Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "Pytania do FN": pytania@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Polską wstrząsnęła informacja o tragicznym wypadku Tomasza Golloba. To polski żużlowiec, w latach 1995–2013 uczestnik cyklu Grand Prix IMŚ na żużlu. Jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców w historii zarówno na arenie krajowej jak i międzynarodowej. 7-krotny mistrz świata na żużlu (1 raz indywidualnie w sezonie 2010 i 6 razy z drużyną w sezonach 1996, 2005, 2007 i 2009-2011. 30-krotny mistrz Polski w różnych konkurencjach (7-krotny drużynowo, 8-krotny indywidualnie, 11-krotny w parze, 3-krotny młodzieżowy indywidualnie i 1-krotny młodzieżowy w parze).
W niedzielę 23 kwietnia 2017 doszło do dramatycznego wypadku na treningu przed zawodami motocrossowymi w Chełmnie. Podczas jazdy próbnej upadł na tor. Wstępna diagnoza mówi o poważnym naruszeniu rdzenia kręgowego. Wypadek miał zagadkowy przebieg.
- Wypadek miał miejsce na dość długim zjeździe w dół. 200 metrów dalej jest las, więc nie było świadków zdarzenia. Na okrążeniu zapoznawczym wszyscy zawodnicy mają obowiązek jechać bardzo powoli. Przed każdym wyścigiem jest takie okrążenie, bo tor po każdym przejeździe może się zmieniać. Zawodnicy jadą jeden za drugim, zazwyczaj na pierwszym bądź drugim biegu. Chodzi wtedy wyłącznie o to, by sprawdzić czy są jakieś przeszkody na torze i jak zmienia się linia jazdy. Na treningu wszyscy jeździ się natomiast na czas, ale z zachowaniem ostrożności. To zagadkowy upadek, bo miał miejsce w bezpiecznym miejscu - podkreśla były zawodnik.
Po tym wydarzeniu dostaliśmy ciekawe pytanie, na które postanowiliśmy odpowiedzieć.
Witam Fundację!
Wydaje mi się, że ten przypadek jest ciekawy z punktu widzenia przeznaczenia...
Tomasz Gollob miał już jeden ciężki wypadek na motorze, w którym został naruszony jego kręg TH7. Przeżył też wypadek lotniczy. Z obu nieszczęść się wykaraskał... Czy tamte przypadki mogły być ostrzeżeniem, żeby "zwolnił" tempo życia?
Teraz Gollob ponownie doznał urazu kręgu TH7... Kusił los, dopadło go przeznaczenie? Wiadomo, że Gollob nie był krystalicznie czystą postacią, znane są jego "potyczki małżeńskie".
A może to wszystko nie jest ze sobą związane?
Czy Fundacja ma jakieś przemyślenia na temat ostrzeżeń dawanych przez los? Michael Schumacher, Robert Kubica - to inni sportowcy, którzy uniknęli ostateczności.
Pozdrawiam
Kazik
Oczywiście, że mamy „swoje przemyślenia”, ale po kolei. Musi Pan wiedzieć, że nie podobają nam się w stopniu absolutnym wszelkie szaleństwa związane z narażaniem własnego życia, które nie wiedzieć czemu nazywane są „sportami”. Jak wiadomo zajmujemy się obcymi cywilizacjami, które w pojazdach UFO przylatują na Ziemię. Znamy także to, co „obcy” mówią o naszej cywilizacji. Ich zdaniem o skrajnym barbarzyństwie naszego świata mówi nie tylko zabijanie innych istot i ich „zżeranie” w naszych posiłkach, ale także tzw. przemysł filmowy i coś, co my nazywamy sportami ekstremalnymi, motorowymi i wszelkimi innymi, w których jest narażane własne życie lub życie innych ludzi. W ich światach tego nie ma! Nie ma żadnego „jeżdżenia na nartach”, nie ma „skoków do wody”, nie ma także „wspinaczki po pionowych skałach”, co według naszego świata „jest fajne” i dzięki czemu wypełniają się co roku kolejne alejki na cmentarzach, choć większości „przecież się jakoś udaje”.
Dzięki temu jest absolutne poszanowanie życia, a owe „niesłychane emocje” które rzekomo są tak wielką wartością hołubioną przez ludzi nazywających się kibicami jest niczym innym jak marnowaniem czasu i drogocennej energii, a także działaniu wbrew Prawu Kreacji, które mówi: nie wolno narażać życia jakiejkolwiek istoty żywej, w tym także życia swojego. To uwaga na marginesie.
A teraz sprawa „ostrzeżenia od losu” – ma Pan absolutną rację. Jeśli ktoś dostaje kolejne sygnały, że jego dalsze postępowanie jest naigrywaniem się z przeznaczenia, wtedy jest jasne, że zakończy się to tragicznie. Wie Pan, na czym polega największy problem? Nie na konsekwencjach związanych z kalectwem, czyli zamianą całej reszty lat życia takiego człowieka w nieustanną walkę z niewyobrażalnym cierpieniem, a często zamianą w stan wegetatywny (jak w przypadku Michaela Schumachera). Najgorsze są konsekwencje karmiczne, w które zaczyna być uwikłana nie tylko dusza naszego spragnionego pieniędzy, emocji i przygody sportowca, ale także jego bliskich, którzy do końca życia będą obserwować jego stan „warzywa” podłączonego do przeróżnych urządzeń.
Nasza wiedza z zakresu reinkarnacji mówi nam wyraźnie, że w kolejnych żywotach dusze ludzi mogą mieć konsekwencje takiego czynu. Aby zmienić sobie przyszłe życie (w kolejnym wcieleniu) nie trzeba tylko zabić kogoś, ale także uszkodzić własne ciało przez własne umiłowanie „emocji” i zamienić w koszmar życie swojej najbliższej rodziny czasami do końca swoich dni życia.
Nie jesteśmy pewni, czy dobrze wyjaśniliśmy to, o co nam chodziło. Miłość ludzi do oglądania „widowisk sportowych gdzie ludzie narażają własne życie” jest tak silna, że wszelkie sugestie o tym, że jest to zło powodują… wściekłość. Ale musimy mówić prawdę nawet wbrew powszechnie panującym sympatiom i opiniom. W każdej sprawie – także w tej!
czytaj dalej
Nasi czytelnicy śledzący uważnie portal Fundacji Nautilus zauważyli, z jaką absolutną pewnością mówimy o istnieniu reinkarnacji. Nie traktujemy jej bowiem jako "jednej z wielu teorii wyjaśniających duszę, przeznaczenie i sprawy związane z życiem po śmierci", ale jako coś istniejącego, weryfikowalnego i nie wymagającego ciągłego "udowadniania", gdyż zebrany przez FN materiał jest wystarczający aż nadto, aby uznać ją za fakt.
Co się dzieje w świecie wokół czytelników serwisu FN? Świat który znają, autorytety które szanują, rodzice, nauczyciele, nawet znane postacie z mediów mówią: reinkarnacja to brednie wschodnich sekt. I czasami dostajemy pytania w stylu: czy Chrześcijaństwo kiedyś uzna reinkarnację? Czy "wędrówka dusz" w jakikolwiek sposób chodzi po głowie kościelnym ideologom zakładającym układ "jedno życie - albo niebo - albo piekło - albo czyściec"? Odpowiedź jest oczywista: reinkarnacja jest wiedzą a nie żadną wiarą, więc kiedyś (za 100, 1000 lat) będzie rzeczą powszechnie wiadomą i oczywistą. Stanowisko kościoła będzie w tej materii bez znaczenia.
Nasz czytelnik Mariusz słusznie zauważył w wiadomości przesłanej na pokład okrętu Nautilus:
Od: Mariusz
Witam.Znalazłem coś takiego co się tyczy szeroko pojętej reinkarnacji .Jak rzekomo chrześcijanie do których również należę powinni na ten temat spoglądać.
http://2ryby.pl/film/dlaczego-chrzescijanie-nie-potrzebuja-reinkarnacji/
Trudno jakoś godzić to o czym fundacja pisze ( udokumentowane przypadki reinkarnacji ) z tym co głosi oficjalnie Kościół.
Warto jest zaprezentować ten krótki wykład księdza dr Krzysztofa Niedałtowskiego, gdyż pokazuje on dobrze sposób myślenia kościoła w tej sprawie. Pomijając pogardliwe zdania o ludziach pamiętających poprzednie wcielenia typu "ktoś pamięta, że wcześniej był żyrafą albo innym pięknym zwierzęciem" ksiądz pomija jako nieistotne to, że 99,9999999 procent relacji o przeszłych życiach dotyczy zwykłych, ludzkich żywotów, które w niepojęty sposób tłumaczy często bardzo ciężkie schorzenia i defekty fizyczne ludzi, którzy się już z nimi urodzili. Dlaczego Bóg niektórych obdarza "wielkim darem" ślepoty, braku kończyn, ciężkich nowotworów, z którymi tacy ludzie muszą się zmierzyć? Ta sprawa nie interesuje księdza Niedałtowskiego - pewnie jej nawet nie zauważa... ;)
Jak pewnie widzicie chętnie prezentujemy wszelkie materiały ośmieszające (taka przynajmniej jest intencja ich autorów) doktrynę wędrówki dusz, gdyż ona i tak się znakomicie obroni w każdej sytuacji. Dlaczego? No cóż, mały drobiazg... bo po prostu jest prawdziwa.
czytaj dalej
Ta kwestia "dręczy" naszych czytelników i wraca jak bumerang w naszej poczcie. Odpowiedź jest prosta. Proszę na chwilę się rozejrzeć wokół siebie. Ma Pan wokół sprzęty domowe, być może jakieś kamienie, rośliny… To wszystko są istoty, bardzo proste (na samym początku drogi), ale one także chcą kiedyś dojść wyżej, tam gdzie ludzie. Między światem roślin i zwierząt jest ciągła wędrówka, a także… między światem zwierząt i ludzi!
Mamy niezwykłe, poruszające serce i duszę relacje o tym, jak nastąpiło wejście w ciało dziecka duszy…. Ukochanego zwierzęcia domowego! Nie dajemy tych poruszających rzeczy, bo ludzie nie są jeszcze na to gotowi. Co więcej – ludzie mają także przywilej tworzenia „istot”, które potem ruszają długą drogą kolejnych inkarnacji do doskonałości. Tworzyć takie istoty mogą… umysłem i myślą!
Czy teraz widzi Pan, że znajdujemy się w istnym oceanie żywych istot, wobec których ilość ludności na Ziemi jest zaledwie ziarnkiem piasku na ciągnącej się w nieskończoność plaży nad oceanem?!
Pozdrawiamy
FN
czytaj dalej
Trzy ważne pytania od naszych czytelników dotyczące spraw związanych z reinkarnacją. Zebraliśmy je razem, bo maja one w sumie to samo podłoże, a dotyczące bardzo ważnej sfery naszego życia, czyli spraw związanych z uczuciami i światem męsko-damskich zależności. Nie boimy się żadnych pytań, także tych dotyczących spraw intymnych i trudnych. I spróbujemy na wszystkie trzy odpowiedzieć.
From: Julia [dane do wiad. FN]
Sent: Sunday, April 16, 2017 12:08 AM
To: pytania@nautilus.org.pl
Subject: Dlaczego czujemy przeraźliwy lęk przed niektórymi osobami?
Witajcie. Mam pytanie odnośnie lęku dotyczącego pewnych osób i nie mam na myśli tu zwykłego denerwowania się przed spotkaniem, ale ogromnego lęku przed konkretną osobą ,nie mającego żadnej przyczyny ,bo ten lęk nawet nie pozwala się zbliżyć do tej osoby. Pozdrawiam
Czy może być lęk przed osobą, który jest zupełnie irracjonalny? Oczywiście, że tak. Proszę pamiętać, że może to wynikać z wielu powodów. Oczywiście można założyć, że sprawa ma swoje podłoże w poprzednim życiu i nasza świadomość rozpoznaje kogoś, kogo już znaliśmy, ale… nie przypadkiem rodzimy się z „czystą kartą” i nie pamiętamy niczego z poprzedniego życia. Taka wiedza tylko by nam przeszkadzała i mielibyśmy bardzo dużo uprzedzeń do różnych ludzi, z którymi w obecnym życiu mamy „coś przeżyć”, „coś zrozumieć” i „czegoś się nauczyć”. Gdyby nie ten brak pamięci o poprzednich życiach, to nigdy nie potrafilibyśmy ponownie związać się z partnerem, który kiedyś nas zranił.
Ale lęk przed konkretną osobą może mieć jeszcze inne podłoże (pomijając banalne powody, które także przecież mogą mieć miejsce). Czasami ludzie wrażliwi wyczuwają aurę innych osób i są w stanie nieświadomie odczytywać wibracje kogoś, kto na przykład jest przepełniony różnymi ciemnymi myślami, co wpływa na jego aurę. Każdemu z nas zdarza się przecież nagle poczuć niepokój patrząc na inną osobę. Niby wszystko jest w porządku, niby ta osoba nic nie mówi złego, a my… chcemy jak najszybciej zamknąć drzwi i więcej jej na oczy nie widzieć. Oto działania niewidocznej aury, którą odczytuje nasze ciało duchowe.
-----Original Message-----
From: Marcin [dane do wiad. FN]
Sent: Thursday, April 13, 2017 10:33 AM
To: nautilus <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: Pytanie dotyczące reinkarnacji.
Witam!
Czy reinkarnacja wyjaśnia w jakikolwiek sposób dlaczego zakochujemy się w tej czy innej osobie? Czy macie takie materiały, które rzucałyby choć trochę światła na ten temat?
Pozdrawiam!
Oczywiście, że posiadamy takie materiały. Bardzo często zdarza się, że ludzie tworząc związki ponownie spotykają się w następnych wcieleniach. Ku naszemu zdumieniu okazało się, że sprawa jest bardziej skomplikowana i nie idzie prostym schematem: on i ona ponownie tworzą związek. Okazuje się, że na podstawie zebranego przez nas przez 25 lat materiału można wysnuć zaskakujący wniosek: czasami mąż inkarnuje się jako… syn swojej żony z poprzedniego małżeństwa, a rodzeństwo tworzy związek małżeński. Te kombinacje są zresztą jeszcze bardziej dziwne – mamy historię w stu procentach prawdziwą, kiedy przyjaciel pewnej znanej piosenkarki popełnił samobójstwo, a następnie inkarnował się jako jej obecny syn!
Odpowiadając na pytanie, dlaczego zakochujemy się w tej czy innej osobie można odpowiedzieć tak: nie ma wątpliwości, że związki, które wpływają mocno na życie danej osoby mogą mieć swoje podłoże w poprzednim życiu. Nie mówimy tu o przelotnych fascynacjach urodą czy osobowością, ale o związkach, które zostawiają ślad. Jeśli przeznaczenie czyli karma przewiduje spotkanie się dwojga osób i posiadanie przez nich dziecka, to – proszę nam wierzyć – spotkają się choćby na krawędzi czynnego wulkanu, ale absolutnie się spotkają. Ta siła jest potężniejsza niż energia gwiazd – nic nie jest w stanie jej przeszkodzić. Proszę pamiętać, że staramy się odkrywać te prawa, które są celowo schowane przed wzrokiem takich ciekawskich, jak Fundacja Nautilus… Czujemy się trochę jak poszukiwacze zaginionych skarbów, którzy docierają do nich dzięki kolejnym skrawkom mapy, które ktoś poukrywał w różnych miejscach sekretnych miejscach. Sfera uczuć jest jedną z takich zagadek, ale nie ma wątpliwości – siła przyciągania ludzi ma podłoże także karmiczne.
From: misia [dane do wiad. FN]
Sent: Friday, April 14, 2017 11:10 PM
To: xxi@nautilus.org.pl
Subject: Lekcja duchowa rodzicielstwa
Witam. Mam pytanie jak to jest, wiadomo że w tych czasach większość pędzi do przodu, zmienia partnerów itp. ale jak rozpoznać czy z tym właśnie partnerem powinno sie mieć dziecko czy to ta właściwa dusza jakby prawdziwa ,a nie kolejne rozczarowanie ? Czy da się to jakoś wyczuć? Czy jeśli taka lekcja między tymi dwiema osobami nie zostanie spełniona to objawi się cierpieniem tych stron i będą chcieli wrócić do siebie? Pozdrawiam
Pytanie bardzo trudne, bo wiemy choćby z korespondencji do FN – bardzo wiele osób przeżywa ogromne rozterki i kłopoty z „drugą połówką”. Wszystkie te listy czytamy, nad wszystkimi uważnie się pochylamy, choć z przekazywaniem rad… jesteśmy bardzo ostrożni. Ta sfera życia niestety dla wszystkich jest ryzykowna i zawiera więcej pytań, niż odpowiedzi.
Wiedza o wędrówce dusz pozwala zachować większy dystans do siebie, otaczających nas ludzi, ale także do związków. Trzeba wszystko, co nas spotyka, traktować trochę tak, jak lekcję, której udziela nam wielki mistrz. Proszę pamiętać, że nasze osoby także wpływają na innych, to my także jesteśmy dla nich mistrzami. Skąd można wiedzieć, czy „ten” lub „ta” to jest to, co nas miało spotkać w tym życiu? Oczywiście można posiłkować się wiedzę z poprzednich wcieleń, można poddawać regresjom hipnotycznym, można zasięgać rady u mediów i jasnowidzów, ale… nasza dobra rada jest taka – proszę o tym wszystkim zapomnieć. Kierować się intuicją i trochę być niczym piórko, które jest lekko przenoszone przez wiatr. Co jest ważne? W uczuciach i relacjach z innymi ludźmi powinniśmy kierować się pięcioma podstawowymi zasadami: satja (prawda), dharma (właściwe postępowanie), śanti (pokój), prema (miłość) i ahimsa (niekrzywdzenie).
Radzimy je zapisać. Zanotować. Przemyśleć. I stosować w życiu. Naprawdę to działa!
Stosując je mamy szansę, że siła związana z przenikającą wszechświat kreacją właściwie pokieruje naszymi losami. Wiemy, że odpowiedź z pewnością nie jest tym, co było oczekiwane, ale… w tej sferze staramy się być niesłychanie ostrożni. Jesteśmy ludźmi i nic co ludzkie nie jest nam obce – sami także popełniamy błędy i sami także się gubimy, ale mamy jedno – właściwy dystans do tej jakże ważnej części naszego życia.
Patrzymy na siebie i na nasze związki trochę jak na aktorów odgrywających jakąś rolę na deskach teatru, a my jesteśmy trochę widzami na tym przedstawieniu. Nie jest to jedyne przedstawienie, w którym bierzemy udział z tymi aktorami. I na pewno nie jest ostatnie… to daje rzecz bezcenną – odrobinę uśmiechu w ocenie siebie i innych we wzajemnych relacjach. I ten dystans, który jest bezcenny i konieczny do tego, aby z kolejnych zakrętów życiowych nie wypadać z „widowiskową wywrotką”.
Ostatnia rzecz – moralność. Z zebranego przez nas materiału wynika, że sfera seksualności ludzkiej wykracza daleko poza doznania fizyczne, ale jest wymianą niewidzialnych gołym okiem energii, a także z zawiązywaniem silnych więzów karmicznych pomiędzy osobami, które zdecydowały się na kontakt fizyczny, które mają często skutek w następnym życiu. Długo można by pisać na ten temat, ale my pozwolimy sobie tylko na jedną uwagę: wiele racji mają główne światowe religie ostrzegając ludzi przed konsekwencjami braku moralności w relacjach męsko-damskich. Ciężko nam pisać o tym, bo współczesny świat uczynił z seksu rodzaj wszechmogącego symbolu szczęścia człowieka i pisanie o moralności natychmiast powoduje oburzenie i potępienie, ale… nie ma dla nas wątpliwości, że jest to ogromna pułapka, w którą wpadła ludzkość. I na razie tutaj postawimy kropkę.
czytaj dalej
W naszym wewnętrznym systemie informacji pojawiło się pytanie do FN dotyczące tego, jak traktować śmierć na raka (lub na skutek np. nieszczęśliwego wypadku) małych dzieci. Osoby, które czytają nasz serwis od wielu lat dobrze wiedzą, że właśnie tę kwestię traktujemy bardzo poważnie i nigdy nie zapominamy o dzieciach, które w hospicjach kończą swoje krótkie życie.
To właśnie śmierć małego dziecka jest naszym zdaniem najbardziej dramatycznym wydarzeniem, jakie kiedykolwiek może mieć miejsce na Ziemi. Jest także oczywistym, jasnym dowodem na to, że założenie „JEDNO ŻYCIE – ŚMIERĆ – POTEM ZA GRZECHY PIEKŁO, ZA DOBRE UCZYNKI NIEBO, A JAK REMIS – CZYŚCIEC” jest stekiem bzdur. Wielcy teolodzy kościelni na pytanie „dlaczego Bóg jedne dzieci nagradza urodą, zdrowiem i długim życiem, a drugim podstawia nogę i daje w pakiecie raka, który w nieskończonych cierpieniach odbiera im życie?” dają najbardziej absurdalne odpowiedzi, żenujące i śmiesznie nieporadne, które pokazują jedno – są absolutnie wobec tego prostego pytania bezradni.
Tymczasem przez wszystkie lata zbierania materiałów o zjawiskach niewyjaśnionych przez FN jest dla nas jasne, oczywiste, poza dyskusją – jest reinkarnacja i śmierć małych dzieci ma swoje źródła i przyczyny w tym, co było z tymi dziećmi w ich poprzednich życiach. Ponieważ tylko wędrówka dusz tłumaczy tak dramatyczne wydarzenie, jak chociażby to, które dotarło do nas w ostatnich godzinach i wstrząsnęło nami do głębi (prezentujemy je poniżej). Patrząc na radośnie bawiące się dzieci na podwórku nigdy nie zapomnimy, że jest jeszcze inny świat, ukryty przed wzrokiem większości ludzi i dla nich nieistniejący… nigdy o tym świecie i o tych cierpiących dzieciach nie zapominamy! Pamiętamy o nich w każdej minucie rejsu okrętem Nautilus.
......
"Więc po prostu pójdę do nieba. Dołączysz, prawda?" Mama opisuje ostatnie chwile z chorym synkiem.
Bezsilne oczekiwanie na nieuchronne nadejście śmierci własnego dziecka to trudna do wyobrażenia tragedia. Doświadczyła tego mama 4-letniego Nolana. Jego ostatnie słowa stały się dla niej "cudem, którego nigdy nie zapomni".
Zaledwie dwa miesiące temu Ruth straciła swojego syna. Odebrał jej go rak - mięsak prążkowanokomórkowy (RMS), występujący przeważnie u dzieci. W przypadku Nolana, nazywanego przez rodzinę Pootem, zaatakował przede wszystkim płuca, drogi oddechowe i klatkę piersiową.
Mimo operacji i intensywnej terapii na wydziale onkologii, chłopcu nie udało się wygrać z nowotworem.O tym, że dalsze leczenie 4-latka nie ma sensu, jego matkę poinformowała lekarka.
Okazało się, że w ciągu zaledwie kilku tygodni od zabiegu rak nie tylko nie zniknął, ale i rozrósł się "jak pożar w lesie", atakując nawet serce. Jako że żadne z dostępnych metod nie zadziałały, jedyne, co zostało, to skupienie się na tym, by jak najbardziej ulżyć w cierpieniu Nolanowi w jego ostatnich dniach spędzonych w szpitalu.
"Nie ratować"
Ale najpierw Ruth musiała mu o tym powiedzieć. Całą, najtrudniejszą w życiu rozmowę, jaką przeprowadziła ze swoim 4-letnim synkiem, przytoczyła we wpisie opublikowanym na Facebooku:
Ja: Poot, boli, kiedy oddychasz?
Nolan: Nooo... tak.
Me: Bardzo cierpisz, prawda skarbie?
Nolan: (spuszczając wzrok) Tak.
Me: Poot, ten cały rak jest podły. Ale nie musisz już walczyć.
Nolan: (z czystą radością) NIE MUSZĘ?! Ale będę, dla ciebie mamusiu!
Me: Nie Poot! Właśnie to robiłeś? Cały czas walczyłeś dla mamy?
Nolan: No jasne!
Me: Nolanie Ray, jakie mama ma zadanie?
Nolan: Chronić mnie! (z szerokim uśmiechem)
Me: Kochanie... nie jestem w stanie dłużej tego robić. Jedyny sposób na to, żeby cię chronić, jest w niebie. (moje serce pęka)
Nolan: Więc po prostu pójdę do nieba i będę się tam bawił, dopóki też nie przyjdziesz! Dołączysz, prawda?
Me: Oczywiście! Nie pozbędziesz się mamy tak łatwo!
Nolan: Dziękuję mamo! To teraz zagram w grę!
Jak wspomina Ruth, następnego dnia Nolan odpoczywał. W tym czasie ona musiała się zmierzyć z kolejnym wyzwaniem. Pozbyła się wszystkich leków, które dotąd przyjmował, by mogło z nich skorzystać inne chore dziecko. Podpisała też oświadczenie, w którym zgodziła się na to, by "nie ratować" jej synka, co było dla niej traumatycznym przeżyciem.
Mimo że chciała zabrać go do domu, by tam spędzić z nim ostatnie chwile, chłopiec postanowił "nie robić problemu" i poprosił ją, by zostać w szpitalu. Jak wspomina jego matka, ostatnie 36 godzin spędzili więc na wspólnej zabawie i "uśmiechaniu się tak często, jak byli w stanie".
Godzinę przed śmiercią Nolan postanowił nawet ogłosić swój "testament" ze szczegółami dotyczącymi własnego pogrzebu i tego, do kogo mają trafić jego rzeczy. Chciał też zostać zapamiętany jako policjant, bo zawsze marzył o tym, żeby "chronić i służyć".
"Cud, którego nigdy nie zapomnę"
W końcu nadszedł ten moment. Około 21 Ruth poprosiła synka, czy może wziąć prysznic, bo dotąd cały czas chciał, by była przy nim. Obiecała Nolanowi, że "wróci za dwie sekundy", na co chłopiec się zgodził, choć do tej pory wolał leżeć na dywaniku w łazience, kiedy się myła, żeby nie rozstawać się z nią nawet na chwilę.
Kiedy wyszła z łazienki, powiedziano jej, że w tym krótkim czasie 4-latek zapadł w głęboki sen. Ostateczny. "Maszyny, do których był podłączony, zaczęły intensywnie pracować, zapadło się jego prawe płuco, a tlen dramatycznie spadł".
Podbiegłam do niego i położyłam mu dłoń na policzku. Wtedy zdarzył się cud, którego nigdy nie zapomnę
Ruth wspomina, że nieprzytomny Nolan niespodziewanie wziął ostatni oddech, otworzył oczy, uśmiechnął się do niej i powiedział "kocham cię mamo". Potem umarł.
Przejmujące wyznanie matki 4-latka, który zgodnie z jej słowami odszedł "z godnością i miłością jako bohater i wojownik", miało na celu opowiedzenie o tym, co przeżyła, ale też uświadomienie innym, jak ważne jest lepsze dofinansowanie badań związanych z wykrywaniem i leczeniem nowotworów występujących u dzieci.
Jej samej rak odebrał najważniejszą osobę. To, jaką pustkę zostawiła w jej życiu śmierć dziecka, dobitnie pokazuje zestawienie zdjęć, które zamieściła pod wpisem i poruszający dopisek:
Mój syn był przerażony wizją rozdzielenia ze mną, nawet kiedy brałam prysznic. Teraz to ja się boję. Nie zostało mi nic poza pustym łazienkowym dywanikiem, na którym kiedyś mały chłopiec czekał na swoją mamę
źródło: gazeta.pl
czytaj dalej
Sprawa dwóch ścieżek: duszy i materii, które kiedyś się przetną -jakże ciekawa! Wielokrotnie podkreślaliśmy także na tych łamach, że tzw. duchowość to nic innego jak dziedzina nauki - najprawdopodobniej fizyki. I właśnie tej sprawy dotyczy pytanie od czytelnika serwisów FN, które zostało przysłane na pokład okrętu Nautilus.
Witam.
Polecam film po którym to nie de ja vu wydaje się dziwnym zjawiskiem a fakt że nie odczuwamy go nieustannie :)
od 21:47 esencja dokumentu.
Swoją drogą, ostatnimi czasy mam wrażenie że Nauka nabiera dużo bardziej duchowego wymiaru niż większość religii, co o tym myślicie?
Pozdrawiam.
Aby zrozumieć, jaka waga jest tego problemu i na jakim etapie jest spotkanie "religii z nauką" wystarczy poczytać najnowsze książki z zakresu fizyki teoretycznej. Wielcy profesorowie analizujący zachowanie się energii atomowych w skali mikro i makro od dawna mówią językiem żywcem wyjętym z takich pism jak Stary Testament czy Mahapharata.
Mówią o momencie "stworzenia czegoś z niczego", o sile przenikającej każdy element przestrzeni, także o tym, że człowiek umierając trwa dalej w innej formie. Nie ma czegoś takiego jak "religia czy ezoteryka oparta na wierze", ale są dziedziny nauki oparte na wiedzy.
Spokojnie czekamy, aż oficjalna nauka akademicka potwierdzi istnienie duszy czy Kreacji - to się stanie, choć chyba nie za naszego obecnego życia fizycznego. Ale stanie się na pewno!
czytaj dalej
Witam. Z lektury artykułów Nautilusa wynika , że celem wszystkich dusz ludzkich i nie tylko ludzkich stworzonych przez Boga jest samorozwój i dążenie do doskonałości . Stwórca wytycza nam istotom duchowym pewną krętą drogę do pokonania, każąc kolejno przeżywać następujące po sobie wcielenia. Podążając tą drogą wchodzimy na coraz wyższe poziomy aby w końcu zjednoczyć się ze stwórcą.
Teraz moje pytanie:
Co się dzieje kiedy któraś z dusz, jednak nie chce brać udziału w tej bożej "grze", czy zostaje odstawiona na "bocznicę"? Czy jest przymus dojścia do Boga, a może na swe życzenie zostaje odesłana w niebyt?
Pozdrawiam :-)
ODPOWIEDŹ FUNDACJI NAUTILUS
Bardzo ciekawe pytanie, które gdzieś zahacza o podstawowe dogmaty dotyczące istnienia diabłów i aniołów… Naszym zdaniem Kreacja (tak umownie nazywamy potęgę, która stworzyła wszechświat) dała jak najbardziej wolną wolę wszystkim istotom żywym. Także do buntu.
Czym są diabły i demony opisywane na przykład w biblii? Znajduje się tam bardzo jasne wyjaśnienie – to zbuntowane anioły, które wystąpiły przeciwko stwórcy. Analizując zebrany przez nas materiał można dojść do ciekawych wniosków. Jeśli na przykład umiera bardzo zły człowiek, wtedy jego śmierci towarzyszy (jeśli był wierzący) strach przed karą i piekłem. Pojawia mu się światło, do którego powinien iść, ale on ze strachu… zostaje na ziemi. Proszę nam wierzyć – czasami dokładnie to tak wygląda. Jaki jest tego efekt? Mamy nawiedzone miejsca, domy, przeróżne także historie demoniczne. Kiedy media pytają duchy, dlaczego został na Ziemi wtedy dostają odpowiedź:
- Bo bałem/bałam się kary za to, co robiłem/robiłam w moim życiu!
To oznacza, że jest jak najbardziej wolna wola, ale Kreacja daje zawsze szansę ponowną, nigdy nie zamyka drogi przed dalszą ścieżką. Proszę zwrócić uwagę, jak w tym świetle fantastycznie zaczyna wyglądać reinkarnacja czyli wędrówka dusz, jakiego znaczenia nabiera to absolutne prawo wszechświata, które mówi: masz prawo do błędu i masz szansę błąd naprawić i go zrozumieć!
Podsumowując ten krótki wywód: nie ma czegoś takiego, jak „odstawienie odgórne na bocznicę”, jest tylko decyzja samej istoty duchowej (czyli każdego z nas), jaką drogę wybiera.
czytaj dalej
Jeśli spojrzymy na przepowiednie dotyczące historii Ziemi pojawia się kilka wspólnych punktów. Niektóre są powszechnie znane (atak barbarzyńców na Europę, wybuchy jądrowe w oceanach itp.), a inne całkowicie nieznane jak właśnie powstanie wieży. Zbieramy przepowiednie z całego świata i ku naszemu zdumieniu natrafiliśmy na wątek „wieży” w kilku z nich.
Za kilka miesięcy przedstawimy dłuższy tekst na ten temat, ale już teraz warto wspomnieć o tym, co wiadomo na pewno. Przepowiednie nie precyzują, jak wysoka ma być wieża i z jakich materiałów ma być wykonana. Na temat celu jej powstania wielkie światowe media i jasnowidze wypowiadały się bardzo oszczędnie. Wiadomo jedynie, że wyjdzie z niej coś (informacja, wiedza – przyp. FN), co obiegnie cały świat i zmieni go. Ciekawe, że punktem wspólnym przepowiedni jest to, gdzie powstanie – ma to być „środek Europy”.
Wieża ma odegrać ogromną rolę w „przebudzeniu duchowym ludzkości”. Czy będzie to miejsce, gdzie dojdzie do pierwszego oficjalnego kontaktu z obcą cywilizacją? A może powstanie w niej wynalazek, który da ludzkości nieskończoną energię? Tego przepowiednie nie precyzują i można snuć jedynie domysły.
Materiałów o „wieży, której powstanie odmieni świat” jest zaskakująco dużo i aż dziwne, że ten temat nie pojawił się w żadnych znanych opracowaniach dotyczących wielkich, światowych przepowiedni. Podamy przykład książki, gdzie znalazł się ślad związany z powstaniem tej dziwnej budowli. W książce „777 Visions and Predictions” (777 wizji i przepowiedni) autorstwa Johna Hogue`a pojawia się przepowiednia Madame Sylvii (1948).
...
Oto jej treść:
Europe will became a unity of one nation, not many nations any more. There will be different people and different souls, but not nations. I see one banner – white. In the middle of Europe – tower. The map of Europe white, not bloody any more.
Madame Sylvia (1948)
W wolnym tłumaczeniu ten tekst brzmi:
Europa stanie się jednym narodem – nigdy więcej nie będzie wielu narodów. To będą różni ludzie i różne dusze, ale nie narody. Widzę jeden symbol (baner) – biały. W środku Europy wieża. Mapa Europy biała, nigdy więcej krwawa.
Gdzie powstanie taka wieża? W jakim kraju? Kto ją będzie budował? W jakim celu? Na żadne z tych pytań nie ma odpowiedzi i nic nie wskazuje na to, że gdzieś w Europie taka wieża powstaje. Oczywiście jest bardzo dużo nowoczesnych budynków przypominających wieże, ale nie wydaje się, że to jest właśnie ta, którą zapowiadali jasnowidze… Trzeba przyznać, że jest to bardzo ciekawa sprawa i – kto wie – może w najbliższych latach ta zagadka się wyjaśni. O tajemniczej i pobudzającej wyobraźnię „wieży w środku Europy, z której wyjdzie światło prawdy, które przeniknie całą Ziemię i zmieni ludzkość” napiszemy w oddzielnym tekście w serwisie pod koniec roku.
czytaj dalej
Witam szanowną załogę Nautilusa. Chciałbym o coś Was zapytać. Jak można się upewnić, że w moim przypadku syn mojej kuzynki jest "naszym dziadkiem"? Wychodzę z tego założenia, że to prawdopodobne, po tym jak widzę jak jej syn się zachowuje. Plus pewne cechy wyglądu, które bez wątpienia nie można zrzucić na geny. Inne cechy jak wzrost czy osobisty charakter jak najbardziej się zgadzają. Nie wiem za bardzo jak to sprawdzić, ale bardzo bym chciał wiedzieć, czy to możliwe. Czuje więź z tym kuzynem jak bym go znał z poprzedniego wcielenia.
Rzeczywiście bardzo często dusze zmarłych osób inkarnują się w ciałach kogoś z bliskiej rodziny, na przykład dzieci córki lub syna. Bardzo często mały wnuczek zapala znicz na grobie „zmarłego dziadka” nie wiedząc, że zapala go na własnym grobie… To taki mały paradoks.
Z zebranego przez nas materiału wynika jasno, że przeważnie bez najmniejszego trudu można rozpoznać poprzednie wcielenie w dziecku. Bardzo często wygląd jest bardzo podobny, identyczne są gesty, zainteresowania. Takie dziecko na przykład fascynuję się ta samą pasją, na której upłynęło życie dziadka lub babci. Zdarza się, że sięga po te same przedmioty, a nawet mówi „to jest moje”. Znamy nieprawdopodobne historie, kiedy dziecko znalazło przedmioty ukryte przez zmarłego dziadka, po czym powiedziało przerażonym rodzicom:
- Schowałem je kiedyś, aby tego nikt nie znalazł!
Pyta Pan, jak to sprawdzić… Oczywiście jest tylko jedna droga – hipnoza regresyjna, czyli cofnięcie dziecka w stanie hipnozy do poprzedniego wcielenia. Pytanie jest tylko proste: po co to robić?! Jakieś mityczne „przekonanie się samemu” jest Panu zupełnie niepotrzebne, a stan hipnozy nigdy nie pozostaje neutralny dla dziecka i stanowczo odradzamy tego typu eksperymenty. Ogrom dowodów przemawiających za istnieniem reinkarnacji jest tak potężny, że nie ma sensu – naszym zdaniem – coś tam sobie udowadniać i szukać tego ostatecznego dowodu. Naprawdę nie ma takiej potrzeby.
Trzeba cieszyć się dzieckiem i tym, że bliska nam osoba wybrała sobie tak widowiskowy powrót na Ziemię jak zejście w ciele wnuka czy wnuczki. A tak zupełnie na koniec – proszę nam wierzyć, to się zdarza naprawdę często… ;) Bardzo często.
czytaj dalej
Dzisiaj już kolejny raz czytam Wasze artykuły o reinkarnacji. Ciekawy to temat, jestem mu też przychylny, bo któż by nie chciał,aby to był fakt. Tych wiele przejawów ,które Państwo przytaczacie przemawiałoby za tym. Chciałbym jednak,aby ktoś z NAUTILUSA zastanowił się w tym temacie nad "bilansem" ?! bo to mnie zastanawia ! Skoro reinkarnacja jest faktem, skoro wędrówka dusz ma miejsce to jak należy rozumieć, że kiedyś na Świecie było mało ludzi ,a teraz jest tak wiele? Kiedy byłem nastolatkiem mówiło się,że na Świecie jest 3 z przecinkiem mld ludzi ,teraz ta liczba przekroczyła 7,5 mld ludzi ! Jak w tym kontekście należałoby rozumieć wędrówkę dusz ? /kwestia zmiennej ilości/ .Pozdrawiam, Wasz stały czytelnik BeKo.
Pisaliśmy na ten temat wielokrotnie. Tego typu myślenie zawiera błąd, gdyż zakłada, że jest "jeden świat z jedynymi istotami", czyli jest tylko "Ziemia i ludzie". Tymczasem światów jest nieskończenie wiele, innych zamieszkałych planet, wszechświatów, a także wymiarów. Wszędzie dusze są takie same, ich wędrówka poprzez wszechświat obejmuje wszystkie światy. Dodatkowo otaczają nas biliony żywych istot, które także jak my "są w czasie wędrówki", tylko na wcześniejszym poziomie. Od zwierząt (które są bardzo wysoko) po kamienie (które są bardzo nisko). Ta cała karuzela istot żywych (od prostych jak kamienie po doskonałych jak ludzie) wspina się ku światłu. Zajmuje to im miliardy lat przez miliardy światów, ale generalnie każda istota chce być doskonalsza i się doskonali poprzez kolejne wcielenia. Ilość istot żywych powołanych przez Boga przekracza ludzką wyobraźnię i jest niemierzalna podobnie jak sam Bóg.
Przyzna Pan, że kiedy spojrzy się na świat w ten sposób spojrzenie typu - ilość Chińczyków + ilość Polaków + ilość Indian z Amazonii + ilość Ukraińców +...) wygląda nieco zabawnie.
I już zupełnie na koniec - istnieje dość ciekawy efekt uboczny przeludnienia na Ziemi, który ma także przełożenie na reinkarnację. Ale tę sprawę omówimy w oddzielnej publikacji.
czytaj dalej
Teza o tym, że nie ma reinkarnacji, a to są jedynie "wspomnienia innych dusz" powraca na pokład okrętu Nautilus jak bumerang. Pytanie, które przesłała czytelniczka serwisu, jest bardzo często podnoszone jako tzw. argument miażdżący na pył i proch tzw. doktrynę reinkarnacji. I oczywiście chętnie na niego odpowiemy.
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Tuesday, March 21, 2017 11:40 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: pytanie o reinkarnację
Kochani,
wiem, że pewnie nie macie czasu na odpowiadanie na pojedyncze pytania ciekawskich czytelników, ale i tak pozwolę sobie je zadać :) Dotyczy ono reinkarnacji, która mnie wyjątkowo intryguje i nie daje mi spokoju: skąd wiemy, że wspomnienia ludzi dotyczące ich poprzednich wcieleń, to ich własne wspomnienia, a nie wspomnienia innych dusz? Może niektórym dane jest "zajrzeć" do tzw. pamięci zbiorowej? Może reinkarnacja to jednak tylko fantazja, a pamięć o innym życiu jest po prostu pamięcią życia innej duszy zapisaną w zbiorowej podświadomości całej ludzkiej rasy?
Będę uszczęśliwiona, jeśli znajdziecie chwilę na odpowiedź na moje zapytanie, ale zrozumiem oczywiście, jeśli taka chwila się nie znajdzie.
Pozdrawiam Was ciepło i serdecznie
- stała czytelniczka
Próby storpedowania doktryny reinkarnacji takim "mykiem", że to przecież mogą nie być wspomnienia dzieci pamiętających poprzednie wcielenia, ale "innych dusz" są starym marzeniem ludzi próbujących za wszelką cenę zanegować istnienie reinkarnacji. Zwłaszcza dotyczy to ludzi stojących na pozycjach chrześcijańskich, a jak powszechnie wiadomo - kościoły (katolicki i protestanckie - bez różnicy) w czambuł potępiają ideę wędrówki dusz. Wielokrotnie słyszeliśmy ten argument.
Kiedy pytamy takiego człowieka "jak wytłumaczysz tę rażącą niesprawiedliwość Boga, że jedno dziecko w wieku lat 2 jest zdrowe i ma przed sobą długie życie, a drugie w tym samym wieku umiera na raka?" słyszymy - to tajemnica cierpienia. Kiedy pytamy takiego człowieka:
-Dobrze, a jak wyjaśnisz to, że dzieci na całym świecie opowiadają o swoich poprzednich wcieleniach, śmierci i ponownych zejściu na Ziemię? Jak wytłumaczysz to, że bardzo często mają od urodzenia ślady i znamiona w miejscach, w którym w dawnym życiu otrzymali rany? Jak wytłumaczysz, że opisywane przez nich ich poprzednie życia czasami w sposób wręcz idealny tłumaczą sytuację, w której znalazły się w tym życiu?
I wtedy słyszymy "a skąd wiesz, że to nie są złe duchy, które aby zwodzić ludzi od jedynej prawdy "JEDNO ŻYCIE - POTEM NIEBO, PIEKŁO, ALBO CZYŚCIEC I KWITA!" podszeptują dzieciom, co mają mówić... Albo jeszcze lepiej - dzieci po prostu "zasysają" wspomnienia innych na przykład z jakiegoś cudownego banku pamięci wszechświata (np. Kroniki Akaszy), a potem opowiadają takie dyrdymały rodzicom, a ci naiwni do bólu kupują te bajeczki jako "historie z poprzedniego życia". Bardzo często padają tutaj argumenty, że są to "podszepty szatana, któremu zależy na tym, aby fałsz o wędrówce dusz odwiódł ludzi od prostej, jasnej i prawdziwej wersji "JEDNO ŻYCIE...".
Dla takich ludzi nie istnieje żaden argument, żaden tam dowód. Co z tego, że mamy setki historii z Polski, które naszym zdaniem aż krzyczą, że reinkarnacja istnieje? Pokażcie dowód! - słyszymy wtedy. Kiedy mówimy konkretną historię, kiedy dziewczynka z Polski pamiętała swoje imię i nazwisko z poprzedniego wcielenia, imię męża, ulicę i numer domu w którym mieszkała, aż wreszcie przejazd kolejowy, na którym zginęła w samochodzie wraz z mężem jadąc Fiatem 126, wtedy słyszymy:
- Tiaa... też mi dowód! To są wspomnienia innej osoby, które te dziewczynka po prostu odczytała!
Wtedy my dalej, że dziewczynka (dziś dorosła kobieta) miała takie same znamiona jak kobieta w jej poprzednim wcieleniu, gdyż udało nam się szczęśliwie zrobić pełną dokumentację tego przypadku. Co więcej - jej opis śmierci w samochodzie i pobytu w zaświatach jest tak szczegółowy, że wyjaśnia wiele spraw związanych z tym, co przeżywa w obecnym życiu. Co wtedy słyszymy?
- To żaden dowód! Po prostu "zassała wspomnienia" kobiety, która naprawdę straciła życie w wypadku...
I tak dalej i tak dalej - co by położyć na stole jest wyśmiewane, o ilu by przypadkach pamięci poprzednich wcieleń nie mówić, to dla takiej osoby "żaden dowód". Wszystko można sprowadzić do absurdu, wszystko można w ten sposób podważyć. My jednak radzimy stosować w takich sprawach prostą zasadę psa, która mówi:
"Jeżeli coś szczeka jak pies, merda ogonem jak pies, aportuje patyki jak pies, trzyma w pysku kość tak jak pies i wygląda jak pies, to... z pewnością jest to pies!"
Ta zasada bardzo dobrze sprawdza się w przypadku analizy tego, czy istnieje wędrówka dusz. Jeżeli przez 25 lat naszych poszukiwań w Polsce i na świecie zebraliśmy już nie setki, ale raczej tysiące relacji jednoznacznie pokazujących to, że wędrówka dusz czyli reinkarnacja jest faktem, to znaczy, że ona z pewnością istnieje.
Mamy nadzieję, że choć trochę udało nam się odpowiedzieć na to pytanie.
czytaj dalej
Nagle ktoś do nas coś mówi, co słyszeliśmy już kiedyś – wszystko wydaje się znajome i wszystko kiedyś już było… kto tego uczucia nie zna? Fachowo nazywa się to déja vu. I właśnie tego dotyczy pytanie naszego czytelnika.
Mam pytanie odnośnie tego pojęcia déja vu. Parę razy w życiu zdarzyło mi się odnieść wrażenie, że daną "scenę" już kiedyś przeżyłem. Czytałem o tym zjawisku w medycynie i psychologii.
Chciałbym poznać Wasze zdanie. Najbardziej przeraził mnie fakt, bardzo prozaiczny... Pewnego dnia jak przyjechałem do rodziców wchodząc do kuchni nagle uświadamiam sobie jakby te zdarzenie się już kiedyś odbyło ... ten sam film w TV, te same ustawienie osób znajdujących się w pomieszczeniu ... a najgorsze jest to że w myślach wiedziałem co powie do mnie własna matka ... odgadłem to w 100% ... poczułem lęk ... poczułem się nie swojo ... podobne sytuacje już miałem w życiu wrażenie że już tu byłem, widziałem ) , ale dwukrotnie wiedziałem co stanie się za chwilę... i to w 100% ...
Pojęcie Déjà vu (fr. już widziane) to odczucie, że przeżywana sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe. Jak tłumaczą to naukowcy? Ich zdaniem to nic innego jak anomalia funkcjonowania mózgu przedstawiającego sytuację aktualnie widzianą jako wspomnienie. W tym sensie, że nasza podświadomość lekko wyprzedza nasze zmysły. Mamy zupełnie inne wytłumaczenie. Tu jednak mała uwaga: może się zdarzyć, że dane miejsce widzimy po raz pierwszy, a jednak znamy już doskonale… To może mieć związek z reinkarnacją i poprzednimi wcieleniami. Taką sytuację przedstawia film z naszego archiwum.
Nasz czytelnik przeżył jednak inną sytuację, gdyż wiedział, że jego mama za chwilę powie słowa, które… powiedziała! To déja vu ma związek ze zjawiskiem jasnowidzenia, czyli umiejętności posiadanej przez każdą istotę ludzką w stanie uśpienia, aby „zobaczyć przyszłość”. Czasami z niepojętych powodów mamy okazję tego doświadczyć, że wiemy, co się za chwilę wydarzy. I to dokładnie dzieje się na naszych oczach.
Jasnowidze i media potrafią przeżywać takie „déja vu” w dowolnym momencie i zakresie. I nigdy nie nazywają tego efektem déja vu, ale po prostą spełnioną wizją jasnowidczą.
czytaj dalej
Mamy sygnały, że bardzo spodobał się nasz pomysł "czata na żywo", czyli nowej formuły kontaktu z sympatykami, która na świecie nazywa się LiveStream. Jedna z naszych czytelniczek zaproponowała nawet cotygodniową audycję... poniżej wiadomość:
[...] Chciałam się jeszcze z Wami podzielić pewnym pomysłem na kanał YT, może się Wam spodoba. Mianowice prezentowanie treści w formie co tygodniowego (albo dwutygodniowego) przeglądu najciekawszych wydarzeń z krótkim komentarzem oraz z linkami w opisie do źródła (albo z informacją, że coś pochodzi z Waszego archiwum). Taki „NautiliusWeek” ok 15 minutowy, emitowany regularnie, np. w niedzielę wieczorem :). Sądzę, że to byłaby bardzo fajna forma pozwalająca na szybkie zaznajomienie się, z tym co się ostatnio działo, a przy okazji poznanie Waszych opinii. Zainteresowany tematem mógłby zapoznać się z całością dzięki linkom. Taka forma audycji nie musi mieć fizycznego prezentera, wystarczy głos narratora Kapitana :) mogą wyświetlać się informacje, screeny stron, zdjęcia, mapy, czasem może być polecenie jakiejś książki, filmu, czy wydarzenia, zdementowanie jakiś informacji. Z czasem użytkownicy pewnie też by przesyłali coś ciekawego. Tam można też wrzucić wątki EVP W TRAKCIE CZATA Z FUNDACJĄ, Obserwacja UFO 20 lipca 2016, czy „starsze” ciekawostki jak zdjęcie UFO z 1938 :) Np. wspomnieć, że p. Jackowski ma jakieś wystąpienie, był ciekawy wywiad na NTV, albo artykuł w NŚ. Słowem wszystko, co uznacie, że dla Was jest ważne i też może zainteresuje Waszych odbiorców :)
Proszę pamiętać, że pomysł ten pochodzi z poziomu użytkownika i odbiorcy Waszych treści i zapewne pobieżne go przeanalizowałam. Ale kto wie, może z Waszego punktu widzenia taka forma jest osiągalna i sensowna :) Z tego co mi wiadomo portale o podobnej tematyce nie mają takich projektów, wiec jest nisza na rynku :)
Pozdrawiam ciepło!
Dziękujemy za wiadomość i propozycję/pomysł
Oczywiście można robić wszystko, nawet codziennie takie właśnie "15 minut na żywo z pokładu Nautilusa", gdyż materiałów spokojnie wystarczy, bo naprawdę dosłownie jesteśmy zalewani informacjami o zjawiskach niewyjaśnionych z Polski i ze świata. Gdzie jest więc problem? Chodzi o czas, a nim musimy bardzo dobrze gospodarować. Zrobienie takich "15 minut" na poziomie wymaga kilku godzin pracy.
W tej chwili i tak nasz czas jest napięty do granic, a coraz bardziej skomplikowana maszyneria związana z oskryptowaniem naszych witryn ma jeden cel: zaoszczędzić jak najwięcej czasu. Nie będziemy brali na przykład obciążenia ponad siły, czyli wyłączenia z życia każdego niedzielnego wieczoru na "LiveStream", gdyż nie dalibyśmy rady.
Mamy firmy, rodziny, pracujemy na pełnych etatach. Aktualizowanie serwisów czy prowadzenie projektów jest wykonywane dosłownie kradnąc czas w ciągu dnia... Jeśli pracowalibyśmy w FN i mielibyśmy zespół zatrudnionych na stałe ludzi, to wtedy pewnie byłoby to możliwe. W obecnej sytuacji musimy każdego dnia iść na kompromis w wielu kwestiach - wybierać na przykład częstsze wyjazdy w teren kosztem częstszego aktualizowania naszych serwisów.
czytaj dalej
Śmierć każdego z nas jest nieuchronna – to jasne. Ale czy można „lekko skorygować” zegar śmierci? Czy można pójść lub nie pójść na spotkanie, co zupełnie odwróci nasz los? Kilka pytań od naszego czytelnika nawiązuje do ostatniej publikacji w działa PYTANIA DO FN. Chętnie zmierzymy się z zadanymi nam pytaniami.
/poniżej wiadomość od czytelnika serwisu FN/
Witam. Właśnie przeczytałem artykuł o nieuchronności śmierci... a także pytanie przesłane do czytelnika. Moje pytanie jest powiązane, lecz chciałbym podkreślić, że zupełnie nie chodzi mi o "śmierć" samą w sobie. Zakładając, że istnieje przeznaczenie, czy mówiąc inaczej plan duszy w danej inkarnacji, to czy jeszcze można mówić o wolnej woli? Czy jesteśmy jakoś w stanie wpływać na nasze życie... posłużę się przykładem... Człowiek poszukujący pracy znalazł ofertę, umówił się na spotkanie, lecz dzień przed rozmową o prace postanowił się "zabawić" i przesadził z alkoholem, przez co nie poszedł na spotkanie... W tym momencie mamy do rozważenia kilka sytuacji:
Rozumiem, że pytania są zawiłe i pewnie odpowiedź jest poza naszym pojmowaniem, ale może są jakieś przekazy lub doświadczenia wskazujące właściwy tok myślenia?
Pozdrawiam
Z przyjemnością odpowiemy na Pana pytanie, gdyż od dawna robimy to podczas prezentacji FN w różnych miejscach Polski. Ludzi bowiem bardzo interesuje nie tylko temat śmierci, ale właśnie przeznaczenia. Mówiąc w największym skrócie: mają szczerą ochotę wszelkimi sposobami oddalić ten moment, który jest zapisany w ich przeznaczeniu…
Nie mamy zbyt dużo czasu na sążniste odpowiedzi (prowadzenie FN to jak praca na trzech etatach jednocześnie), ale postaramy się krótko zasygnalizować nasz punkt widzenia. Na początku proszę rozejrzeć się wokół – widać już na pierwszy rzut oka, że jeśli porównamy ludzkie życie do biegu na sto metrów, to zawodnicy zostali już na starcie potraktowani niesprawiedliwie.
Jedni są przystojni (w wypadku mężczyzn) lub obdarzeni olśniewającą urodą (w przypadku kobiet), a inni… nie za bardzo. Ci pierwsi mogą przebierać w propozycjach – ci drudzy tylko ze smutkiem godzić się na bycie w życiu statystami… To samo dotyczy pieniędzy, zdolności, a o zdrowiu - nawet nie ma co wspominać. Dziecko umierające na raka w wieku trzech lat jest wielkim krzykiem do stwórcy świata, dlaczego tak bardzo jednym daje dużo, a drugim nie tylko mało, ale jeszcze ich uderza w głowę stutonowym, betonowym kafarem!
Mówiąc krótko: biegniemy wszyscy, ale niektórzy są "pieszczochami" organizatora biegu, a inni mają wyraźnie pod górkę... ;)
Piszemy o tym, gdyż już to pokazuje, że rodząc się mamy ustaloną przez wyższą świadomość wszechświata (na pokładzie Nautilusa nazywamy to Kreacją, ale jak ktoś chce mówić Bóg – proszę bardzo) ścieżkę, która nie zależy od nas. Zdrowie, uroda, zamożność rodziców – z tym wszystkim już jesteśmy na starcie.
Potem idziemy ścieżką, która zawiera pewne rzeczy nam przypisane i tego nie zmienimy, ale jednocześnie mamy wolną wolą jak najbardziej! Możemy zrobić dowolne zło i dowolne dobro. Aby to wyjaśnić – mały przykład. Proszę spojrzeć na ten obrazek (poniżej), a raczej kadr z filmu.
Co to za film? Oczywiście to film „Przypadek” (1981) w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego. Film dotyka dokładnie tego problemu, o którym piszemy w tej odpowiedzi. Pokazuje on trzy alternatywne życiorysy młodego chłopaka (granego przez Bogusława Lindę) zależne od tytułowego przypadku, jakim jest próba złapania odjeżdżającego pociągu.
Czy jeśli Panu odjedzie pociąg, to Pana życie potoczy się inaczej? Tak, ale w pewnych granicach. Są bowiem rzeczy, na które ma Pan wpływ (zdążenie na pociąg) i na które nie ma Pan wpływu (uroda, choroba genetyczna itp.). My zawsze porównujemy drogę ludzkiego życia do takiej ścieżki po wielkiej tamie. Tam można iść w jednym kierunku, ale podczas tej drogi można skręcać, zawracać, nawet iść zygzakiem. Podczas prezentacji pokazujemy zawsze takie oto zdjęcie.
Już na koniec: pewien hinduski filozof dawno temu wypowiedział cudowne słowa, które zostały zapisane przez jego studentów.
'W określonym dniu i godzinie nieznani sobie ludzie - cokolwiek by dotąd robili - spotkają się wewnątrz czerwonego kręgu nakreślonego przez Buddę, aby w nim żyć lub umrzeć.' /hinduski filozof Ramarrishna/
I to jest dokładnie to, co wynika także z naszych materiałów. Jeśli ma Pan się znaleźć w miejscu X z ludźmi Y i Z, to nawet gdyby Pan poleciał na Księżyc i wrócił, to i tak trafi Pan w to miejsce o określonej przez przeznaczenie godzinie. I tego nie zmieni nawet energia zawarta w jądrach gwiazd, bo taką ścieżkę życia ustaliła Panu moc, która te jądra gwiazd stworzyła.
Mamy nadzieję, że choć trochę przybliżyliśmy Panu naszą filozofię w sprawie przeznaczenia.
czytaj dalej
[...] Witam, Pytanie dotyczy tematu zamieszczonego na waszej stronie - CZY MOŻNA PRZEWIDZIEĆ DATĘ WŁASNEJ ŚMIERCI. Jest to niesamowicie intrygujące pytanie, może nawet jedno z pierwszej trójki. Ja mam jednak inne pytanie z tym związane, ale to za chwilę.
W ostatnich 2 latach mieliśmy w rodzinie walkę z rakiem wykrytym u mojej mamy. Wszystko wskazywało , że ta walka zakończy się sukcesem. Można powiedzieć , że zrobiliśmy wręcz niemożliwe, zdobywając naturalny lek ( w naszym kraju całkowicie zakazany ) , będący cudownym lekarstwem na nowotwory. Niestety w tym przypadku nie zadziałał , nie ma sensu się rozwodzić dlaczego itd., finał był jednoznaczny.
I teraz pytanie :
Jeśli człowiek rodząc się ma już "umowę" końca egzystencji, jaki jest sens często bardzo heroicznej walki o kolejny dzień pełnej psychicznego i fizycznego cierpienia, skoro i tak ją przegra?
Czy jeśli wszystko jest już zaplanowane i to przez nas samych , to po co diety, aktywność fizyczna, brak nałogów, stresu.
Z góry zaplanowana data końca życia w ludzkim przebraniu skreśla wszelkie starania o tzw długie i zdrowe , życie.
Wszystko sami planujemy, piszemy scenariusz naszego wcielenia , naszej wycieczki do tej rzeczywistości.
Wiele osób szczególnie starszych mówi- każdy ma swoją świeczkę i to jest prawda.
Dusza/człowiek, będąc po tamtej stronie ma absolutna świadomość nieśmiertelności, cała gra i przebranie to świadomy cel każdej lekcji.
Będąc świadomym można, wybrać ekstremalną wyprawę, z wieloma przeszkodami , ale też dużymi bonusami po powrocie.
Wszystko to nasza wolna wola i nasza własna decyzja.
To jak wybieranie wycieczki z biura podróży.
Nikt za nas tego nie zrobił i tą datę sami wybraliśmy.
Chyba każdy z nas zna przykłady ludzi przesadnie dbających o zdrowie-często sportowców, którzy mimo to umierają młodo w skutek np. nowotworów , czy zawałów serca.
Znamy też mnóstwo ludzi mających gdzieś sport, zdrową dietę, piją palą na potęgę i cieszą się w miarę normalnym zdrowiem i dożywają pełnej starości ( np. słynny redaktor P. Jerzy U. )
Czy bez względu na tryb życia, kto ma żyć ten będzie żył , aż do wypalenia się świeczki ?
Ach, gdyby każdy z nas miał taką świadomość podróż ta była by zupełnie inną przygodą !
Pozdrawiam
MC
Ludzie żyją tak, jakby śmierć nie istniała. Kupują przedmioty, bawią się na potęgę kosztem środowiska naturalnego i innych ludzi i… wiedzą jedno: zawsze „umierają inni”. Tymczasem każdy z nich ma zapisaną „w wielkiej księdze wszechświata” datę swojej śmierci, którą bezbłędnie można odczytać. Potrafił to polski astrolog Leszek Szuman.
Po raz pierwszy z tym niezwykłym tematem „zapisanej daty śmierci” zetknęliśmy się przy okazji zbierania materiałów o wielkiej postaci polskiej astrologii, nieżyjącym od wielu lat Leszku Szumanie (1903-1987).
Jego wszystkie książki są jednymi z najważniejszych pozycji w naszej bibliotece na pokładzie okrętu Nautilus. Kilka najważniejszych z nich znamy praktycznie na pamięć, gdyż wiedza przekazana przez tego wielkiego człowieka jest wręcz niezbędna przy poruszaniu się po „nieznanych wodach” takiego okrętu, jak Nautilus.
Leszek Szuman był bardzo silnym medium, fantastycznym jasnowidzem i bodaj najlepszym w polskiej historii astrologiem, który potrafił na podstawie daty urodzenia przewidzieć losy każdego człowieka, a także opisać jego wcześniejsze życie. Podobno robił to z taką precyzją, że zdarzały się wręcz omdlenia osób, które nagle słyszały o sobie największe sekrety z ust obcego człowieka.
Ale Leszek Szuman miał jedną słabostkę. Kiedy przychodził do jego gabinetu ktoś z prośbą o postawienie horoskopu, on zakładał mu kartę i wkładał do odpowiedniej szuflady. Przypominało to trochę katalogi książek w bibliotece.
Tylko najbliżsi astrologa znali jego wielką tajemnicę – na każdej z fiszek o jego kliencie Leszek Szuman tylko w sobie znanym miejscu zapisywał drobnym drukiem datę. Była to przyszła data śmierci takiego człowieka, która była zapisana już w momencie jego narodzin. Podobno nie pomylił się nigdy! Mamy relacje zapisane w naszym archiwum, kiedy po śmierci „znanej osoby”, która kiedyś była gościem Leszka Szumana, bez żadnej ingerencji jasnowidza rodzina otwierała odpowiednią szafkę i wyciągała kartę z imieniem i nazwiskiem zmarłego, któremu kiedyś horoskop układał Leszek Szuman. Na kartce była precyzyjnie napisana data śmierci tego człowieka. To była jedyna rzecz, której nigdy Szuman nie zdradzał swoim klientom. Musiało to być niezwykłe uczucie, kiedy z jego gabinetu wychodził uradowany człowiek słysząc, że poprawi się stan jego finansów, a Leszek Szuman dobrze wiedział, że za rok po morderczej walce z rakiem ten człowiek będzie miał swój pogrzeb… A takie historie zdarzały mu się bardzo często.
Jest taki polski film „Medium” z 1985 w reżyserii Jacka Koprowicza. Jeśli ktoś jego nie oglądał – koniecznie trzeba to nadrobić, ale… mało osób wie, że owa słynna scena z filmu ze „sprawdzaniem daty śmierci” przez astrologa jest prawdziwa, a postać astrologa Ernesta Wagnera, w którą wcielił się nieżyjący od wielu lat aktor Jerzy Nowak, była wzorowana w 100% na Leszku Szumanie.
Jest tam taka scena, kiedy astrolog Wagner wyciąga taką właśnie „karteczkę z zapisaną datą śmierci”.W tej scenie nie ma nic zmyślonego, nie jest ona dziełem „wybujałej fantazji scenarzysty” (scenariusz „Medium” napisał Jacek Koprowicz). Wszystko jest oparte na tym, co naprawdę działo się w życiu Leszka Szumana.
Poniżej cały film „Medium” dla tych, którzy albo go jeszcze nie widzieli, albo chcieliby sobie przypomnieć.
Jaki wniosek można wyciągnąć z tej osobliwej pasji Leszka Szumana? Każdy człowiek na precyzyjnie zapisaną datę swojej śmierci już w momencie urodzin. Każde dziecko tak radośnie bawiące się w parku, które bawi się na oczach swojej szczęśliwej mamy, ma już wpisaną „w gwiazdach” datę swojej fizycznej śmierci. Można ją odczytać z dokładnością co do godziny (!), jeśli tylko będziemy znali dokładny moment pierwszego oddechu dziecka. Leszek Szuman radził, aby urodziny dzieci obserwować praktycznie ze stoperem w ręku, bo to pozwoli dokładnie opisać jego życie.
Czy w takim razie człowiek może uniknąć śmierci w zamachu terrorystycznym? Czy taka śmierć jest zapisana w gwiazdach? Opierając się o zebrany przez nas materiał można powiedzieć tak: śmierć nagła następująca z powodu świadomej działalności drugiego człowieka (aa tym jest zamach terrorystyczny) jest drastyczną zmianą karmy mordercy, a także jego ofiary. Tragiczne konsekwencje takiego działania będą się ciągnęły przez kolejne żywoty całej grupy ludzi, która została świadomie lub nie wciągnięta w ten dramatyczny akt.
Czy można byłoby uniknąć takiej śmierci? To także posłużymy się historią z naszego archiwum ze znakomitej książki "Mag z Jawy". Tam jeden z mistrzów Nei Kungu zobaczył zbliżającą się śmierć swojego przyjaciela. Próbował powstrzymać tragiczny bieg wydarzeń pisząc dramatyczny list do przyjaciela prosząc, aby nie wychodził z domu. Śmierć dopadła go jednak także w domowych pieleszach. Mistrz doszedł do wniosku, że nie można powstrzymać przeznaczenia. I tu w zadumie postawmy kropkę.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie