Dziś jest:
Niedziela, 24 listopada 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

FN 24
WIADOMOŚCI OD NASZYCH CZYTELNIKÓW
Wyślij do nas wiadomość - kliknij, aby rozwinąć formularz


Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie





Wracają z krainy światła, nie boją się śmierci! - ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną.
Czw, 7 gru 2023 23:10 | komentarze: brak czytany: 3199x

Na początku? Są zdziwieni, że widzą własne ciało. 'Wydawałem się sobie znacznie przystojniejszy!' - szczerze opowiada jeden z tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Po tym, jak przekonali się o "życiu po śmierci" zmienia się ich nastawienie do świata. Nie tylko przestają bać się śmierci, ale także wręcz okazują jej lekceważenie. Zaczynają dbać o to, aby cieszyć się każdą minutą życia, nie krzywdzić innych, czasami oddają zgromadzony majątek.

Ich relacje często pojawiają się w serwisie FN - warto tu przypomnieć film "Życie po Życiu".W "Dużym Formacie" Gazety Wyborczej ukazał się tekst Wojciecha Staszewskiego "Zmartwychwstańcy. Ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną, boją się mniej". Prezentujemy ten tekst dziale FN24, bo jest bardzo ciekawy.

Nagle pojawiła się moja babcia i mówi: "Wróć, to nie jest twój czas". Obudziłam się na stole operacyjnym ku wielkiemu zdumieniu lekarzy.

Beata umarła w 1988 roku

Miałam 17 lat i powiedziałam rano do mamy, że coś mnie rozbiera, a mama, żebym lepiej została w domu, bo znów będzie antybiotyk. A to się chyba odzywał krwiak w mózgu po wypadku, który miałam trzy lata wcześniej na ulicy.
Mama wyszła do pracy, a jak wróciła, to w domu było pobojowisko. Z szafek powyciągane, porozrzucane, a ja nieprzytomna na środku pokoju. Czegoś w tych szafkach widać szukałam.
Mama wezwała pogotowie, trafiłam od razu na neurologię. W drodze na salę operacyjną jeden lekarz powiedział: „Z niej już nic nie będzie”. A ja to słyszałam. I widziałam swoje ciało leżące na stole operacyjnym.

Potem byłam w tunelu, z którego powolutku wyszła jasna istota. Ale ja spojrzałam w bok i zobaczyłam tam inny świat. Był zbudowany według całkiem innej architektury, same łagodne kopuły, żadnych ostrych krawędzi. Jasne kolory, piękny park, a w nim dużo roślin, nieznane kwiaty.
Nagle pojawiła się moja babcia i mówi: „Wróć, to nie jest twój czas”. I zaraz obudziłam się obolała na stole operacyjnym ku wielkiemu zdumieniu lekarzy.

W szpitalu rozmawiałam z panią psycholog, która interesuje się też parapsychologią. Radziła nie mówić nic lekarzom, bo „powiedzą tylko, że to niedotlenienie mózgu”. Ale jak na obchód przyszedł ten lekarz, który postawił na mnie krzyżyk podczas operacji, to nie wytrzymałam: „Powiedział pan doktor, że ze mnie już nic nie będzie”. Podczas kolejnych obchodów nie wchodził do mojej sali.

29 lat później ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną, piszą do Biura Duchów. – Opowiedzieli o tym księdzu, a ksiądz spytał: „Czy widziałaś tam Jezusa? Jeśli nie, to były to diabelskie halucynacje”. Więc są przerażeni. Do tego lekarze mówią im, że to majaczenia niedotlenionego mózgu – mówi Beata Kampa, która umarła w 1988 roku. Biuro Duchów prowadzi w bloku w Zabrzu.
Do Biura Duchów zgłosili się między innymi:
Ola Herman, wówczas polska piosenkarka, dziś podolog w Szwecji;
Andrzej Marczewski, reżyser teatralny;
Kris Rudolf, wtedy producent telewizyjny, dziś artysta.

Autostrady światełek.

Ola umarła w 1973 roku. Mój mąż Janusz zginął w 1974 roku w wypadku samochodowym. Jechał do Zakopanego, z Doliny Kościeliskiej wyjechał mu samochód, był bez szans. Ale ja się tym wcale nie zmartwiłam. Byłam spokojna, bo wiedziałam, gdzie on jest. Ja mu zazdrościłam! Nie potrafiłam płakać. Dlaczego my w ogóle płaczemy na pogrzebach? Cieszmy się! Powinniśmy płakać, kiedy rodzi się dziecko i przychodzi na ten okropny świat. Bo to tamten świat jest wspaniały. Byłam tam.

Rok wcześniej przeżyłam śmierć kliniczną. Podczas remontu naszego warszawskiego mieszkania zatrułam się gazem z uszkodzonej rury. Mąż znalazł mnie w domu nieprzytomną, wezwał karetkę i w tej karetce moje serce przestało bić. Ekipa z karetki już się poddała, wtedy mąż, lekarz, skoczył na nosze i sam zaczął mnie reanimować.

A ja w tym czasie rozmawiałam ze świetlistą postacią promieniującą miłością. Zobaczyłam całe swoje życiem nie tyle jak na filmie, ile w postaci trójwymiarowego hologramu. Poprosiłam też świetlistą postać, żebym mogła zobaczyć kulę ziemską z góry, bo miałam takie marzenie od czasu lotu Jurija Gagarina w kosmos. I natychmiast ją zobaczyłam. Tyle że z ziemi szły do góry autostrady światełek. Ta postać wyjaśniła mi, że to dusze, które opuszczają ziemię, i te, które na nią wracają. Ja nie chciałam wracać, więc postać pokazała mi dom w Zakopanem, w którym mieszkałam z mężem. A ja nic. Wtedy pokazała, jak mama kręci się u siebie po kuchni. „O Boże, przecież ona o niczym nie wie. Ona tego nie przeżyje” – pomyślałam. I ogromna siła wtłoczyła mnie z powrotem w ciało. Wszystko mnie bolało, najbardziej żebra połamane podczas reanimacji.

Andrzej umarł w 1996 roku

Wystawiałem w Białymstoku „Fausta” Goethego, skończyłem próbę o 22 i wracałem do domu samochodem. Na wyjeździe z Zambrowa wyjechał z lasu tir bez świateł, rozbiłem się na nim. Potem miałem część klasycznych doświadczeń opisywanych w literaturze, a część zupełnie innych.
Widziałem to, co się działo, z góry. Miałem poczucie, że w czymś jestem i że to jest dobre. Czułem spokój, żadnego strachu. Uruchomiły mi się inne receptory, inne niż obraz, dotyk, słuch, węch, smak. Nie potrafię powiedzieć jakie. Przełączyły mi się kolory, były czerwień i coś złotego. Chociaż ja wtedy jeszcze nie widziałem aury. Tego nauczyłem się dopiero dziś, kiedy jestem na wyższym poziomie duchowym.

Sąd w szarej komnacie

Kris umarł w 1989 roku. Żyłem intensywnie: dużo używek, co chwila panienki. I któregoś dnia organizm, a raczej moja istota duchowa, kazał mi się zatrzymać. W biały dzień na ulicy Brackiej zatrzymało mi się serce. Poczułem olbrzymią falę ciśnienia, napęczniały mi gałki oczne, padłem na chodnik, zacząłem się dusić. I nagle jakby mnie przepchnęło na drugą stronę, cierpienie przeszło, a ja pomyślałem: „O, kurwa, jakie to łatwe”.


Byłem w górze, widziałem klientów chodzących po pierwszym, po drugim piętrze domu towarowego Smyk, który miał takie duże szyby. Chciałem polecieć do kumpli, pochwalić im się, że latam. Ale patrzę na dół – tłum ludzi i leży jakaś kukła. Rozpoznałem w tej kukle siebie i zrozumiałem, że jestem w dziwnej sytuacji: tu i tu.

Potem znalazłem się w nieprzyjemnej ciemności, było wilgotno, a ja się dokądś przesuwałem. Okazało się, że to tunel, atmosfera zaczęła się rozświetlać i pojawiła się osobowa chmura złotego światła. Powiedziała: „Znowu jesteś”, a ja się w nią wtuliłem.


Spotkałem się z moimi przodkami. Pomyślałem o matce i zaraz znalazłem się u niej w domu. O koledze – i już go widziałem. W tamtym stanie widzi się wszystko dookoła. Potem było coś na kształt sądu w komnacie z szarego kamienia. Na tronie siedziała szara istota i czepiała się mnie o różne głupstwa, tak pomyślałem. Nie chciałem wracać, ale pokazano mi, jak zza kurtyny teatralnej, kilka wydarzeń, o których marzyłem. I po chwili zanurkowałem znów w swoje ciało, które było ciasne, brudne, oślizłe i niewygodne.

Śmierć, tunel, światło.

O przeżycia towarzyszące śmierci klinicznej zapytałem specjalistów: Jerzego z fundacji Nautilus badającej zjawiska paranormalne.
księdza dr. hab. Jacka Tomczyka z UKSW, który specjalizuje się w archeologii;
dr. Mateusza Zatorskiego, psychotransplantologa z Uniwersytetu SWPS w Poznaniu.
Jerzy o boskich cechach:

Boję się jeździć samochodem z ludźmi, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Oni jeżdżą jak wariaci. Nie obawiają się śmierci, wręcz za nią tęsknią. Najbardziej pod wpływem tego przeżycia zmieniają się ateiści. Zaczynają wierzyć w duszę. Dużo mówią o Bogu, mają świadomość istnienia wyższego bytu. Ale niekoniecznie stają się religijni, do kościoła raczej nie chodzą, a jeśli już, to niezbyt regularnie. Wszyscy zmieniają swoje życie. Wiedzą, że najważniejsze jest nie to, co mamy, tylko to, co dajemy innym. Że tylko to zabierzemy na tamtą stronę. Stają się też tolerancyjni. Łatwiej wybaczają. A umiejętność wybaczania to jedyna boska cecha, jaką mamy. Osobiście znam takich ludzi około 30. Relacji mam zebranych około 300.


Ksiądz dr hab. Jacek Tomczyk o fizyczności i duchowości:

Wierzę w życie po śmierci, ale nie wierzę, że te osoby uchwyciły niebo. To raczej fizjologiczny stan przechodzenia, ale bardzo szybko odwrócony. Bo skoro ten tunel jest namacalny, fizyczny, to czy to może być coś duchowego, jeśli jest też fizyczne? Niebo to coś niematerialnego.

Dr Mateusz Zatorski o śmierci:

Odchodzenie z tego świata to proces. Jedne struktury mózgu przestają pracować, ale inne mogą się aktywizować na krótki czas. To zwyczajna reakcja mózgu na niezwyczajną sytuację. Podobnie jak w udarach mogą występować zaburzenia widzenia, a napady padaczki poprzedzone mogą być dziwnymi doznaniami zapachowymi. Osoby przeżywające ciężką traumę mogą również doświadczać stanów opisywanych jako „opuszczanie swojego ciała”. To proces związany z dysocjacją, mechanizmem obronnym, którego mózg używa przy traumatycznym przeżyciu: to „ktoś” jest krzywdzony, nie „ja”, bo ja to obserwuję z daleka.

Dr Mateusz Zatorski o życiu po śmierci: – Warto się zastanowić, jaką funkcję spełniają takie doświadczenia i jakie pozytywne efekty mogą przynieść. Może są częścią tzw. wzrostu potraumatycznego? Następuje wtedy rozwój duchowy, intensywniejsze poszukiwanie odpowiedzi na pytania o sens życia. Jako psycholog patrzyłbym, czy i jak ci ludzie radzą sobie z traumą, którą przeżyli. Głośno o śmierci klinicznej mówią raczej ci, którzy wzrastają po jej przeżyciu. Ale tych nieradzących sobie jest w mojej ocenie znacznie więcej.

Beata przyjmuje dwie dusze

Po śmierci klinicznej w liceum Beata idzie na rachunkowość, zostaje księgową. Stoi twardo na nogach, żyje w świecie liczb. Ale zaczynają jej się śnić zmarli. Nieżyjąca babcia mówi o dzieciństwie matki Beaty. Kiedy Beata to rano opowiada, matka nie może się nadziwić, skąd córka zna takie szczegóły.
Beata nawiązuje głęboką relację z nieżyjącym ojcem. Nigdy go nie poznała, rodzice rozstali się jeszcze przed urodzeniem Beaty, ojciec jej nigdy nie zobaczył, bo umarł kilka lat później na zawał. W snach dowiaduje się od ojca, że to matka nie chciała go dopuścić do dziecka. I nawet się w tych snach z ojcem zaprzyjaźniają.

Beata opowiada, że ojciec prosi ją, by przyjęła do siebie dwie dusze, z którymi jest tam blisko zaprzyjaźniony. Beata się godzi, a potem rodzi dwie córeczki.
Dziś Beata wierzy w reinkarnację: – Po śmierci klinicznej przestałam chodzić do kościoła. Zobaczyłam, że tamten świat ma niewiele wspólnego z tym, co się dostaje w Kościele. Ja mam osobisty rachunek z Bogiem, cały czas otwarty. Jesteśmy cały czas połączeni, bo nasza dusza jest cząstką boską. Nie muszę się z niczego spowiadać, kiedyś i tak się z Bogiem rozliczę. Bo jestem sumą swoich uczynków.

Kiedy kończy 40 lat, zapisuje się na psychotronikę w Instytucie Psychologii Stosowanej. Zakłada blog i stronę na Facebooku pod nazwą Biuro Duchów, pisze na nim o życiu pozagrobowym i zbiera relacje osób po śmierci klinicznej.
– We mnie ta zmiana musiała dojrzeć. Ziarenko rozrosło się do bloga i odwagi mówienia o tym wszystkim – podsumowuje Beata. I cieszy się z tego, co przeżyła: – To prawdziwe opamiętanie. Dar i łaska. Reset w matriksie.

Ola wybiera stopy

Ola po wyjściu ze szpitala jest coraz bardziej rozczarowana mężem: – Gdy się poznaliśmy, pomagał ludziom. Pracował w szpitalu w Zakopanem, jak babcie przychodziły, to grosza nie wziął, nawet jak mu wciskały. A potem wsiąkł w miejscową elitę. Zaczęło się lepsze leczenie za łapówki. Puste rozmowy na przyjęciach u nas w domu, nieustanna licytacja, kto bogatszy, kto lepszy.
Długo tego nie widziała, ale teraz zaczyna się buntować: „Janusz! Tyś się sprzedał!”.
Mąż próbuje ją ugłaskać prezentami. – Odmawiałam złota, futer. Mówiłam mu: „To są brudne pieniądze”. I próbowałam żyć za swoje – opowiada Aleksandra.
Zastanawia się, co robić. Codziennie rozmawia z Bogiem. Nie w kościele, religijna nie była nigdy, tylko w głowie. Przez kilka miesięcy po swojej śmierci ma wrażenie bezpośredniego połączenia z zaświatami. Słyszy też w głowie myśli ludzi w autobusie. Składa papiery rozwodowe w sądzie w Nowym Targu. Kiedy mąż ginie w wypadku, Ola jest przekonana, że to nie przypadek. Uważa, że Bóg go zabrał do siebie.

Po śmierci męża Ola Herman zmienia swoje życie. Wcześniej była gwiazdą estrady, śpiewała w zespole Quorum, w 1970 roku podbili Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu piosenką „Ach, co to był za ślub”. A Ola została wybrana przez fotoreporterów na „najpiękniejszą pannę młodą”. Jeździli z Quorum po Polsce, a nawet do Czechosłowacji, występowali w telewizji. – Ale ja się źle czułam w tym środowisku. Mnie blichtr i glamour nigdy nie interesowały – wyjaśnia. Odchodzi z zespołu, trafia do warszawskiego Teatru Muzycznego na Targówku. W 1980 roku, za „Solidarności”, tworzy tam teatrzyk dla dzieci.
Czy nie odczuwałam porażki? Wręcz przeciwnie, wreszcie czułam sens życia – mówi.

W stanie wojennym dostaje od dyrekcji teatru propozycję nie do odrzucenia. Zostanie w pracy, jeśli zapisze się do PZPR. Odmawia. Idzie do kasy po pieniądze za ostatnie występy, wsiada do autobusu i myśli, z czego teraz utrzyma siebie i córkę. I nagle widzi na jakimś budynku ogłoszenie: „Kurs manicure/pedicure. Ostatnie miejsca”. Biegnie do kierowcy: „Proszę pana, proszę pana, ja jestem ze wsi, przejechałam swój przystanek, wypuści mnie pan?”.
Zostaje specjalistką od pedikiuru lekarskiego. Trafia do salonu Polleny, wszystkie warszawianki chcą się do niej zapisywać, zwłaszcza te, które wciąż nucą czasem „Ach, co to był za ślub”.

Ola jest szczęśliwa. Tym bardziej że udaje jej się załatwić lokal na teatrzyk dziecięcy na warszawskim Ursynowie. Gra Królową Śniegu, występuje w przedstawieniach mikołajkowych. Razem z koleżanką psycholożką zakładają klubik dla dzieci. – Żeby pomóc matkom, które godzinami stały w kolejkach za jedzeniem – wyjaśnia. Tworzą psychologiczną grupę wsparcia. – Bo w stanie wojennym ojcowie strasznie pili, dzieci uciekały z bloków – tłumaczy. – Pomyślałam, że to jest moje powołanie.
Zatrzymują ją na solidarnościowej demonstracji, dociskają na przesłuchaniu, żeby wydała znajomych z podziemia. Ola postanawia wyjechać, sąsiad, który wcześniej wyemigrował do Szwecji, namawia, żeby podążyła za nim. W ośrodku dla uchodźców kierują ją na kurs podologii – zostaje lekarzem stóp. Idzie do pracy w domu seniora. Tym zajmuje się przez ostatnie 30 lat.

Jestem dumna, że mogę nieść ulgę potrzebującym. I mamy tu w domu seniora teatr. Uczę moich staruszków polskich piosenek, oni mnie uczą szwedzkich – wyjaśnia Aleksandra. – Gdyby nie śmierć kliniczna, pewnie poszłabym tą samą drogą. Ale zyskałam radość dawania. Cieszę się, że jak tam wrócę, nie będę się musiała wstydzić.
Andrzej czyta o fizyce kwantowej
Wcześniej patrzyłem na świat materialnie, a duchowość była zamknięta w Kościele, w Dekalogu – mówi Andrzej Marczewski.

Teraz inaczej rozumiem świat. Wiem, że duchowość jest energetyką, jestem po lekturach książek o fizyce kwantowej. I wyczuwam np. energię człowieka, z którym rozmawiam. Pana energia? Pyta pan, czy jest pan człowiekiem złym, czy dobrym, tak? Pan szuka swojej drogi, nie jest pan na szczęście sformatowany.
Jego dzieło życia to wystawiany od 36 lat w różnych teatrach „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa: – Miałem osiem czy dziewięć realizacji w różnych teatrach. Pierwszy mój Jezus był postacią całkowicie kanoniczną. Po moim przeżyciu stał się kimś metafizycznym, wyrazem energii.

Kris wierzy w sens życia

Po śmierci Kris zaczyna porządkować swoje życie. Rzuca palenie. Przestaje pić. Nie całkiem, ostatnio na sylwestra wypił dwie szklaneczki whisky. – Ale przestałem widzieć sens w zamulaniu się – deklaruje.
Opowiada, jak kiedyś dzień w dzień pili piwo z kolegami w knajpie. Aż pewnego dnia Kris przestał się tam pojawiać. Gdy wpadł po dwóch tygodniach, zamówił sobie colę. I niby wszystko było jak dawniej, ale Kris poczuł dystans. A po kolejnych dwóch tygodniach wytrzymał przy stoliku 10 minut i stwierdził: „Ożeż, o czym oni bredzą?”.
Żeni się. A potem rozwodzi. Mówi, że błędy to coś, czego musimy doświadczać. I że jeśli ktoś jest odpowiednio rozwinięty duchowo, nikogo nie skrzywdzi.

Przestają go interesować filmy, muzyka. Nawet piłka nożna jest mu obojętna, chociaż kiedyś trenował ten sport. Nie je mięsa, nawet jajek. Więc coraz rzadziej bywa u znajomych, bo nie mieliby go czym poczęstować. – Ale nie czuję się samotny, dobrze się czuję sam ze sobą – mówi. Na spotkanie przyjeżdża olbrzymim samochodem, na szyi ma wisiorek tao, na rękach korale.
Nie wierzy w naukę Kościoła, do którego pędziła go co tydzień mama: – Ci, co wierzą w Jezusa, po śmierci zobaczą Jezusa. Ci, co boją się diabła, po śmierci zobaczą swoje demony.
On wierzy w fizykę kwantową: – Pokazano mi świat z tamtej strony. Wyglądał jak scena teatralna, na której stoją zastawki podpierające dekorację. Jesteśmy hologramami, wszystko jest iluzją, i tu, i tam. Stół tylko udaje stół, to jest ta sama energia, z której i my jesteśmy zbudowani.
I jeszcze w sens życia:

Sensem życia jest życie. W życiu o nic nie chodzi poza samym życiem, radością, miłością, szczęściem.






* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.