Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Władze Argentyny wprowadzają ścisły lockdown. "Najgorszy moment od początku pandemii". Począwszy od soboty władze Argentyny nakładają pierwszy ścisły lockdown w tym roku z powodu rosnącego poziomu zakażeń koronawirusem i rosnącej liczby zgonów w związku z COVID-19. Blokada ma potrwać do końca maja.
Wśród wprowadzonych środków znalazły się: ograniczone przemieszczanie się, zawieszenie aktywności społecznej, biznesowej, edukacyjnej, religijnej i sportowej. Wyłączeni z tego będą pracownicy wykonujący kluczowe prace - podaje agencja AP.
Wśród wprowadzonych środków znalazły się: ograniczone przemieszczanie się, zawieszenie aktywności społecznej, biznesowej, edukacyjnej, religijnej i sportowej. Wyłączeni z tego będą pracownicy wykonujący kluczowe prace - podaje agencja AP.
Lockdown w Argentynie. We wtorek odnotowano najwyższe przyrosty zakażeń i zgonów od początku pandemii
"Jesteśmy w najgorszym momencie od początku pandemii - ocenił prezydent Alberto Fernandez w telewizyjnym przesłaniu w czwartek.
- Obserwujemy najwyższą liczbę zachorowań i zgonów. Musimy poważnie potraktować tę krytyczną sytuację".
Na początku pandemii Argentyna nałożyła jedną z najdłuższych na świecie kwarantann między marcem a lipcem 2020 r. Negatywny wpływ, jaki miało to zamknięcie na gospodarkę i nastrój w społeczeństwie pozostawił rządowi niewielkie pole manewru - zauważa AP. Ale kombinacja niedoboru szczepionek i bardziej zakaźnych odmian wirusa sprawiła, że argentyński sektor zdrowia znów znalazł się na skraju załamania.
We wtorek w Argentynie przekroczony został dotychczasowy najwyższy wskaźnik zgonów powiązanych z COVID-19 - było ich 744. Z kolei w środę potwierdzono największą jak dotąd liczbę nowych przypadków zakażenia wirusem SARS-CoV-2 - 39 652. W kolejnych dwóch dniach przyrosty zakażeń i zgonów utrzymywały się na podobnym poziomie. W sumie w Argentynie potwierdzono dotąd 3,4 mln przypadków koronawirusa. Zmarło ponad 72 tys. pacjentów.
Fernandez zapowiedział, że po 31 maja ograniczenia pandemiczne powrócą do obecnego poziomu: godzina policyjna od 20 do 6 rano oraz zakaz aktywności społecznej, rekreacyjnej i handlowej w zamkniętych pomieszczeniach. Ponadto w weekend 5-6 czerwca obowiązywać będzie ścisły lockdown.
źródło: Polska Agencja Prasowa
czytaj dalej
- Wiem, że to kontrowersyjna decyzja - powiedział Joseph Blount, szef operatora rurociągu Colonial Pipeline. Zdecydował on, że zaatakowana przez hakerów firma spełni ich żądania, by przywrócić do pracy największy rurociąg w Stanach Zjednoczonych. Zapłacono okup wysokości 4,4 mln dolarów.
W ubiegły czwartek największym amerykańskim rurociągiem Colonial Pipeline znów zaczęło płynąć paliwo. Rurociąg był zamknięty przez prawie tydzień w wyniku cyberataku gangu hakerów, co doprowadziło do paniki wśród kierowców i braku benzyny w tysiącach amerykańskich stacji.
Teraz Joseph Blount, prezes firmy, która jest operatorem rurociągu, po raz pierwszy przyznał, że uruchomiono go po zapłaceniu okupu hakerom. W rozmowie z "Wall Street Journal" powiedział, że już pierwszego dnia ataku na system informatyczny rurociągu zdał sobie sprawę, że firma będzie musiała spełnić żądania odpowiedzialnych za atak. Żądali oni okupu w zamian za usunięcie złośliwego oprogramowania i przywrócenie funkcjonowania systemu.
Blount stwierdził, że firma nie wiedziała, jak mocno atak naruszył jej systemu i jak długo potrwałoby ich przywracane. Dlatego, biorąc pod uwagę znaczenie rurociągu, zdecydowano się zapłacić hakerom 4,4 mln dolarów.
- Wiem, że to kontrowersyjna decyzja i nie było to dla mnie łatwe. Nie było dla mnie komfortowe wysyłać pieniądze do tych ludzi - powiedział Blount. W takich sytuacjach służby zazwyczaj odradzają spełnianie żądań hakerów, gdyż może to zachęcać do kolejnych ataków.
Najważniejszy rurociąg na wschodzie USA
Colonial Pipeline wraz z odnogami liczy 9 tysięcy kilometrów i dostarcza paliwo z rafinerii w Teksasie aż po Nowy Jork. Rurociągiem przepływa 45 procent benzyny i oleju napędowego dostarczanego na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Po zatrzymaniu jego pracy dostawy paliwa zostały zakłócone a wielu kierowców, nie wiedząc, jak długo potrwa przerwa, wpadło w panikę. Pod stacjami benzynowymi ustawiły się długie kolejki, na wielu zabrakło benzyny. W Karolinie Północnej aż w 65 procent stacji skończyło się paliwo, w Georgii i Wirginii w ponad 40 procent.
Według FBI cyberataku na system informatyczny obsługujący rurociąg dokonała grupa pod nazwą DarkSide, która zażądała okupu. Colonial Pieline początkowo odmawiała odpowiedzi na pytanie, czy spełniła żądania hakerów.
czytaj dalej
W mediach jest cytowana najnowsza wypowiedź Baracka Obamy, 44. prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki o UFO. Prezydent pojawił się ostatnio w rozrywkowym programie Late Late Show prowadzonym przez Jamesa Cordena.
Reggie Watts, członek zespołu muzycznego zapewniającego oprawę programu, postanowił skorzystać z okazji i spytać byłego już prezydenta o UFO.
- Jeżeli chodzi o obcych, są pewne rzeczy, których niestety nie mogę powiedzieć publicznie - powiedział Barack Obama.
Rozwijając temat chwilę później, przyznał, że faktycznie po objęciu urzędu spytał swoich urzędników, czy Stany Zjednoczone prowadzą badania nad obcymi, ale niestety uzyskał odpowiedź negatywną. Zastrzegł jednocześnie, że w zasobach służb faktycznie są nagrania, na których widać obiekty, których jak dotąd nie udało się zidentyfikować. Nie znamy bowiem obiektów, które mogą poruszać się lub zmieniać trajektorię lotu w taki sposób, jak to zarejestrowano.
Shaq O’Neal widział UFO w 1997 roku. Jest tego pewny
Shaquille O’Neal to legenda koszykarskiej ligi NBA. Sportowiec wyznał w znanym amerykańskim show, że widział niezidentyfikowany obiekt latający wiele lat temu i jest o tym przekonany.
Shaquille O’Neal wziął udział w talk-show Jimmy Kimmel Live Monday Night, gdzie jednym z tematów było UFO. Podczas rozmowy z prowadzącym wspomniał, że w 1997 roku będąc w miejscowości Madera (Kalifornia, USA) widział statek obcych.
Według gwiazdora NBA, przed jego oczami pojawił się kręcący spodek z jasnymi światłami, który szybko wzbił się w powietrze. Wspominał, że nie był jedynym świadkiem wydarzenia. Tamtego wieczoru był na podwójnej randce z przyjaciółmi.
Wydarzenie miało miejsce, gdy Shaq wraz z drużyną Los Angeles Lakers zmierzał do North Valley w Nowym Meksyku. Jak utrzymuje, UFO zobaczył wracając z imprezy filmowej Hollywood, która odbywała się w Maderze. Z obaw przed oceną innych, koszykarz nie wyjawił nikomu prawdy o zdarzeniu aż do teraz.
czytaj dalej
Antropolodzy badają rdzenną ludność Wyspy Wielkanocnej. Ich zdaniem wiedza na temat sposobów przetrwania ludu Rapa Nui w całkowitej izolacji, może w przyszłości pomóc kolonistom Marsa. Carl Lipo i Robert DiNapoli, antropolodzy z Uniwersytetu Binghamton badają, w jaki sposób wzorce społeczności Rapa Nui, rdzennej ludności Wyspy Wielkanocnej, pozwoliły im przetrwać w całkowitej izolacji. Ich zdaniem, przyszli koloniści Marsa mogą podzielić doświadczenia mieszkańców wyspy, więc badania tej społeczności mogą pomóc im przetrwać w kosmosie. Swoje odkrycia opublikowali, wraz z innymi naukowcami, w magazynie "PLOS ONE".
- Ciekawą rzeczą w Wyspie Wielkanocnej jest to, że jest to świetne studium przypadku tego, co dzieje się z człowiekiem w absolutnej izolacji - powiedział Lipo w rozmowie z portalem BingUNews.
Wyspa Wielkanocna jest niewielka - ma kształt trójkąta i około 24 kilometrów długości i 11 kilometrów szerokości (w najszerszym punkcie). Jest to jedno miejsc na ziemi, które jest najbardziej oddalone od innych ludzkich osad. Mieszkańców wyspy od najbliższych sąsiadów dzieli około 1600 kilometrów. Mimo braku kontaktu z innymi kulturami, społeczność Rapa Nui przetrwała od XII-XIII w., a więc od początków osadnictwa.
Pierwsze kontakty z europejskimi kolonizatorami doprowadziły do zdziesiątkowania populacji wyspy. Przyczyniły się do tego choroby zakaźne, ale też porwania mieszkańców do pracy niewolniczej. W 1877 roku populacja Wyspy Wielkanocnej liczyła zaledwie 111 osób. Mimo tego udało im się zachować własny język i tradycje. Niestety utracono umiejętność odczytywania pisma rongorongo.
- Powiedzmy, że mój tata zmarł, zanim był w stanie nauczyć mnie jakiejś ważnej techniki i jest jedyną osobą, która wie, jak to zrobić - powiedział DiNapoli. - Może to mieć negatywny wpływ na małą, odizolowaną populację, której członkowie nigdy nie wejdą w interakcję z inną grupą ludzi, która mogłaby im ponownie przekazać te pomysły - wyjaśnił.
Badacze stworzyli modele pokazujące, że ta rdzenna społeczność zdołała przetrwać dzięki specyficznej strukturze społecznej. - Opierając się na modelowaniu symulacyjnym, wydaje się, że struktura populacji jest bardzo ważna dla napędzania i utrzymywania zmian w różnorodności kulturowej - powiedział DiNapoli. - Może to być ważny czynnik dla zmian historii ludzkości w ogóle - dodał.
Społeczność wyspy nie była monolitem, ale dzieliła się na wiele podgrup i klanów. Małe społeczności utrzymywały między sobą kulturową i fizyczną separację - co potwierdzają także znaleziska archeologiczne, a klany wytworzyły odrębną kulturę nawet wówczas, gdy były oddalone od siebie o 500 metrów. Według naukowców takie podgrupy dawały większą szansę na przetrwanie w izolacji, niż gdyby społeczność funkcjonowała razem w formie monolitu.
Źródło: magazyn "PLOS ONE", gazeta.pl
czytaj dalej
Konflikt izraelsko-palestyński znów przybiera na sile. W kierunku Izraela wystrzelono w ostatnich dniach setki pocisków i rakiet balistycznych. Jednak zaledwie kilka trafiło w cel. Resztę unieszkodliwił wyjątkowy system ochronny Iron Dome, czyli Żelazna Kopuła.
Żelazna Kopuła to system obrony powietrznej Izraela, pierwotnie przeznaczony do przechwytywania i niszczenia rakiet krótkiego zasięgu, pocisków artyleryjskich i moździerzowych. Po modyfikacjach może zwalczać także samoloty, śmigłowce, pociski manewrujące, precyzyjną amunicję lotniczą oraz bezzałogowe statki powietrzne.
Żelazna Kopuła. Jak działa Iron Dome?
System opracowany przez Rafael Advanced Defense Systems składa się z trzech części: radaru, który wykrywa i śledzi rakietę, centrum dowodzenia uzbrojeniem Battle Management & Weapon Control (BMC) oraz baterii pocisków przechwytujących Tamir. W skład Kopuły wchodzą też dwa oddzielne systemy - David's Sling (Proca Dawida) i Arrow (Strzała), które mają wykrywać i likwidować zagrożenie średniego i dalekiego zasięgu, takie jak rakiety i bomby zrzucane podczas nalotów oraz pociski.
Oprogramowanie radaru jest w stanie błyskawiczne rozpoznać typ wystrzelonej rakiety oraz ocenić, czy pocisk stanowi zagrożenie. Pociski lecące w kierunku obszarów niezamieszkanych są przez system ignorowane. Powodem takiego postępowania są pieniądze. Koszt pocisku przechwytującego Tamir wynosi obecnie ok. 95 tys. dolarów.
Wszelkie zebrane informacje na temat zagrożenia trafiają do centrum dowodzenia uzbrojeniem (BMC). Tam znów do akcji wkraczają komputery i specjalistyczne oprogramowanie, które jest w stanie przygotować ponad 800 scenariuszy przejęcia dla pojedynczego pocisku i wybrać ten najlepszy.
Na końcu jednak to człowiek podejmuje decyzję i zatwierdza wystrzelenie każdego pocisku. I to on, gdy wróg wystrzeli więcej pocisków niż jest w stanie zniszczyć system ochronny, podejmuje decyzję, który obszar należy chronić w pierwszej kolejności.
Gdy decyzja zostanie podjęta, odpalone zostają rakiety Tamir. To pociski o wysokiej manewrowości, wykrywający cel za pomocą czujników elektrooptycznych.
Decyzja o skonstruowaniu zaawansowanego systemu ochrony zapadła po wojnie z libańskim Hezbollahem w 2006 roku, kiedy to 4000 rakiet spadło na północny Izrael, zabijając 44 osoby.
Został on opracowany w błyskawicznym tempie. Żelazną Kopułę użyto po raz pierwszy w marcu 2011 roku. Miesiąc później przechwyciła pierwszy pocisk: rakietę Grad wystrzeloną z Gazy.
Żelazna Kopuła. Spór o skuteczność
Po starciu Izraela z Hamasem w listopadzie 2012 r. Izraelscy urzędnicy stwierdzili, że system przechwycił 85 proc. rakiet wystrzelonych z Gazy.
Żelazna Kopuła sprawdza się także w obecnym konflikcie z Palestyną. - Ponad 1050 rakiet zostało wystrzelonych od poniedziałku ze Strefy Gazy w kierunku Izraela, z czego 850 przechwyciła tarcza antyrakietowa lub spadło na Izrael, a 200 spadło po stronie palestyńskiej - poinformował w środę rzecznik izraelskiej armii Jonathan Conricus.
Część izraelskich komentatorów wskazuje, że większość rakiet jest niewidoczna gołym okiem, gdy znajdują się na niebie. Ich zdaniem rozpowszechniane nagrania eksplozji w powietrzu, które mają dowodzić zniszczenia wrogich pocisków, mogą być w rzeczywistości uwiecznieniem samozniszczenia Tamirów.
Jednak inni analitycy twierdzą, że "nie ma wątpliwości”, że system działa. Mark Thompson ekspert do spraw obronności magazynu "Time" stwierdził, że "brak izraelskich ofiar sugeruje, iż Żelazna Kopuła jest najskuteczniejszym, najbardziej przetestowanym systemem chroniącym przed pociskami, jaki świat kiedykolwiek widział".
Wady Żelaznej Kopuły
Analitycy i eksperci zwracają uwagę na fakt, że tarcza dała izraelskim politykom poczucie nietykalności. To stwarza - jak twierdzi magazyn "The Week" - polityczne zagrożenie, bowiem pozwala im prowadzić politykę "zarządzania konfliktem", zamiast szukać możliwości zawarcia trwałego pokoju.
"Żelazna Kopuła zmieniła kalkulacje polityczne Izraela w sposób, którego jeszcze nie pojmujemy” - powiedział "The Economist" były wysoki izraelski urzędnik. "Pozwala Izraelowi oprzeć się wewnętrznemu naciskowi publicznemu i wojskowemu w celu szybkiego zakończenia konfliktu i kontynuować bombardowanie Strefy Gazy” - tłumaczył.
Źródło: "The Week", newsweek.com, bbc.com
czytaj dalej
Kiedy wyjątkowo śmiercionośna druga fala epidemii COVID-19 nawiedza Indie, lekarze zgłaszają coraz więcej przypadków mukormykozy wśród powracających do zdrowia i ozdrowieńców. Wskaźnik śmiertelności tej grzybicy to aż 50 procent.
Czym jest mukormykoza? To rzadka infekcja spowodowana ekspozycją na grzyba rzędu Mucorales, który powszechnie występuje w glebie, roślinach, oborniku oraz rozkładających się owocach i warzywach.
- Jest wszechobecny, znajduje się nawet w nosie zdrowych ludzi - tłumaczył doktor Akshay Nair, chirurg i okulista z Bombaju.
Mucorales może zagrażać życiu osób chorych na cukrzycę lub z silnie obniżoną odpornością, takich jak pacjenci z nowotworami lub z HIV/AIDS.
Objawami tej infekcji są zatkany i krwawiący nos, obrzęk i ból oka, opadanie powiek, gorsze widzenie, aż wreszcie całkowita utrata wzroku. Na skórze wokół nosa mogą pojawiać się czarne plamy.
Lekarze twierdzą, że większość pacjentów zgłasza się za późno, gdy już straci wzrok, a wtedy trzeba usunąć oko, aby infekcja nie dotarła do mózgu. W niektórych przypadkach, jak mówili medycy z Indii, pacjenci stracili wzrok w obu oczach. W takiej sytuacji lekarz musi chirurgicznie usunąć kość szczęki, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się infekcji.
Wysoki wskaźnik śmiertelności
Doktor Nair uważa, że mukormykoza, której ogólny wskaźnik śmiertelności wynosi 50 procent, może być wywołana przez stosowanie sterydów ratujących życie ciężko i krytycznie chorych pacjentów z COVID-19. Sterydy zmniejszają stany zapalne w płucach i pomagają w powstrzymaniu niektórych uszkodzeń wywołanych koronawirusem, ale jednocześnie zmniejszają odporność ludzi i podnoszą poziom cukru we krwi. To powoduje, że chorzy na COVID-19 są bardziej podatni na tę rzadką chorobę.
- Cukrzyca obniża odporność organizmu, a koronawirus ją zaostrza, a wtedy sterydy, które pomagają zwalczać COVID-19, działają jak paliwo na ogień - mówi dr Nair.
Lekarz, który pracuje w trzech szpitalach w Bombaju, jednym z najbardziej dotkniętych drugą falą choroby miast, mówi, że w kwietniu widział już około 40 pacjentów cierpiących na infekcję grzybiczą. Wielu z nich było diabetykami, którzy wyleczyli się z COVID-19 w domu.
Między grudniem a lutym zaledwie sześciu jego kolegów w pięciu miastach - Bombaju, Bangalore, Hajdarabadzie, Delhi i Pune - zgłosiło 58 przypadków takiej infekcji. Większość pacjentów zachorowała na mukormykozę między 12. a 15. dniem po wyzdrowieniu z COVID-19.
"Tak właśnie działa ta choroba"
Doktor Akshay Nair niedawno operował 25-letnią kobietę, która trzy tygodnie wcześniej przeszła COVID-19. Pomagał mu jego kolega po fachu, który za pomocą rurki włożonej pacjentce w nos usuwał jej tkankę zainfekowaną przez grzyby z rzędu Mucorales. Ta agresywna infekcja atakuje nos, oko, a czasem także mózg. Po zakończeniu pierwszej części operacji doktor Nair przeprowadzi trzygodzinny zabieg usunięcia oka pacjentki.
- Będę usuwał jej oko, aby uratować jej życie. Tak właśnie działa ta choroba - powiedział w rozmowie z BBC lekarz.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy ruchliwy szpital Sion w Bombaju odnotował 24 przypadki infekcji grzybiczej w porównaniu z sześcioma przypadkami w roku - podała dr Renuki Bradoo, szefowa szpitalnego oddziału otolaryngologii. Jedenaście z nich musiało stracić oko, a sześć z nich zmarło. Większość jej pacjentów to diabetycy w średnim wieku, którzy zostali dosłownie "powaleni" przez grzyba dwa tygodnie po przejściu COVID-19. - Mamy już od dwóch do trzech takich przypadków tygodniowo. To koszmar w środku pandemii - powiedziała w rozmowie z BBC.
Źródło: BBC
From: [...]
Sent: Monday, May 10, 2021 1:19 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: Bezpośrednio z Indii info o C19
Witam,
Oglądam kanał tego człowieka. Powinien być wam też znany. Ostatnio przeszedł covida i ciekawie opowiada co się dzieje w Indiach. Możecie udostępnić link na stronie ku przestrodze, dla sceptyków?
Zajmuje sie badaniem starożytnych indyjskich świątyń itp. głosi tezę starożytnych astronautów i pod tym kątem wszystko analizuje.
Pozdrawiam serdecznie
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Zdaniem Rizwana Virka, absolwenta MIT i założyciela Play Labs na MIT, badania UFO, czyli niezidentyfikowanych obiektów latających, mogłyby potencjalnie zmienić podejście do nauki. Byłyby doskonałą okazją do osiągnięcia znacznego postępu w przemyśle i technologii.
Na łamach serwisu NBC News Rizwan Virk wyjaśnił, dlaczego badania UFO powinny być poważnie traktowane przez środowisko akademickie, które do tej pory doniesienia o niezidentyfikowanych obiektach latających traktowało jako temat tabu.
Badanie UFO może pomóc w rozwoju nauki i technologii
Virk jest zdania, że badanie UFO może potencjalnie przedefiniować "całą naukę" i "doprowadzić do nowego zrozumienia naszego miejsca we Wszechświecie i nowych postępów w materiałoznawstwie, biologii, fizyce kwantowej, kosmologii i naukach społecznych".
Warto zaznaczyć, że naukowiec nie chce udowadniać istnienia UFO. Zamierza natomiast "zachęcić naukowców i liderów branży do odrzucenia uprzedzeń i do świadomego śledztwa w celu ustalenia, kto lub co je stworzyło i jak działa".
Virk uważa również, że osoby zaangażowane w zgłębianie wiedzy na temat niezidentyfikowanych obiektów latających mogą osiągnąć z tego bardzo duże korzyści. Wspomina o perspektywach otrzymania nagród Nobla i odkryciach nowych praw fizyki. Jego zdaniem cena podjęcia takich działań może być wysoka ze względu na stosunek nauki do UFO. Trzeba więc zaryzykować to, że dla niektórych zostanie się pośmiewiskiem.
Temat UFO w ostatnich latach zaczął być poważniej traktowany przez wojsko USA. Niedawno pisaliśmy, że Pentagon opublikował nagrania przedstawiające niezidentyfikowane obiekty latające i potwierdził ich autentyczność. Filmy trafiły do sieci już w 2020 roku, jednak dopiero teraz wojsko zdecydowało się na ich oficjalną publikację.
W USA powstała też specjalna grupa zadaniowa, która ma ponownie zweryfikować wspomniane nagrania pochodzące z pokładów amerykańskich samolotów wojskowych i w czerwcu przedstawić Kongresowi raport w tej sprawie. Amerykanie chcą m.in. ustalić, czy UFO może stanowić zagrożenie militarne.
źródło: wp.pl
czytaj dalej
Federalne agencje w Waszyngtonie badają co najmniej dwa niewyjaśnione incydenty zdrowotne, które dotknęły urzędników administracji prezydenta. Oba miały miejsce w USA, w tym jeden w pobliżu Białego Domu. Objawy, na które skarżyli się amerykańscy urzędnicy, wydają się podobne do symptomów tajemniczych, niewidzialnych ataków uznawanych za tzw. syndrom hawański.
W USA trwa dochodzenie w sprawie tzw. niewyjaśnionych incydentów zdrowotnych. Dwóch amerykańskich urzędników pracujących w rejonie Waszyngtonu i Białego Domu doświadczyło nagłych objawów podobnych do syndromu hawańskiego, którego doświadczyli amerykańscy dyplomaci i szpiedzy w 2016 r. na Kubie.
Objawy syndromu hawańskiego to m.in. zawroty głowy, bezsenność, nudności, utrata pamięci, a nawet trwałe uszkodzenia mózgu. Ich przyczyna są infradźwięki (o częstotliwości niższej od słyszalnej) emitowane przez tzw. broń soniczną.
Ukierunkowane ataki energetyczne w pobliżu Białego Domu - trwa dochodzenie
Jak podaje "The Guardian", rozpoczęto kolejne dochodzenie w sprawie incydentów przypominających syndrom hawański. Tym razem jednak do niepokojących zdarzeń doszło w USA. Jeden przypadek miał miejsce w Białym Domu, a dokładniej w pobliżu tzw. Elipsy, czyli dużego trawnika znajdującego się po południowej stronie rezydencji. Jeden z urzędników Rady Bezpieczeństwa Narodowego, który znalazł się na tym terenie, niespodziewanie zachorował.
Do drugiego incydentu miało dojść w Arlington na przedmieściach Waszyngtonu. W 2019 r., gdy urzędniczka Białego Domu wyprowadzała psa, minęła zaparkowaną furgonetkę, z której wyszedł mężczyzna. Chwilę później jej zwierzę zaczęło się dziwnie zachowywać i kulić - również kobieta zaczęła odczuwać silne w dzwonienie w uszach, ból głowy oraz mrowienie z boku twarzy.
- Zdrowie i dobre samopoczucie amerykańskich urzędników państwowych jest priorytetem dla administracji prezydenta Bidena. Bardzo poważnie podchodzimy do wszystkich zgłoszeń incydentów zdrowotnych naszych pracowników - powiedziała portalowi thehill.com Jen Psaki, rzeczniczka Białego Domu.
Jak się okazuje, CIA powołała grupę zadaniową w grudniu 2020 r., a nowy dyrektor CIA, William Burns, wyznaczył specjalnego urzędnika do koordynowania zarówno opieki nad poszkodowanymi, jak i do badania źródeł ataków.
- Biały Dom ściśle współpracuje z departamentami i agencjami rządowymi, których celem jest zajęcie się niewyjaśnionymi incydentami zdrowotnymi i zapewnienie bezpieczeństwa Amerykanom służącym swojemu krajowi na całym świecie. Nadal oceniamy zgłoszone incydenty i musimy chronić prywatność osób poszkodowanych, dlatego też w tej chwili nie możemy podać ani potwierdzić innych szczegółów - dodała rzeczniczka Białego Domu.
Fala tajemniczych urazów mózgu, czyli syndrom hawański
W 2016 roku na Kubie doszło do niepokojących incydentów, które spowodowały u amerykańskich oficerów CIA oraz dyplomatów m.in. urazy mózgu. National Academy of Scientists uznało, że przyczyną było prawdopodobnie użycie tzw. broni sonicznej, która emituje infradźwięki (znacznie niższe od słyszalnych), mogące powodować zawroty głowy, bezsenność, nudności, utratę pamięci, a nawet trwałe uszkodzenia mózgu. Lekarze zatrudnieni przez Departament Stanu powiedzieli, że skany mózgu 21 osób wykazały zmiany strukturalne w mózgu, które nie zostały zidentyfikowane ani powiązane z żadnym znanym zaburzeniem.
Władze USA zdecydowały wówczas, że w sierpniu 2017 r. z terytorium Kuby wyjedzie część personelu ambasady amerykańskiej w Hawanie. Personel dyplomatyczny USA stacjonujący w Rosji oraz w Chinach zgłosił podobne, niewyjaśnione incydenty. Chociaż nie ma zgody co do tego, co powoduje objawy, w jednym z badań sponsorowanych przez Departament Stanu wykazano, że jednak prawdopodobnie były one wynikiem ataków energii mikrofalowej.
czytaj dalej
Ogromna liczba ptaków wdarła się przez kominy do domów. Naukowcy nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego to robią. Czy to efekt zmian pola magnetycznego Ziemi, które dezorientuje ptaki? Strażacy ze stanu Kalifornia przetarli oczy ze zdumienia, gdy odkryli, że w kominie w mieście Montecito utknęło około tysiąca niewielkich ptaków. Co ciekawe, podobna sytuacja zdarzyła się kilka dni wcześniej, ale w innym mieście.
W ostatnim czasie w stanie Kalifornia duża liczba ptaków wdarła się do dwóch budynków mieszkalnych przez kominy.
Jak donoszą lokalne media, właściciel jednego z domów w mieście Torrance przekazał, że dwa tygodnie temu w środę przez kilka dni znajdowało się u niego ponad 800 ptaków. Zwierzęta latały dosłownie wszędzie i trudno było je powstrzymać.
- To trudno wytłumaczyć - powiedział właściciel. - Jeśli nie zobaczysz tego na własne oczy, nigdy w to nie uwierzysz - dodał. Podobnie było w innej miejscowości
Zaledwie kilka dni później, 25 kwietnia w miejscowości Montecito, kilka godzin jazdy na północ od Torrance, doszło do podobnej sytuacji. W niedzielę wieczorem miejscowa straż pożarna otrzymała wezwanie do domu, w którym około tysiąca ptaków z rodziny jerzykowatych utknęło w kominie domu. Strażacy zamieścili film z akcji, na którym widać zgromadzone ptaki.
"Strażacy liczyli, że ptaki przez noc same wylecą i odetkają komin" - napisano w komunikacie prasowym straży pożarnej w Montecito. Jednak takie samo wezwanie pojawiło się też kolejnego dnia. "Nadal tam siedziały" - podali strażacy.
Do pomocy postanowiono wezwać pracowników służb zajmujących się ochroną zwierząt. Ci przez cały poniedziałek próbowali opracować sposób na wypuszczenie ptaków na zewnątrz. Ostatecznie zwierzęta wydostały się na powietrze przez tylne drzwi domu.
Nie wiadomo, jaki był powód gościny tak ogromnej liczby ptaków, jednak jerzyki znane są z tego, że lubią zagnieżdżać się w okolicach kominów.
Źródło: foxnews.com, ENEX
czytaj dalej
Popularna w Holandii artystka Rachel Velberg, kwestionująca szkodliwość koronawirusa, trafiła w stanie ciężkim do szpitala z powodu Covid-19. Obecnie twierdzi, że "wirus to nie żart".
Jeszcze niedawno MC Boogshe, to pseudonim artystki Rachel Velberg, aktywnie udzielała się w ruchu kwestionującym szkodliwość koronawirusa. Uczestniczyła w antyrządowych protestach przeciwko obostrzeniom wprowadzonym w związku z pandemią, była szczególnie aktywna w mediach społecznościowych.
Jak informują niderlandzkie media, w zeszłym tygodniu trafiła w stanie ciężkim do szpitala. Miała problemy z oddychaniem.
Velberg, która jeszcze niedawno uważała, że koronawirus to tylko "niegroźna grypa", obecnie twierdzi, że "wirus to nie żart". Poinformowała swoich fanów na Instagram Stories, że czuje się już lepiej i niedługo trafi do domu.
Tymczasem, jak informuje dziennik "Algemeen Dagblad", coraz więcej ludzi młodych zakażonych koronawirusem trafia do szpitala. "Nie tylko obniża się średni wiek pacjentów z Covid-19, ale także w wartościach bezwzględnych nastąpił znaczny wzrost liczby ciężko chorych młodych ludzi, którzy wymagają hospitalizacji" - czytamy w artykule.
Wzrost liczby młodych pacjentów występuje zarówno na oddziałach intensywnej terapii, jak i na zwykłych oddziałach. Eksperci, cytowani przez dziennik, podkreślają, że konieczne jest przyspieszenie procesu szczepień ludzi młodych.
Dziennik "Metro" poinformował również w sobotę o decyzji rządu w sprawie dalszego luzowania obostrzeń. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom od 11 maja nie zostaną otwarte siłownie i muzea. "Obłożenie szpitali jest ciągle zbyt duże" - napisał na Twitterze minister zdrowia Hugo de Jonge.
Z Amsterdamu Andrzej Pawluszek (PAP), źródło: gazeta.pl
czytaj dalej
Bydgoszcz. Pies od dwóch lat przychodzi na cmentarz. Mieszkańcy szukają dla niego osoby, która mu pomoże otrząsnąć się ze stresu po śmierci jego opiekuna.
Pies przypominający husky'ego od dwóch lat przebywa na cmentarzu w Bydgoszczy. Osoby, które stale widują zwierzę, są przekonane, że tęskni za właścicielem, jednak nie wiadomo, kto nim był. Pani Karolina, która od kilku miesięcy karmi czworonoga, podkreśla, że niezbędna jest pomoc psiego behawiorysty.
- Nie ma innego wytłumaczenia: on tęskni za panem, dlatego czuwa tutaj, jak na posterunku - powiedzieli w rozmowie z "Gazetą Pomorską" bydgoszczanie.
Od dwóch lat na jednym z bydgoskich cmentarzy mieszka pies, którego właściciel najprawdopodobniej zmarł i został pochowany w tej nekropolii. Nie wiadomo, jednak gdzie dokładnie spoczywa opiekun czworonoga, ponieważ zwierzę często przechadza się między kilkoma nagrobkami.
Niektórzy mieszkańcy Bydgoszczy twierdzą, że pies zamieszkał na cmentarzu dwa lata temu, jednak pani Karolina, z którą udało się porozmawiać reporterom "Gazety Pomorskiej" widuje go od lata zeszłego roku. Choć kobieta karmi czworonoga codziennie od ośmiu miesięcy, pies nadal nie ma do niej zaufania, a do miski z jedzeniem podchodzi dopiero wtedy, kiedy pani Karolina od niej odejdzie.
Buda dla psa na cmentarzu okazała się "niestosowna"
Zeszłej zimy piesek również przebywał na cmentarzu. Aby ukryć się przed mrozem, chował się między mogiłami w wykopanej norze. Grupa mieszkańców chciała pomóc zwierzęciu i postawić dla niego budę przed płotem cmentarza - nie mogli tego zrobić, ponieważ uznano to za niestosowne. W zamian przyniesiono legowisko, jednak szybko zostało ono wyrzucone.
W sprawie pieska interweniowali już strażnicy miejscy, weterynarz oraz pracownicy ochrony, jednak nie udało im się schwytać czworonoga. Osoby, które widują psa, sądzą, że zwierzę potrzebuje behawiorysty. Mieszkańcy Bydgoszczy szukają osoby, która byłaby chętna pomóc psu.
Screen z naszego portalu na facebook'u.
Poniżej grafika, którą przysłał jeden z naszych czytelników.
From: [...]
Sent: Sunday, May 2, 2021 12:02 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: .
czytaj dalej
Koronawirus. Wszyscy pasażerowie połączenia z Delhi do Hongkongu mieli negatywne wyniki testów na koronawirusa, kiedy wsiadali na pokład samolotu. Po przylocie do miejsca docelowego podróżni - zgodnie z przepisami - trafili na kwarantannę. Przeprowadzono również ponowne badania, które wykazały, że u 52 osób stwierdzono obecność COVID-19.
Od wtorku 20 kwietnia Hongkong zawiesił wszystkie loty łączące go z Indiami do 3 maja w związku z ogromnym wzrostem nowych przypadków zakażenia koronawirusem w tym kraju, informował portal ndtv.com. Decyzja rządu jest podyktowana między innymi sytuacją z początku kwietnia, kiedy to po locie organizowanym przez linie lotnicze Vistara okazało się, że ponad 50 pasażerów jest zakażonych pomimo przeprowadzonych przed lotem testów na obecność wirusa.
Koronawirus. Ponad 50 pasażerów chorych po locie samolotem
Lot odbył się 4 kwietnia z Delhi (Indie) do Hongkongu. Choć wszyscy pasażerowie mieli negatywne wyniki testów na obecność COVID-19, po skierowaniu na kwarantannę okazało się, że aż 52 osoby zostało zakażone wirusem. Zarówno linie lotnicze, jak i władze Hongkongu nie zdecydowały się udostępnić informacji o tym, ilu pasażerów dokładnie podróżowało samolotem. Wiadomo jedynie, że w normalnych warunkach na pokładzie może zmieścić się 188 pasażerów, informuje DailyMail.co.uk.
Sprawa masowych zarażeń jest wyjaśniania przez ekspertów. Wskazują oni, że ryzyko zakażenia się COVID-19 na pokładzie samolotu jest niewielkie w związku ze stosowanymi tam filtrami powietrza. Jako możliwość powstania ogniska podaje się cztery hipotezy.
Pierwsza z nich to możliwość zakażenia się w czasie pomiędzy wykonaniem testu a wejściem na pokład - zgodnie z zasadami test musi zostać zrobiony do 72 godzin przed wylotem. Drugą możliwością jest zakażenie się wirusem w trakcie kwarantanny w hotelu. Jako trzecią hipotezę uznano kupno fałszywego testu przez jednego z pasażerów i zarażenie pozostałych. Czwartą opcją jest wystąpienie "wyjątkowo zaraźliwej odmiany wirusa", który miałby być odporny na stosowany sposób wentylacji.
Jedna z pasażerek jest przekonana, że zaraziła się na pokładzie samolotu
Rashida Fathimia jest jedną osób, które leciały samolotem, w którym wykryto ognisko zakażenia. Kobieta była na pokładzie razem ze swoimi dziećmi oraz mężem. Cała rodzina otrzymała pozytywny wynik testu na obecność COVID-19. Jak mówiła Fathimia w rozmowie z "Wall Street Journal", jest przekonana, że zaraziła się podczas podróży. Opowiadała o pasażerach, którzy mieli zdejmować maseczki w trakcie lotu, kilka osób podobno kaszlało, a niektórzy chodzili po pokładzie razem ze swoimi dziećmi w celu uspokojenia ich.
Dr Eric Feigl Ding informował w mediach społecznościowych, że przed wysłaniem pasażerów na kwarantannę zakażenie zostało potwierdzone u 8 osób. Gdyby nie nakaz odizolowania się po podróży, 39 osób prawdopodobnie rozsiewałoby zakażenie dalej, nie będąc tego świadomymi. Jak argumentował, to właśnie dlatego tak ważne jest utrzymywanie ścisłych rygorów epidemicznych.
Sytuacja epidemiczna w Indiach jest najgorsza na świecie. System opieki zdrowotnej dosłownie załamuje się w wyniku druzgocącej fali epidemii, która pochłania ponad 2800 żyć dziennie. W poniedziałek kolejny dzień z rzędu padł rekord liczby nowych infekcji w ciągu jednej doby - 352 991 przypadków.
źródło: gazeta.pl, CNN, BBC, USA Today
czytaj dalej
W niedzielę 25 kwietnia 2021 mieszkańcy Gdyni oraz powiatu puckiego (województwo pomorskie) mieli okazję zaobserwować nietypowe zjawisko atmosferyczne, które okazało się trąbą wodną. Wytworzyła się na wodach Zatoki Puckiej i utrzymywała przez kilka minut. Internauci pochwalili się w sieci niesamowitymi zdjęciami.
"Krótko po godzinie 19:00 mieszkańcy północnej części Gdyni, Kosakowa i okolic, oraz rejonu Zatoki Puckiej mogli obserwować bardzo nisko osadzony lej kondensacyjny, a później także trąbę wodną nad wodami Zatoki Puckiej. Lej był widoczny przez przynajmniej 2-3 minuty i towarzyszył mu drugi, słabiej wykształcony zalążek trąby" - opisano na profilu Sieć Obserwatorów Burz na Facebooku.
Jak dodali autorzy profilu, nietypowe zjawisko atmosferyczne zostało sklasyfikowane jako "trąba wodna z potwierdzonym kontaktem z wodami Zatoki Puckiej".
Dlaczego nad Zatoką Pucką wytworzyła się trąba wodna?
Jak czytamy na stronie dobrapogoda24.pl, do Polski od kilku dni napływa zimne, arktyczne powietrze, co w połączeniu ze stosunkowo ciepłymi wodami Bałtyku powoduje "pionowy gradient temperatury". To z kolei sprzyja tworzeniu się chmur kłębiastych przynoszących opady deszczu ze śniegiem, krupy śnieżnej czy śniegu.
Znacznie ciekawszym zjawiskiem jednak portal określa trąbę wodną, która wytworzyła się w niedzielny wieczór nad Zatoką Pucką i była widoczna co najmniej przez kilka minut. Zgodnie ze wstępnymi informacjami nie dotarła ona do lądu. Prawdopodobnie była również pierwszą tego typu trąbą, która pojawiła się nad polskim wybrzeżem w tym sezonie.
żródło: gazeta.pl
czytaj dalej
Brak łóżek, tlenu i leków w szpitalach, setki tysięcy nowych zakażonych dziennie i tysiące zmarłych - tak wygląda sytuacja epidemiczna w Indiach. "Jeśli chory przeżyje to z powodu cudu, a nie leczenia" - mówią mieszkańcy kraju. Eksperci alarmują, że Indie wkroczyły w etap katastrofy humanitarnej. Religijni mieszkańcy małych miejscowościach mówią o tym, że rozpoczęła się Apokalipsa i za chwilę skończy się świat. Sceny z Indii przypominają filmy katastroficzne z Holywood.
Czwarty dzień z rzędu w Indiach odnotowano bardzo wysoką liczbę dziennych zakażeń. W ciągu ostatniej doby potwierdzono 349 691 przypadków zachorowań, a 2767 osób zmarło. Rzeczywiste liczby mogą być jeszcze wyższe, ponieważ nie wszyscy są testowani - laboratoria są przeładowane.
Dramat zaczął się kilka dni temu
Stolica, Delhi, jest jednym z obszarów najbardziej dotkniętych pandemią. Portal BBC donosi, że szpitale są przepełnione, pracownicy ochrony zdrowia są wyczerpani, a obywatele zdesperowani. Zagraniczne media podają, że dla pacjentów brakuje nie tylko łóżek, ale i tlenu. Indyjski rząd wysyła już nawet samoloty wojskowe i pociągi, aby realizowały dostawy gazu do lecznic w stolicy, także z zagranicy, np. Singapuru. Brytyjski serwis podkreśla, że ludzie jeżdżą od szpitala do szpitala w poszukiwaniu miejsca. Niektóre placówki godzą się przyjąć chorego na oddział ratunkowy jedynie na "kilka godzin". W międzyczasie trzeba szukać miejsca gdzie indziej. Zakażeni koronawirusem z wysoką gorączką, zamiast leżeć w domach, poszukują łóżek dla bliskich, którzy mają problemy z oddychaniem.
W sobotę dwa szpitale w Delhi poleciły rodzinom zabrać swoich bliskich, właśnie z powodu kończącego się tlenu. W kraju brakuje również karetek z tlenem, więc nawet jeśli znajdzie się łóżko, co obecnie jest prawie niemożliwe, rodzinom trudno jest przewieźć pacjenta. BBC podkreśla, że niektórzy decydują się zabrać bliskich chorych do szpitali oddalonych o 300-500 km. Wyruszają więc z nimi w niebezpieczną podróż z nadzieją, że w innym mieście znajdzie się łóżko i tlen dla zakażonego koronawirusem. Brakuje leków, dostawcom zabrakło zapasów, nie działają infolinie.
Tak obecnie funkcjonuje stolica Indii. Media społecznościowe są pełne desperackich próśb o pomoc. "Rodzina wie, że jeśli chory przeżyje to z powodu cudu, a nie leczenia" - podaje BBC, cytując jedną z mieszkanek Indii. Podobna sytuacja jest także w innych miastach. Lekarze podkreślają, że niewiele mogą zrobić, jeśli brakuje tlenu.
Indie błagają świat o pomoc!
W sobotę rzeczniczka Białego Domu przekazała agencji Reutera, że Stany Zjednoczone są zaniepokojone sytuacją epidemiczną w Indiach. - Jesteśmy w trakcie rozmów na wysokich szczeblach i planujemy szybko dostarczyć dodatkowe wsparcie dla rządu Indii i indyjskich pracowników służby zdrowia, którzy walczą z tą poważną falą epidemii - powiedziała.
Ashish Jha, dziekan Szkoły Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie Browna w Providence w USA, w artykule na łamach "Washington Post" ostrzegł, że Indie są na skraju katastrofy humanitarnej. Przekazał, że, według oficjalnych danych, dziennie umiera około 2 tys. osób, jednak większość ekspertów szacuje, że prawdziwa liczba jest pięć, a nawet dziesięć razy większa.
Premier Indii w niedzielę wezwał wszystkich obywateli do przyjęcia szczepionek przeciwko COVID-19 i zachowania ostrożności. - Nasze nastroje były bardzo dobre po pomyślnym poradzeniu sobie z pierwszą falą. Ale ta burza wstrząsnęła narodem - powiedział szef rządu.
czytaj dalej
Wykryty u przybywających z Tanzanii osób wariant wirusa SARS-CoV-2 ma aż 34 mutacje, z których część ułatwia mu unikanie przeciwciał wytworzonych pod wpływem szczepionek - informuje nierecenzowane pismo "medRxiv". Tanzania nie testuje swoich obywateli, nie raportuje danych dot. zakażeń i nie wprowadziła niemal żadnych obostrzeń.
Wariant wirusa uznany przez specjalistów za "wariant zainteresowania" (VOI) został odkryty dzięki rutynowym kontrolom u trzech podróżujących samolotem osób, które przybyły do Angoli z Tanzanii w połowie lutego. Eksperci uważają, że to najbardziej zmutowany szczep COVID na świecie. Wśród 34 wykrytych zmian jest 14 dotyczących białka kolca - części wirusa, której używa, aby dostać się do ludzkich komórek i wywołać chorobę. Dla porównania wariant brazylijski ma łącznie 18 mutacji, z których 10 dotyczy białka kolca, podczas gdy brytyjski - 17 mutacji (osiem w białku kolca).
Nowy wariant nazwany tymczasowo A. VOI. V2 zawiera również niepokojącą zmianę E484K - określaną jako "mutacja ucieczki" - która pomaga wirusowi pokonać przeciwciała i pojawia się w innych niepokojących szczepach.
Naukowcy z ministerstwa zdrowia Angoli, afrykańskich Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (Africa Centres for Disease Control and Prevention), uniwersytetów w Oksfordzie i Kapsztadzie oraz wieloinstytucjonalny organ badawczy KRISP ostrzegli, że nowy wariant wymaga "pilnych badań". Istnieją obawy, że nowe "super warianty" - na przykład indyjski i brazylijski - mogą przedłużyć pandemię. W Brazylii COVID-19 rozprzestrzenia się w sposób niekontrolowany, zaś w Indiach liczba nowych zakażeń przekroczyła 300 tys. dziennie. Powstały tam nowe warianty - P1 z Brazylii i "podwójny mutant" COVID-19 z Indii.
"Próżnia informacyjna" dot. Tanzanii
Specjaliści ostrzegają, że w Tanzanii panuje "w dużej mierze nieudokumentowana epidemia" z "kilkoma wdrożonymi środkami ochrony zdrowia publicznego". Oficjalna liczba przypadków w tym kraju to zaledwie 509 zakażeń i 21 zgonów - prawdopodobnie rzeczywiste liczby są znacznie wyższe. Rząd Tanzanii zaprzeczał istnieniu COVID, a prezydent John Magufuli wzywał do modlitw i stosowania ziół - aż do swojej nagłej śmierci w marcu br. Według oficjalnej wersji prezydent zmarł na skutek choroby serca, według opozycji - na pełnoobjawowy COVID-19.
Ekspertów niepokoi dotycząca Tanzanii "próżnia informacyjna", która utrudnia monitorowanie potencjalnie niebezpiecznych nowych mutacji.
Wakacje w Tanzanii są bardzo popularne wśród Polaków, ponieważ wycieczki są stosunkowo tanie, a w kraju nie obowiązują niemal żadne obostrzenia pandemiczne.
źródło: PAP
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie