamiętamy o nich w każdej minucie rejsu okrętem Nautilus.
......
"Więc po prostu pójdę do nieba. Dołączysz, prawda?" Mama opisuje ostatnie chwile z chorym synkiem.
Bezsilne oczekiwanie na nieuchronne nadejście śmierci własnego dziecka to trudna do wyobrażenia tragedia. Doświadczyła tego mama 4-letniego Nolana. Jego ostatnie słowa stały się dla niej "cudem, którego nigdy nie zapomni".
Zaledwie dwa miesiące temu Ruth straciła swojego syna. Odebrał jej go rak - mięsak prążkowanokomórkowy (RMS), występujący przeważnie u dzieci. W przypadku Nolana, nazywanego przez rodzinę Pootem, zaatakował przede wszystkim płuca, drogi oddechowe i klatkę piersiową.
Mimo operacji i intensywnej terapii na wydziale onkologii, chłopcu nie udało się wygrać z nowotworem.O tym, że dalsze leczenie 4-latka nie ma sensu, jego matkę poinformowała lekarka.
Okazało się, że w ciągu zaledwie kilku tygodni od zabiegu rak nie tylko nie zniknął, ale i rozrósł się "jak pożar w lesie", atakując nawet serce. Jako że żadne z dostępnych metod nie zadziałały, jedyne, co zostało, to skupienie się na tym, by jak najbardziej ulżyć w cierpieniu Nolanowi w jego ostatnich dniach spędzonych w szpitalu.
"Nie ratować"
Ale najpierw Ruth musiała mu o tym powiedzieć. Całą, najtrudniejszą w życiu rozmowę, jaką przeprowadziła ze swoim 4-letnim synkiem, przytoczyła we wpisie opublikowanym na Facebooku:
Ja: Poot, boli, kiedy oddychasz?
Nolan: Nooo... tak.
Me: Bardzo cierpisz, prawda skarbie?
Nolan: (spuszczając wzrok) Tak.
Me: Poot, ten cały rak jest podły. Ale nie musisz już walczyć.
Nolan: (z czystą radością) NIE MUSZĘ?! Ale będę, dla ciebie mamusiu!
Me: Nie Poot! Właśnie to robiłeś? Cały czas walczyłeś dla mamy?
Nolan: No jasne!
Me: Nolanie Ray, jakie mama ma zadanie?
Nolan: Chronić mnie! (z szerokim uśmiechem)
Me: Kochanie... nie jestem w stanie dłużej tego robić. Jedyny sposób na to, żeby cię chronić, jest w niebie. (moje serce pęka)
Nolan: Więc po prostu pójdę do nieba i będę się tam bawił, dopóki też nie przyjdziesz! Dołączysz, prawda?
Me: Oczywiście! Nie pozbędziesz się mamy tak łatwo!
Nolan: Dziękuję mamo! To teraz zagram w grę!
Jak wspomina Ruth, następnego dnia Nolan odpoczywał. W tym czasie ona musiała się zmierzyć z kolejnym wyzwaniem. Pozbyła się wszystkich leków, które dotąd przyjmował, by mogło z nich skorzystać inne chore dziecko. Podpisała też oświadczenie, w którym zgodziła się na to, by "nie ratować" jej synka, co było dla niej traumatycznym przeżyciem.
Mimo że chciała zabrać go do domu, by tam spędzić z nim ostatnie chwile, chłopiec postanowił "nie robić problemu" i poprosił ją, by zostać w szpitalu. Jak wspomina jego matka, ostatnie 36 godzin spędzili więc na wspólnej zabawie i "uśmiechaniu się tak często, jak byli w stanie".
Godzinę przed śmiercią Nolan postanowił nawet ogłosić swój "testament" ze szczegółami dotyczącymi własnego pogrzebu i tego, do kogo mają trafić jego rzeczy. Chciał też zostać zapamiętany jako policjant, bo zawsze marzył o tym, żeby "chronić i służyć".
"Cud, którego nigdy nie zapomnę"
W końcu nadszedł ten moment. Około 21 Ruth poprosiła synka, czy może wziąć prysznic, bo dotąd cały czas chciał, by była przy nim. Obiecała Nolanowi, że "wróci za dwie sekundy", na co chłopiec się zgodził, choć do tej pory wolał leżeć na dywaniku w łazience, kiedy się myła, żeby nie rozstawać się z nią nawet na chwilę.
Kiedy wyszła z łazienki, powiedziano jej, że w tym krótkim czasie 4-latek zapadł w głęboki sen. Ostateczny. "Maszyny, do których był podłączony, zaczęły intensywnie pracować, zapadło się jego prawe płuco, a tlen dramatycznie spadł".
Podbiegłam do niego i położyłam mu dłoń na policzku. Wtedy zdarzył się cud, którego nigdy nie zapomnę
Ruth wspomina, że nieprzytomny Nolan niespodziewanie wziął ostatni oddech, otworzył oczy, uśmiechnął się do niej i powiedział "kocham cię mamo". Potem umarł.
Przejmujące wyznanie matki 4-latka, który zgodnie z jej słowami odszedł "z godnością i miłością jako bohater i wojownik", miało na celu opowiedzenie o tym, co przeżyła, ale też uświadomienie innym, jak ważne jest lepsze dofinansowanie badań związanych z wykrywaniem i leczeniem nowotworów występujących u dzieci.
Jej samej rak odebrał najważniejszą osobę. To, jaką pustkę zostawiła w jej życiu śmierć dziecka, dobitnie pokazuje zestawienie zdjęć, które zamieściła pod wpisem i poruszający dopisek:
Mój syn był przerażony wizją rozdzielenia ze mną, nawet kiedy brałam prysznic. Teraz to ja się boję. Nie zostało mi nic poza pustym łazienkowym dywanikiem, na którym kiedyś mały chłopiec czekał na swoją mamę
źródło: gazeta.pl
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie