Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
Od wielu lat trwa rozpaczliwa próba powstrzymania wycinku puszczy Amazońskiej. Wydaje się, że właśnie zapadł na nią wyrok: nowy prezydent Brazylii jest jak najszybszym zamienieniem jej w tereny uprawne. To oznacza, że zmiany klimatu na Ziemi mogą dramatycznie przyspieszyć.
Nad Puszczą Amazońską, "płucami świata", wisi widmo zagłady. Prezydent elekt chce ją "utowarowić", czyli zniszczyć i przeznaczyć pod uprawę i hodowlę. Nielegalna inwazja wielkich producentów soi i hodowców bydła na Puszczę Amazońską trwa od wielu dziesięcioleci i jest jak sinusoida: raz postępuje gwałtownie, by zostać powstrzymana na kilka lat.
O puszczę walczą wielcy przedsiębiorcy przeciw obrońcom środowiska, hodowcy plantatorzy i górnicy przeciw tubylczym plemionom ją zamieszkującym, ekonomiści zapatrzeni w słupki gospodarczej ekspansji przeciw naukowcom strzegącym planety. Walka trwa ze zmiennym szczęściem, ale na dłuższą metę wygrywają ci pierwsi.
Toczy się w różnych krajach, które ją między sobą dzielą, ale najostrzej przebiega w Brazylii, która zajmuje ponad 60 proc. terytorium Amazonii.
Dziś brazylijska Amazonia utraciła już ok. 1 mln km kwadratowych, czyli jedną piątą swojej pierwotnej powierzchni. Tylko w 2017 r. w samej Brazylii Amazonii wydarto ponad 4,5 mln hektarów dziewiczego lasu, które przekształcono w pastwiska, uprawy czy kopalnie złota.
Według raportu naukowców opublikowanego w „Science Advances” na początku tego roku zniszczenia Amazonii zbliżają się do punktu krytycznego utraty 25 proc. lasów pierwotnych, po przekroczeniu którego dewastacja stanie się nieodwracalna.
Teraz, gdy na prezydenta Brazylii został wybrany Jair Bolsonaro, który otwarcie broni interesów wielkich przedsiębiorców, puszczę uważa za rezerwuar gospodarczych bogactw, a zamieszkujących w jej rezerwatach Indian i potomków niewolników za zakałę, groźba staje się dramatyczna.
Jair Bolsonaro oraz lobby producentów rolnych od dawna walczyli przeciw indiańskim rezerwatom objętym konstytucyjną ochroną od 1988 r. oraz starali się, jak tylko mogli, legalizować regularne, choć nielegalne wyręby lasu dokonywane przez wielkich posiadaczy.
Tępili mieszkańców podszywających się rzekomo pod tubylców, protestowali przeciw karom za nielegalną wycinkę, naciskali na ustawy legalizujące zabór ziemi i dzikie hodowle i plantacje.
Sam Bolsonaro w kampanii wyborczej utrzymywał, że tubylcze plemiona to przeszkoda dla rozwoju kraju, a zamieszkiwane przez nie rezerwaty kryją pod ziemią bogactwa konieczne, by ten rozwój postępował. Trzeba więc rezerwaty okrawać i ziemię przeznaczać pod uprawę i pastwiska.
Teraz jednak prezydent elekt Bolsonaro, który obejmuje urząd w styczniu, wpadł na nowy, przewrotny argument. Odkrył mianowicie, że tubylczy Indianie „są takimi samymi ludźmi jak my, chcą zostać przedsiębiorcami i rozwijać się”.
Znaczy to, że powinni mieć prawo do traktowania zamieszkiwanych terenów jako swojej własności, a zatem albo do jej eksploatacji, albo sprzedaży.
Dzisiaj na mocy konstytucji Indianie mają prawo mieszkać w rezerwatach i żyć z ich naturalnych bogactw, ale nie są one ich własnością, lecz użytkiem, i nie mają jej prawa innym dzierżawić lub zbywać.
Prezydent elekt pragnie więc zrównać Indian w prawach z innymi Brazylijczykami po to, by dać im prawo własności. A ponieważ, jak głosi Bolsonaro, „tubylcy nie chcą być obszarnikami”, ziemie powinni móc skupować od Indian wielcy przedsiębiorcy.
W Brazylii mieszka dziś ok. 900 tys. tubylczych Indian. Należą do 300 plemion i mówią ponad 200 językami. To tylko pół procentu ludności kraju (208 mln), ale Indianie zamieszkują 600 rezerwatów naturalnych w Amazonii, które stanowią 13 proc. jej terytorium, i jest to ziemia najlepiej chroniona przed rabunkową gospodarką człowieka.
Walka toczy się także o ziemie zajmowane przez potomków czarnych niewolników (quilombolas) zbiegłych niegdyś z plantacji kolonialnych, których ziemie nie mają statusu chronionych rezerwatów, bo quilombolas zabiegają o ich legalizację. Kandydat Bolsonaro szydził do niedawna z potomków czarnych niewolników, że „najmniejsi z nich ważą po 100 kilo i nie nadają się nawet do rozrodu”.
Teraz prezydent elekt chce im odebrać ziemie pod pretekstem, że ich mieszkańcy powinni zostać „uwolnieni”, jak mówił kilka dni temu na spotkaniu z wyborcami w Rio de Janeiro, czyli móc te ziemie „objąć, kupić maszyny i eksploatować, wydobywać minerały albo uprawiać”, ale jeśli nie, to powinni je sprzedać chętnym i przenieść się gdzie indziej.
Prezydent elekt nie kryje wcale, że jest przedstawicielem producentów rolnych, wielkiej parlamentarnej grupy nacisku ponad podziałami partyjnymi, i dlatego zatrzyma zapewne na stanowisku ministra rolnictwa największego magnata sojowego na świecie Blairo Maggiego, który produkuje 20 proc. brazylijskiej soi. Greenpeace wyróżnił Maggiego kilka lat temu za wyrąb Puszczy Amazońskiej tytułem „Pan Złota Piła Mechaniczna”.
Prezydent szuka właśnie na ministra środowiska naturalnego kogoś, kto – jak mówi – nie będzie ekologicznym „szyitą”, czyli fanatykiem.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie